@viva cristo rey
Szanowny Panie, odpowiadam Panu u
siebie na blogu, gdy z u Pana Aleksandra Ściosa byłoby to trudnie, bo musiałbym
mój komentarz dzielić na kilka części, a i tak objętościowo przektaczałby treść
artykułu Gospodarza.
A więc proszę o wybaczenie i
zrumienie.
Ad rem
Na temat kontroli i nadzoru
przebiegu procedur wyborczych nie chce mi się już w ogóle pisać, bo już się tym
przejadłem.
Za chwilę minie 10 lat, gdy
podjąłem się zadania stworzenia stałego i trwałego korpusu wyborczego
wspierającego PiS w wyborach różnych szczebli.
W roku 2005 jak i 2007 posiadałem
liczne dowody na fałszerstwa wyborcze tak podczas zbierania podpisów na listach
poparcia jak i już w trakcie procedur wyborczych, o których mailami i
telefonicznie informowałem znanych mi działaczy PiS w pierwszych stron gazet,
także tych lokalnych z województwa pomorskiego.
Pomimo braku zainteresowania, a i
odzewu, także z Kancelarii Prezydenta śp. Lecha Kaczyńskiego niezrażony
wcześniejszymi niepowodzeniami przed rozpoczęciem kampanii prezydenckiej jak i
w trakcie jej trwania oraz w dzień przyśpieszonych wyborów tak w czerwcu jak i
w lipcu 2010 roku zabiegałem o ustanowienie korpusu wyborczego na rzecz PiS i
kandydującego wówczas Jarosława Kaczyńskiego. W dniu wyborów próbowałem
telefonicznie i mailowo wprost wymusić udzielenie pełnomocnictw wskazanym
przeze mnie zaufanym osobom, byłym działaczom I Solidarności i społecznym,
którzy mogliby w dniu wyborów pełnić funkcje mężów zaufania, a których brak
stwierdziłem osobiście we wszystkich komisjach obwodowych w mojej dzielnicy
Gdańska, w której jestem znaną i rozpoznawalną osobą w zwitku z dotychczasową
działalnością gospodarczą, społeczną, polityczną, związkową a także towarzyską.
Niestety telefon pełnomocnika
sztabu wyborczego był wyłączony, bo ta pani miała focha i się obraziła,
zrezygnowała i wyjechała nad jezioro na Kaszuby pozostawiając wybory na żer
lokai moskali.
W dniu 18 czerwca 2010 roku,
radny Rady Miasta Gdańska z PiS, Kazimierz Koralewski oświadczył mi osobiście
przy stoliku na Targu Rybnym tuż po zakończonym wiecu wyborczym z udziałem
Jarosława Kaczyńskiego i po uprzedniej mojej osobistej rozmowie z kandydatem
oraz z Pawłem Poncyliuszem, że na terenie całego Gdańska posiada więcej
kandydatów do pełnienia funkcji męża zaufania niż on faktycznie potrzebuje i
odrzucił moją propozycję zorganizowania od ręki sztabu ludzi do pełnienia tej
funkcji na mojej dzielnicy.
Podczas osobistej rozmowy z
Pawłem Poncyljuszem przekazałem moje propozycje przeprowadzenia zakamuflowanej
kampanii wyborczej, lecz zgodnej z obowiązującym prawem wyborczym, która byłaby
kampanią negatywną w okresie ciszy wyborczej. Niestety już następnego dnia
stwierdziłem, że Paweł P. mój pomysł zdradził, o czym publicznie poinformowałem
komentatorów na blogu Kataryny, bo po naszej rozmowie w ciągu kilkunastu godzin
przeprowadzenie kampanii wyborczej w Internecie według wcześniej przygotowanego
scenariusz stało się niemożliwe.
Po tym przykrym incydencie Paweł,
P. przestał odbierać ode mnie telefonów – tak było podczas wizyty w Siedlcach,
a następnie znany mi numer został wyłączony i przestał się logować w sieci.
Posłowie PiS, z którymi się
połączyłem telefonicznie w czasie trwającej wizyty Jarosława Kaczyńskiego w
Siedlcach wykręcali się od pomocy oświadczając, że oni nie mają nic wspólnego z
kampanią wyborczą oraz tym, ze nie są w sztabie wyborczym Jarosława Kaczyńskiego
tak twierdziła m.in. poseł Małgorzata Sadurska,
która nie miała rzekomo czasu, bo była akurat na posiedzeniu komisji sejmowej.
Zapewne moje bilingi są skrzętnie gromadzone i przechowywane w którejś z szaf
Lesiaka.
Natomiast Andrzej Jaworski, poseł PiS z Pomorza,
były prezes Stoczni Gdańskiej S.A., były radny Rady Miasta Gdańsk w dniu 25
czerwca 2012 roku, z którym rozmawiałem telefonicznie około godz. 14 z minutami
już nie miał czasu, bo właśnie jechał nad kaszubskie jezioro na weekend (mniej
więcej w podobnym czasie będąc w centrum Gdańska rozmawiałem też z Andrzejem
Gwiazdą i Karolem Guzikiewiczem w przedmiocie kampanii wyborczej i o ich
udziale w robionym prywatnie przeze mnie i Kolegą Blogerem z Warszawy spocie
wyborczym wspierającym kandydaturę Jarosława Kaczyńskiego).
Po rozmowie telefonicznej z Karolem Guzikiewiczem
dowiedziałem się, że poseł Andrzej Jaworski zakazał działaczom stoczniowej
Solidarności udzielania wywiadów i jakiejkolwiek pomocy be z jego uprzedniej
zgody.
Zgodę oczywiście otrzymałem, lecz to odwlokło w
czasie nasz projekt ze spotem wyborczym do przyszłego tygodnia, gdy tymczasem
czasu było coraz mniej przed drugą lipcową turą wyborczą.
Zapamiętałem ten dzień, bo było to po mojej
wizycie na plebanii kościoła Św. Brygidy w Gdańsku i mojej długiej rozmowie z
ks. prałatem śp. Henrykiem Jankowskim, który bardzo schorowany udzielił
poparcia dla kandydatury Jarosława Kaczyńskiego, co można zobaczyć i usłyszeć w
spocie wyborczym na moim kanale YT.
Było to, tak można powiedzieć w przeddzień śmierci
prałata, z którym się tego dnia pojednałem po prawie 30 latach, bo od stycznia
1982 roku prałata nie odwiedzałem, a rozmawialiśmy ze sobą jednie okazjonalnie
w latach 90 XX wieku przy okazji rocznic i gdańskich uroczystości miejskich jak
np. otwarcie Jarmarku Św. Dominika czy spotkań bożonarodzeniowych na opłatku w
Gdańsku. W dniu 28 lipca 1990 roku to nawet przeszliśmy w procesji po
nabożeństwie z Bazyliki Mariackiej ulicą Długą pod scenę na Targu Węglowym,
gdzie nastąpiło uroczyste otwarcie Jarmarku Św. Dominika. W czasie tej procesji
prałat trzymał mnie pod rękę – nakłaniając i namawiając mnie do przyjścia na
plebanie w celu przeproszenia jego gospodyni, którą ja po nocnym incydencie i
epizodzie z mlekiem w proszku dla mojego 8. miesięcznego syna posądziłem o
działalność agenturalna, co stało się podstawą do burzliwej awantury z tam
działającą podziemną opozycją solidarnościową w tym o oskarżenie mnie o próbę
skłócenia i rozbijactwa. Było to po tym jak będąc w ukryciu udałem się po mleko
w proszku, którego zabrakło dla mojego syna.
To ja odbierałem kartki żywnościowe na syna i żonę
w Gdańskiej Stoczni Remontowej im. Józefa Piłsudskiego.
W obawie przed aresztowaniem starałem się nie
wchodzić legalnie na teren stoczni (nielegalnie, bo byłem pozbawiony aktualnej
przepustki i przez płot rzecz jasna wchodziłem – stąd posiadane archiwum
Solidarności, które w ten sposób wyniosłem i uratowałem w styczniu 1982 roku
przewożąc następnie komunikacją stoczniową i miejską z przesiadkami do swojego
mieszkania i umyślnej skrytki, którą miałem przygotowaną pod węglem w komórce)
pomny doświadczeń innych członków komitetu strajkowego i komisji zakładowej
Solidarności w GSR.
Jak choćby Janusza Kucharskiego, który wszedł na
rzekomą rozmowę z szefem wydziały, a tam czekali już na jego esbecy.
Byłem świadkiem jego rozmowy przez telefon
wewnętrzny z portierni przy pętli/budynku dyrekcji GRS z szefem, którego
wówczas widziałem po raz ostatni, gdy wchodził na teren stoczni.
Wracając do tematu wyborów.
Jeden film z tamtego naszego ostatniego spotkania
z ks. prałatem trwający około 10 minut, który też upubliczniłem, lecz bez
ścieżki dźwiękowej z prowadzonej między nami rozmowy, zawierał ścieżkę
dźwiękową dotyczącą naszych starych wspomnień, gdzie padają konkretne imiona i
nazwiska jak i nasze opinie o ludziach, często bardzo skompromitowanych i
niegodnych. Dlatego
Nasuwa się pytanie.
Czy ktoś, kto prowadzi kampanię wyborczą i ktoś taki,
kto zakazuje wszelkiej działać i podejmować jakiekolwiek decyzje związane z
kampanią wyborczą i wyborami od piątku w południe do poniedziałku do godzin
około południowych, (bo dopiero wówczas poseł Andrzej Jaworski planował powrót
do Gdańska i do swojego biura poselskiego, do którego mnie oczywiście pan poseł
zapraszał) z weekendu nad jeziorem i grilla ma prawo pozostawiać wszystko samopas
w już piątek około godz. 14 zawieszając całkowicie aktywności na prawie 3 doby?
Niestety mój sztandarowy pomysł by stworzyć korpus
wyborczy PiS podczas zbierania podpisów pod listami poparcia Jarosława Kaczyńskiego
w jego staraniu o elekcję w wyborach prezydenckich w 2001 roku także nie
wypalił, bo nikomu w PiS nie zależało nad utworzeniem takiego korpusu wyborczego,
który mógłby swoją liczebnością kilka razy przewyższyć liczebność całej partii
PiS wraz z jej młodzieżówką.
Rodziło to i niosło za sobą zagrożenie dla
skostniałej elity w PiS w tym kretów i innych ryjących i ssących żyjątek, które
obsiadłej kluczowe funkcje w tej partii opozycyjnej.
Korpus wyborczy PiS, który mógłby wówczas powstać
mógłby liczyć nawet ponad 100 tysięcy członków, wolontariuszy, którzy mogliby w
przyszłości bez trudności nie tylko zgromadzić wymaganą liczbę podpisów pod
listami kandydatów z PiS, ale i obsadzać wszystkie komisje wyborcze w każdych
wyborach tak, jako członkowie komisji i mężowie zaufania.
Pamiętajmy, że kandydaturę Jarosława Kaczyńskiego
w przedterminowych wyborach prezydenckich w 2010 roku poparło ponad 1.750.000
osób.
Wystarczyłby tylko jeden procent z tej liczby
dałoby to efekt w postaci liczącego około 175.00 ludzi w takim korpusie
wyborczym, który powinien w latach następnych współpracować z PiS i uzupełniać
non stop swoich członków choćby z takich powodów jak przyczyny naturalne –
ludzie nie tylko rodzą się i żyją, lecz także umierają.
Niestety nikt, podkreślam NIKT w PiS nie był tym
moim pomysłem zainteresowany.
Tak, więc jedyną i niepowtarzającą się okazję
zaprzepaszczono raz na zawsze, bo i dziś nie widzę atmosfery ani chęci w PiS by
coś tak niebezpiecznego /dla skostniałego PiS/, jakim byłby bez wątpienia tak
liczny korpus wyborczy.
Według mnie istnienie takiego korpusu wyborczego
nie narażałoby w przyszłości na śmieszność, tak jak miało to miejsce podczas
wyborów uzupełniających do senatu w okręgu wyborczym Gorzów Wielkopolski, w
którym PiS nie zdołał uzbierać wymaganej liczby podpisów poparcia pod listami
poparcia dla swojego kandydata.
Ciągła akcyjność i tymczasowość od wyborów do
wyborów prowadzi do nikąd, a sympatyków i potencjalnych wyborców PiS na
przysłowiowe manowce, bo wyborcy PiS mają jedno zadanie głosować i nie
dyskutować ze starszymi i mądrzejszymi.
Po efektach to widzieliśmy i widzimy dziś, że
złodzieje i oszuści mają się także przez ostatnich siedmiu lat rządów
przestępczych całkiem dobrze, bo to nie tylko Naród Polski oszalał, oszaleli i
stracili zmysł samozachowawczy członkowie jedynej partii opozycyjnej PiS.
Gdy po raz kolejny przypomniałem i wspomniałem o
moim pomyśle powołania korpusu wyborczego, to zostałem skrytykowany jakbym to
ja był starą zdartą płytą z bardzo niemodną muzyką, bo oni są już nowocześni i
idą do europu, a nie na wschodnie stepy, a tam w ich jeropejskiej jewropie nie
ma miejsca na archaizmy przeze mnie proponowane.
Tam społeczeństwo jest świadome i wie, na kogo i
jak głosować, nie to, co w zapyziałej III RP znaczy PRL Bis.
Pozdrawiam Pana serdecznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.