czwartek, 3 stycznia 2019

Ja to tylko tu pozostawię

Oczekuję, że żydłaccy paszkwilanci upublicznią podobne prawomocne Decyzje Prezesa IPN i Prezesa Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych, a nie jakieś tam zaświadczenia o statusie pokrzywdzonych, które wkrótce po pochwaleniu usunęli, bo być może były mniej warte od papieru, na którym zostały napisane.




Jedyne odznaczenie, honorowe jakie posiadam, które jest nadawane z automatu wszystkim działaczom opozycji i osobom represjonowanym w PRL, bo o inne nie zabiegałem, gdyż tym samym akceptowałbym PRL Bis jako Wolną Polskę, a taką nie był i nie jest.
Ci którzy przyjęli odznaczenia państwowe są budowniczymi kolejnej mutacji komunistycznej PRL, którzy winni zamknąć otwory oralne i nie rozdzierać szat, bo są jej stroicielami za co pobrali zapłatę, laury, odznaczenie i do nich lukrowane laurki.








Posiadam również prawomocne postanowienie prokuratora IPN - Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, przyznającej mi statusie pokrzywdzonego w sprawie zbrodni komunistycznych jakich wobec mojej osoby dopuścili się funkcjonariusze organów bezpieczeństwa PRL - SB, MO, ZOMO, ROMO, prokuratorów i sędziów PRL w Gdańsku i Tczewie.

Definicja zbrodni komunistycznych, z prawomocnego postanowienia prokuratora IPN brzmi:


Prawomocne postanowienie prokuratora IPN z 2011 roku, od którego w ogóle się nie odwoływałem, bo w PRL Bis mijałoby się to z celem.
Podobnie nie odwoływałem (żaliłem) się od postanowienie prokuratury o warunkowym umorzeniu postępowania z powodu braku dostatecznych dowodów winy, bo nie miało celu i nie wypada żalić się do wyższej rangi komunistycznych bandytom na niższej rangi komunistycznych bandytów, co skrzętnie przeciwko mnie wykorzystali przeciwko mnie komunistyczni sędziowie w PRL Bis, potomkowie tych, którzy mnie więzili.
Ba, nawet asesor ze stanu wojennego, który w PRL Bis była już sędzią Sądu Okręgowego w Gdańsku oraz córka innego asesora, który z dwójką dyżurnych ławników skazywał w gdańskim sądzie hurtowo opozycjonistów i manifestantów.







Przeszedłem cztery "ścieżki zdrowia" w dniu 31 sierpnia 1982 r. (trzy w Gdańsku i najbrutalniejszą na dziedzińcu Komendy Miejskiej MO w Tczewie) oraz brutalne przesłuchania od 1 do 2 września 1982 r.
W dniu 3 września 1982 r. trafiłem pod celę w Pawilonie Centralnym Aresztu Śledczego w Gdańsku, który był niczym sanatorium, w którym mieliśmy czas na lizanie swoich ran i obolałe, granatowo-bordowe ciała.
Kto przeszedł tylko "ścieżkę zdrowia", "polowania w Nairobi" i "Safari" na korytarzach Komendy Miejskiej w Tczewie, ten nigdy w życiu nie zgodziłby się na jedynie obniżenie świadczeń milicyjnym i esbeckim bandytom, lecz żądałby ich całkowitego pozbawienia i skazania na bezwzględne kary długoletniego więzienia.
Ci, którzy wyrażają swoje zadowolenie z obniżenia tylko niektórym komunistycznym zdrajcom i katom świadczeń rentowo-emerytalnych jak wiem nie zaznali krzywdy ze strony komunistycznych siepaczy, bo przebywali w luksusowych, jak na czasy PRL, warunkach, bo w rządowych i wojskowych ośrodkach wczasowych.
W przeciwieństwie do wydrukowanych mitów i legend, zabezpieczanych przez bezpiekę i holowanych do władzy nie znajduję dla komunistycznych bestii żadnych okoliczności łagodzących i usprawiedliwiających ich zwierzęce zachowanie względem osób zatrzymanych i pozbawionych wolności.
Jak dla mnie winni wisieć zamiast liści.

DIXI!

Obibok na własny koszt.

poniedziałek, 19 czerwca 2017

Ujawniają się kolejni fanatyczni wyznawcy TW Bolka, którzy zwalczali jego przeciwników i krytyków w latach 80. i 90 minionego wieku

Chcąc utrzymać się na cokołach obalaczy komuny ujawniają się kolejni fanatyczni wyznawcy TW Bolka, którzy jak sami się chwalili swojemu znanemu koledze i guru, a jednocześnie konfidentowi bezpieki tym, że zwalczali jego przeciwników i krytyków w latach 80. i 90 minionego wieku

Przypomnę, że od dnia 16 sierpnia 1980 roku byłem jawnym przeciwnikiem Lecha Wałęsy, po tym jak tenże TW Bolek zdradził i poddał strajki w Stoczni Gdańskiej im. Lenina, co stało się po około 12 godzinach po podpisaniu w nocy około godz. 2 trójporozumienia między gdańskimi stoczniami.
To nie około 700 stoczniowców Stoczni Gdańskiej im. Lenina uratowało poddany i zakończony przez konfidentów bezpieki strajk uratował Sierpień 1980 roku i nie garstka działaczy WZZW, którzy po jawnej zdradzie i poddaniu strajku po raz kolejny na przywódcę strajku Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego ponownie ulokowali znanego sobie od grudnia 1979 roku kolegę konfidenta bezpieki, który o swoich związkach z bezpieką w latach 70. XX wieku się zwierzył, a oni rzekomo te zwierzenia konfidenta nagrali i kasetę magnetofonową, którą przekazali samemu Bogdanowi Borusewiczowi ps. Borsuk.
Niestety ta kaseta ze zwierzeniami Borsuka zniknęła!
Zwierzeniom TW Bolka przysłuchiwało się według relacji świadków (członków WZZW) ponad 30 osób, którzy mimo to w dniu 16.08.1980 r. tuż po zdradzie Lecha Wałęsy ponownie ulokowali jako przewodniczącego gdańskiego MKS, a swoim wyczynem chwalili się przez całe dziesiątki lat.
Ba, wili swoje gniazdka i budowali swoje kariery zawodowe, polityczne, związkowe i społeczne przez kolejne dziesiątki lat, gdy im się to opłacało i gdy o ich koledze konfidencie Polacy nie mieli jeszcze pojęcia takiego jakie mają już dziś.
To ci fanatyczni lokaje i bojówkarze zwalczali najzacieklej przeciwników i krytyków TW Bolka.
Ci łajdacy zwalczali nawet całe rodziny i przyjaciół przeciwników i krytyków ich kolegi konfidenta.
Ba, ci sami fanatyczni wyznawcy TW Bolka, którego konfidencką przeszłość ukrywali przez mnogie lata, a nawet dziesiątki lat mieli za przyjaciół i autorytety komunistyczne kanalie, bo oficerów propagandy LWP, redaktora naczelnego gorszego szmatławca od "Trybuny Ludu", bo "Żołnierza Wolności", a nawet świadka oskarżenia w "procesach kiblowych", podczas których polskich patriotów skazywano na karę śmierci lub długoletnie więzienia.


To z taką właśnie kanalią były konsultowane i pisane listy do konfidenckiego guru TW Bolka.

Cytaty z listu Krzysztofa Wyszkowskiego do Lecha Wałęsy:

"Zawsze byłem dotąd po Twojej stronie,ze wszystkich sił zwalczałem Twoich przeciwników wewnątrz ruchu,kłóciłem się z tymi,którzy krytykowali Twoje postępowanie."


"...mówiłem współwięźniom,że mogę na Tobie polegać,że Twój instynkt polityczny,wyczucie stytuacji,Twój wielki talent nie zawiedzie."

"Jestem i zawsze będę dumny z tego,że przyszedłeś właśnie do mego domu,aby przystapić do WZZ i od tego drobnego może faktu zaczęła się wielka dla wszystkich  Sprawa."

"Zawsze byłem po Twojej stronie nie tylko z osobistych sympatii,ale dlatego,że miałeś rację."

"Twój talent i Twoja racja uczyniły z Ciebie męża opatrznościowego,za którym poszły miliony."

Cytat z artykułu:

"Dałem ten list Józefowi Duriaszowi, który pojechał z nim do Gdańska i czekał w mieszkaniu Wałęsy na jego powrót. Duriasz przerażony stanem Wałęsy, któregoBOR wniósł w stanie kompletnego załamania, nie odważył się na odczytanie listu — tłumaczy Wyszkowski.

W tej sytuacji, uwzględniając rady innych znajomych, w tym Artura Hajnicza, który jako były członek KZMP, ZPP, płk. LWP, świadek w procesach „kiblowych” itd. miał wielkie doświadczenie w takich sprawach, napisałem nowy list o łagodniejszej formie mający skuteczniej zaapelować do ambicji Wałęsy. O odczytanie Wałęsie tego listu poprosiłem Annę Młynik, dobrze znaną Lechowi z działalności w WZZ (dane kontaktowe Anny, która obecnie mieszka za granicą, posiada ECS). Ponieważ Danuta Wałęsowa potraktowała ją bardzo wrogo (relację może złożyć Maria Marusczyk, która była naocznym świadkiem wydarzeń), więc Młynik odczytała Wałęsie mój list w łazience (zapomniałem już, kto siedział na sedesie, a kto na pralce) — wspomina autor listu."

Koniec cytatu:Źródło: KLIK!
Kim był Artur Hajnicz, autorytet i doradca podziemnych gdańskich struktur Solidarności w pisaniu listów do konfidenta TW Bolka?
Cytuje za Wiki:
Artur Hajnicz, pseud. Justyn (ur. 1920 we Lwowie, zm. 3 maja 2007 w Warszawie) – polski dziennikarz, publicysta, specjalista do spraw stosunków polsko-niemieckich.
Studiował matematykę na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, w szkole matematycznej Stefana BanachaHugona Steinhausa i Stanisława Mazura (przerwane przez II wojnę światową), a także socjologię i dziennikarstwo (magisterium w Wyższej Szkole Dziennikarskiej w Warszawie). Należał do Związku Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej we Lwowie. W okresie wojny był żołnierzem w 1 Armii Wojska Polskiego.
Po wojnie, do 1955 r., był oficerem politycznym. W tym czasie był też redaktorem naczelnym "Żołnierza Wolności". Odszedł ze struktur wojskowych po konflikcie z marszałkiem Konstantym Rokossowskim. Następnie, w latach 1955-1973 był dziennikarzem "Życia Warszawy", skąd usunięty został z powodów politycznych. Od lat 50. związany ze środowiskami opozycyjnymi (m.in. członek Klubu Krzywego Koła). Od 1973 r. pracował w Ośrodku Badawczo-Rozwojowym Informatyki. W1974 r. doktoryzował się w zakresie prawa międzynarodowego na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Od lutego do 13 grudnia 1981 r. był sekretarzem redakcji Tygodnika „Solidarność”. Po ogłoszeniu stanu wojennegowspółpracował z drugoobiegowym pismem "Krytyka", publikując tam szkice i artykuły o problematyce międzynarodowej. Działał w podziemnej "Solidarności". Od 1986 r. uczestniczył w pracach opozycyjnego konwersatorium przy kościele św. Trójcy wWarszawie.
październiku 1989 r. był organizatorem (na wniosek Prezydium Senatu) i dyrektorem Ośrodka Studiów Międzynarodowych (organ doradczy do spraw polityki zagranicznej przy Senacie RP), przeniesionego następnie do Polskiej Fundacji im. Roberta Schumana. Tu, od 1995 r. był również koordynatorem programu badawczego pt.: „Kompleks wypędzenia”, wchodził także (do 2005 r.) w skład Rady Programowej Fundacji. Jest także fundatorem Fundacji "Polska w Europie". Członek Stowarzyszenia Euro-Atlantyckiego.
Publikował ponadto m.in. w periodykach: "Aussenpolitik", "Więź", "Unia&Polska", "Polska w Europie", "Polski Kalendarz Europejski", "Rocznik Polsko-Niemiecki", "Rzeczpospolita".
16 marca 1992 r. otrzymał Wielki Krzyż Zasługi z Gwiazdą Orderu zasługi Republiki Federalnej Niemiec.
Mieszkał w Warszawie, na Mokotowie. Został pochowany na wojskowych Powązkach[1].

Źródło: KLIK!

Skan opublikowanego listu, z którego pochodzą przytoczone przeze mnie powyżej cytaty:




Skan list do TW Bolka został upubliczniony przez Krzysztofa Wyszkowskiego w dniu 20 lutego 2016 roku.
Gdy zacząłem go czytać oniemiałem, bo dowiedziałem się z jego lektury, że autor listu, który znał konfidencką przeszłość kolego z WZZW Lecha Wałęsy w latach 80 zwalczał między innymi mnie.
Nie przeszkadzała mu wiedza o konfidencie.
Tak jak nie przeszkadzało członkostwo w Kongresie Liberalno-Demokratycznym finansowanym i nadzorowanym przez niemieckie służby (wcześniej NRD-STASI, a później NRF-BND) oraz pełnienie funkcji doradcy w rządzie Jana Krzysztofa Bieleckiego, gdańskiego partyjnego kolegi z KL-D.

Oburzam się, bo ja nigdy tak nie plułem na TW Bolka jak jego koledzy, którzy byliby bez tegoż Bolka po prostu niczym - nikomu nie znanymi Kowalskimi.
To jest odrażające, ze ci co odnieśli największą korzyść z TW Bolka dziś chcą i przedstawiają siebie jako pokrzywdzonych i uczciwych polskich patriotów, bo w jakimś momencie pokłócili się ze swoim wieloletnim guru, którego kult wyznawali mimo posiadanej wiedzy o jego konfidenckiej przeszłości.
Ba, zrobili swego TW Bolka rezydentem bezpieki w Belwederze.

Morska kontrabanda - operacja WOP o kryptonimie "Wahadło"

Trafiłem na bardzo ciekawy trop w archiwach IPN dotyczący morskiej kontrabandy, w której brali udział polscy marynarze parający się morską kontrabandą na bardzo dużą skalę, którzy byli tajnymi współpracownikami zarówno polskich służb specjalnych jak i rosyjskich - sowieckiego GRU i KGB, którzy byli jedynymi odbiorcami morskiej kontrabandy.
Towar z morskiej kontrabandy był dostarczany przez polskich marynarskich przemytników do portów bałtyckich ZSRS, z czego większość dostarczano do ówczesnego portu w Leningradu dziś Petersburga.
Polski wywiad WOP zainteresował się kontrabandą dokonywaną na Bałtyku badając swojej operacji kryptonim "Wahadło", w której uczestniczyli w szczególności marynarze z PLO w Gdyni i Szczecina, którzy byli zarówno tajnymi współpracownikami polskich służb jak i rosyjskich.
Kontrabanda marynarzy, którzy współpracowali z polskimi służbami była pod szczególnym nadzorem wywiadu wojskowego i cywilnego, które zapewniały bezkarność u celników jak i w urzędach skarbowych w zamian za dostarczane materiały wywiadowcze.
Pomorski Oddział WOP pomimo rozpracowania osobowego uczestników kontrabandy na Bałtyku zaniechał operacji o krypt. "Wahadło", bo zamieszane w ten przemyt były rosyjskie służby cywilne i wojskowe.
Materiały z operacji "Wahadło" zostały przekazane do MSW i WSW, które w sposób naturalny zostały przekazane do odpowiedników w Moskwie.
Pomyszkujemy jeszcze w gdańskim oddziale IPN, a później w warszawskiej centrali, bo temat mnie bardzo zainteresował i pasuje do puzzli, które układam ad ukraińskich zbrodniarzy, którzy służyli niemieckim oprawcom na kresach w charakterze strażników obozowych i więziennych, a w tym na Zamku w Lublinie, którzy brali w jego tzw. ewakuacji - "marszu śmieci" z Lublina w okolice Jeleniej Góry.
Ponad 50% jego uczestników nie dotarła do celu w przeciwieństwie do eskortujących ich zbrodniarzy, który uniknęli kary i ukryli się w PRL i na zachodzie Europu oraz za oceanem w obu Amerykach pod przybranymi nazwiskami swoich ofiar.
Tak więc dane personalne polskich marynarzy biorących udział w morskiej kontrabandzie dziś znajdują się w lochach moskiewskiego wywiadu cywilnego FSB i wojskowego GRU.
Należy pamiętać, że 100% cinkciarzy z Trójmiasta i Szczecina było tajnymi współpracownikami jak nie cywilnych to wojskowej bezpieki.
Tak samo jak 100% przemytników morskiej kontrabandy, którzy "cudem" przez cały okres uprawiania morskiej kontrabandy nie miało wsypy, nie utraciła kontrabandy, nie była nękana przez służby skarbowe popularnymi w tamtych czasach domiarami było tajnymi współpracownikami bezpieki cywilnej lub wojskowej.

Mój kolejny „kaprys” na Polskę


W dniu 6 marca 2015 roku postanowiłem odwiedzić Moich polskich Bohaterów i Patriotów, którzy jako jedyni mnie nie zdradzili, bo nie byli jak żyjący i legendujący się łajdacy, którzy publicznie udają prawych, uczciwych, prawdomównych, honorowych ludzi i rzekomych patriotów, którymi nie byli, nie są i nigdy nie będą.
Tymczasem stać jest ich nawet na prostackie donosicielstwo dla wirtualnej sławy i do tańców z trumną Mojej zamarłej śp. Mamy, której Wieczny Pokój Jej Duszy po Jej śmierci i po Jej pogrzebie cmentarny łajdak śmiał publicznie naruszyć.
Łajdak, który raczył użyć Jej śmierć i Jej pogrzeb w swoich załganych i haniebnych komentarzach, w których manipulował datami moich publikacji oraz datą śmierci Mojej śp. Mamy, dokonując umyślnej i celowej dezinformacji opinii publicznej w celu podważenie mojej wiarygodności i wyrządzenie mi swoimi paszkwilami szkód osobistych.
Łajdak i kłamca pomówił mnie w sposób niegodny istoty ludzkiej, a tym bardziej człowieka rozumnego i rzekomo honorowego, bo tenże łajdak pomówił mnie, Jej syna o brak zasad i empatii, z których ten łajdak jest jak widać sam wyzuty z morale i zasad jakie winna posiadać każda ludzka istota.
Po haniebnych pomówieniach zawartych w paszkwilach rzekomego „wybitnego działacza WZZW” tenże „wybitny”, lecz łajdak przestał dla mnie w ogóle istnieć, bo z takimi łajdakami i kanaliami to ja się nie zwykłem zadawać ani im tym bardziej wybaczać.
Ba, ten cmentarny komentator nawet nie odróżnia daty śmierci Mojej śp. Mamy, która miała miejsce w dniu 9 listopada 2014 roku od daty Jej pogrzebu, który odbył się kilka dni po jej śmierci, bo najwyraźniej nie jest chrześcijaninem, a tym bardziej nie wywodzi się on z kultury chrześcijańskie, a już z całą pewnością nie jest on członkiem wspólnoty KK.
Mój kolejny tekst po śmierci Mojej śp. Mamy miał miejsce w dniu 21 grudnia 2014 roku, a wiec po 40 dniach mojej żałoby, a nie w dniu następnym czy kolejnym jak śmiał insynuować publicznie trumienny tancerz, który moją publikację z dnia 7 listopada 2014 roku raczył lokować po śmierci Mojej śp. Mamy, która miała miejsce 9 listopada 2014 roku.
Gardzę tym załganym łajdakiem z czysto ludzkich pobudek, bo okazał się obłudną i załganą dwulicową kanalią, która naruszyła Wieczny Pokój Duszy Mojej zmarłej śp. Mamy, która zmarła nie wiedząc, co to za zwierzę jest ten cały Internet i że w tymże grasują różne kanalie, a i cmentarne hieny, które ją wyciągną z grobu w niespełna dwa miesiące po jej śmierci. 


O omercie ocierającej się (lub będące) zaprzaństwem i zdradą napisze przy innej okazji, bo temat zasługuje na odrębne i obszerne opisanie i udokumentowania by nie być po raz kolejny obrzucony plugawymi paszkwilami przez zaprzańców i zdrajców mieniących się dziś ludźmi uczciwymi, prawymi i zasłużonymi.
 Wiele lat milczeli i pomimo kolejnych zdrad ich kolegi z WZZW zawsze go wspierali i windowali w hierarchii związkowej aż wynieśli go na rezydenta bezpieki w Belwederze.
Nawet po zdradzie i po poddaniu strajku w dniu 16 sierpnia 1980 roku po raz kolejny ustanowili tego znanego im konfidenta bezpieki na przewodniczącego Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego.
Mimo, że znali przeszłość warszawskich desantowców - żydowskich antypolaków i komuchów, to jednak przygarnęli tych nasłanych przez bezpieką zdrajców jak jakichś świętych w dniu 23 sierpnia 1980 roku.
Dziś twierdzą, że byli im przeciwni, lecz ja pamiętam, że tych co byli im przeciwnymi było zaledwie dwadzieścia parę osób na ponad 400 delegatów siedzących na sali BHP w ramach gdańskiego MKS.
Tylko dwadzieścia kilka osób trzeźwo i prawidłowo rozpoznało ówczesny desant bezpieki nasłany na gdański MKS, a nie jak dziś stara się przedstawiać cała chmara ówczesnych delegatów w gdańskim MKS, bo wówczas głosowali za przyjęciem nasłanych przez bezpiekę tzw. "doradców warszawskich".
Tymczasem ci wszyscy dzisiejsi rzekomo "wybitni" jak tylko mogli to wili swoje gniazdka, ogrzewali się i żyli w blasku swojego guru TW Bolka dopóki ten ich kolega konfident nie zamknął przed nimi bramy przy ul. Polaki w Gdańsku, gdzie stali w kolejkach by oddać hołd lenny i złożyć lenne perły przed wieprza.
Dziś, gdy znajomość z wcześniejszym ich kolegą są z WZZW są źle postrzegane, to każdy z nich chciałby usunąć i zapomnieć o swoich bliskich związkach z TW Bolkiem i wiernopoddańczej wręcz fanatycznej służbie konfidenckiemu ZŁU.
Ba, byli gotowi i wyrzekli się  nawet swojej posługi bycia chrzestną pomiotu TW Bolka, posługi, której przecież dokonali względem samego Boga, a nie swojego wcześniejszego guru TW Bolka.
Nie mieli i nie mają problemów z chwalenia się ze swojego przewodnictwa pracy i śrubowaniem norm pracy akordowej na rzecz PRL - PZPR, która negatywnie odbijała się wprost w polskich robotników, nie tylko w Stoczni Gdańskiej im. Lenina, które to imię nadano przy osobistym udziale przodownica pracy socjalistycznej. Inny "żołnierze wyklęty", który "nie był taki głupi by jawnie walczyć z komuną" poprzez "tytaniczną pracę" jako przewodniczący wojskowo-lekarskiej komisji poborowej przy WKU w Gdyni, dokonując bramek polskiego mięsa armatniego dla sowieckiego LWP budowie potęgi militarnej LWP. Działalności w stalinowskiej komunistycznej organizacji młodzieżowych i reprezentowania ZMP na Festiwalu w Berlinie było rzekomo nagrodą za solidną pracę, bo byli to "polscy patrioci", ba, "sól tej ziemi" jak nazwał to CBS z Lublina, naczelny narodowiec PRL Bis.
Zapewne założenie w Stoczni Gdańskiej i przewodzenia komunistycznej Lidze Kobiet lub członkostwo w komunistycznych Radach robotniczych i Radach Zakładowych Stoczni Gdańskiej im. Lenina też dla pseudo patriotów i pseudo narodowców było chwalebnym wyczynem.
Otrzymanie brązowego Krzyża Zasługi PRL od Bolesława Bieruta, było zapewne też nie lada wyczynem dla "polskiego patrioty.
Otrzymanie kolejnych trzech Krzyży Zasługi (drugiego brązowego, srebrnego i złotego) od Rady Państwa PRL nie może świadczyć o tym, że ktoś nimi odznaczony budował i ustanawiał władzę okupacyjną w Polsce, prawda?
Nie może, bo to "nasze" staliniątko z ZMP, że to "nasz" stachanowiec, że to "nasz" lojalny i wierny lokaj PZPR, że to "nasz" porządny członek PZPR, a wcześniej wybitny działacz studenckiej stalinowskiej organizacji na Gdańskiej Politechnice, który już jako student zasłużył na bycie członkiem PZPR.
Cóż, niektórzy wstąpieniem do PZPR wieńczyli pierwszą rocznice swojego ślubu - cywilnego, jak przystało na wybitną działaczkę stalinowską a później KSS KOR, WZZW i w końcu I Solidarności.
Dziś ci sami budowniczowie PRL już się wstydzą swojego kolegi Lecha Wałęsy v. TW ps. Bolek, bez którego nikt by o ich istnieniu w ogóle by nie wiedział, nie usłyszał i nie przeczytał.
Ci obłudni, załgani, cyniczni hipokryci po dziesiątkach lat chwaląc się wiedzą o tym, że wiedzieli o konfidenckiej przeszłości ich kolegi L. Wałęsy i tym, że rzekomo nagrali spowiedź" TW Bolka na kasetę magnetofonową, którą rzekomo przekazali Bogdanowi Borusewiczowi, u którego ta kaseta rzekomo wsiąkła,  dziś takimi i podobnymi opowiadaniami pogrążają do końca i sami siebie oskarżają o zdradę i zaprzaństwo.
Te ich dzisiejsze wyznanie są ich oskarżeniem o zdradę i zaprzaństwo, a być może nieświadomą (może świadoma) współpracą z bezpieką.
Dziś są w jednym klubie -tak przynajmniej napisał jeden z "wybitnych działaczy WZZW"- z łajdakiem, beneficjentem PRL, pasożytem pasożytującym na ubezwłasnowolnionych Polakach, który według posiadanych na dzień dzisiejszy informacji był być może jednym z członków zorganizowanej grupy uczestniczącej w morskiej kontrabandzie na Bałtyku z udziałem polskich marynarzy i cinkciarzy, których rozpracowywał kaszubski i pomorski WOP pod kryptonimem "Wahadło".
Operacja została zaniechana, gdy okazało się, że stoją za nią rosyjskie służby KGB i GRU.
Tymczasem z opowiadań jednego z przemytników z Gdyni, członka klubu, do którego została zaproszony przez b.członka WZZW możemy przeczytać o jego interesach z ruskimi "handlarzami biorącymi wszystko na pniu jak leci" oraz balangach przy kawiorze i szampanach w restauracjach w Leningradzie.
Tenże klubowy kolega, nie wspomniał ani słowem o ofiarach śmiertelnych stanu wojennego, co to to nie, bo dla pasożyta, dla którego praca marynarza była jedynie koniecznym dodatkiem do uprawiania morskiej kontrabandy na bardzo dużą skale (dodam nie pochwalił się że miał jakiekolwiek z tego tytułu kłopoty), do W. Jaruzelskiego miała jedynie pretensję, że ten wprowadzając stan wojenny pozbawił go 10 najlepszych lat pracy w charakterze przemytnika morskiej kontrabandy.
Wypada pogratulować byłym "wybitnym działaczom WZZW" klubowego kolegi.
Tak trzymać.
Jesteście na kursie i ścieżce jak wówczas gdy byliście fanatycznymi wyznawcami i lokajami TW Bolka, z który z jego woli lub z własnej inicjatywy niszczyliście i zwalczaliście każdego kto miał inne zdanie od waszego Bolka, a byliście gotowi go zabijać, gdy ktoś śmiał być jawnym przeciwnikiem ich kolegi Lecha Wałęsy.
Tak w liście do TW Bolka napisanego ręką stalinowskiego trepa politruka, red. naczelnego "Żołnierza Wolności", świadka oskarżenie w procesach "kiblowych", na których skazywano polskich patriotów na karę śmierci lub długoletnie więzienia chwalił się jeden z nich, Krzysztof Wyszkowskie, gdy TW Bolek wróciła z wówczas  z wczasów w Arłamowie do Gdańska.

Artykuł o liście do Lecha Wałęsy z załączonym skanem listu do pobrania.


Niestety na stronach Wikipedii po edycji nie ma już wzmianki o procesach "kiblowych" ani innych smaczków o politruku stalinowskim i lokaju ruskiego POPa, który robiła w LWP za marszałka, Rokossowskiego





 Warto w tym miejscu zwrócić uwagę jak ci sami ludzie z WZZW w nie tak odległej przeszłości bronili w swojej koleżanki "Heni", Henryki Krzywonos, twierdząc, że nie mają do niej żadnych zastrzeżeń jeśli idzie o sierpień 1980 roku, bo według Gwiazdów "robiła co do niej należało".
Nie wspomnieli do jesieni 2015 r. ani milczeniem o ekscesach pijackich, o nieobyczajności i w końcu o kradzieży pieniędzy na budowę pomnika, o której to kradzieży inni mówili i pisali od września 1980 r.
Tak jak np. TKZ GSR, która wysłała w sprawie rozliczeń pieniędzy do MKZ w Gdańsku we wrześniu 1980 r., którego rękopis posiadam w moich archiwalnych zbiorach i który wielokrotnie publikowałem w wielu różnych miejscach.

Ad rem.

Bo nie o tym miałem zamiar napisać.
Po załatwieniu spraw w gdańskich sądach i prokuraturze, które zafundowali już mi znani z imienia i nazwiska dwaj współdziałający ze sobą donosiciele, z których jeden z nich zadenuncjował publicznie w wielu powielonych wpisach i komentarzach drugiego zapewne też „wybitnego” i z zasłużonego donosiciela, udałem się na pobliski Cmentarz Garnizonowy, gdzie postanowiłem zrobić porządek na grobach, w otoczeniu pomnika oraz płyt pamiątkowych na kwaterze nr 14.

Poukładałem porozrzucane przez wiatr wieńce.

Pousuwałem wiatrołomy i powypalane znicze.

Pozalewane wodą znicze i wkłady po wylaniu wody ponownie zapaliłem i ustawiłem na groby i pomnik.
Byłem zszokowany liczbą ludzi, którzy przyszli tego dnia na kwaterę nr 14, bo zazwyczaj jestem tam albo sam albo z Moją Wnuczką, która szczególnie polubiła sanitariuszkę Inkę.
Ba, przybyła na kwaterę nr 14 Pan Bogdan z żoną i córką z Niemiec, gdzie znalazł się w latach 80. XX wieku, który był pracownikiem Mostostalu Gdańsk, z którymi przez dłuższą chwilę porozmawiałem.
Była też Babcia z dwiema wnuczkami, z których starsza okazała się nie tylko rówieśniczką Moje Wnuczki, czterolatką, to na dodatek nosząca takie samo imię jak Moja Wnuczka.
Babci i Jej wnuczkom pokazałem fotografie Mojej Wnuczki, które wykonałem Jej w dniu 27 lutego 2015 roku na kwaterze nr, 14 gdy instalowała, wymieniała na nowe flagi narodowe na grobach oraz gdy stała na warcie honorowej przy pomniku i symbolicznych grobach Inki i Zagończyka.
Spotkałem radną Rady Miasta Gdańska z ramienia PiS, Panią Annę Marię Kołakowską http://www.gdansk.pl/bip/rmg6?rm6=18, która przybyła na kwaterę razem z kamieniarzem, który ma wykonać pamiątkowe płyty z granitu, które mają być zainstalowane w miejscu odnalezienia szczątek Inki i Zagończyka.
Wychodząc z cmentarza wyniosłem do cmentarnego śmietnika kilka siatek foliowych z zużytymi wkładami, pobitymi szklanymi zniczami oraz gałęzi z wiatrołomów.
Jak zwykle zahaczyłem o dwa kolejne gdańskie pomniki na skwerze im. Marii Konopnickiej przy ul. Hucisko i Targu Rakowym - dawnego Małego Błędnika tj. pomnik Polskiego Państwa Podziemnego i Armii Krajowej oraz pomnik Polskich Harcerek i Harcerzy Gdańska.

Album z moimi fotografiami z dnia 6 marca 2015 roku jest tu: KLIK!
Obibok na własny koszt
PS
Donosiciele, denuncjatorzy, konfidenci, konfitury są pośród Nas. Ba, chcą w Internecie uchodzić za ludzi prawych, uczciwych, prawdomównych i honorowych, a tymczasem w realu są, kim są.  Każdy, kto chce dojrzy ich cynizm, obłudę i hipokryzją oraz ich wrodzone donosicielstwo, z którym się nawet nie kryją, bo donoszą też publicznie sami na siebie.  





Onwk.

PPS
Cwel i konfident z Gdyni kradnie moją tożsamość internetową zakłada fałszywe konta i profile, a pomagają mu w tym inna obłąkana misyjnością i robotyzacją "intelektualną" menda z nowego NiE, która zajumała domenę kolegom. Wszyscy, którzy w tym haniebnym przedsięwzięciu udział winni być globalnie skazani na ostracyzm społeczności internetowej.





Onwk.