czwartek, 30 kwietnia 2015
Klipy filmowe z Góry Gradowej w Gdańsku z dnia z 29 04 2015
Klipy filmowe nagrane aparatem z ręki - bez statywu, co nie da się nie zauważyć, bo obraz jest niestabilny, lecz i tak ucieszy oko miłośników Mojego Miasta Gdańska..
Album z fotografiami z Góry Gradowej w Gdańsku i gdańskiej starówki z dnia 29 kwietnia 2015 roku: KLIK!
Obibok na własny koszt
Etykiety:
Bazylika Mariacka,
Dworzec PKP w Gdańsku,
Gdańsk,
Gdańsk Główny,
gdańska Starówka,
Góra Gradowa,
Krzyż Millenijny,
Ratusz Głównego Miasta,
Zieleniak
IPN TV - „Z filmoteki bezpieki” odc. 1 - „Sami o sobie”
Dalej po "sznurka":
cz.2 : KLIK!
cz.3: KLIK!
itd. jest tego trochę, bo ponad 20 odcinków.
Tu jest np. cz. 21: KLIK!
Polecam koneserom i znawcom.
piątek, 24 kwietnia 2015
niedziela, 19 kwietnia 2015
środa, 15 kwietnia 2015
Cztery komentarze mówiące mną samym
Pod kolejnym bardzo interesującym tekstem Pana Aleksandra Ściosa pt.: O kolektywnym wysiłku zawisły bardzo ważne także i z mojego punktu widzenia i postrzegania otaczającej mnie polskiej rzeczywistości komentarze, Gospodarza blogu, cenionych i poważanych przeze mnie Komentatorów, które postanowiłem zawiesić bez skrótów również na moim blogu.
Cytuję:
viva cristo rey15 kwietnia 2015 10:29
Autor i KomentatorzyBardzo dziękuję Autorowi za ten tekst. Malkontentom, którzy pojawiają się na jego blogu, proponuję, by spojrzeli na to miejsce zupełnie inaczej, niż na propagandowy eter III RP. Tam wmawia się ludziom kompulsywny przymus „posiadania własnego zdania” na każdy temat, bez względu na poziom własnej wiedzy (lub częściej niewiedzy). Im zaś większy indolent i idiota, tym więcej powinien mówić. No i mamy te lejące się fale wulgarnych komentarzy na popularnych portalach, kariery chamów odgrywających dziennikarzy, pomieszanie z poplątaniem, kult głupoty nazywanej wolnością. Jakie są oczywiste korzyści propagandowe – nie trzeba wiele mówić; pomieszanie pojęć, chaos, w którym łatwo ginie jakikolwiek sens i prawda. Przede wszystkim wielki proces anty-wychowania obywatelskiego, w którym, zamiast świadomych siebie i rzeczywistości wolnych ludzi, kształtuje się stado ogłupiałych, rozpasanych, agresywnych psów Pawłowa, coraz posłuszniejszych komendom pana. Nie łudźmy się, w razie czegoś na kształt stanu wojennego, ormowców chętnych do pałowania Polaków - nie zabraknie.
Tutaj, na blogu A.Ściosa jesteśmy wolnymi ludźmi. Może jest nas garstka, może jesteśmy trochę rozproszeni (choć licznik odwiedzin mówi, że nie jest nas wcale mało) – to jednak nie jest to miejsce ani karmienia ambicji nadawcy tekstów i ich odbiorców, ani klub dyskusyjny piewców walorów Marysi, ani kuźnia iluminatów z kręgami wtajemniczenia, które upoważniają do sprawowania coraz skuteczniejszych rządów nad tłuszczą.
Przyczyna, skutek, kontekst, następstwa – wejście w rzeczywistość do bólu, przez który przychodzi oczyszczenie i spokój ducha, to jest to miejsce, to jest ten blog. Tutaj nie promuje się wygadanych pięknisiów, przemądrzałych egoistów, czy armii propagandystów ideologii, szkolonych do walki o kształt świata. Tutaj chcemy faktów i prawdy, a pierwszą zmianą, której chcemy dokonać w świecie, jest zmiana nas samych – w wolnych, świadomych ludzi.
Pozdrawiam serdecznie Autora i Komentatorów
PS. Ciekawostka; na jednym z portali społecznościowych promowałem teksty Autora. Zablokowali. Nic wielkiego właściwie się nie stało, ale to pokazuje, nieprawdaż, kierunek zmian.
Nie żebym był jakimś profetystą - w jednym z wcześniejszych komentarzy napisałem, że przewiduję wezwania sztabu Komorowskiego do rozstrzygnięcia wyborów w I turze. Wczoraj rzecznik lokatora Belwederu wyraził taką właśnie nadzieję. Chociaż kampania opozycji nie jest żadnym zagrożeniem dla reżimu, to jednak dodatkowe dwa tygodnie niespokojnego dziamgolenia w mediach, nie są mu do niczego niepotrzebne.
viva cristo rey,
Z wielkim uznaniem przeczytałem Pańską wypowiedź. I nie dlatego, że zawiera tyle dobrych słów po adresem mojego bloga, ale przede wszystkim, że przedstawia go w perspektywie, w jakiej pragnąłbym, by był odczytywany. Nie potrafiłby tego lepiej ująć.
Diagnoza "propagandowego eteru IIIRP" jest bezwzględnie prawdziwa. To obszar największego zniewolenia i upodlenia. Miary tak wielkiej, że gdyby Polacy zdołali dostrzec jej głębię, nigdy więcej nie mogliby poświęcić chwili na uczestnictwo w tych uwłaczających spektaklach.
Od kilku lat ze smutkiem obserwuję, jak podobne reguły przymusu, intelektualnej nędzy i bylejakości wdzierają się w przestrzeń tzw. wolnych mediów. Jest to odczucie tym bardziej dotkliwe, że ów wyjątkowy przymiotnik został sprowadzony do nikczemnego poziomu "opozycyjności" - krytyki tego, co powiedzieli i napisali w reżimowych gadzinówkach oraz uprawiania partyjnej demagogii.
Tak rozumiana "opozycyjność" staje się wyznacznikiem postawy patriotycznej. Zostaje narzucona według miary, jaką reprezentują ludzie mieniący się niezależnymi publicystami.
Nikt nie zapyta - gdzie odnaleźć w niej wolną myśl, jak wytyczyć obszar autentycznej niezależności? Jak - mając media, które czerpią z wyziewów propagandy - uwolnić Polaków od podległości informacyjnej i nauczyć ich samodzielnego myślenia?
Dziś nie sposób tego uczynić. Nie z tymi mediami i ludźmi, których nie stać na odwagę intelektualną.
Budowanie wolnych mediów, od podstaw, od początku, będzie jednym z największych wyzwań długiego marszu. Jeśli to miejsce stanie się oazą dla ludzi wolnych, jeśli będą zdolni udźwignąć ciężar prawdy - potrafią sprostać takiemu wyzwaniu.
Serdecznie dziękuję Panu za te słowa i pozdrawiam
Szanowny Panie Aleksandrze,
To dobry moment na takie słowa. Chyba nie będzie lepszego.
Nim upłynie najbliższy rok, skutki wszystkich zaniechań będą już doskonale widoczne.
Pytanie "co sądzić o tym co się stało?" będzie pewnie pojawiać sie już nie sporadycznie, jak do tej pory po przegranych wyborach, ale stanie się częstszym gosciem w domach wielu Polaków. Odgrzewane argumenty rozbudzonym ostatnio młodym umysłom (w szczególności), nie wystarczą. To ziarno "wątpliwości" udało się, może nawet mimowolnie, obsiać. Może kiedyś zaowocuje!
Tym bardziej nie wystarczą, gdy okaże się, że wbrew wszelkiej logice i przewidywaniom, np. Komorowski wygrał w pierwszej turze (co zresztą, od pewnego czasu również, podobnie jak pan VCR, przewiduję), a figuranci z Pis coraz wyraźniej będą słuzyć władzy za listek figowy.
Co do " przywołania do rozumu małych demiurgów z „wolnych mediów” , to muszę sie przyznać do poniesionej porażki. Miałem ponownie (po pewnej przerwie) wymianę zdań, która wiele powiedziała mi o sposobie myślenia "niezaleznych". To autentycznie zabolało. Nie dość, że użyto wobec mnie aroganckich, poniżających porównań i ocen, to jeszcze zarzucono małostkowość i ciasne horyzonty. Miałem nie dostrzegać tak istotnych "zdobyczy" niezaleznych mediów jak samo ich utworzenie i utrzymywanie. Refleksja nad tym " po co to wszystko i dla kogo" okazała sie drugoplanowa. W tym zdarzeniu, aż nadto dobitnie przekonałem się o trafności stwierdzenia : "... pokusa pasterzowania nie ominęła również współczesnych żurnalistów i wielu z tych, którzy przypisują sobie miano niezależnych, chętnie kreuje się na „lepiej widzących ojców narodu”.
Dysonans poznawczy z jakim potyka sie wielu próbujących zbliżenia z Pańską publicystyka jest na tyle silny, że trudno nawet o potepienie kogoś "nieobytego". Świetne podsumowania tego epizodu ze strony panów VCR i Kazefa nie wymaga już żadnych dodatkowych komentarzy. Panu Kościelnemu życzę (naprawdę szczerze!) przede wszystkim cierpliwości i nieco pokory.
Pozdrawiam Pana i Komentatorów
Szanowny Panie Zaścianku,
Jestem przekonany, że jeśli PiS przegra wybory, już następnego dnia objawią się nam zastępy mędrców, którzy objaśnią wyborcom opozycji "co sądzić o tym co się stało?"
Dlatego w swoim tekście piszę wyraźnie o przygotowywanej dziś "tarczy", zza której ludzie "wolnych mediów" będą odgrywali niezapomnianą kwestię dozorcy Anioła. Nikt im nie zarzuci, że "wspólnym wysiłkiem kolektywu" nie budowali. Ano, budowali. To zaś, że się nie udało musi być winą knowań przeciwnika, potęgi propagandy, głupoty Polaków i setek innych, tym podobnych przeszkód.
Znam ten schemat ze wszystkich wcześniejszych, przegranych wyborów i nic nie wskazuje, by tym razem miano zrezygnować z odgrywania podobnej szopki. Tym łatwiejszej, że nie ma bredni, której odbiorcy owych mediów nie potrafiliby przełknąć.
Przywołał Pan własne doświadczenia z obcowania z "myślą niezależną". Ja zaś, przed kilkoma dniami otrzymałem od czytelnika wiadomość o rozmowie komentatorów pod tekstem T.Sakiewicza „Polski maraton”:
http://niezalezna.pl/65914-polski-maraton
Znajduje się tam komentarz pana o nicku „Ja z wygwizdowa”, w którym autor przytacza fragmenty mojego poprzedniego tekstu i próbuje sformułować kilka istotnych pytań.
Reakcja, z jaką się spotyka, jest warta odnotowania, bo doskonale ukazuje problem, z jakim boryka się środowisko opozycji.
Można tu dostrzec niezdolność do prowadzenia rzeczowej dyskusji, lęk przed samodzielną refleksją, powielanie fałszywych (i absurdalnych) schematów oraz silną obawę przed weryfikacją ocen. Pada też koronny "argument", o którym Pan wspomina - no budowali my, budowali i zbudowali te wolne media, a jak ktoś chce się nas teraz czepiać,niech najpierw sam dokona tej sztuki.
Chyba niewielu odbiorców owych "wolnych mediów" zdaje sobie sprawę z ordynarnego fałszu takiej argumentacji.
cdn.
cd.
Trzeba na nią spojrzeć od strony faktów, a nie natrętnej demagogii. Wydaje się, że przeciętnie inteligentny człowiek powinien wiedzieć iż heroiczny wysiłek związany z utworzeniem firmy medialnej oznacza przede wszystkim utworzenie spółki prawa handlowego,zorganizowanie etatów dla małych demiurgów, obsadzenie stanowisk w zarządzie i radzie nadzorczej.
Mówiąc krótko - oznacza spore dochody i profity dla ludzi uczestniczących w takim przedsięwzięciu. Zwykle niewiele (lub wcale) mówi się o pochodzeniu kapitału założycielskiego i nie informuje, skąd pochodziły pieniądze. Wgląd w dokumenty rejestrowe przynosi niekiedy zaskakujące informacje.
To jest w istocie podstawowa "zdobycz" płynąca z powoływania medialnych spółek i w pierwszej kolejności jest ona konsumowana przez samych żurnalistów. Dzięki temu mają solidne dochody, pracę, pozycję w swoim środowisku i opozycyjny "wieniec niezależności".
Dopiero od tego momentu możemy rozpoczynać rozmowę o budowaniu wolnych mediów. To jednak nie jest już zależne od konstrukcji spółek prawa handlowego, ale od tego, co owi żurnaliści mają w głowach. I tu pojawia się problem, bo tej wartości nie zagwarantują układy towarzyskie, znajomości z politykami lub tytuły naczelnych redaktorów.
Dlatego żadne mulitipleksy, platformy ani wysokie nakłady gazet, nie pomogą w stworzeniu wolnej myśli, jeśli biorą się za to ludzie zniewoleni i słabi, pełni środowiskowych kompleksów i zabobonów. Żadne pieniądze wyciągnięte z kieszeni czytelników i telewidzów nie zbudują skrawka wolności, jeśli sami dziennikarze nie posiadają daru myślenia w takich kategoriach.
Ostatnie lata udowodniły, że to nie jest zadanie dla ludzi, którzy przewijali się przez wszystkie telewizje III RP lub poznali siedziby niemal każdej gazety. Fakt, że w tej chwili przyszło im grać po stronie opozycji, nie dodaje im walorów.
Do tego trzeba ludzi o zupełnie nowych i otwartych horyzontach - niezwiązanych z zapyziałym establishmentem, nieskrępowanych więzami towarzyskich i finansowych koligacji, zdolnych do budowania samodzielnego przekazu i formułowania myśli bez odniesień do wytworów propagandy.
Kilkakrotnie znajdowałem w Polsce wolne media. Ale nie tu, gdzie się ogłaszają.
Są w małych i większych miasteczkach,wokół różnych stowarzyszeń, na uczelniach. Budowane przez ludzi zasługujących na miano prawdziwie wolnych Polaków. Odbywa się to bez znaczących pieniędzy, bez rozgłosu. Ci ludzie nie kreują się na "lepiej widzących ojców narodu” i nie oczekują od czytelników "wieńca opozycyjności".
Robią swoje -, przekazują rzetelnie drobne i ważniejsze informacje, relacjonują sprawy, o których mają solidną wiedzę. Nie tylko myślą samodzielnie i nie muszą codziennie zerkać do TVN-u i w GW, by wydusić z siebie kilka słów, ale w taki sposób traktują swoich odbiorców - jako zdolnych do własnej refleksji i tworzących wspólnotę wolnej myśli.
Istnienie takich mediów jest bardzo dobrą prognozą na czas długiego marszu.
Dziękuję Panu za komentarz i serdecznie pozdrawiam
Koniec cytatów.
Źródło: Z blogu Bez dekretu, Pana Aleksandra Ściosa
PS
Są pod tekstem także inne komentarze, które zasługują również na promowanie, lecz ten wpis byłby tasiemcem, który nie spełniłby zamierzonego przeze mnie celu.
Onwk.
Etykiety:
Aleksander Ścios,
Bez Dekretu,
chamy uczący kultury,
chora blogosfera,
idioci,
III RP,
łajdacy w sieci,
maniacy,
niezależne media,
PiS,
viva cristo rey
Robi Nam, Polakom codziennie siarę
Robi Nam, Polakom codziennie siarę.
Lecz to to coś nawet nie jest do niej podobny ani ciut ciut,
bo siara, to jest istny cud natury, o którym bolesnym wydaniu Wiki możemy
przeczytać:
Siara (młodziwo, łac. colostrum) – gęsta żółta wydzielina gruczołów
mlecznych samic ssaków,
w tym człowieka. Zaczyna gromadzić się w sutku
jeszcze w czasie ciąży (u człowieka już od około 20. tygodnia). W porównaniu do mleka właściwego matki, siara jest
szczególnie bogata w białka, z których większość jest mało odżywcza, ale gra ważną
rolę w dojrzewaniu przewodu pokarmowego młodych ssaków. Zawiera dużo
witaminy A, sodu i chlorków, stosunkowo niewiele w porównaniu z mlekiem
węglowodanów, potasu i tłuszczu[1].Zawiera bardzo wysoki poziom przeciwciał IgA, do 5 mg/ml w pierwszych dniach. Mała ich część jest wchłaniana, a większa pozostaje na powierzchni układu pokarmowego dziecka, działając jako 'płaszcz odpornościowy', zapobiegając przyklejaniu się patogenów do ścianek układu pokarmowego. Prostaglandyny obecne w siarze nie są trawione przez żołądek dziecka, ale pozostają nietknięte i działają jako ochrona żołądka i innych organów.
Tymczasem siara belwederska, to jest jak pasożytujący
tasiemiec wysysający całą żywotność Polskiego Narodu, który wciąż lęgnie swoje pasożytnicze
jaja, które przez ośrodki swojej propagandy teleportuje do masowych oglądaczy,
słuchaczy i czytaczy.
To nie jest siara w dosłownym znaczeniu, lecz jakiś pasożytniczy
patogen, którym zakaził się lokator Belwederu żrąc dziczyzną, którą ten bezwzględny
zabójca zabija dla sportu i własnej satysfakcji z bandziorami z WSI i ich sowieckim
naczalstwem.
Jeśli nie tasiemiec to może glista?
Lub coś z tego gatunku: http://pl.wikipedia.org/wiki/Paso%C5%BCytnictwo
W końcu się ten pasożyt po wyborach przepoczwarzy i być może
wówczas bezbłędnie zdołam dookreślić to to coś.
W co się to to cUś przepoczwarzy?
Wybrałem fotografię nieprzypadkowo, bo na niej widać bezwzględność i całkowity brak ludzkiej empatii.
Obibok na własny koszt
Etykiety:
BUL,
glista,
lokator belwederski,
łajdak,
menda,
pasożyt,
przywra,
siara,
tasiemiec,
wybory prezydenckie,
zdrajca
Więzienia i obozy STASI
Więzienie „Stasi”
Ministerstwo
Bezpieczeństwa Publicznego (MfS) przejęło więzienie w marcu 1951 roku.
W latach pięćdziesiątych
więziono tutaj wielu ludzi, którzy stawiali opór komunistycznej dyktaturze.
Lista skazanych sięgała
od powstańców z 17 czerwca 1953 r. po świadków Jehowy.
Także komuniści – zwolennicy
reform, jak kierownik wydawnictwa Aufbau Walter Janka, czy były minister spraw
zagranicznych NRD Georg Dertinger (CDU) oraz członek biura politycznego (SED) Paul
Merker przebywali miesiącami w tych krypto-podobnych celach.
Nawet krytycy reżimu
mieszkający na Zachodzie zostali przez MfS uprowadzeni i więzieni w
Hohenschöhausen, jak zachodnioberliński adwokat Walter Linse, który został w
1952 roku uprowadzony i rok później stracony w Moskwie.
Więźniowie sąsiedniego
obozu pracy zostali zmuszeni pod koniec lat pięćdziesiątych do wybudowania
nowego budynku z ok. 200 celami i pokojami przesłuchań.
Ten ogromny kompleks
więzienny był częścią rozległego i tajnego obszaru zamkniętego, do którego w
czasach NRD żaden zwyczajny obywatel nie miał wstępu.
Więzieni byli
przede wszystkim ci, którzy próbowali uciec, wyjechać na Zachód bądź mieli inne poglądy
polityczne, między innymi dysydent Rudolf Bahro czy pisarz Jürgen Fuchs.
Zamiast przemocy
fizycznej stosowano teraz różne metody psychologiczne.
Miejsce uwięzienia
pozostawało celowo tajemnicą, systematycznie dawano więzionemu odczuć wszechmocną
władzę państwa.
Byli odcięci od świata
zewnętrznego, od współwięźniów całkowicie izolowani, miesiącami przesłuchiwani
przez dobrze wykształconych funkcjonariuszy Stasi i zmuszani do
obciążających
zeznań.
Dopiero pokojowa
rewolucja, która obaliła dyktaturę SED jesienią 1989 roku, doprowadziła do
rozwiązania Ministerstwa.
Cela więzienna w nowym budynku więzienia STASI
W centrum komunistycznej dyktatury
Miejsce Pamięci w
Berlinie-Hohenschönhausen jest miejscem, które jak żadne inne w Niemczech, jest
związane z 44-letnią historią politycznego prześladowania w sowieckiej strefie
okupacyjnej (SBZ) oraz NRD.
Po II wojnie światowej
założono tutaj sowiecki obóz dla internowanych, a następnie centralny sowiecki
areszt śledczy na terenie Niemiec Wschodnich. Ministerstwo Bezpieczeństwa
Publicznego (MfS) przejęło na początku lat pięćdziesiątych więzienie i
wykorzystywało je jako centralny areszt śledczy do 1990 roku.
Ministerstwo
Bezpieczeństwa Publicznego (MfS) zwane również „Stasi” było „tarczą i mieczem”
Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec (SED), najważniejszym instrumentem służącym
do utrzymania komunistycznej dyktatury NRD.
Do inwigilacji społeczeństwa
w końcowej fazie służyło „Stasi” 91.000 oficjalnych i 189.00 nieoficjalnych
współpracowników.
Kto działał w
opozycji lub próbował uciec na Zachód, ten znalazł się w jednym z 17 więzień
MfS, sterowanych przez centralę w Berlinie-Hohenschönhausen.
Obóz
Na terenie aresztu
śledczego znajdowała się pierwotnie kuchnia przemysłowa Narodowosocjalistycznej
Organizacji Dobroczynnej (NSV).
Brama wejściowa na teren zamknięty STASI.
Budynek z cegły
ukończony w 1939 roku, został 1945 przejęty przez sowiecką władzę okupacyjną i zaadaptowany
jako obóz przejściowy i zbiorczy pod nazwą „Obóz Specjalny Nr 3”.
Z tego miejsca
zostało przetransportowanych w marszach lub na ciężarówkach ok. 20 000 więźniów
do innych sowieckich obozów, m.in. do byłego obozu koncentracyjnego Sachsenhausen.
Warunki życiowe w
obozie były katastrofalne.
Na bardzo małej
powierzchni stłaczano nawet do 4.200 osób.
Dwujęzyczna tablica rozdzielająca dwa obozy.
Warunki higieniczne
były mizerne, a zaopatrzenie w żywność niewystarczające.
Więźniowie, nie
posiadając koców, marzli w nieogrzewanych zimą pomieszczeniach.
Do tego dochodziła
jeszcze niepewność własnego losu.
Wielu
internowanych chorowało bądź umierało.
Według sowieckich
informacji zginęło między lipcem 1945 a październikiem 1946 łącznie 886 osób,
nieoficjalne źródła mówią nawet o 3.000 zmarłych.
Ciała nieżyjących
grzebano na wysypiskach gruzu i w lejach po bombach.
Podstawą
internowania był sowiecki rozkaz 00315 z 18 kwietnia 1945 roku. Zgodnie z nim
aresztowano w Niemczech szpiegów, dywersantów, terrorystów, działaczy partii nazistowskiej,
członków policji i wywiadu, urzędników i „inne wrogie elementy”.
Wielu
zaaresztowanych nie było jednak zawikłanych w system nazistowski, bądź w bardzo
niewielkim stopniu.
W ten sposób wśród
internowanych znajdowali się nie tylko cudzoziemcy (przede wszystkim Polacy i
Rosjanie) ale też kobiety i młodzież.
Powodem do aresztowania
była często denucjacja, jak w przypadku słynnego przedwojennego aktora
Heinricha Georgea.
Trafił on w 1946
r. do Sachsenhausen, gdzie wkrótce zmarł.
Internowani byli
często przez lata przetrzymywani w areszcie, bez wyroku sądowego. Do obozu
trafiali coraz częściej polityczni przeciwnicy sowieckiej władzy okupacyjnej,
jak socjaldemokratyczny komendant berlińskiej policji Karl Heinrich, który zmarł
w obozie pod koniec 1945 roku.
Obóz rozwiązano w
październiku 1946 roku, także z powodu pytań zatroskanych Berlińczyków.
Więźniów
przeniesiono do innych obozów.
Ogrodzenie drewniane sowieckiego obozu - fotografia z roku 1956.
Miejsce Pamięci
Więzienie
Hohenschönhausen zostało zamknięte po przystąpieniu NRD do RFN w październiku
1990 roku.
Byli więźniowie wstawili
się za tym, aby z byłego więzienia stworzyć Miejsce Pamięci.
W 1992 roku rozległe
więzienie przeszło pod ochronę zabytków, a 2 lata później utworzono tu Miejsce
Pamięci.
Od lipca 2000 roku
jest samodzielną fundacją prawa publicznego.
Zadaniem
instytucji jest według prawa „badanie historii więzienia Hohenschöhausen w
latach 1945–1989, informować poprzez wystawy, przyjęcia i publikacje oraz
inicjować dyskusję o formach i skutkach politycznego ucisku i prześladowania w
komunistycznej dyktaturze”.
Byłe więzienie
Stasi odwiedza rocznie ok. 250.000 ludzi, w tym połowa to uczniowie i studenci.
Po terenie więzienia oprowadzają z reguły byli więźniowie.
Źródło: Zasoby archiwalne STASI
w Berlinie.
Materiały pozyskał i przygotował do publikacji by Obibok na własny koszt
PS
W szeregach STASI i władz komunistycznej partii niemieckiej w byłej NNR/DDR w bardzo dużej liczbie byli zatrudniani byli działacze NSDAP i Gestapo.
Onwk.
Subskrybuj:
Posty (Atom)