wtorek, 28 stycznia 2014

KOŃ SIĘ TARZA NA GRZBIECIE I SIĘ ŚMIEJE!!!


Tak może pisać tylko taki cyniczny obłudnik jak jazgarz z Gdyni, który w wyborach samorządowych w 2010 roku w Gdyni wspierał konkurencyjny w stosunku do PiS Komitet Wyborczy „Samorządność” Wojciecha Szczurka.

Dowód:



Dziś już zdobywa władzę z PiS, a nie z PO czy Wojciechem Szczurkiem, jego ludźmi (przewodniczącym Rady Miasta Gdynia i wiceprezydentem Miasta Gdyni), których wspierał też sam Jerzy Buzek, rzekomo nie mający NIC wspólnego z PO.

KOŃ SIĘ TARZA NA GRZBIECIE I SIĘ ŚMIEJE!!!

Cytuję:

@contessa

jazgdyni - 27 stycznia, 2014 - 22:16

[…]
Co do głosowania - czy ty Contesso w pełni znasz i rozumiesz nasz system wyborczy? Bo ja nie.
Nikt jakoś nie chce po ludzku wyjaśniać tego.
Przeczytałem, że w użyciu są cztery metody: d’Hondta, Saint-Lague, Hare-Niemeyera i systemy mieszanie.
Mam silne podejrzenie, ze skonstruowano to tak specjalnie, żeby nie było prosto, żeby nikt tak dokładnie nie rozumiał i żeby można było przy tym kombinować.

Jak zdobędziemy władzę, to pewnie też zmienimy ordynację wyborczą.
A w sprawie ruskich serwerów trzeba robić łomot na cały swiat. Najlepiej, gdyby dobrzy hackerzy skompromitowali je zawczasu.”

http://niepoprawni.pl/blog/7858/panie-prezesie-kaczynski-nie-ma-sufitu#comment-461922

Na miły Bóg!

Ja nie chcę zdobywać władzy z takimi pasożytami i załganymi łgarzami jak ten jazgarz od gdyńskich trepich felczerów, beneficjentów w czasach PRL pasożytujących na Narodzie Polskim razem z buraczanymi komunistami.

Cytuję za Nasze Miasto (link wyżej):

„Był równolegle zatrudniony jako kierownik XIV Przychodni Rejonowej w Gdyni-Orłowie, w Szpitalu im. PCK w Redłowie i jako Przewodniczący Wojskowej Komisji Lekarskiej w Gdyni.
- Tata był tytanem pracy - mówi Janusz Kamiński.”



poniedziałek, 27 stycznia 2014

BYŁ LAS... Andrzej Gwiazda

Był las, ale bonzowie z PO postanowili las sprzedać. Dlaczego? Odpowiedź znamy z historii. W ubiegłych wiekach wielu magnatów, by spłacić karciane długi, absolutnie musiało sprzedać należące do nich lasy.

Fotografia: @Obibok na własny koszt


Teraz też chodzi o spłatę długów. Rząd przeforsował przez Sejm ustawę, która nakłada na Lasy Państwowe wpłatę olbrzymiej daniny do budżetu. To wstęp do prywatyzacji lasów, dzięki której będzie można łatać dziurę budżetową. Proces ten ma już długą historię. Sprywatyzowaliśmy, czyli sprzedaliśmy huty, kopalnie, stocznie i prawie cały przemysł, a mimo to długi urosły do biliona złotych.
Prywatyzacja lasów ma być reklamowana jako środek na rozbudowę dróg. Rząd ma nadzieję, że wielu uzna, iż lepiej jeździć przez poręby lepszą drogą niż gorszą przez lasy. Ale to tylko piar. W tygodniku „wSieci” czytamy: „Krajowy Fundusz Drogowy ma 42 mld zł długu, a tylko w 2014 r. musi za 9 mld zł wykupić swoje weksle. Nie będzie więc nowych, lepszych dróg, tylko poręby i stare drogi rozjeżdżone przez tiry wywożące sprzedane drewno”.

Kupiecka, moskiewska siekiera
„Nie było nas, był las, nie będzie nas, będzie las”. Wyszliśmy z lasu, w głębi lasu stawaliśmy się ludźmi, tworzyliśmy zręby kultury i obyczaju. Wiemy, że las bez nas przeżyje, ale nie wiemy, czy my możemy przeżyć bez lasu. Zbudowaliśmy sobie luksusowe jaskinie, ze sztucznym ogniskiem, z ciepłym wodospadem w łazience. Całkowicie bezpieczne, pod warunkiem że nie urwie się jakiś drut lub komputer się nie pomyli. Ale nie czujemy się szczęśliwi. Celne niemieckie przysłowie z XVIII w., określające pewien rodzaj głupoty, mówi: „Nie widać lasu spoza drzew”. Las to przecież nie tylko skupisko drzew. Potrafimy opisać las z punktu widzenia gospodarki, rekreacji, klimatu czy botaniki, lecz opis lasu jako ponadczasowej wartości emocjonalno-kulturowej o wielkim znaczeniu dla kształtowania się pokoleń ludzi okazuje się niezwykle trudny. Być może nie potrafimy zdefiniować lasu dlatego, że tak głęboko wrósł w naszą kulturę tworzoną jeszcze w głębi nieprzebytych puszcz, że stał się pojęciem podstawowym. Otwieram „Słownik mitów i tradycji kultury”, znajduję 15 polskich rzeczowników określających formy lasu, tekst o lesie zajmuje w nim aż dwie strony. Zamiast jednak definicji lasu, autor cytuje Mickiewicza:

„Drzewa moje ojczyste! Jeśli niebo zdarzy
Bym wrócił was oglądać przyjaciele starzy
Czyli was znajdę jeszcze? Czy jeszcze żyjecie...
Pomniki nasze! Ileż co rok was pożera
Kupiecka lub rządowa, moskiewska siekiera
Nie zostawia przytułku ni leśnym śpiewakom
Ni wieszczom...”.

Poezja przywraca nas do rzeczywistości, do problemu „kupieckiej lub rządowej, moskiewskiej siekiery”, który już od 200 lat pozostaje aktualny aż do dzisiaj. Zniszczony most lub budynek możemy odbudować w rok. Zniszczony las odrasta przez 60 lat i żadne środki nie mogą tego przyspieszyć. Dlatego gospodarka leśna musi być prowadzona z perspektywą 100-letnią, a nawet dłuższą. Do takiej perspektywy nie jest zdolne żadne przedsiębiorstwo komercyjne. W ukraińskich Karpatach jeszcze dziś wyróżniają się lasy, w których przed wojną była prowadzona wzorowa gospodarka leśna. Z przedwojennych map można odczytać, że są to tereny lasów państwowych, biskupich i własności niektórych magnatów kresowych. Łączy je wspólna cecha: były to tak duże obszary, że pozwalały na prowadzenie racjonalnego leśnictwa  ich właścicielom, kierującym się ideą wiecznego państwa, Kościoła lub rodu. Tam gdzie własność była rozdrobniona, ślad po dobrym leśnictwie nie przetrwał kołchozów.

Farma Harry’ego
Gdy jechaliśmy szosą przez Kanadę, w kilku miejscach widzieliśmy nowoczesną, czyli tanią eksploatację lasu: zajmuje się dolinę i tnie drzewa od dołu zbocza aż po krawędzie grani. Ścięte pnie ściągane są po stromiźnie na dno doliny, a dźwigi ładują je na wagony. To bardzo tani sposób pozyskiwania drewna. Lecz ogołocone w ten sposób doliny wyglądają przerażająco. Granitowe podłoże w kanadyjskich górach pokrywa tak cienka warstwa ziemi, że wycięty las raczej nie ma szans się odrodzić. Zakipieliśmy na ten widok z oburzenia: to skandal, trzeba powiadomić ochronę przyrody, ekologów. Rodacy jednak nas powstrzymali: to lasy wykupione przez koncern, nabawicie się tylko kłopotów, to nie jest bezpieczne.
W Kanadzie są też parki narodowe, ogromne połacie Gór Skalistych z zapierającą dech przyrodą, po których można chodzić z namiotem. Mieszkają w nich zwierzęta, które nie boją się ludzi. Trzeba pilnować, by nocą jelenie nie wyjadały resztek z menażki, by świstaki nie zabierały spod ręki jedzenia, a plecaki lepiej wciągać na świerk w obawie przed niedźwiedziem.

Las należy do narodu
Jeszcze 30 lat temu mogliśmy w Polsce wyjść z miasta i godzinami wędrować miedzami pośród pól i łąk. Dziś na miedzach pojawiły się kołki z drutami. Niepostrzeżenie zabrano nam wolność poruszania się po tych przestrzeniach. Resztki wolnej przestrzeni w Polsce stanowią dziś tereny, których właścicielem jest naród. Właścicielem Lasów Państwowych jest naród, urzędnicy państwowi to tylko zarządcy wynajęci przez ten naród do opieki nad terenami leśnymi. Projekt prywatyzacji jest w rzeczywistości projektem wywłaszczenia, odebrania nam naszej wspólnej własności. Sejm nie ma prawa podjąć takiej decyzji, gdyż posłowie, stając do wyborów, zataili zamiar wyprzedaży mienia narodowego. Gdyby PO ten zamiar ujawniła w programie wyborczym, nie zasiadałaby w poselskich ławach. Mamy zatem do czynienia z wyborczym oszustwem.
Pierwszą próbę „napadu” na nasze lasy podjął Jerzy Buzek, drugą w 2010 r. – Donald Tusk. Opinia publiczna obie te próby udaremniła. Mam nadzieję, że obecne działania, dążące do prywatyzacji naszych lasów, zostaną udaremnione równie skutecznie.

Autor: Andrzej Gwiazda

Fotografia: @Obibok na własny koszt

JAK POWSTAWAŁA III RP – LIST URBANA - Aleksander Ścios

JAK POWSTAWAŁA III RP – LIST URBANA

W jednym z wydań miesięcznika „Poza Układem”, redagowanego  przez Joannę i  Andrzeja  Gwiazdów w latach 1984-1990, ukazał się fragment szczególnie interesującego tekstu. Ten nieznany dziś dokument to list Jerzego Urbana –ówczesnego rzecznika rządu PRL z dn. 3 stycznia 1981 roku, skierowany do I sekretarza PZPR Stanisława Kani. 
Dokument ten (tłumaczenie z kwartalnika „Uncaptive Minds” wydawanego przez Instytut na rzecz Demokracji w Europie Wschodniej) zamieszczono w numerze specjalnym „Poza Układem” z maja 1989 roku, poświęconym tzw. wyborom kontraktowym.
 Tekst Urbana streszcza koncepcję „stworzenia rządu koalicyjnego” z częścią opozycji i środowiskami kościelnymi oraz swoistą wizję kompromisu rozumianego jako „zgodę na pewne żądania w zamian za całkowitą likwidację innych żądań.” Są w nim zawarte kapitalne stwierdzenia, pozwalające nie tylko zrozumieć intencje komunistycznych namiestników, ale na nowo odczytać niektóre z procesów politycznych zachodzących w latach 80.  
To niemal całościowy plan działań, których realizacja doprowadziła do stworzenia koncesjonowanej opozycji, obrad „okrągłego stołu”, sfingowania „wolnych i demokratycznych wyborów”, a w konsekwencji - do legalizacji PRL-u i uczynienia z komunistów „pragmatycznej i nowoczesnej politycznej organizacji, otwartej na współczesny świat”. Można powiedzieć, że tekst Urbana zawiera polityczne podwaliny tworu nazywanego później III RP.
W roku 2014 lokator Belwederu i skupione wokół niego środowisko chce zafundować Polakom propagandowy spektakl pod hasłem „obchodów dnia wolności 6 czerwca”. Fałszywa wizja, w której wysiłek wielu pokoleń Polaków przelewających krew za Niepodległą, zrównuje się z zaprzaństwem grupki „przyjaciół” Kiszczaka przelewających z komunistami wódkę w Magdalence, będzie dominowała w całym przekazie ośrodków propagandy i już dziś niesie zapowiedź uczynienia z farsy wyborczej 1989 roku, daty równorzędnej lub zastępczej wobec autentycznego Święta Niepodległości.
„List Urbana” jest pierwszym z tekstów, w których mam zamiar przedstawić szereg dokumentów i świadectw  przeczących tej kłamliwej, ahistorycznej wizji.
****
List Jerzego Urbana do I sekretarza KC PZPR z dn. 3 stycznia 198lr. - fragmenty, tłumaczenie z Uncaptive Minds - listopad - grudzień 1988.
[…] Dlatego błędem jest myśleć w oparciu o prostą alternatywę "pod­dać się czy nie poddać się" (chodzi o PZPR - przyp. tłum.) ponieważ obie możliwości prowadzą do tego samego. Według mnie jedynym naszym wyjściem jest kompromis. Kompromis to nie to samo co koncesje. Koncesje oznaczają utratę a kompromis nie oznacza przegranej. Koncesje to oddawanie po kawał ku różnych rzeczy z dnia na dzień, gdzie tylko druga strona zyskuje. Przez kompromis rozumiem położenie kresu obecnej próbie siły; oznaczenie obsza­ru praw politycznych, i ograniczenie aspiracji sił politycznych działających w Polsce oraz dojście do porozumienia jak wszystko ma działać i jak będzie funkcjonowało państwo. Dla nas kompromis oznaczałby zgodę na pewne żądania w zamian za całkowitą likwidację innych żądań. Nasi przeciwnicy muszą zaakceptować zobowiązanie pohamowania sił, którym przewodzą. Więc z jednej strony władze będą zobowiązane do pewnej rekonstrukcji rządu a z drugiej strony partner rządu musi zgodzie się na niewysuwanie jakościowo innych żądań, położenie kresu strajkom, nieatakowanie w pewnych dziedzinach, niewymiatanie ludzi z aparatu itp.
Aby do takiego kompromisu do­szło, należy mieć partnera, z któ­rym można do kompromisu dojść. In­nymi słowy, tylko wtedy ma to sens gdy partner jest w stanie kontrolować masy jak i również swoich własnych radykałów oraz nie ogłosi w dzień po podpisaniu porozumienia , że społeczna baza umknęła spod je­go kontroli. Może okazać się konieczne zaufanie możliwościom Wałęsy i Wyszyńskiego co do kontroli sytuacji. Może nawet okazać się konie­czne sprawdzenie tych możliwości przez wstępne zgodzenie się na kompromis. Również nasz partner musi chcieć zgody na taki kompromis, po­wstrzymać swoje siły i wypełnić uczciwie postanowienia ugody. Sądzę że poprzez środki polityczne będzie można wywrzeć presję w tym kierunku. […]
Mam na myśli utworzenie rządu koalicyjnego z niewielką większością członków Partii - takich, których społeczeństwo mogłoby przełknąć najłatwiej - jak i również reprezentantów Kościoła i umiarko­wanego nurtu "Solidarności". Takie koalicje byłyby utworzone w tym samym czasie na szczeblach wojewódzkich, miejskich i wiejskich.
Ale nie na tym koniec. W przeszłości, w 1956 i 1970-71, okresy niepokoju społecznego kończyły się, ponieważ była jakaś data, symbol - miesiąc, łańcuch wydarzeń, który dla społeczeństwa oznaczała zakończenie jednej fazy i rozpoczęcie następnej. Społeczeństwo wtedy przyjęło, że oczekiwane zmiany ogólnie nastąpiły i powoli następował okres spokoju. Obecna sytu­acja wymaga zmiany bardziej dogłębnej ale sądzę, że ten pomysł można wykorzystać jeszcze raz. Pokrótce, należy zainscenizować jeszcze jeden punkt zwrotny, gdyż społeczeństwo nie chciało uznać, że taki punkt zwrotny nas­tąpił we Wrześniu 1980.
W przeszłości, głównym wydarzeniem - lub odzwierciedleniem – różnych punktów zwrotnych była zmiana na szczycie przywództwa Partii. Obecnie zmiana w tym zakresie nie jest potrzebna, gdyż ważna, o ile nie całkowita zmiana, już się dokonała; poza tym oczekiwania społeczne są zwrócone w : innym kierunku (co, przy okazji, wskazuje, że nadzieje społeczeństwa nie są już związane z władzą Partii). Zmiany osobowe w aparacie nie są więc konieczne, żeby zdobyć opinię publiczną, lecz raczej należy uczynić rząd bardziej „efektywnym”.
Głównym elementem tego punktu zwrotnego byłoby stworzenie rządu koalicyjnego opartego na porozumieniu takim, że cała koalicja pojawi się na jednej liście wyborczej. To rozwiązałoby problem wyborów, który wisi nad nami, gdyż wybory byłyby "wolne i demokratyczne” (cudzysłów pochodzi od Urbana - przyp. tłum.) a jednocześnie nie zagrażałyby wyginięciu politycznemu PZPR. W tym samym czasie różnorodne wydarzenia polityczne powinny nastąpić. Może nowa konstytucja? Rozwiązanie Sejmu? Szeroko nagłaśniane procesy pew­nych członków poprzedniej ekipy rządowej? Moim zdaniem spora liczba takich wydarzeń powinna nastąpić w przeciągu krótkiego okresu czasowego żeby stworzyć wrażenie, że oczekiwany punkt zwrotny nadszedł.
A wybory, jeżeli nadejdą szybko i będą oparte na jednej liście kandyda­tów, wyprzedzą żądania nowych wyborów, z którymi "Solidarność" i inni przeciwnicy rządu mogą wystąpić lada dzień. Musimy pamiętać, że zła wola skie­rowana przeciwko obecnemu niereprezentatywnemu Sejmowi (pomimo jego wysił­ków) może okazać się głównym czynnikiem w najbliższej przyszłości.[…]  
Nie jestem "całkowitym demokratą" i nie mam ochoty widzieć katolików uczestniczących w rządzie. Właściwie, sądzę, że w ogólnym programie rozwoju i modernizacji Polski osiągnięcie naszych celów będzie trudniejsze do przeprowadzenia przy ich uczestnictwie.[…] żywię silną awersję do katolików, ich programu, idei i mentalności. Paradoksalnie, jednak, widzę szansę na odbudowę autorytetu i siły PZPR w koalicji rządowej z nimi. Oczywiście, nasza Partia powinna ulec poważnym przerażeniom w dziedzinach ideologii, programu i stylu. Obecnie PZPR ponosi całą odpowiedzialność za rządzenie a tymczasem inne siły poza partią nieodpowiedzialnie krytykują i wywierają nacisk jak tylko i im się to podoba.

W rządzie koalicyjnym, te siły polityczne, które otrzymają zaufanie z racji postaw opozycyjnych, staną się odpowiedzialne za działalność rządu i w ich stronę skieruje się część gniewu społecznego. Społeczeństwo zobaczy – ponieważ, oczywiście, rzeczy nie pójdą łatwo - że nie ma przyrodzonej wady w komunistach, powodującej że rządzą kiepsko. Pogląd, że grupy  katolickie i "Solidarność” są lepsze, będzie zdyskredytowany. Utracą oni swój szacunek w oczach społeczeństwa; mit że wszyscy są dobrzy z wyjątkiem komunistów, zniknie. Jeżeli pod względem programowym Partia stanie się twórczą a zarazem atrakcyjną siłą, zostaną położone podwaliny pod odbudowę pozycji Partii w społeczeństwie jako pragmatycznej i nowoczesnej politycznej organizacji, otwartej na współczesny świat. Funkcjonowanie wewnątrz koalicyjnego rządu ożywi Partię, uczyni ją bardziej otwartą na nowe  idee i ułatwi wewnętrzną zmianę. 
Skany oryginałów tekstu:




poniedziałek, 13 stycznia 2014


NA POMOC!






 Apel


Proszę niniejszym o pomoc dla mojej przyjaciółki, Małgosi Szymańskiej, która sama wychowuje trójkę dzieci, a we wrześniu 2013 r. u jej najmłodszej, 14-letniej córki Julki, zdiagnozowano chłoniaka (nowotwór złośliwy). 
 
Małgosia rozwiodła się ze swoim mężem z powodu jego alkoholizmu. To była trudna decyzja, bo moja przyjaciółka jest osobą wierzącą i kilka lat walczyła o to małżeństwo.

Niestety, mając trójkę maleńkich dzieci pod opieką dość trudno jest akceptować codzienność, w której mąż, ojciec tych dzieci, zapija się tak, że przewraca się na podłogę, zasypia a potem budzi się rano we własnym moczu, kale i rzygowinach.
 
Pieniądze na leczenie i rehabilitację Julki zbiera fundacja „Anioł nadziei”. 

Darowizny na cel szczegółowy „Pomoc Julce” można przekazywać poprzez dokonanie tradycyjnego przelewu na konto:

   
Alior Bank SA: 13 2490 0005 0000 4600 3599 3691
Tytuł przelewu: „Pomoc Julce”
 
Dodatkowe informacje:
 

Adres:  
 
Fundacja Anioł Nadziei
 
ul. Piotra Niedurnego 34
 
41-709 Ruda Śląska
 
KRS: 0000417004
 
NiP: 641-253-04-72
 
REGON: 242899125
 
tel: 506 122 530
 

Nowy cel szczegółowy Fundacji – ‚Pomoc Julce’.

 
12 listopad 2013
 
Fundacja Anioł Nadziei podjęła uchwałę o organizacji pomocy dla Julki, gimnazjalistki z Warszawskiego Ursynowa, która niespodziewanie zachorowała na nowotwór złośliwy. 

Dziewczynka poddawana jest  obecnie chemioterapii.
 
Pomoc dla niej organizowana będzie w następujący sposób:
 
wykupienie lekarstw i dodatkowego leczenia,
 
wykupienie dodatkowej rehabilitacji,
 
wyrównanie szans edukacyjnych (płatne korepetycje),
 
zakup specjalistycznej żywności,
 
opłaty za dojazdy na badania,
 
odgrzybienie ściany w kąciku do snu w mieszkaniu Julki,
 
 Wszystkich ludzi dobrej woli proszę również o modlitwę za zdrowie Julki.
 
Moja córka wpadła również na pomysł „Kartka dla Julki”, aby wysyłać chorej dziewczynce życzenia zdrowia i siły. 

Przed sekundą rozmawiałam z Małgosią, ale ona właśnie wychodziła do kościoła, więc nie mogłam jej dopytać, co u nich i poprosić o zgodę na publikowanie domowego adresu.
 
Jak tylko otrzymam to potwierdzenie – dam znać.
 
Ossala

Komentarz @Ossali

Właśnie gadałam z Gosią.
Oczywiście, nie ma nic przeciw wysyłaniu pocztówek do Julki, więc gdyby ktoś był zainteresowany – proszę o kontakt (przez Dixi), podam adres.
Spytałam z ciekawości, czy ojciec dziecka jej pomaga w tej sytuacji.
Aż przykro słuchać: pije jak pił. Trzy razy dojeżdżał do szpitala, żeby podpisać zgodę na leczenie dziecka i dojechać nie mógł.
Małgosia mu doradziła, aby w zakładzie pracy wystąpił do funduszu socjalnego o jednorazową, celową pomoc dla dziecka.
Przyznano mu 600 zł z czego przywiózł Małgosi … 300 zł…
Bez komentarza.

http://dixiet.blog.onet.pl/2014/01/12/na-pomoc/#comments


niedziela, 12 stycznia 2014

Komentarz, pod którym sie podpisuję w szerz i w poprzek

Cytuję komentarz zmieszczony pod notką pasożyta przemytnika z Gdyni, który zawisł pod notką @jazgdyni na Nasze Blogi u Targalskiego, który wydawał się jako nowo-ekranowiec fajnym i trafionym  nabytkiem na bagnach i oparach obok polach bitewnych Poręby z Grunwaldu.

Cytuję:


Oona - 11.01.2014 16:52
Szanowny Panie,
Zdaje sie ze ma pan wielka ochote zajac miejsce Seawolfa i wydaje sie panu iz panskie opowiesci sa barwne i ciekawe. Panski styl i opis zycia marynarskiego kojarzy mi sie z kims kto za “zaslugi” w glebi ladu zostal nagrodzony praca w polskiej flocie; wszystko to brzmi jak opowiesci prowincjusza probujacego nadąc swoje mocno nadwatlone ego. Jesli pan wogole plywal to zastanawia mnie na jakim stanowisku? Byl pan nawigatorem, mechanikiem, elektrykiem czy tez chlopakiem hotelowym? A moze przy okazji bycia ciesla okretowym pelnil pan glowne obowiazki w POP? Z panskiej notki “O sobie” trudno sie polapac co pan dokladnie robil na statku. Najwyrazniej mial pan niezle uklady skoro plywanie bylo tylko i wylacznie dodatkiem do szmuglowania i handlu.
Miesacami w domu to nie bylo rybakow a jak pan dobrze wie rybak to nie marynarz. Nieczesto sie zdarzalo by statki PZM’u czy tez PLO mialy bardzo dalekie rejsy trwajce miesiacami. Zas rejsy na statkch rybackich ze wzgledow oczywistych byly bardzo dlugie. Ale jak pisalam wyzej, “rybak to nie marynarz” jak to sie dawniej w Polsce mowilo.
Pisze pan “…zarobione 75$ marynarz inwestował w zakup 75 butelek wódki w Peweksie lub Baltonie. Sobie tylko znanym sposobem przewoził to przez bramy portowe na statek i tam w specjalnej kryjówce ukrywał…”. Doprawdy?! Przewosil przez brame i jako sie to udawalo?! Zapomnial pan dodac ze do takiego procederu byli dopuszeni “wybrani” czyli takie plotki wsrod calej masy dzieci resortowych. Bez ukladow z celnikami takie cos nigdy nie przechodzilo. Przyzwoitego marynarza na taki proceder nie bylo stac w obawie przed utrata pracy. Najczesciej kupwalo sie kilkanasie butelek whiskey w kantynie u ochmistrza i sprzedawalo sie gdzie sie dalo poza Polska. Popularną i calkowicie legalną procedura bylo tez kupownie Jhonny Walker’a w sklepie Baltony i natychmiastowe sprzedawanie w skupie obok.
Zas panskie stwierdzenie ze “…. za komuny, marynarz, czytaj przemytnik, całe swoje pracowite życie poświęcał przerzucaniu towarów przez granice, walce z socjalistycznym system ekonomii, organizowaniem zabezpieczaniem i pomnażaniem dochodu. Praca zawodowa była tylko koniecznym dodatkiem” i “za komuny życie marynarza to była ciężka przemytnicza praca” jest najzwyczajniej oczernianiem prawdzywych marynarzy i z zawodow przez nich wykonywanych.”


Komentował na nowym NiE, a także zdążył napisać i zawiesić kolejną notkę by się przypodobać a i rowek wylizać, a i siebie pprzy okazji jakoś tam dopisać do walki z komuną, bo jakoś mu nie wyszło z notką o swojej cięzkiej pracy przemytnika, dla której wykonywania praca marynarza była jak i statki na których pływał niezbędnym dodatkiem do jego bardzo ciężkiej tyrki za czasów PRL.

Żenujący obraz zadufanego w sobie bufona z Gdyni, który śmie innym zarzucać wady i przewiny.
Gdy tymczasem sam reprezentuje rynsztok z odchodami z czasów I i II PRL.

Na nowym NiE podobni jemu mentalna barbaria pod tą samą treścią aż się pośliniła z zachwytu nad etyką, moralnością i cechami charakteru swojego guru,

Polecam.

 http://niepoprawni.pl/blog/7858/przemytnicy-i-cinkciarze

Pamiętając co pisała w innych swoich notkach, wychwalających Edwarda Gierka i krytykującego Jaruzelskiego, lecz z całkiem odmiennych wdów niż czynili i czynią to prawi i uczciwi Polacy.


Cytuję:

„Tak, jak przez Jaruzelskiego straciłem dobrą pracę, tak Balcerowicz doprowadził mnie do ruiny.”

Cytat pochodzi z notki @jazgdyni, którą warto przeczytać wraz z innymi jego notkami przybliżającymi jego marną i załganą pozę (rzecz jasne z jego komentarzami, w których okazuje swoje żerowanie na Polsce i Polakach za czasów PRL.


Proszę przeczytać łącznie z innymi tekstami, a także dołączyć ten o przetwórstwie rybnym w Gdyni jego autorstwa, w którym chwali Edwarda Gierka.

http://niepoprawni.pl/blog/7858/komu-przeszkadzalo-0

Ponadto jest to  osobnik jest do tego stopnia zmanierowany i pozbawiony podstawowej ludzkiej przyzwoitości, że jednych walczących szydzi i pisze z pogardą, przed którymi rzekomo ludzie przechodzą na drugą stronę chodnika, a chodzi tu o takich ludzi jak Antoni Macierewicz, Andrzej i Joanna Gwiazda, Krzysztof Wyszkowski, Stanisław Fudakowski i wielu wielu innych, którzy w godzinie dania świadectwie Prawdy stanęli w Prawdzie i stoją na jej opoce do dziś.

No bo skoro o mnie i o moich kolegach i znajomych z opozycji pisze z pogardą tak:

Cytuję:

"@TzW

jazgdyni - 8 stycznia, 2014 - 18:26
Nie wiesz z kim JA mam do czynienia.
Jak chcesz, to ci podam na privie, co to za ludzie. Sławni, że hej. Ale nie dla wszystkich."


W innym komentarzu o mnie i moich znajomych i kolegach pisze tak:


"

@contessa

jazgdyni - 8 stycznia, 2014 - 15:15

[...]
Wiem, jaką dobrą kobietą jesteś, a tam sobie spokojnie rozmawiałaś z gościem takim, że jeszcze dzisiaj niektórzy w Gdańsku przechodzą na drugą stronę ulicy."


Z wyżej wymienionymi to on by:

Cytuję za @jazgdyni:

"@contesso
jazgdyni - 8 stycznia, 2014 - 10:05

 [...]

Teraz celem numero uno jestem ja. Nie, żebym był zachwycony. Wprost przeciwnie, gdybym tych nędznych tchórzy, agenciaków dopadł (a niektórzy są na szczęście z Trójmiasta, jak wiesz, bo prawiliście sobie dusery o Oruni - zakazanej dzielnicy), to poważnie mieliby się kiepsko. Marynarze są zaprawieni."

 Źródło:

Jeśli zniknie, to kopia z komentarzami wisi na moim blogu TU:


Lubię mieć kopie, bo wpisy giną razem z komentarzami, a te akurat są dla mnie bardzo ważne dowodowo, bo nie zawsze pisząc do osoby ukrytej za nickiem piszemy do osoby całkowicie anonimowej, a także li tylko prywatnej.


Tymczasem o innym, którym chce wchodzić bez mydła i wazeliny i rzekomo aresztowanych w 1982 roku (brak danych o takim aresztowaniu Zygmunta Korusa w roku 1982 w katalogach  IPN) potakiwaczu i klakierze pisze zgoła inaczej, a przy okazji próbuje się  też dopisać sam do udziału i  walki z komuną.

Cytuję:

" Chyba na tym portalu to nie jest nic specjalnego. Pełno tu takich o wspaniałym życiorysie.
Lecz proszę moi drodzy o chwilę refleksji, cofnięcie się w mroczne czasy komunizmu i przypomnienie sobie, jak wówczas się walczyło i nadstawiało głowę.
Niesprawiedliwość dziejowa, fałsz i obłuda okrągłego stołu sprawiły, że niegdysiejsi oprawcy spokojnie dożywają długich, szczęśliwych lat, z wysokimi, resortowymi emeryturami, a niegdysiejsi bojownicy i przeciwnicy systemu muszą walczyć na każdym kroku."


Autor: @jazgdyni

Źródło:  http://naszeblogi.pl/43485-zygmunt-korus-zapomniany-bohater


Gdy tymczasem komuna to była dla tego pasożyta przemytnika system wprost wymarzony i wyśniony, o którym pisał i który wychwalał w swojej radosnej twórczości wiele razy.

Przykładów mogę podać wiele, którzy inni jakoś nie dostrzegają, bo najwidoczniej nie chcą ich poznać.

Ponadto on nie za stan wojenny i zbrodnie komunistyczne potępia Jaruzelskiego, lecz za to, że przez jego straciła wiele i bardzo dobrą pracę, a wręcz doprowadził go go bankructwa bo przemyt i kontrabanda, która była głównym źródłem dochodu stał się nieopłacalną ciężką pracą przemytnika.

Gdyż jak sam napisał otrzymywane wynagrodzenie marynarza przeznaczał na napiwki w portowych knajpach i burdelach, zaś pracę marynarza i statki wybudowany przez pogardzanych przez jego stoczniowców, na których jak widać bezpiecznie pływał dziesiątki lat uprawiając główny i bardzo ciężki zawód przemytnika i pasożyta wykorzystujący przymusowe położenie zniewolonego przez komunistycznych okupanta Narodu Polskiego.

Tak ten podający się za polskiego patriotę pozbawiony etyki i morale tym śmie pouczać i łajać uczciwych i prawych ludzi nie dostrzegając nic zdrożnego w tym co sam robił za czasów PRL, który swoje wyczynu pasożytnicze opisał jako coś chwalebnego i godnego uznania.

@jazgdyni jest kreatura najgorszego sortu i godną mojej największej pogardy, bo na taką moją wieczną pogardę zasłużył za całokształt.