czwartek, 17 grudnia 2015

Ocalała jedynie flaga zainstalowana ku pamięci śp. Michała St. de Zieleśkiewicz - strażnika symbolicznych grobów Inki i Zagończyka

W dniu pogrzebu Blogera śp. Michała St. de Zieleśkiewicz, który odbył się w Koninie-Cukrownia w dniu 29 września 2014 roku zainstalowałem małą flagę na drzewie obok dwóch symbolicznych grobów Danuty Siedzikówny ps. Inka i Feliksa Selmanowicza ps. Zagończyk, które znajdują się na kwaterze nr 14 gdańskiego Cmentarza Garnizonowego.
Na cmentarz udałem się po tym, jak wracając spod pomnika Poległych Stoczniowców Gdańska przy Wałach Piastowskich samochód wjechał w stojący przy siedzibie Solidarności fragment muru Stoczni Gdańskiej im. Lenina - muru TW Bolka.
To wydarzenia podsunęło mi myśl udanie się na cmentarz by tam zapalić znicze w polskich barwach narodowych i kilka flag na symbolicznych grobach, bo było to po tym jak ekshumowano kilkanaście dni wcześniej m.in. szczątki zamordowanej nieletniej Inki i najprawdopodobniej por. Zagończyka z V Brygady Wileńskiej AK..
Instalacja flagi kończyła moją całodzienną gdańską pielgrzymkę poświęconą pamięci śp. Michała St. de Zieleśkiewicz, podczas której z marszu w kościele pw. Św. Brygidy "wymusiłem" na dwóch księżach celebrujących w tym dniu Mszę Świętą modlitwę za duszę śp. Michała St. de Zieleśkiewicz.
Chwała Im za to i moje Bóg zapłać za chrześcijańską bezinteresowną modlitwę za pokój duszy zmarłego nagle śp. Michała St. de Zieleśkiewicz, który kochał Polskę i Jej Narodowych Bohaterów, o których osobiście czcił i na co dzień przywracał pamięć o Nich, jak mało kto.
Dumny jestem,że Go poznałem, chociaż jedynie wirtualnie, a nie w realu, to jednak więź sympatii między nami zadzierzgnęła się już na zawsze, bo rzadko spotyka się w realu tak prawego o uczciwego człowieka o tak prawym charakterze.
Zainstalowaną na drzewie flagę w dniu 29 września 2014 roku ktoś ułamał i wetknął do kwiatów na symbolicznym grobie Inki.
Flaga na drzewie przy symbolicznych grobach Inki i Zagończyka, która jest widoczna na fotografiach z dnia 28 sierpnia 2015 roku była ponownie przeze mnie  zainstalowaną nową flagą w dniu 7 października 2014 roku.
Wygląda na to, że śp. Michała St. de Zieleśkiewicz ma ją od tamtej pory pod swoją opieką.
Gdy przybywam na cmentarz widzę ją prawie od samego wejścia na kwaterę nr 14.
Zazwyczaj na kwaterze tej było zainstalowanych przeze mnie i Moją 4-letnią Wnuczkę w różnych miejscach 14 małych flag.
Tak było w przededniu święta Żołnierzy Wyklętych w dniu 27 lutego 2015 roku, gdy Moja Wnuczka sama wymieniła stare zniszczone flagi na nowe. Była bardzo dumna z tego, że przystroiła odświętnie symboliczne groby Inki, Zagończyka,Adama Dedio ps. Adrian, pomnik i płyty upamiętniające Polskich Bohaterów na kwaterze  nr 14 gdańskiego Cmentarza Garnizonowego.
Fotografie i klipy filmowe z dnia 27 lutego 2015 roku są dostępne publicznie w moich galeriach fotograficznych i na kanałach YT. Zapraszam.
W dniu 28 sierpnia 2015 roku udałem się na gdański Cmentarz Garnizonowy by oddać hołd zamordowanej przed 69.latami w gdańskim więzieniu przez komunistycznych zbrodniarzy  niepełnoletniej sanitariuszki V Brygady Wileńskiej AK Danucie Siedzikównie ps. Inka oraz por. Feliksowi Selmanowiczowi ps. Zagończyk.
Mordu sądowego dokonano w dniu 28 sierpnia 1946 roku o godz 6:15 nie dając szans na pełnoletność Danucie Siedzikównie, która pełnoletność osiągnęłaby w dniu 3 września 1946 roku.
Jestem kontent z tego, że coraz więcej osób pisze o tej dzielnej i mężnej dziewczynie, lecz jednocześnie martwi mnie to, że niektórzy piszący świadome lub nieświadomi dokonują w znanych powszechnie faktach różnego rodzaju przekłamań, przeinaczeń, dezinformacji, mylenia pojęć jak symbolicznych grobów i tablic pamiątkowych zainstalowanych w dniu 13 kwietnia 2015 roku w miejscu odnalezienia szczątków Inki i prawdopodobnie Zagończyka, które są przedstawiane jako symboliczne groby postawione w miejscu odnalezienia szczątków.
To jest wierutne kłamstwo i dezinformacja, bo symboliczne groby Inki i Zagończyka pojawiły się na kwaterze nr 14 w ramach prowadzonej przez IPN ogólnopolskiej akcji symbolicznych pogrzebów Żołnierzy Wyklętych i żołnierzy PPP-AK.
Nie wiem czemu ma służyć gmatwanie, manipulacja i dezinformacja oczywistych i powszechnie znanych i ogólnodostępnych faktów o istniejących symbolicznych grobach i płytach zainstalowanych po odnalezieniu szczątków Inki i najprawdopodobniej zagończyka.
Martwi mnie też i to, że teksty zawierające nieprawdziwe informacje są promowane na stronach szczycących się z rzekomego bycia stronami patriotycznymi, na których pospolici przestępcy, złodzieje cudzych tekstów i tożsamości - nicków są tolerowani prze administrację jak i są administratorami, co według mnie ewidentnie wyklucza wszystkich tamtejszych uczestników z kręgów ludzi prawych, a nie tylko polskich patriotów i pro-państwowców.
To są łajdacy, pasożyty i pospolici przestępcy, z którymi nigdy nie było i nie będzie mi po drodze.
Tacy powinni mnie się nieustannie bać i lękać, bo jestem znany z tego, że łajdaków nawet tych będących wcześniej rzekomymi moimi kolegami strzygę przy samej glebie i wsadzam do puszki.
Przekonali się o tym wojewodowie, prezydenci Gdańska, członkowie Zarządów Miasta Gdańsk, przewodniczący Rady Miasta Gdańska, radni, prezesi i dyrektorzy, moi kierownicy i szeregowi pracownicy. Ba, nawet senior biskup, Metropolita Gdański wie, że żartować z Polski i Polaków, rozkradanie mienia ogólnonarodowego może bardzo drogo kosztować, każdego bez wyjątków. Longinex, GPEC, zakładanie spółek a Hamburgu za środki państwowe, łapówki od "biznesmenów" ze  STASI czy perełka jaką była i jest Stela Mari.
Nie bez kozery w 3miejskich brukowcach pisano o mnie jako o człowieku z kamiennym sercu, co było i jest prawdą, bo dla złodziei i łajdaków serce moje było i jest jak kamień - zero litości, bo rżnę i wyrywam z korzeniami każde zło.

Ad rem.

Niżej publikuję kilka fotografii z dnia 28 sierpnia 2015 roku w układzie to samo miejsce zastane, w trakcie porządkowania i przed jego opuszczeniem.


Odbudowany mur TW Bolka - tak nazwałem gdy go tam zainstalowano, po tym jak runął w dniu 29.09.2014 r.

 Kwatera nr 14 Cmentarza Garnizonowego w Gdańsku - miejsce odnalezienia szczątków Inki i najprawdopodobniej Zagończyka oraz dwóch nieznanych mężczyzn.


Pamiątkowe płyty, które przez indolentów i ignorantów, którym kopiowania cudzych tekstów i ich edycja kiepsko wychodzi i piszą o nich, że są rzekomo nowymi "symbolicznymi grobami", co jest nieprawdą.

 Miejsce po ostatnio przeprowadzonych ekshumacjach IPN w 2015 roku. Przy tablicach po prawej zniknęły flagi narodowe, które w tych miejscach trwały ponad rok od ich zainstalowania.

  Miejsce po ostatnio przeprowadzonych ekshumacjach IPN w 2015 roku.

  Miejsce po ostatnio przeprowadzonych ekshumacjach IPN w 2015 roku. Widoczna po prawej flaga śp. Michała, zainstalowana na drzewie obok symbolicznego grobu Inki.

  Miejsce po ostatnio przeprowadzonych ekshumacjach IPN w 2015 roku.
 Pomnik i płyty chodnikowe, pod którymi odnaleziono szczątki ludzkie podczas ekshumacji prowadzonej przez IPN we wrześniu 2014 roku. Fotografie w moich galeriach fotograficznych Google i filmy na moich kanałach YT.

 Dwa symboliczne nagrobki w kolorze brązowym. Po lewej Zagończyka i po prawej Inki, a nad nimi jedyna flaga upamiętniająca śp. Michała St. de Zieleśkiewicz, która ocalała z 14 zainstalowanych w dniu 27 lutego 2015 r. Większość z nich była na swoim miejscu w dniu 24 maja 2015 roku, bo tego dnia pogadałem z Inką i postanowiłem z żoną i synem pójść głosować na Andrzeja Dudę podczas II tury wyborów prezydenckich. W pierwszej turze nie braliśmy udziału.
Dwa symboliczne nagrobki w kolorze brązowym. Po lewej Zagończyka i po prawej Inki, a nad nimi jedyna flaga upamiętniająca śp. Michała St. de Zieleśkiewicz, która ocalała z 14 zainstalowanych w dniu 27 lutego 2015 r. Większość z nich była na swoim miejscu w dniu 24 maja 2015 roku, bo tego dnia pogadałem z Inką i postanowiłem z żoną i synem pójść głosować na Andrzeja Dudę podczas II tury wyborów prezydenckich. W pierwszej turze nie braliśmy udziału.

 Dwa symboliczne nagrobki w kolorze brązowym. Po lewej Zagończyka i po prawej Inki, a nad nimi jedyna flaga upamiętniająca śp. Michała St. de Zieleśkiewicz, która ocalała z 14 zainstalowanych w dniu 27 lutego 2015 r. Większość z nich była na swoim miejscu w dniu 24 maja 2015 roku, bo tego dnia pogadałem z Inką i postanowiłem z żoną i synem pójść głosować na Andrzeja Dudę podczas II tury wyborów prezydenckich. W pierwszej turze nie braliśmy udziału.


Dwa symboliczne nagrobki w kolorze brązowym. Po lewej Zagończyka i po prawej Inki, a nad nimi jedyna flaga upamiętniająca śp. Michała St. de Zieleśkiewicz, która ocalała z 14 zainstalowanych w dniu 27 lutego 2015 r. Większość z nich była na swoim miejscu w dniu 24 maja 2015 roku, bo tego dnia pogadałem z Inką i postanowiłem z żoną i synem pójść głosować na Andrzeja Dudę podczas II tury wyborów prezydenckich. W pierwszej turze nie braliśmy udziału.

 Dwa symboliczne nagrobki w kolorze brązowym. Po lewej Zagończyka i po prawej Inki, a nad nimi jedyna flaga upamiętniająca śp. Michała St. de Zieleśkiewicz, która ocalała z 14 zainstalowanych w dniu 27 lutego 2015 r. Większość z nich była na swoim miejscu w dniu 24 maja 2015 roku, bo tego dnia pogadałem z Inką i postanowiłem z żoną i synem pójść głosować na Andrzeja Dudę podczas II tury wyborów prezydenckich. W pierwszej turze nie braliśmy udziału.

 Pomnik po uprzątnięciu liści i drobnych gałęzi.


 Symboliczne groby po ich uprzątnięciu, zainstalowaniu nowych flag, zniczy i kwiatów. Na drzewie flaga poświęcona śp. Michałowi.

Tablica nagrobna symbolicznego groby Inki po uprzątnięciu, wymianie wkładu i zapaleniu w polskich barwach narodowych. 

 Symboliczny grób Feliksa Selmanowicza ps. Zagończyk po uporządkowaniu, zainstalowaniu nowej flagi, oraz wymianie wkładu znicza w barwach narodowych.

 Symboliczny grób porucznika marynarki Adama Dedio ps. Adrian zamordowanego przez komunistów w gdańskim więzieniu w dniu 14 kwietnia 1947 roku, którego miejsca pochówku do dnia dzisiejszego nie ustalono.


Mój podpis, wkład w kolorach biało-czerwonych, flagi, róże w barwach narodowych Polski.
Śp. Danuta Siedzikówna była z tego samego rocznika jak Moja śp. Mama.
Mama była nieco starsza, bo przyszła na świat w  kwietniu 1928 roku.

 Po modlitwie, udałem się pod Pomnik Poległych Stoczniowców w Gdańsku w grudniu 1970 roku, gdzie też przy tablicach instaluję flagi i zapalam znicze, lecz tym razem zniczy nie posiadałem, a to za przyczyną konfidentów, którzy raczyli na mnie donieść do reżimu III RP i ujawnili moje dane personalne.
Skrzywdzili tym nie tylko mnie i moich najbliższych ale i moich podopiecznych, który pomagam stawać na własne nogi i przywracam do życia we wspólnocie, która wcześniej ich wypluła i wyrzuciła poz margines z przyczyn od nich niezależnych. 
Skrzywdzili też moich zmarłych przyjaciół i bohaterów, którzy jako jedyni mnie nie zdradzili i nie donieśli na mnie do moich wrogów, z którymi ci moi konfidenci tubylczy i zza wielkiej wody rzekomo walczyli i walczą.
Żałośni hipokryci, którym najwidoczniej paranie się donosami jak za dobrych starych lat PRL nigdy nie zbrzydnie, bo dziś są konfidentami społecznymi. Wcześniej to zawsze wygrywali w SB Lotku, jak ich guru TW Bolek, u których byli za lokajów, fanatycznych wyznawców swojego konfidenckiego guru, przy którym swoje gniazdka wili i budowali kariery polityczne i związkowe posiadając od 1979 roku informacje o agenturalnej przeszłości swojego guru - TW Bolku. To im nie przeszkadzało by tego konfidenta bezpieki windować w hierarchii strajkowej, związkowej i politycznej. Milczeli zachowując się jak mafia, bo najwyraźniej byli związani jak nie z nową mafią - abo eSBeczą - budujący nową demokrację socjalistyczną - by Cz. Kiszczak, który był bardzo zadowolony z omerty jaką zachowują działacze konstruktywnej opozycji, która powstawała po prostu z inspiracji komunistycznej bezpieki - jak nie cywilnej, to w brązowych trzewikach.
Partie pookrągłostołowe powstawały w większości z inspiracji i z udziałem bezpieki Cz. Kiszczaka i jej tajnych współpracowników na podstawie jego dyrektyw zawartych w rozkazie MSW o nr 0015.
Mnie nikt nie znajdzie w aktach IPN, anie na listach konfidentów bezpieki opublikowanych przez B.Wildsteina w przeciwieństwie do konfidentów, którzy mnie zdekonspirowali, ujawniając moje dane i pisząc donosy do władzy reżimowej III RP, którą ci konfidenci rzekomo zwalczają - szkoda, ze tylko pod publiczkę, tylko na bardzo bezpieczną odległość, a do tego wirtualnie.
Moje dane personalne można znaleźć w katalogu IPN, lecz jedynie w kategorii osób represjonowanych przez komunistycznych zbrodniarzy i osadzonych w stanie wojennym w areszcie w gdańskim więzieniu.

Ad rem.

Gdy dotarłem pod pomnik i wykonywałem dokumentację fotograficzną pomnika 

 To co pozostało po pierwotnej wersji pomnika, dziś rozebranego z blach - okradzionego w czasie konserwacji.

 Po 3-kroć HAŃBA!





zagaiłem rozmową Młodą Panią, która wykazała bardzo duże zainteresowanie tym, co starałem się w bardzo krótkim czasie przekazać.Zależało mi by przekazać informację o napisie wyciętym przez mojego brata na ramieniu poprzecznym krzyża pomnika i historii z tym napisem i moim bratem związanej.
Pani wykazywała się nie tylko cierpliwością, ba, była żywotnie zainteresowana moimi relacjami, tak więc trochę nam zeszło czasu, co każdy może sam sprawdzić zaglądając w szczegóły fotografii zamieszczonych w całości  z tego dna tu: https://plus.google.com/u/0/photos/108910137865025242278/albums/6188159072205190817

Wychodzi, że ponad godzinę byłem kataryniarzem gdańskim, który niczym Wolna Europa nadawał zez cenzury.

Jak się później okazało Pani ta była pracownikiem krakowskiej uczelni, tak więc tym bardziej było mi miło przekazać jedynie malutką cząstkę mojej wiedzy, którą posiadam z tytułu uczestniczenia i współtworzenia historii poczynając od grudnia 1970 roku aż po dzień dzisiejszy.
Tym bardziej jest to cenna wiedza, bo przez prawie 30 lat moja wiedza o wydarzeniach historycznych w których uczestniczyłem i osobiście tworzyłem nikomu wcześniej nie przekazywałem, bo nie byłem wyznawcą TW Bolka, tak jak inni, a w tym nawiedzeni i fanatyczni jego wyznawcy, którzy trwają ze swoją wiarą w guru po dzień dzisiejszy.
Nie byłem też jego lokajem, nie budowałem przy tym konfidencie bezpieki swojego gniazdka, lecz jak tylko powiązałem całą moja wiedzę o TW Bolku i skojarzyłem fakty zdobyte od znajomych i jego sąsiadów z gdańskich Stogów i ul. Wrzosy, to ułożył mi się pasjans SB Lotka - TW Bolka.
Dla niedowiarków przypomnę, że od 1975 roku mieszkałem na gdańskich Stogach u kwiaciarki gdańskiej, z którą razem z moim bratem wykonywaliśmy i składaliśmy wieńce pod pomnikiem Jana III Sobieskiego w dniu 3 Maja, na Jana i w dniu 11 listopada oraz w dniu 16 grudnia pod bramą Nr 2 Stoczni Gdańskiej im. Lenina.
Ponadto od września do końca listopada mieszkałem na dziko w byłym mieszkaniu TW Bolka przy ul. Wrzosy, w którym mieszkała moja kuma z rodzicami i bratem. Ich Matka przyjaźniła się z Danutą W. i pomagała jej w prowadzeniu domu i przy opiece nad dzieci TW Bolka.
To Matka mojej kumy, która ciężko chorowała na artretyzm i nie mogła czasem w ogóle zasnąć była naocznym świadkiem wydarzeń jakie miały miejsce w dniu 15 sierpnia 1980 roku przed godz. 6 rano przed blokiem w którym mieszkał TW Bolek oraz na klatce schodowej.
Niestety pseudo gwiazdy i pseudo wybitni działacze konstruktywnej opozycji strzegący patentu na działalność opozycyjną i omerty o agenturalnej przeszłości TW Bolka zdobytej przeze mnie wiedzy nie dostrzegają po dziś dzień, bo głoszą jedynie słuszną prawdę - ich, podobnie jak ich wcześniejszy guru TW Bolek, Borsuk itp. łajdaków, którzy dziś widnieją w katalogach IPN jako konfidenci komunistycznej bezpieki.
Dziś tchórze, dekownicy i dezerterzy wiejący i korzystający z okazji wyjazdu z PRL non stop i nieustannie raczą dokazywać i pouczać tych, którzy nie byli dekownikami, tchórzami, uciekinierami,dezerterami lecz walczyli wybierając więzienie i represje w PRL, bo walczyć z komuną można było na miejscu, a nie na bezpieczną odległość nie ponosząc żadnego ryzyka.
Nie wiem ile czasu liczonego w godzinach spędziłem z Młodą Krakowianką pod pomnikiem opowiadając Jej jak najwięcej, czasem bardzo chaotycznie i skacząc z tematu na temat, które po prostu się zazębiały lub wypływały z chronologii wydarzeń historycznych. Zazwyczaj za dużo staram się przekazać w bardzo upakowanej formie.
Tym bardziej, że pod pomnikiem spotykam ludzi przyjezdnych, którzy chcą zwiedzać Mój Piękny Gdańsk, który jest jako Moje Ukochane Miasto moim oczkiem w głowie, o które dbałem i dbam zarówno pełniąc funkcje w mieście jak i ich nie pełniąc. To jest Moje Miasto, jak w piosence.
Młoda Krakowianka poznała mój nick, dwukrotnie się przedstawiłem, pokazałem też szczególny dowód potwierdzający moje dane personalne i pełnioną funkcję, lecz Młoda Krakowianka nie zapamiętała. 
Nie podaję nazwiska dwukrotnie, lecz w tym wypadku tak było. Trzeciego razu już nie było pomimo nalegań Młodej Krakowianki. Nick mój zaś zapisała w swoim telefonie i bardzo jestem ciekaw czy trafi na ten mój blog?
No i czy po sznurkach/linkach trafi na inne moje blogi gdzie zdobędzie wszelkie informacje o mnie z bardzo obszerną dokumentacją archiwalną dotyczącą mojej osoby oraz pełnionych w przeszłości funkcji.
Jeśli Pani to czyta, to bardzo serdecznie Panią pozdrawiam i gratuluję.
Po pożegnaniu się z Młodą Krakowianką przystąpiłem do wykonywania moich polskich obowiązków wynikających m.in. ze znajomości ze śp. Anną Walentynowicz, z którą dane nam było spotkać się w gdańskim więzieniu w dniu 3 września 1982 roku w pomieszczeniach administracyjnym podczas zdawania przedmiotów wartościowych do więziennego depozytu. Pisałem o tym m.in. na niepoprawni.pl, blogu Kataryny www.kataryna.blox.pl i w licznych komentarzach po zamachu smoleńskim oraz opowiedziałem o moim spotkaniu z Anną Walentynowicz, jej synowi, Januszowi Walentynowicz, bo to o nim była mowa w pomieszczeniu administracyjnym, bo dotyczącym złotego medaliku jaki miała jego matka, który zdawała do więziennego depozytu.
Pani udała się do nowoczesnej propagandy o nie mojej Solidarności tj. Europejskiego Centrum Solidarności, które nie ma nic wspólnego z pierwszą, prawdziwą Solidarnością.
Chała i megalomański kicz.

Jak zwykle ktoś skradł flagę jaką ja lub Pani Aleksandra Olszewska z kiosku z pamiątkami instalujemy przy tablicy Bł. Ks. Jerzego Popiełuszko i przy Jej, już wyblakłej od słońca i wody fotografii.

Figura bosego stoczniowca, którego bez skarpetek puścił TW Bolek i zdrajcy, ba, fałszywi koledzy i tacy sami patrioci, którzy zniszczyli i rozkradli liczący się w świecie polski przemysł stoczniowy.Pomogli w grabieży funkcjonariusz nowej Bolkowo-Kiszczakowskiej Solidarności, pełniąc jednocześnie funkcje związkowe i członków rad nadzorczych i siedząc w kieszeni zarządów, jak w Stoczni Gdyni w kieszeni mafijnych figurantów zainstalowanych tam przez WSW/WSI.


  Zainstalowałem w miejsce skradzionej nową flagę.





Spod pomnika udałem się w stronę starówki mijając po drodze pomnik księdza prałata śp. Henryka Jankowskiego przy Bazylice Mniejszej, kościele pw. Św. Brygidy oraz pomnik Ofiar Ludobójstwa Wołyńskiego, tuż obok.
Kolejnym etapem mojej pieszej wędrówki była Motława, Długie Pobrzeże, Droga Królewska - Długi Targ, przy którym pracowałem do 1982 do 1993 roku, Studnia Neptuna, Dwór Artusa, Ratusz Głównego Miasta, ulica Długa, Złota Brama, Targ Węglowy, ul. Bogusławskiego i Okopowa przy której wykonałe fotografie budynku w którym mieści się gdański oddział NBP. Zahaczyłem też o mój kościół pw. Św. Ignacego Loyoli, Kolegiatę Staroszkocką i oruńską rezydencję abp. L.S. Głódź, Metropolity Gdańskiego.
Zajrzałem też na teren po wyburzonej Stoczni Gdańskiej pod koncerty, festyny i odpusty jarmarczne, gdzie akurat trwała próba generalna

Piękne jest Moje Miasto, prawda?



 To przy tej smażalni ryb w dniu 18 czerwca 2010 roku Jarosław Kaczyński w rozmowie ze mną przekazał podziękowania i życzenia Katarynie, które można zobaczyć i usłyszeć w spocie wyborczym Kataryniarzy na moim kanale YT.
















Fotografie nicą wykonywałem z ręki bez statywu wstrzymując oddech i zamierając w bezruchu na kilka sekund.
Niestety widać to na kiepskiej jakości fotografiach z powodu ruchu aparatu.

Piękne Miasto i wspaniale spędzony dzień w Moim Kochanym Gdańsku.

W tym roku jak w żadnym innym nie otrzymałem zaproszenia na imprezki około solidarnościowe, z których nie korzystałem dotychczas, bo uważam, że nie ma czego świętować.
No chyba, że ktoś chce świętować totalną klęskę i zdrada, które zasługują wedle niewolników PRL Bis na czczenie. Podobnie jak nie znajduję podstaw do nadstawiania piersi pod odznaczenia za ustanowienie oligarchicznego i agenturalnego PRL Bis w miejsce pierwszego PRL.
Wracając do domy myślami bylem przy ważniejszym wydarzeniu jakie miało mieć miejsce w niedzielę 30 sierpnia 2015 roku przy skwerze obok kościoła pw. Jana Bosko na Mojej gdańskiej Oruni przy ulicy Gościnnej i Trakcie Św. Wojciecha, gdzie odbędzie się odsłonięcie pomnika poświęconego sanitariuszce V Brygady Wileńskiej AK Danuty Siedzikówny ps. Inka, którą postanowiliśmy zakwaterować obok kościoła Salezianów.
Wszak u Salezianów na początku wojny uczyła się przyszła Inka w Różanystoku na Podlasiu.
Byłem tam w 1981 roku w delegacji Solidarności jako członek KZ z GSR razem z prałatem H. Jankowskim na uroczystości koronacyjnej obrazu Matki Boskiej Różanystockiej.
W bardzo wieli miejscach byłem tam gdzie była Danuta Siedzikówna, bo i w jej miejscu uroczenia i zamieszkania koło Narewki, w same Narewce, Bielski Podlaskim, Różanymstoku, Miłomłynach i w gdańskim więzieniu, w tym samy pawilonie centralnym, w którym w piwnicznym lochu została zamordowana razem z Zagończykiem, także z V Brygady Wileńskiej AK, tak jak Inka.
Nie mam informacji o Uroczysku Toliło, tzw. 14 w Puszczy Białowieskiej, gdzie miała miejsce zbrojna potyczka  AK z bezpieką i NKWD, w której zginęło dwóch Żołnierzy Wyklętych, których groby są nieopodal Uroczyska.
Czy wśród nich na "14" była Inka? 
Tego nie wiem, lecz nie jest to wykluczone. 
Byłoby to kolejne miejsce, w którym chodziłem po Jej śladach.

Rozpisałem się ponad miarę. Kończę, by sobie wstydu oszczędzić. ;O))))

Obibok na własny koszt


PS
Piszę i edytują, zapisuję i wracam do edycji bezpośrednio w edytorze bloga, aż w końcu okaże się, że będę musiał dodać moje relacje z niedzielnej oruńskiej uroczystości odsłonięcia pomnika Inki, co byłoby z wszech miar niewskazane, a przede wszystkim na rozmiar tekstu i grafiki - fotografii.
Onwk.

PPS
A jednak publikuję już po niedzielnej imprezie na Mojej Oruni, które od niedzieli 30 sierpnia 2015 roku posiada swój pomnik bohaterskiej sanitariuszki Inki. Dopełniło się moje kolejne marzenie, z którego jestem tak samo dumny jak z wybudowanej moim staraniem nowej szkoły na Górnej Oruni. W Gdańsku zabrakło miejsca na pomnik Inki, znalazło się na Mojej Oruni. O ile Bóg pozwoli moja relacja ukaże się wkrótce.
Onwk.

Chwała Bohaterom!




środa, 9 grudnia 2015

Zenon Nowicki: Moje wspomnienia z sierpnia 1980 r.

Ten wpis niech będzie przestrogą dla mitomanów, którzy z wielką łatwością dokonują manipulacji i dezinformacji znanych i udokumentowanych faktów historycznych dotyczących wydarzeń sierpnia 1980 roku.
Przede wszystkim chodzi o udowodnienie mnogich łgarstw napisanych wręcz na poczekaniu w ramach mitomańsko-martyrologicznych baśni komuszego łajdaka i złodzieja mojej internetowej tożsamości przez mendę komuszą z Gdyni, która przez dziesiątki lat pasożytowała w czasach PRL na zniewolonym Narodzie Polskim.
Tym bardziej, że kretyn z alkoholową demencją pisze o sprawach powszechnie znanych i udokumentowanych relacjami świadków oraz osób uczestniczących w wydarzeniach opisanych przez kłamcę z Gdyni, który wcielał i wciela w różne cudze tożsamości.

Oto jedna z takich relacji dostępna w książce o wydarzeniach sierpniowych 1980 roku w opracowanej na zlecenie Prezydenta Miasta Gdyni Wojciecha Szczurka.

Moje wspomnienia z sierpnia 1980 r.

Od 1976 r. pracowałem w Radzie Zakładowej Związku Zawodowego Marynarzy i Portowców Polskich Linii Oceanicznych w Gdyni, pełniąc funkcje Społecznego Inspektora Pracy a następnie powołany zostałem przez Prezydium RZ do pełnienia funkcji V-ce Przew. R. Z.

W czasie pełnienia tej funkcji w 1980 r. następować zaczęły przemiany polityczne w naszym kraju.
Przemiany te przeżywaliśmy wspólnie z całą załogą, która na statkach daleko od portów krajowych była niedoinformowana, a często w ogóle bez żadnej informacji.

Dyskusje stawały się coraz intensywniejsze i burzliwe.

Strajki rozpowszechniały się po całej Polsce, w PLO w Zakładzie Transportu Samochodowego już powołano strajk okupacyjny, a nam wciąż brakowało sił i odwagi na podjęcie decyzji (myślę, że powodem było to, że w dalszym ciągu nosiliśmy mandaty naszych wyborców i członków naszego związku).

Włączyliśmy się w zbieranie postulatów jak i również w ich tworzenie.

Pamiętam te wieczory, kiedy wspólnie z Jurkiem Z. jeździliśmy do strajkujących w GTS, pomagając w opracowywaniu postulatów.

W drugiej połowie sierpnia (dokładnej daty nie pamiętam) zdesperowany naszą bezradnością wpada do mojego pokoju Pan inż. Adam S. Insp. Działu Technicznego - zakładu gdańskiego żądając zwołania zebrania załogi PLO i —- podjęcia decyzji. ( Do dzisiaj jestem Mu za to wdzięczny)

Po konsultacji z Przew. i Prezydium RZ postanowiliśmy w trybie przyspieszonym zwołać zebranie w stołówce PLO.W zebraniu brali udział przebywająca w rezerwie i na urlopach część załogi pływającej oraz pracownicy lądowi, głównie zatrudnieni w budynku przy ul. 10- lutego 24.

Zebraniu przewodniczył Przew. RZ.ZZM i P Cz. U. i V-c Przew. Z Nowicki.

W zebraniu uczestniczył Przewodniczący wybranego już Kom. Strajkowego GTS (Gospodarki Transportu Samochodowego) Janek K., który poinformował zebranych o sytuacji i decyzjach Kom. Strajkującego tego działu w Zakładzie Zaopatrzenia jak również Komitetu Strajkowego Stoczni Gdańskiej, z którym już współpracował.

Po burzliwej dyskusji biorąc pod uwagę charakter pracy na morzu postanowiono jednogłośnie ogłosić przystąpienie PLO do STRAJKU SOLIDARNOŚCIOWEGO.

Wolę swą zebrani potwierdzili podpisami na listach. Obecny na zebraniu Janek K. poinformował nas, że listy z podpisami wyrażające wole przystąpienia do strajku muszą być przekazane do „Regionalnego” Komitetu Strajkowego w Stoczni Gdańskiej i w tym celu musimy wybrać przedstawiciela załogi, który zawiezie listy i zgłosi z trybuny hali BHP Stoczni przystąpienie załogi.

Polskich linii Oceanicznych do 'Strajku Solidarnościowego”, a następnie przyjęcie tego zgłoszenia przez obecnych na sali członków strajku okupacyjnego Stoczni.

Zgłoszono z sali dwie kandydatury (zgłosił je R/O Henryk niestety nazwiska nie pamiętam) St. Mech. Józef K. (sekretarz R.Z. ZZM i P) i ja I elektryk Zenon Nowicki ( V-ce Przew. R.Z. ZZM i P).

W głosowaniu jawnym jednogłośnie zostałem wybrany do wykonania tej misji.

Nie przeczę, że w tym czasie zadanie to przekroczyło moją wyobraźnie, a nerwy napięte do granic połączone ze strachem czy podołam, czy nie zostanę odrzucony w hali BHP, czy dojadę (ulice obstawione przez MO), czy wrócę, przecież w domu czeka rodzina i wiele innych kłębiących się myśli.

Całe szczęście, że z pomocą przyszedł mi Janek K., który zaoferował transport, pouczył jak się zachować w drodze, kiedy nas zatrzyma patrol milicji i na sali BHP. Był naszym przewodnikiem i opiekunem.

Zaraz po zebraniu wyruszyliśmy (J.K., pracownik powielarni w PLO niestety nie pamiętam nazwiska, jako przedstawiciel zgłaszający przystąpienie do strajku solidarnościowego pracowników Zakładu Socjalnego PLO oraz ja występujący, jako przedstawiciel marynarzy i pozostałej załogi PLO) żółtym fiatem do stoczni po drodze Janek pokazywał nam stojące patrole, które trzymając aparaty UKF przy ustach prawdopodobnie przekazywały nas następnemu patrolowi.

Kilkaset metrów przed bramą (o ile pamiętam nr.3) zatrzymani zostaliśmy przez milicjanta, Janek nie kazał nam się odzywać ani wysiadać, wyszedł sam i po krótkiej rozmowie powrócił i ruszyliśmy dalej, my siedzieliśmy dalej cichutko, po pewnym czasie Janek nas się zapytał, czy nie jesteśmy ciekawi, o czym rozmawiali.

O czym? Zapytaliśmy, a On na to – zapytałem: „czy chce dalej pracować w milicji?” (to tylko zapamiętałem).

Pod hale BHP dojechaliśmy bez przeszkód pełni podziwu dla strajkujących stoczniowców, ich dyscyplinie i istniejącym tam porządku.

Przy wejściu na salę oddałem listy z podpisami potwierdzające przystąpienie do strajku, a następnie zostałem przedstawiony przez Janka Lechowi Wałęsie, który w rozmowie wypytywał, kogo reprezentuje, jaka jest atmosfera w załodze, wyjaśniłem, że podjęliśmy decyzje o strajku solidarnościowym ze względu na bezpieczeństwo naszych marynarzy będących na morzach i oceanach świata czy też w obcych portach. Informacja ta została przyjęta z pełnym zrozumieniem.

Potem Lech Wałęsa wprowadził nas na salę pełną siedzących przemęczonych, ale i debatujących uczestników strajku okupacyjnego, pokazał nam model stojącego statku „Dar Młodzieży” i zapytał nas czy nie jesteśmy głodni pokazując nam kosz z bułkami i kiełbasą.

Następnie poinformował mnie, że wśród strajkujących jest nasz przedstawiciel (PLO) potem jak się okazało był to Jacek J. as. masz.

I dlatego jeśli chcę mogę zostać lub wrócić do swojej załogi.

Po pożegnaniu się z Lechem Wałęsą czekaliśmy na sygnał, kiedy możemy wejść na scenę i zakomunikować naszą wolę przyłączenia i poparcia załogi Polskich linii Oceanicznych do strajkujących już zakładów.

Po otrzymaniu sygnału, że teraz jest nasza kolej udałem się na scenę i odczytałem wole i decyzje obecnych na zebraniu w PLO poparcia dla strajkujących i przystąpienia do STRAJKU SOLIDARNOŚCIOWEGO.
Oklaski, jakie otrzymałem świadczyły o akceptacji naszej deklaracji i od tego momentu zostaliśmy uznani i zapisani, jako kolejny zakład, który przystąpił do strajku.

To samo uczynił kol. z Zakładu Socjalnego PLO i też został przyjęty.

W czasie naszych wystąpień towarzyszył nam błyski kamer i aparatów fotograficznych oraz podstawianych nam mikrofonów.

(Jak się później dowiedziałem) informacja ta przekazywana była w prasie i różnych radiostacjach w tym „WOLNA EUROPA”.

Po rozmowach z obecnymi na sali strajkującymi postanowiliśmy wrócić do PLO by przekazać informacje o wykonaniu powierzonego nam zadania i tak zaczęła się praca powołanego Komitetu Strajkowego PLO, w którego skład wchodziłem.

Niestety poza Jankiem Kosem, Lemańczykiem z Zakładu Szczecińskiego Bolkiem Hutyrą, Wojtkiem Gasiukiem, Sławkiem z zakładu gdańskiego, Jackiem Jaruchowskim, kpt. Józefem Kubickim innych nazwisk niestety nie pamiętam.

Nadmieniam jednocześnie, że cały czas byłem członkiem RZ. ZZM i P w PLO i łączenie tych funkcji było mówiąc delikatnie dyskomfortem, więc wycofałem się z pracy w Komitecie Strajkowym i nie przeszkadzając sobie, a raczej wspierając się w realizacji wspólnych celów - Komitetu ZZ Solidarność, który się rozrastał i malejący, ale wciąż istniejący ZZM i P.

Wybory, w RZ ZZM i P pozwoliły mi na wycofanie się z pracy związkowej.

Wróciłem, więc do pracy zawodowej i zaokrętowałem na m/s POZNAŃ już w fazie jego budowy.

Pracę na morzu pełniłem do czasu przejścia na emeryturę w 1995 r.

Zenon Nowicki




Jak to się ma do licznych bajek megalomana i mitomana od martyrologii rodzinnej oraz rzekomego "bohaterskiego udziału" w różnych wydarzeniach w Gdańsku i Gdyni w grudniu 1970, sierpniu 1980 i grudniu 1981 roku łgarza piszącego m.in. pod nickiem @jazgdyni vel. Janusza Kamińskiego syna Tomasza Kamińskiego?

Menda z Gdyni swojego ojca ma i przedstawi publicznie za rzekomego "żołnierza wyklętego", który tak po prawdzie był po prostu dekownikiem, bo tak wynika z opinii o nim samym jego syna.
Bo studiował już od 1945 roku medycynę, o którym mitoman od martyrologii rodzinnej był raczyć napisać, że jego ojciec nie był taki głupi by jawnie walczyć z komuną, bo nie było szans wygrania, a więc podjął służbę i jak przystało na "tytana pracy", budował Polskę Ludową i Ludowe Wojsko Polskie, jako przewodniczący trepio-felczerskiej komisji poborowej do LWP przy WKU w Gdyni.


Cytuję:

Widzisz, oni już tak długo manipulowali historią, że już sami nie wiedzą, gdzie jest prawda.
Albo dobrze wiedzą i nadal kłamią.Ja byłem w sierpniu 80 w Stoczni i pewne rzeczy wiem na pewno.



 Tak np. napisał pod tekstem Jana Karandzieja na Nasze Blogi, pod którym zamieścił np. taki komentarz, cytuję:



Zabawne, bo jak dla mnie to Lech Zborowski jest od stycznia 2015 roku jawnym zdrajcą i delatorem czyli konfidentem, którego @jazgdyni v. Janusz Kamiński z Gdyni po otrzymaniu drogą elektroniczną donosu od Lecha Zborowskiego dotyczące mojej osoby natychmiast ujawnił źródło otrzymanego donosu, wskazując na rzekomego "wybitnego działacza WZZW", który jak tylko nadarzyła się okazja w stanie wojennym zdezerterował i uciekł w 1983 roku za granicę.
Ba, Lech Zborowski bez mojej zgody i wiedzy przesyłał korespondencję mailową skierowaną do jego innym postronnym osobom trzecim, co jest swego rodzaju delatorstwem, a już z całą pewnością brakiem kultury i zdolności honorowych, których według mojej wiedzy Lech Zborowski nie posiadał, bo nigdy ich nie nabył z przyczyn formalnych.
Żeby posiadać lub nabyć zdolności honorowe należy obligatoryjnie spełniać wszystkie bez wyjątku warunki opisane w Polskim Kodeksie Honorowym
Gdyby nawet posiadał, to je utraciła w chwili napisania oszczerczych i mijających się z prawdą swoich publicznych paszkwili na Nasze Blogi i w chwili popełnienia czynu zdrady i delatorskiego ujawniając moje dane personalne, które posiadł ode mnie w mailach, a nie jak twierdził w ramach rzekomego jakiegoś dochodzenia jego i jego kolegów od wieloletniej omerty WZZW w sprawie im znanemu od grudnia 1979 roku konfidenta bezpieki o ps. TW Bolka, którego gloryfikowali i wili przy nim swoje gniazdka i budowali kariery polityczne i związkowe. Kryli go przez wiele lat i instalowali go na wciąż to wyższych funkcjach w  Związku Solidarność, a także tuż po tym jak zdradził i poddał strajk w dniu 16 sierpnia 1980 roku.
Ba, byli przy nim po zdradzie w marcu 1981 roku i po pierwszej nocnej zdradzie z 12 na 13 grudnia 1981 roku.
Wcześniej byli wiernymi i fanatycznymi lokajami TW Bolka i bolko-podobnych w tym Borsuka, którzy wśród swoich kolegów mają nadal takich łajdaków, którzy wczoraj i dziś rozkradają Polskę.
I takich, co których po dziś dzień ma dobrą opinię chociaż w stanie wojennym kradli pieniądze i maszyn poligraficznych podziemnej Solidarności razem z zainstalowanymi tam tajnymi współpracownikami i bezpieką tubylczą i obcą zza miedzy zachodniej, wschodniej i na Wzgórzach Synaju.
Ba, wiedział już w 1979 r. o tym, że Lech Wałęsa był konfidentem bezpieki i że donosił na kolegów, bo rzekomo cała spowiedź TW Bolka została nagrana na kasetę magnetofonową, którą rzekomo zachachmęcił im sam Borsuk, który niestety tym ich rewelacjom zaprzecza.
Rzekomo około 40 działaczy WZZW wiedziało o tym, że Lech Wałęsa był konfidentem bezpieki, a mimo to milczeli i ukrywali tajemnicę przed Polakami przez lata całe,a jednocześnie wpychali TW Bolka na funkcje przewodniczącego w komitetach strajkowych w sierpniu 1980 r. oraz w Związku Solidarność, bo sami wokół TW Bolka wili swoje gniazdka i kariery.
Jeśli polega to na prawdzie, to to ich wszystkich pogrąża i daje świadectwo ich zaprzaństwa i ich zdrady.
Były członek i działacz młodzieżówek komunistycznych, także studenckiej oraz członek i działacz matuszki PZPR, a ponadto TW zarejestrowany w 1974 roku trafiła na kolejnego konfidenta, u którego zdobył bezgraniczne zaufanie, a którego łajdak z Gdyni przedstawia jako rzekomego "wybitnego działacza WZZW",  który jak widać po dziś dzień nie wyzbył się przyzwyczajenia nabytego za PRL, bo nawet po ponad trzydziestu latach emigracji strzela nadal z ucha jak przystało na konfiturę. 
Czekam na wyjaśnienie IPN odnośnie figurującego na liście IPN tajnego współpracownika komunistycznej bezpieki o imieniu Lech i nazwisku Zborowski.
Trafił swój do swego - chyba wymienili między sobą żydowskie hasło - Amche.

W tym miejscu dodam kolejne cytaty o tym, że rzekomo @jazgdyni był w sierpniu 1980 roku delegatem 10. tys. marynarzy PLO w gdańskim MKS, gdzie rzekomo reprezentował marynarzy z PLO w Gdyni, co było i jest wierutnym kłamstwem,  bo jak sam pisał pracował w biurze z czerwonymi i bał się w ogóle rozmawiać a nawet poruszać temat strajków.

Łajdak do swoich mitomańskich baśni posłużył się nawet swoją małoletnią matką, która (tak raczył w swoim komentarzu na Nasze Blogi sugerować) rzekomo miała być więźniarką w Oświęcimiu, a tymczasem tylko mieszkała gdzieś "niedaleko", i która zapewne na randkach jako małolata poznała tajemnice doktora Mengele, który zapewne jej zdradził swoje obozowe tajemnice do uszka na łące.

Trzeba być zdrowo chorym psychicznie by pisać tak niedorzeczne brednie o tym, że jego małoletnia matka w związku z tym,że gdzieś "niedaleko Oświęcimia mieszkała, to poznała wszystkie tajemnice doktora Mengele, prawda?

Podobnie było z jego ojca, którego syn raczył w tym samym komentarzu przedstawiać jako rzekomego członka "bandy" Majora Łupaszki i rzekomego  "żołnierza wyklętego", który był po prosty dekownikiem i budowniczym Polski Ludowej i LWP, ba, jak sam @jazgdyni o nim mówił dla dziennikarza Dziennika Bałtyckiego, bo był wręcz w Polsce Ludowej istnym "tytanem pracy".

Polecam lekturę mojego blogu, na którym jest bardzo dużo cytatów marynarsko-cinkciarskiego pasożyta i  beneficjenta PRL, a także mitomana od martyrologii rodzinnej tworzonej na poczekaniu i pod potrzebę chwili z Gdyni.



Natomiast tu jest cymesik megalomana, u którego mitomaństwo, martyrologia i bohaterszczyzna była i jest na każdy temat na podorędziu.

Cytuję:

Jak się już pewnie co bystrzejsi czytelnicy domyślają, jestem Gdynianinem. Od zawsze. Swoje lata już mam, ale do sklerozy jeszcze daleko. I rok 1980, dokładnie sierpień i strajki pamiętam doskonale.
Bohaterem nie byłem i o nic się nie upominam. Jednak byłem jednym z tych, co doprowadzili do strajku w Polskich Liniach Oceanicznych, co było dokonaniem niemałym, jako, że trzeba było uzyskać legitymację od marynarzy rozsianych na statkach, na całym świecie.
Po zadeklarowaniu strajku pojechaliśmy w kilka osób do Gdańska, do Stoczni, aby tam oficjalnie zgłosić przyłączenie się gdyńskich marynarzy do strajku.
Pozostałem tam pewien czas, wdychałem atmosferę budzącego się poczucia wyzwolenia i poznałem wiele osób. W tym tych autentycznych i tych, jak się później okazało – fałszywych. I teraz, choćbym nie wiem jak wytężał pamięć, o tym tytułowym Borowczaku nic wówczas nie słyszałem!


Były i będą inne cytaty mitomana, które nie omieszkałem zarchiwizować i na tej stronie wkrótce uzupełnię.

Że też "wybitny były działacz WZZW" dał i daje się nabrać na taką kaszankę czerwonego towarzysza i konfidenta bezpieki.

Tak łajdackie czerwone pająki tworzą nową historię, którzy swoją mitologię piszą na zawłaszczonych historiach opowiedzianych/opisanych przez naocznych świadków lub uczestnikach i współtwórcach historii, a legitymizują ją tacy sami jak on, o których mitoman z Gdyni raczył pisać iż był "wybitnym działaczem WZZW". Jak dla mnie był i jest tylko i wyłącznie delatorem, który para się delatorstwem nawet gdy nie jest przez nikogo pytany ani nagabywany. Ponadto, ten rzekomo "wybitny działacz WZZW" nie jest już dla mnie żadnym autorytetem, a otaczanie go moją  niezasadną pewnego rodzaju atencją było dużym i niewybaczalnym błędem, a tym bardziej zaufanie nieznanemu osobiście człowiekowi, który okazał się po prostu kapusiem i donosicielem.
Wcześniej był wiernym, lojalnym i fanatycznym lokajem Bolka i Borsuka do czasu, gdy nadarzyła się okazja wyjechania z PRL to z niej skorzystał, a więc zdezerterował wybierają bezpieczeństwo i spokój w przeciwieństwie do tych którzy walczyli i walczą po dziś dzień,chociaż jak i on mogli sobie wyjechać z PRL do bezpiecznych zachodnich rajów.
Ba, nie wrócił do Polski po 1989 r. lecz nadal uważa się za uchodźcę politycznego choć nie był tak naprawdę jak inni represjonowany, internowany, aresztowany ani rozpracowywany, co można samemu sprawdzić w katalogach IPN.
Jak dla mnie do końca mojego życia, a po moje śmierci u moim najbliższym, ba, nawet u Mojej niespełna 5.letniej Wnuczki już nim jest i tak pozostanie na zawsze zdrajcą i konfidentem, który delatorstwem para się po prostu  w czynie społecznym, bo przez nikogo nie pytany, a jednak donosi, bo wyssał to z mlekiem swojej matki. 

Obibok na własny koszt

PS

Jan. K. - to:  Jan Ludwik Koss, syn Pawła i Joanny Koss ur. 24 sierpnia 1948 r. w Gdyni.
Jan Ludwik Koss organizator strajku w PLO w katalogu IPN osób rozpracowywanych
Tak więc w historyczną rolę Jana Ludwika Kossa postanowił wcielić się mitoman i złodziej cudzych tożsamości w realu jak i wirtualnie beneficjent PRL, towarzysz PZPR, konfident i pasożyt Janusz Kamiński syn Tomasza Kamińskiego, "tytana pracy" na rzecz Polski Ludowej i Ludowego Wojska Polskiego, do którego dokonywał branek jako przewodniczący lekarsko-wojskowej komisji poborowej WKU w Gdyni, który jest klubowym kolegą internetowych mendzich spadów i L:echa Zborowskiego, który do klubu nowo-ekranowych i neonowych się publicznie w styczniu 2015 r. się zapisał. Taka już jest natura mend, że lubią żyć i ssać stadnie.
Onwk.