środa, 24 czerwca 2015

Towarzysz Jerzy Targalski i jego komunistyczne rodzinne korzenie

Aktu

Autor „Resortowych dzieci” o swojej przeszłości

Targalski: Moje członkostwo w PZPR to przykrywka


Jerzy Targalski, członek PZPR w latach 1974-79 
Wypomina innym rodziców współpracujących z komunistami, a sam był członkiem PZPR. Mowa o dr Jerzym Targalskim, współautorze książki „Resortowe dzieci”. Targalski twierdzi jednak, że jego epizod w PZPR to... przykrywka. Przynajmniej tak to opisuje w „Super Expressie”

Dlaczego człowiek, który stara się skompromitować czołowych polskich dziennikarzy wiążąc ich w swojej książce z komuną, o sobie nie wspomina w niej ani słowem? Mimo to, że zarówno on jak i jego ojciec byli związani z PZPR, nie ma sobie nic do zarzucenia. Jerzy Targalski znalazł sposób, aby się usprawiedliwić i wszystko zrzuca na... konspirację. 

Wiem, że to brzmi dziś śmiesznie, ale w 1968 roku miałem 16 lat i chciałem tworzyć konspirację. Ludzie uważali, że Gierek jest wspaniały, a nam grożą Niemcy. Uznałem zatem, że trzeba wejść do struktur oficjalnych – powiedział w wywiadzie dla „Super Expressu” Targalski. 

Zapytany, dlaczego wystąpił z PZPR dopiero w 1979 roku, stwierdził, że wcześniej nie było sensu. – Wcześniej nie było sensu, bo była to dobra przykrywka do konspiracji – oznajmił.

Autor „Resortowych dzieci” przyznał również, że jego ojciec także działał w PZPR, z którym związany był latami. Choć idealnie pasuje do profilu swojej książki, to nie wspomniał w niej o swojej historii ani słowem. Dlaczego? – My wcale nie zarzucamy im tego, że mieli rodziców i krewnych w PZPR czy służbach. My pokazujemy, że zawdzięczają swoją pozycję właśnie tym rodzicom – przekonywał Targalski.

Koniec cytatu.

 Źródło: KLIK!


Tak piszą w Wikipedii o Jerzym Włodzimierzu Targalskim (a Włodzimierz, to rzeczywiście typowo "polskie" imię, prawda?):

Cytuję:
 
Jego ojcem jest historyk Jerzy Targalski, członek PZPR od 1952, redaktor naczelny kwartalnika „Z Pola Walki”.
W 1976 ukończył studia na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego (UW), a rok później studia w zakresie filologii starożytnego wschodu w Instytucie Orientalistycznym UW. W latach 1976–1979 był studentem studium doktoranckiego w Instytucie Historycznym UW, a w okresie 1980–1981 pracownikiem naukowym IH UW. W 2007 uzyskał stopień doktora nauk historycznych na Akademii Humanistycznej w Pułtusku na podstawie pracy pt. Mechanizmy demontażu komunizmu w Jugosławii na przykładzie Słowenii i Serbii (1986–1991)[1]. W latach 1974–1979 należał do PZPR, wystąpił z niej w 1979, gdy doszło do napadów bojówek działaczy Socjalistycznego Związku Studentów Polskich i Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej na wykłady opozycyjnego Towarzystwa Kursów Naukowych, przekazującego nieocenzurowaną wiedzę z zakresu: historii, socjologii, ekonomii, literaturoznawstwa.

Koniec cytatu.

Źródło:  KLIK!

Dla leniwych podaję informację o tym czym był kwartalnik "Z Pola Walki", za ta samą Wikipedią, cytuję:

Z Pola Walki. Kwartalnik poświęcony dziejom ruchu robotniczegokwartalnik ukazujący się w latach 1958-1989 w Warszawie. Wydawcą był Zakład Historii Partii przy KC PZPR, następnie Instytut Ruchu Robotniczego Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR. Periodyk był poświęcony historii polskiego i międzynarodowego ruchu robotniczego.

Redaktorzy naczelni

Członkami redakcji byli m.in. Wojciech Bułat (1967-1981), Leon Grosfeld (1958-1968, od pierwszego numeru pisma), Stanisław Kalabiński (1958-1959, od pierwszego numeru pisma), Aleksander Kochański (1958-1962, sekretarz redakcji od pierwszego numeru pisma), Teresa Monasterska (1958-1963), Bronisław Radlak (1965-1967), Tadeusz Sierocki (od 1965), Ludomir Smosarski (1965-1967), Jan Sobczak (1962-1976), Jerzy Targalski (1964-1967), Jan Tomicki (1959-1966), Janusz Żarnowski (1960-1964).

Koniec cytatu.

Źródło: KLIK!

O ojcu Jerzego Włodzimierza Targalskim, Jerzym Targalskim:

Jerzy Targalski (ur. 10 listopada 1929 w Łodzi, zm. 17 sierpnia 1977 w Warszawie) – polski historyk związany z PZPR, badacz dziejów ruchu robotniczego.

Studiował historię na Uniwersytecie Łódzkim w latach 1949-1953. Jeszcze jako student został zastępcą asystenta w Katedrze Historii Powszechnej w Zakładzie Historii Starożytnej, gdzie pracował do 1953. Od 1953 pracownik Katedry Marksizmu-Leninizmu na Wydziale Ekonomii Politycznej UŁ[1]. Od 1952 roku działacz PZPR, kierownik szkolenia ideologicznego w ZMP. Od 1961 w Warszawie, wykładowca marksizmu-leninizmu na Uniwersytecie Warszawskim, prowadził także szkolenia partyjne. W 1968 krytycznie odniósł się do wzniecania antysemityzmu podczas tzw. "wydarzeniach marcowych". W latach 1961-1968 pracował w Zakładzie Historii Partii przy KC PZPR, następnie w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk. W latach 1964-1967 był członkiem redakcji kwartalnika "Z Pola Walki". Jego badania naukowe dotyczyły historii początków polskiego ruchu socjalistycznego. Był konsultantem historycznym polskiego filmu biograficznego "Biały mazur" z 1979 roku w reżyserii Wandy Jakubowskiej, opowiadającego o Ludwiku Waryńskim. Jest ojcem Jerzego Targalskiego.

Źródło: KLIK!

Idąc po sznurkach możemy poznać historę i czym zajmował się Zakład Historii Partii przy KC PZPR w którym pracował ojciec Jerzego Włodzimierza Targalskiego, Jerzy Targalski.Czytamy w Wikiipedii m.in. to, cytuję:

Zakład Historii Partii - instytucja istniejąca w latach 1957-1971 przy KC PZPR. Zajmowała się badaniem dziejów ruchu robotniczego. Po likwidacji Wydziału Historii Partii powołano na jego miejsce: Zakład Historii Partii przy KC PZPR. Podobnie jak w poprzedniej instytucji, kierownikiem został Tadeusz Daniszewski, jego zastępcą nadal był Józef Kowalski. Nowym zastępcą szefa ZHP w 1957 został Janusz Durko, a w 1966 kierownictwo poszerzyło Norberta Kołomejczyka. Biblioteka i archiwum zakładu nigdy nie zostały w pełni udostępnione dla wszystkich czytelników. Obok katalogu oficjalnego istniał drugi, do którego czytelnicy nie mieli dostępu. Akt dotyczących okresu powojennego Zakład Historii Partii przeważnie nie posiadał, znajdowały się one przeważnie w KC PZPR[1]. W marcu 1968 roku klimat antysemickiej nagonki doprowadził do ataków personalnych wymierzonych przede w kierownictwo zakładu. Tadeusz Daniszewski i Józef Kowalski odeszli na rentę. Z Zakładem rozstali się też: Seweryn Ajzner, Stanisława Leblang, Aleksander Litwin, Edwarda Mark, Franciszka Świetlikowa, Romana Toruńczyk i Maria Watle. W latach 1968-1971 była to instytucja w praktyce niefunkcjonująca [2]. Pełniącym obowiązki kierownika był w latach 1968-1971 Janusz Durko. Ostatecznie Zakład Historii Partii rozwiązano. Pozostawiono jedynie dział archiwalny, który od 1971 istniał jako osobna jednostka – Centralne Archiwum KC PZPR. Większa część pracowników naukowych Zakładu Historii Partii znalazła zatrudnienie w Instytucie Historii Ruchu Robotniczego w Wyższej Szkole Nauk Społecznych przy KC PZPR (od 1984 Akademia Nauk Społecznych) [3]. Zakład Historii Partii wydawał kwartalnik "Z Pola Walki". Z Zakładem Historii Partii (wcześniej Wydziałem Historii Partii) byli związani okresowo następujący historycy:

[...]

 Jerzy Targalski (1929-1977)

ale i:

Szymon Szechter (1920-1983)

Koniec cytatu:

 Źródło: KLIK!

Idziemy dalej by dowiedzieć sie kim był ten Szymon Szechter.

I tak czytamy w tej samej Wikipedii to, cytuję:

Szymon Szechter (ur. 5 kwietnia 1920 we Lwowie, zm. 1 czerwca 1983 w Londynie) – polski pisarz i tłumacz.

 Do 1957 roku przebywał w Związku Radzieckim. Był komsomolcem i członkiem partii komunistycznej, pracował m.in. jako lektor w Komitecie Miejskim Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego. W 1948 roku ukończył studia historyczne, w 1953 zrobił doktorat. Do 1957 roku wykładał historię na Uniwersytecie Lwowskim. Po przyjeździe do PRL otrzymał etat w Zakładzie Historii Partii przy KC PZPR. Autor niedopuszczonej do druku pracy: Geneza strajku chłopskiego w 1937. W latach 1962-1964 prowadził na Uniwersytecie Warszawskim zajęcia z historii ruchu ludowego w okresie międzywojennym. Następnie został dyrektorem w Związku Ociemniałych Żołnierzy PRL. W 1964 został skazany za nadużycia gospodarcze na karę więzienia w zawieszeniu. Od tego czasu czynił starania o otrzymanie zgody na wyjazd stały do Izraela. Jego sekretarką była Nina Karsov. W 1966 roku SB dokonała rewizji w ich mieszkaniu. Przejęto w ten sposób notatki, rękopisy uznane za materiały szkalujące PRL. Nina Karsov-Szechter została skazana na trzy lata więzienia. W więzieniu wzięli ślub. Po dwóch latach została zwolniona i udała się na emigrację wraz Szymonem Szechterem. Na emigracji założył wraz z żoną w 1970 antykomunistyczne wydawnictwo Kontra, które wydaje min. książki Józefa Mackiewicza. Był bratem Ozjasza Szechtera oraz stryjem Adama Michnika

Koniec cytatu.

Źródło: KLIK!

Pomijam innych pracowników komunistycznego Zakładu Historii Partii przy PZPR, bo wszyscy są siebie godni jako propagandyści komunistycznych sowieckich okupantów Polski zainstalowani przez ruskich w PRL. Lista jest długa i każdy zainteresowany może poznać ich życiorysy klikając w ten LINK: KLIK!

Tak wygląda przeszłość i korzenie rodzinne jednego z twórców tzw. Strefy Wolnego Słowa, w której jest większa cenzura prewencyjna od polskojęzycznych stron Michnika, Lisa i innych pokomuszych i polskojęzycznych okupacyjnych szmatławców.

Tymczasem wielbiciel i wyznawca z Gdyni w tym samym roku 1974 co Jerzy Targalski wstąpił do PZPR, gdyński członek PZPR został zarejestrowany jako świadomy tajny współpracownik służby bezpieczeństwa PRL, który donosił na swoich kolegów z pracy, a przy tym bezpiecznie parał się przemytem kontrabandy na dużą skalę jako marynarz na krótkich europejskich rejsach, które były najbardziej dochodowym zajęciem dla marynarskich przemytników, tym bardziej dla tych pod ochroną służby bezpieczeństwa PRL.

Sam przemytnik marynarskiej kontrabanty o swoich wyczynach pisał m.in. tak:




Oraz w tematach pokrewnych, tak:




Członkiem klubu internetowych spadów łajdaczych beneficjentów z czasów PRL w dniu 4 stycznia 2015 roku został rzekomo były "wybitny działacz WZZW" podający się w Internecie za Lecha Zborowskiego, bo tak o konfidencie donoszącym społecznie pisał były członek PZPR i zarejestrowany w 1974 roku TW coś tam coś tam z Gdyni występujący jako @jazgdyni vel. Janusz Kamiński, syn "tytana pracy" na rzecz PRL i Ludowego Wojska Polskiego o nie ustalonym prawdziwym imieniu i nazwisku, który ukrył się za zmyśloną według mojej opinii fikcyjną historią martyrologiczną o rzekomym całkowitym sieroctwie, które raz nastąpiło gdy miał 6 lat (czyli w roku 1930 w wyniku tragicznego wypadku), a innym razem gdy jego ojciec miał lat 15, w Grodnie we wrześniu 1939 roku, w którym rzekomo rodzice ojca zostali rozstrzelani po zdobyciu Grodna przez sowietów, które miało miejsce w dniu 22 września 1939 roku.

Lech Zborowski, którego nie wiem dlaczego otaczałem niezasłużoną atencją i któremu przekazałem w zaufaniu i dobrej wierze moje dane personalne zdradził je czerwonemu łajdakowi i konfidentowi bezpieki z Gdyni - okazał się po prostu społecznym konfidentem strzelającym z ucha, któremu ksywy i nazwiska same wypadały z pyska, nawet wówczas gdy nikt go o nie nie pytał ani po dobroci ani pod przymusem i groźbą karalną.
Nie powinienem zaufać komuś kto przez wiele lat by kolegą TW Bolka i Borsuka oraz im podobnych, jak obaj bracia Merkel, rodzina Rybickich członkowie KSS KOR oraz WZZW, który w liczbie około 40 osób  poznali agenturalną przeszłość TW Bolka już w roku 1979 roku, a mimo to nie ujawnili jej przez woele lat strzegąc tajemnicy jakmafia strzeże swojej omerty.
Za to w tym samym czasie wili swoje bezpieczne gniazdka oraz budowali swoje kariery polityczne wokół i razem z TW Bolkiem, o którym wiedzieli że był konfidentem bezpieki od grudnia 1970 roku, bo rzekomo spowiedź TW bolka nagrali na kasetę magnetofonową, którą rzekomo przekazali dla Borsuka, u którego ta wsiąkła i rozpłynęła się jak kamfory zapach.
Już sam fakt ukrywania przez Polakami poznanej agenturalnej przeszłości i kontynuowanie współpracy - czy choćby kontaktów - z TW Bolkiem  powinna powstrzymać mnie przez zaufaniem do byłego członka WZZW, bo samo ukrywanie poznanej wiedzy w 1979 roku o agenturalnej przeszłości TW Bolka ociera się według mnie o zdradę Polski i Polaków.
Popełniłem niewybaczalny błąd, który skutkuje donosami na mnie oraz wymiernymi stratami Bogu Ducha winnych ludzi, moich obecnych i ewentualnych przyszłych moich podopiecznym, którym pomagam i zamierzam w dalszym ciągu pomagać wykorzystując moje osobiste kontakty, które się bardzo bardzo zawęziły w związku z donosem konfidenta z Bostony, który był też dezerterem i dekownikiem poczynając od roku 1983, bo jak tylko nadarzyła się okazja to uciekła z PRL do NRF a następnie do raju w USA.
Konfident z Bostony, były działacz WZZW w ogóle najwidoczniej nie zdaje sobie z tego sprawy, że jego donos ma o wiele większy i cięższym charakter niż gdyby ten wybitny legendujący się konfident z Bostonu doniósł na mnie, a pośrednio na moją rodzinę i moich podopiecznych, którym pomagałem i pomagam pro publiko bono.
Za komuny miałbym problem ze znalezieniem sobie dobrze płatnej pracy w moim zawodzie, gdy tymczasem w dzisiejszej  kontynuacji PRL w wyuczonym zawodzie nie mam żadnych szans na zatrudnienie nawet na znacznie zaniżonym wynagrodzeniem.
W PRL Bis z moim wysoko specjalistycznym wykształceniem i wieloletnim doświadczeniem mogę wykonywać jedynie prace fizyczne, które wykonuję nie ujawniając mojego faktycznego posiadanego wykształcenia oraz posiadanego wieloletniego doświadczenia zawodowego.
Z drugiej strony jako osoba pełniąca w przeszłości zaszczytne i wysokie funkcje gospodarcze, polityczne i społeczne nie chcę dać satysfakcji łajdakom z trójmiejskiej sitwy, bo nie tylko sam siebie bym upodlił ale i uczciwych i prawych Mieszkańców Gdańska, a jednocześnie nie jestem w stanie pójść do łajdaków po prośbie, bo to oznaczałoby że mnie oni pokonali, a jak nie mam moralnego kręgosłupa.
Cóż począć, skoro nie każdy jest dupolizel, rowolizem, wazeliniarzem, tak jak niektórzy odgrywający oburzonych pod publiczkę, a gdy tylko znajdą się blisko obecnej okupacyjnej i zdradzieckiej elity PRL Bis, to natychmiast zaczynają się ślinić i pełzać jak jakieś oślizgłe robactwo i gady.
Lech Zborowski, były członek WZZW, drukarz, kolega Lecha Wałęsy, Borsuka, Borowczaka, Gwiazdy oraz innych, były mieszkaniec Zielonej Góry, a następnie Gdańska Oruni z ulicy Brzegi i Równej, a dziś mieszkaniec Bostonu w USA, zapewne obywatel USA od czasu zdrady i przekazania moich personali łajdakowi z Gdyni, beneficjentowi rodzinnemu PRL, pasożytowi żerującemu na ubezwłasnowolnionych i zniewolonych Polakach w czasach PRL, gdy konfident z Gdyni parał się przemytem kontrabandy, która w takiej jak opisywał skali możliwa była tylko pod ochroną służby bezpieczeństwa PRL, byłemu członkowi PZPR i zarejestrowanemu TW coś tam coś tam przez służbę bezpieczeństwa PRL będzie już zawsze kojarzony jako konfident.
Dla mnie już na zawsze ktoś podający się na forach społecznościowych za Lecha Zborowskiego będzie konfident najgorszego sortu, bo donoszący i zdradzający z własnej i nieprzymuszonej niczym i przez nikogo woli - czyli najpodlejszym i najgorszym konfidentem społecznym.

Każdy rozsądnie i samodzielnie myślący czytelnik teraz już wie dlaczego tak się obaj byli członkowie PZPR wspierają,ba, nawet Jerzy Targalski toleruje popełnianie przestępstwa z art. 190a, 212, 216 i kolejnych Kodeksu karnego oraz naruszenie dóbr osobistych opisanych w art.23 i 24 Kodeksu cywilnego. przez swojego towarzysza i kapusia bezpieki z Gdyni.

 Tak wygląda twórczość złodzieja cudzej tożsamości internetowej - nicku, łajdaka, pasożyta, komucha z PZPR, tajnego współpracownika bezpieki PRL, społecznego i wirtualnego konfidenta z Gdyni, który dokonał publicznego ujawnienia donosu jaki przesłał mu wybitny konfident z Bostonu.

















Tu możemy przeczytać m.in. o tym, jak z ojca dekownika łajdak i bluźnierca szargający dobre imię i pamięć o Żołnierzach Wyklętych, bo zrobił "żołnierza wyklętego" (celowo z małych liter), który "nie był taki głupi by walczyć jawnie z komuną", bo wybrał własne i rodziny bezpieczeństwo i postanowił przestrzegać prawo komunistycznych okupantów Polski.
Ba budowniczego PRL i jej sił zbrojnych Ludowego Wojska Polskiego pełniąc funkcję przewodniczącego wojskowej lekarskiej komisji poborowej przy Wojskowej Komendzie Uzupełnień Ludowego Wojska Polskiego w Gdyni.


Czy też bluźniercze porównywanie Rzezi Wołyńskiej z buntem chłopów wywołanym przez zaborcę, co według mnie wiąże się z korzeniami gdyńskiego banderowca być może też i o żydowskich korzeniach, którego ojciec miał jakieś związki z więzieniem jakie funkcjonowało w Lublinie na tamtejszym Zamku Lubelskim, o który łajdaczy komuch raczył wspomnieć w tekście o swoim ojcu dekowniku. Uwaga ta mnie zaintrygowała podobnie jak kłamstwa i motanie w przedmiocie historii o osieroceniu jego ojca wzajemnie się wykluczających, bo raz miało to miejsce podczas tragicznego wypadku w 1930 roku (Nasze Miasto Gdynia.pl i Dziennik Bałtycki), a innym razem w Grodnie we wrześniu 1939 roku, co też według mojej wiedzy na temat Grodna i walk obronnych tam stoczonych i kapitulacji wydaje mi się historią zmyśloną, bo nie było żadnych list proskrypcyjnych, o których pisał mitoman od zmyślonych martyrologii rodzinnych na zawołanie. Podobnie było z jego matką, którą śmiał lokować (tak insynuował w jednym komentarzu na Nasze Blogi" w niemieckim obozie zagłady w Oświęcimiu, gdy tymczasem na niepoprawni.pl napisał, że jego matka jedynie mieszkała gdzieś niedaleko (???) w okolicach Oświęcimia i w baśniowych warunkach poznała tajemnice o przeprowadzonych eksperymentach przez doktora Mengele w niemieckim obozie zagłady. Zapewne sam Mengele opowiedział jego matce do ucha na schadzce miłosnej, bo tylko w takich okolicznościach mogła wejść w tajemne tajemnice zbrodniarza niemieckiego Mengele.: KLIK! 
 Mam poważne i uzasadnione wątpliwości czy oby konfident Lech Zborowski, który mnie zdradził i sprzeda dane personalne rzeczywiście zwalczał komunę jak mieszkał w PRL (w tym na gdańskiej Oruni)do czasu wyjazdu do zachodniego bezpiecznego raju. 
Nie postawiłbym ani jednego komunistycznego grosza, bo ten  posiada dziś większą wartość niż słowo konfidenta z Bostonu.
Szczególnie po tym, że uderzając w moją osobę skrzywdził wiele nieznanych sobie ludzi wyrzuconych przez reżom PRL Bis poza margines społeczny.
Lecz na co mogli oni od takiego drania i cmentarnego tancerza oczekiwać, skoro ten łajdak poważył się 4 stycznia 2015 roku publicznie wyciągnąć z grobu pogrzebaną trumnę ze zwłokami Mojej zmarłej śp. Mamy  dla uwiarygodnienia swoich licznych, haniebnych, bo nie godnych istoty ludzkiej kłamstw, manipulacji, dezinformacji, paszkwili, oszczerstw, które każdy zainteresowany uczciwy i prawy człowiek może nawet w dniu dzisiejszym zweryfikować i kłamstwa oraz insynuacje konfidenta i łajdaka z Bostonu odrzucić w całości, a w tym kalendarz wydarzeń, który konfident i kłamca przedstawił wspak, tak jakby jego kalendarz i odliczanie dat odbywało się w kierunku przeciwnym od powszechnie używanego, czyli narastająco.
Moja śp. Mama zmarła dwa dni po publikacji mojego tekstu, który rozwścieczył konfidenta i jednego z licznych omerciarzy z WZZW, a nie jak śmiał publicznie przedstawiać kłamca, manipulant i dezinformator po śmierci Mojej żp. Mamy, która nie miała nic a nic wspólnego z moją publikacją z dnia 7 listopada 2014 roku, bo Moja śp. Mama zmarła w dniu 9 listopada 2015 roku.
Kolejna moja publikacja po tej zawierającej informację o śmierci Mojej zmarłej śp. Mamie miała miejsce dopiero po 40 dniach, bo w dniu 21 grudnia 2015 roku, którą łajdak i kłamca raczył przedstawiać jako kolejną tuż po pogrzebie.
Jakim trzeba być cynicznym łajdakiem, by nawet swój mail wysłany do mnie w dniu 15 listopada 2014 roku przedstawić tak, że tekst o nim nic nie miał nic wspólnego z faktyczną treścią do mnie wysłaną. Dowód zawiesiłem w mojej galerii z dokumentami, grafiką i fotografiami wujka Google.
Ponadto, jak można pisać publicznie oczywiste kłamstwa, że się zaniechało kontaktów ze mną wysyłając kolejne maile do mnie, na które to ja nie raczyłem odpisywać po tym jak dotarła do mnie informacja, że łajdak bez mojej wiedzy i zgody rozsyła moje maile do nieznanych  mi osób trzecich.
Ostatni mój mail nosił datę 5 stycznia 2014 roku, po którym konfident z Bostony słał do mnie kolejne maile, na które przestałem reagować, bo z łajdakami a tym bardziej kłamcami, manipulantami, paszkwilantami i konfidentami nie miałem i nie mam przyjemności w przyszłości się zadawać.
Gardziłem i gardzę takimi łajdakami, którzy wpierw wchodzą w łaski i zdobywają zaufanie, a później zdradzają i donoszą do moich śmietelnych  wrogów przy byle jakim nieporozumieniu, bo oni są takimi samymi TW Bolkami, Borsukami, Borowczakami i im podobnymi łajdakami i zdrajcami, którzy tak samo uzurpują prawo do jedynej ich prawdy i ich zasług, bo inni to byli nieistotnym tłem. 
Oni sami tak jak ich TW Bolek walczyło. Bolek po jednej stronie a oni po drugiej stronie tej samej barykady, zapominając i gubiąc po drodze prawdziwego wroga jaki był i jest po dziś dzień komunizm, który ma się po swoim przepoczwarzeniu w 1989 roku coraz lepiej i nie ma żadnej liczącej się siły społecznej i politycznej by zacząć w końcu z przepoczwarzonym neokomunizmem walczyć.
Fakty są porażające, bo jak sie okazuje łatwiej na mnie jest napisać i wysłać donosy by reżim mnie prześladował i ścigała nawet nie oszczędzając Moje 4.letniej Wnuczki, która większość swojego życia spędziła ze mną poznając miejsca pamięci a dziś je porządkując i oddając hołd polskim bohaterom zamordowanym prze komunistów jak nieletnia Danuta Siedzikówna, anitariuszka z oddział Majora Łupaszki o ps. "Inka", o której Moja Wnuczka wie więcej niż dorosły, ba, stary syn mitoman o swoim ojcu "tytanie pracy" z Gdyni.
Banalne i wywołujące we mnie śmiech poirytowania są twierdzenia i oświadczenia wszystkich internetowych łajdaków i konfidentów, którzy rzekomo  walczą na niby, bo tylko wirtualnie siedząc bezpiecznie na dupie w domy i wypisując na klawiaturach idiotyzmy, łgarstw, paszkwili, oszczerstwa.oraz parając się najlepiej znanym przez nich fachem donosiciela i konfidenta.
Mam nadzieję, że konfident z Bostony jest w skowronkach, bo może się w końcu pochwalić kolejną swoją zasługą w walce o niepodległa Polskę, a mianowicie swoją wybitną konfidencką działalnością pro publico bono, otrzymując ode mnie zasłużenie tytuł wybitnej konfidenckiej kurwy.
Tymczasem konfident z Gdyni który publicznie sprzedał konfidenta z Bostonu uważa tego społecznego i wybitnego konfidenta za byłego "wybitnego działacza WZZW".
No i niech obaj konfidenci się z tego cieszą, bo wszak oni sami sobie nawzajem nadają tytuł ludzi honorowy i posiadających zdolności honorowe, a przynajmniej taką teorię opisał w jednym w wyżej linkowanych przeze mnie tekstów konfident z Gdyni.
C... im w d....., jak  każdemu innemu konfidentowi.

Obibok na własny koszt


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.