piątek, 28 lutego 2014

List otwarty Henryka Zborowskiego - Bojówka TW Bolka ze Stoczni Gdańskiej im. Lenina


Mało znany list otwarty Henryka Zborowskiego z Gdańska.

List otwarty Henryka Zborowskiego ukazał się w dwutygodniku Społeczno Zawodowym Pracowników Poligrafii NSZZ Solidarność”  „Kwadrat” w  Nr 14 wydawanym w dniu 14 X 1981 r. w Szczecinie. 

LIST OTWARTY,

do wszystkich członków Niezależnego Samo­rządnego Związku Zawodowego „SOLIDARNOŚĆ”, do pracowników Stoczni Gdańskie! im. Lenina, oraz do Komisji powołanej przez wła­dze „Solidarności” do spraw zbadania rzeko­mego strajku w drukarni „Solidarności” w Gdańsku i związanych z nim incydentów.
Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidar­ność”, którego jestem jednym z członków-założycieli w Gdańsku, zapisał w swoim Statucie, jako pierwszy i nad­rzędny cel „ochronę praw, godności i interesów pracowni­czych” (porównaj § 6, p. 8 Statutu). Zarówno w toczącej się dyskusji nad programem jak i w praktycznej rocz­nej działalności. „Solidarność” kładzie główny akcent na realizację tego celu. Niewiele dni temu I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ „Solidarność” w uchwalonej w pierwszej turze deklaracji określi! jako cel nadrzędny Związku m.in. „godne warunki życia” oraz „życie wol­ne od strachu i kłamstwa w społeczeństwie zorganizo­wanym demokratycznie i praworządnie”.
A jednak zdarzył się ostatnio w Gdańsku incydent, który świadczy o głębokim rozdźwięku między tymi szczytnymi hasłami, a ich realizacją. Dotyczy on wpraw­dzie nielicznej grupy ludzi, ale jest tym jaskrawszy, że zdarzył się w tym samym budynku, w którym rezy­duje Lech Wałęsa, że jego sprawcami ludzie z nowo wybranego kierownictwa Zarządu Regionu Gdańskiego NSZ2 „Solidarność”, że jego bezpośrednim wykonawcą byli kilkudziesięcioosobowa grupa okrytych chwałą i cie­szących się dotąd zaufaniem społeczeństwa stoczniow­ców ze Stoczni Gdańskiej im. Lenina, i że w końcu stanowi i on groźny precedens dla całego Związku.
Opinię społeczną całego kraju zbulwersowały, komu­nikaty telewizyjne „Panoramy Gdańskiej”, Dziennika TV oraz zachodnich radiostacji o strajku grupy druka­rzy w drukarni Zarządu Regionu „Solidarności” w Gdań­sku i o brutalne] ingerencji grupy stoczniowców. Żeby nie było żadnej wątpliwości: rzecznik prasowy, Zarządu Regionu Gdańskiego dr Brunńe (w nazwisku nad literą e winien być ptaszek) w swoim wystąpieniu telewizyjnym w „Panoramie” potwierdził w pełni praw­dziwość informacji dziennikarskiej. Co się stało i jak do tego doszło? Jak to byto możliwe, żeby jedni robotnicy „Solidarnościowcy” wystąpili z czynną napaścią na dru­gich robotników, członków tego samego Związku?
Postanowiłem tę sprawę wyjaśnić przede wszystkim ja­ko członek „Solidarności”, a poza tym z pewnych ważnych dla mnie, a mniej istotnych dla sprawy przyczyn osobistych. Jest to dla mnie głównie problem pewnych zasad życiowych, których naruszenie prowadzi społeczeń­stwo na groźne manowce, kiedy bowiem większość dzi­siejszych bohaterów ruchu „Solidarności” jeszcze racz­kowała albo uczęszczała do przedszkola, ja już byłem represjonowany, jako działacz związkowy za przeciwstawianie się zwykłemu draństwu oraz łamaniu prawa i stosowaniu przemocy wobec pracowników. Młodszym Kolegom związkowcom chciałbym przypomnieć, że na­ruszenie zasad demokracji to praworządności legło u pod­staw wszystkich naszych tragicznych polskich miesięcy lat l956, 1970 i l976. Natomiast tym kilkudziesięciu stocz­niowcom, którzy - być może w najlepszej wierze - dali się wmanipulować do tej haniebnej „akcji” pragnę przypomnieć, że na stosowaniu przemocy i terrorze pew­nych grup społecznych wobec innych grup społecznych wyrósł hitleryzm, stalinizm i jeszcze parę innych zbrodniczych systemów na świecie, a warto też przy tej okazji wspomnieć o godnej pogardy roli, jaka odegrały grupy wymanipulowanych robotników w tłumieniu pro­testów studenckich w roku 1968 w Polsce. Takie zacho­wania nie zyskały nigdy mojej akceptacji, więc i dziś protestuję przeciw aktom anarchii i terroryzmu w sze­regach „Solidarności” i żądam ukarania winnych tego gorszącego zajścia zgodnie ze Statutem Związku i pra­wami tego kraju, bez względu na zajmowane przez sprawców stanowiska i funkcje w hierarchii „Solidarności”
Wracając do samego wydarzenia ż dnia 15 września 1981 muszę stwierdzić, że władze Regionu Gdańskiego „Solidarności” dotychczas nie dorosły do roli pracodaw­cy w stosunku do owych ok. 150 zatrudnionych przez Region pracowników. A oto przykłady. W dniu 17.06.1981 r. p. Zdzisław Złotkowski okazał się na Plenum MKZ winnym dwutygodniowego strajku trzech pracowników ra­diowęzła gdańskiego MKZ, gdyż, jako kierownik ani nie chciał ani nie umiał załatwić ich uzasadnionych żądań dotyczących poprawy skandalicznych warunków pracy (zainteresowanych szczegółami odsyłam do reportażu red. Tadeusza Woźniaka pod tytułem „Ścianka” w tygodniku „Czas” z dn. 26.07.1981 roku). Nie spadł mu w związku z tym ewidentnym przewinieniem urzędniczym nawet włos z głowy (na marginesie: nazwisko p. Z. Złotkowskiego wy­stąpi również w następnym konflikcie pracodawcy z pra­cownikami tego zakładu) Przewodniczący Zarządu Re­gionu Gdańskiego NSZ2 „Solidarność”, który jest nie tylko działaczem związkowym, lecz także z mocy obo­wiązujących u nas praw pracodawcą dla wspomnianych pracowników, nazwał wówczas ich problemy (cytuję za red. T. Woźniakiem r. „Czasu”) „plewami”, „pestkami”, „wygłupianiem”, a ich samych „ludźmi nie­poważnymi”- i o. mały włos nie doszło do zwolnienia ich z pracy. Reporter m.in. napisał: „Gryzły mnie też wątpli­wości, ilu ludzi musi strajkować, by strajk był straj­kiem, a nie nieodpowiedzialnym wybrykiem”.
Z cytowanego wyżej artykułu można się też dowiedzieć, że już w dniu 14 kwietnia 1981 r. strajkowali pracownicy drukarni, którzy w ulotce adresowanej do współpracowników gdańskiego MKZ wówczas pisali: „Zastanówmy się wspólnie, - jak można poprawić ogólnie złą sytuację nie tylko drukarni, ale i całego biura”. Cicho było o tym strajku, lecz konflikt pracodawcy z kolejną grupą pra­cowników - z drukarzami – narastał. Świadczy o tym dobitnie list dwóch drukarzy gdańskiego MKZ ogło­szony w numerze 24/34 z dnia 23.07.1981 r. czasopisma MKZ w Gdańsku p.t. „Solidarność”, a adresowany do pracodaw­cy, czyli do Zarządu Regionu Gdańskiego „Solidarności”. W liście tym pracownicy drukarni informują, że Prezy­dium MZK w marcu 1981 roku nasłało na nich prokuratora (!), który „po wnikliwej analizie faktów uznał, że zarzutów (o nadużycia) nie może potwierdzić”. Kie­dy mimo to nadał ktoś uparcie puszczał w obieg po­mówienia drukarzy o nadużycia, zaprotestowali oni tym listem pisząc: „Nie było żadnych nadużyć, nikt niczego nie sprzeniewierzył. Czyżbyście nie wiedzieli, że tego typu zarzuty należy udowodnić, zanim się je publicznie wypowie? Konieczne jest ostateczne wyjaśnienie sprawy drukarni (choćby na tych łamach przez nowo wybrane Prezydium. Zamknijcie tę pogmatwana, niepoważną w sumie historię raz na zawsze. Wymaga tego nasze (pracowników drukarni) dobre imię. Z niecierpliwością oczekujemy na taki właśnie finał”. List nosi datę 15.07. 1981 r.
Tymczasem dokładnie w dwa miesiące po tym liście nastąpił „finał”, lecz jakże różny od tego, którego ocze­kiwali robotnicy drukarze „Solidarności” od swojego pra­codawcy - Zarządu Regionu Gdańskiego tejże Solidar­ności”. Relacje o zajściu w drukarni są oczywiście róż­ne, w zależności od tego, czy relacjonujący ten napad był ofiarą napaści, czy też jej sprawcą. Z grubsza wyglądało to tak. Wobec jaskrawego lekceważenia przez pracodawcę wielokrotnych próśb pracowników drukarni o spotkanie jak Polak z Polakiem” (a swoją drogą jakże daleko „Solidarność” odbiegła sama od tego swo­jego Sierpniowego hasła, drukarze zdecydowali się w poniedziałek, dnia 14.09.1981 na akcję protestacyjną, którą pni sami określają mianem gotowości strajkowej, a stro­na przeciwna strajkiem. Rzecznik prasowy Regionu stwierdził jednak w telewizyjnej „Panoramie autory­tatywnie, że -protest ten był legalny jako uzgodniony z odpowiednimi władzami Związku (przeciwnicy zarzuca­ją jego „nielegalność”). W wyniku stanowczej postawy drukarzy, przedstawiciele Zarządu Regionu przystąpili w tym samym dniu (14.09.1981 r.) do rozmów z nimi, w wy­niku czego w godzinach wieczornych nastąpiły pewne uzgodnienia. Istnieje dokładny zapis dźwiękowy tych rozmów. Następnego dnia, to jest we wtorek, dnia 15 września 1981 roku ranna zmiana drukarni w składzie: mistrz zmianowy i dwóch drukarzy przystąpiła o godzinie 7.00 do normalnej codziennej pracy (obecni byli także dwaj szwedzcy specjaliści od maszyn drukarskich wraz z tłu­maczką), W momencie napaści, dokonanej przez grupę stoczniowców około godziny 9-tej, w drukarni „Solidarności w Gdańsku trwała normalna praca (w ciągu pierwszych godzin wykonano na dwóch maszynach ok 16 tysięcy egzemplarzy druków zleconych przez kie­rownictwo w danym dniu). Od tego momentu wszystko dzieje się tak. jak w dobrze wyreżyserowanym maka­brycznym filmie. W imieniu Zarządu Regionu Gdańskie­go Solidarności - pod nieobecność przewodniczącego Wałęsy - prawdopodobnie' członek Zarządu Regionu p- Andrzej Kozicki wezwał organizację Solidarności przy Stoczni Gdańskiej Im. Lenina do zrobienia po­rządku w drukarni Zarządu Regionu. Przewodniczący stoczniowej Organizacji Związkowej p. Alojzy Szablewski  jak sam oświadczył w dniu 19.9.81 - wydał pole­cenie, na podstawie którego (w godzinach normalnej pra­cy) Stocznię Gdańską opuścił pełen ludzi autokar z gru­pą uderzeniową, która dowodził p. Stanisław Bury, czło­nek Zarządu Regionu Gdańskiego i delegat na I Krajo­wy Zjazd Delegatów Solidarności z ramienia Stoczni Gdańskiej, a któremu aktywnie pomagał członek Prezy­dium Organizacji Związkowej Stoczni Gdańskiej i jej rzecznik prasowy p. Tomasz Moszczak, jak również m.in. pracownik umysłowy stoczni p. Tadeusz Sułkowski, wy­delegowany jakoby na tę. akcję jako fotoreporter (!). Już sam skład kierownictwa bojówki wskazuje na ran­gę, jaką usiłowano nadać temu wypadowi. W lokalu Zarządu Regionu znalazł się też w trakcie zajścia dorad­ca Zarządu Solidarności ksiądz Henryk Jankowski. któ­ry - według własnego oświadczenia z dnia 19.09.1981 r. - za­mierzał podobno godzić zwaśnione strony (?), z której to roli - jak wykazał przebieg zajść ~ niezbyt się wy­wiązał (a może miał być dla inicjatorów zajścia tylko wiarygodnym świadkiem?). Do silnej grupy w mo­mencie jej wtargnięcia dołączył p. Andrzej Kozicki, p. Zdzisław Złotkowski, pracownica umysłowa ZR Celejewska, która w tym spontanicznym odruchu gniewa stoczniowców była dziwnym trafem przypadkowo wy­posażona, we wszystkie teczki personalne drukarzy, która czytywała zgromadzonym naruszając w ten ochrony danych.
Dalszy bieg sprawy w relacji osób pokrzywdzonych był taki, że podjudzani przez A. Kozickiego do agresyw­nego zachowania stoczniowcy (w kłębiącym się, tłumie słychać było chwilami – poza wulgarnymi wyzwiskami – okrzyki w rodzaju „Dajcie im nauczkę”. „Zróbcie szpaler” itp.), przyparli kilku obecnych w pomieszczeniu drukarzy do ściany, orzekli krótko o ich rzekomej „winie” nie dają im najmniejszej szansy wytłumaczenia sytuacji oraz – cały czas „zagrzewani do akcji” przez p. A.  Kozickiego i p. Koszarską (?) – zmusili legendarnych robotników drukarni Zarządu Regionu do opuszczenia pomieszczenia, w którym pracowali, wygłaszając pod ich adresem niedwuznaczne pogróżki. Nie wykazali przy tym najmniejszego szacunku dla siwowłosego mistrza zmiano­wego p. Kijowskiego, który po tych przejściach doznał ataku serca i korzysta z dłuższego zwolnienia lekarskie­go. Znieważono również przewodniczącego Komisji Zakła­dowej „Solidarności" przy Zarządzie Regionu Gdańskiego „Solidarności" p. Mariusza Muskata, który protestował przeciwko bezprawnej ingerencji stoczniowców i sposo­bowi obchodzenia się „bojówkarzy" z drukarzami. O tym ostatnim fakcie naoczny, choć nie bezstronny świadek, p. Tomasz Moszczak zawiadomił w mojej obecności przewodniczącego Alojzego Szablewskiego w dniu 19.09.1981 roku. Jest oczywiste, że napastnicy oraz różni „rozjemcy" i „ży­czliwi świadkowie” przedstawiają zgoła inną wersję wydarzeń w drukarni. Według nich „nic się takiego nie stało", była to jedynie „przyjacielska rozmowa” stocz­niowców z drukarzami, na dowód czego p. Tomasz  Moszczak wywiesił w gablocie przy bramie nr 2 Stoczni Gdańskiej kilka zdjęć, na których - według jego własnych słów „widać same uśmiechnięte twarze”. Kiedy jednak po­prosiłem o pokazanie mi klisz tych zdjęć, których nie wywieszono w gablocie. Ich autor p. Ta­deusz Sułkowski kategorycznie odmówił ich okazania. Jak gdyby tego było mało, po powrocie do stoczni p. Moszczak zredagował komunikat, w którym niezgo­dnie z faktami przedstawił ten bezprzykładny akt anar­chii jako rzecz wielce chwalebną, nadużywając w ten sposób środka masowego przekazu, jakim jest radio­węzeł, dla wprowadzenia w błąd kilkunastu tysięcy pra­cowników Stoczni Gdańskiej. „Dziwnym trafem" zginął zarówno pisany tekst tego komunikatu, jak i jego na­granie na taśmie magnetofonowej.
Kto chce, niech wierzy, że mobilizuje się i odrywa od pracy około 50 stoczniowców, którzy w dziesięciokrotnej liczebnej przewadze nad drukarzami Zarządu Regionu „Solidarności” wpadają na teren cudzego zakładu pracy tylko po to, żeby z uprzejmym uśmiechem wy­mienić parę zwrotów grzecznościowych. Kto chce. niech wierzy też w „spontaniczny odruch oburzenia” stocz­niowców (skąd my to znamy?). Mnie ta awantura pach­nie znanymi skądinąd metodami i kojarzy się nieodpar­cie ze sprawą Bydgoszczy. Inne są jednak moralne aspekty tego oburzającego ekscesu w Gdańsku.
Próbuje się też oczerniać drukarzy, że byli oni rzekom ino nietrzeźwi w czasie pracy w dniu napadu na nich. Nawet dziecko wie, że taki fakt trzeba udowodnić kompetentnym badaniem np. dokonanym przez placówkę służby zdrowia. Ale abstrahując od tego rodzi się pytanie, dlaczego zarzut ten stawiany jest przez kilku rzekomych świadków natomiast nie potwierdzają go ani najbardziej kompetentny majster, ani obecni w tym momencie szwedzcy fachowcy, ani wreszcie załoga Za­rządu Regionu, z którą w liczbie około 100 osób po zajściu drukarze rozmawiali na ogólnym zebraniu?
Nawet gdyby teoretycznie przyjąć, że interweniujących stoczniowców wprowadzono w błąd informacją, że w drukarni „Solidarności” ma miejsce strajk okupacyjny, to kto upoważnił ich do stłumienia siłą legalnego straj­ku (którego jak wiemy nie było), wyrzucenia z miejsca pracy strajkującym robotników nie swojego zakładu pracy i wprowadzenia w ich miejsce łamistrajków?
Co po­wiedzielibyście, Stoczniowcy, gdyby ktoś z Wami tak postąpił? Czy tak wygląda Waszym zdaniem, robotnicza solidarność, z której wyrósł nasz ruch związkowy'?
Żeby jednak obraz był pełny, należy dopowiedzieć, na kogo ta „silna grupa" się porwała. 


 Od lewej: Stanisław Fudakowski, Tomasz Moszczak......Zdzisław Złotkowski w ciemnej marynarce i z czymś co trzyma na kolanach.
Otóż ci wyrzuceni na bruk przez stoczniowców drukarze byli właśnie tymi samymi (o czym manipulatorzy tego zajścia dokładnie wiedzieli), którzy w pamiętnym Sierpniu 80 od pierw­szych godzin strajku właśnie w Stoczni Gdańskie im. Lenina byli razem ze stoczniowcami, w ich drukarni ofiarnie produkowali - wolne słowo. Więcej - kiedy większość stoczniowców (a może też niejeden z „bohaterów" opisywanej ,,akcji") siedziała względnie bezpiecznie za murami stoczni, oni narażając się za nich kolportowali to wolne słowo w kraju, byli zamykani i bici (ich na­zwiska bez trudu można znaleźć w rubryce „Represjo­nowani" w Strajkowym Biuletynie Informacyjnym „Solidarność”), a swoim działaniem przełamali blokadę in­formacyjną wnosząc poważny wkład w zwycięstwo gdań­skiego Sierpnia Oni wreszcie, na wyraźna prośbę Kie­rownictwa gdańskiego MKZ, stanęli dla dobra Związku do pracy i od podstaw stworzyli pierwszą drukarnię „Solidarności”.
Czy to wszystko nic nie znaczy d1a garstki nieodpowiedzialnych inspiratorów tej awantury, a może po prostu... prowokatorów?
Chcę postawić zainteresowanym kilka pytań:
  1. Kto i przy czyim współudziale nadużył grupy kil­kudziesięciu stoczniowców do tej haniebnej akcji i w jakim celu?
  2. Kto i dlaczego próbował za pomocą kłamstw w audycji przez radiowęzeł oraz tendencyjnie sprepa­rowanego serwisu zdjęć wprowadzić w błąd całą za­łogę Stoczni Gdańskiej co do celów i przebiegu awanturniczej eskapady, szkalując przy tym druka­rzy „Solidarności”?
  3. Kto i z jakich pobudek podżegał do przestępstwa naruszenia nietykalności cielesnej pracowników ZR „Solidarności” lub jego groźby?
  4. Kim tak naprawdę są pp. Andrzej Kozicki, Zdzisław Złotkowski i Celejewska oraz jaka rolę odegrali w tym zajściu?
  5. Kim jest p. Koszarska, jakim prawem znalazła się ona w czasie najścia w drukarni i jaką wyznaczo­no jej tam rolę?
  6. Kto jest odpowiedzialny za przerwanie pracy drukar­ni „Solidarności" za pomocą przemocy oraz za najś­cie na obcy zakład pracy oraz za wyprowadzenie na ulicę prawowitej załogi?
  7. Komu zależało na tym, żeby skłócić między sobą robotników, członków Jednego Związki i dlaczego?
  8. Na jakiej podstawie „Solidarność” Stoczni Gdańskiej rości sobie prawo do siania anarchii i uprawiania terroryzmu w postaci sprowadzania swoich „pracowników” w innych zakładach pracy?
  9. Kto w Zarządzie Regionu Gdańskiego „Solidarności” odpowiada za poważne naruszenie obowiązków pra­codawcy w postaci naruszania Prawa Pracy i zasad związkowych w stosunku do zatrudnionych pracowników?
  10. Dlaczego ks. Henryk Jankowski nie zapobiegł awan­turze, skoro w tym celu znalazł się w miejscu „akcji"?
  11. Dlaczego nie respektowano protestu przewodniczą­cego Komisji Zakładowej „Solidarności" przy Zarzą­dzie Regionu oraz znieważono go w czasie pełnienia przez niego funkcji związkowej?
Jeszcze wiele pytań się nasuwa, które wynikają z opi­su zajścia, a które zapewne postawią sobie ci, którzy bę­dą rozliczać jego sprawców. Jedno jest pewne; jeśli „So­lidarność" ma zachować swoją twarz, musi sama nie­zwłocznie ukrócić samowolę oraz sama oczyścić się « mętów, nie liczących się ani z prawem ani z moralnoś­cią.
Kierownictwo Regionu Gdańskiego „Solidarności" do­puściło się nadużycia powierzonej mu przez członków Związku władzy i udzielonego mu zaufania poprzez do­puszczenie do sytuacji, w której do zatrudnionych pra­cowników nastąpiło naruszenie przepisów (w formie zasto­sowania przemocy oraz naruszenia dobrego imienia), prawa pracy (w postaci bezprawnego i bezpodstawnego usunięcia z pracy) oraz Statutu i Deklaracji „Solidarności” (w formie odejścia od obrony praw, godności in­teresów pracowniczych, a w miejsce „życia wolnego od strachu i kłamstwa” zastosowano terror i szkalowanie).
W oparciu o § 15 ust. 2 Statutu NSZZ „Solidarność” („Członka, który... postępuje w sposób nic licujący" z godnością członka Związku, właściwa komisja może ukarać... w szczególnych przypadkach pozbawieniem członkostwa”) żądam usunięcia ze Związku inspirato­rów, organizatorów i bezpośrednich wykonawców opisa­nego incydentu. Żywię przy tym nadzieję, że „Solidarność” nie powtórzy za władzami prokuratorskimi zna­nego chwytu z „niewykryciem sprawców” lub „brakiem dowodów winy”, bo jeżeli ja jako zwykły członek Zwią­zku byłem w stanie ustalić tyle co opisałem, to chy­ba - władze „Solidarności” przy swoich kompetencjach ustalą całą prawdę w tej sprawie i odpowiedzą na po­stawione przeze mnie pytania. Rehabilitacja pokrzywdzo­nych przez „Solidarność” drukarzy jest dla mnie i i chyba nie tylko dla mnie - miernikiem zgodności słów i czynów w Związku, z którym się utożsamiam.
I niech nikt na podstawie mojego listu nie próbuje robić ze mnie wroga „Solidarności”. Daremny to trud, bowiem nie każdy kto piętnuje draństwo wewnątrz Związku musi być jego wrogiem, tak jak nie każdy, kto uwił sobie cieple gniazdko w różnego szczebla wła­dzach „Solidarności" musi być jej przyjacielem.
Henryk Zborowski
Gdańsk

P o s t  s c r i p t u m .
Pewni działacze „Solidarności" w Stoczni Gdańskiej próbowali wymóc na mnie, żebym zaniechał dochodzenia prawdy w sprawie opisanego wyżej zajścia, bo „teraz przed drugą turą Krajowego .Zjazdu Delegatów nie czas na to"  Dziwna logika. Czyżby, ich zdaniem, istniał „lepszy" i „gorszy" czas dla prawdy? Taka filozofia jest filozofią Kalego. A na zapewnieniu spokoju społecznego w okresie ważnych dla kraju zjazdów, nasi przodkowie mieli bardziej skuteczny sposób, aniżeli przemilczanie prawdy. Po prostu „karali na gardle" każdego, kto w czasie miejscu zjazdu dopuścił się gwałtu. Nic. dodać, nic ująć.


===================================================================

UWAGA!
W moim katalogu znajdują się inne dokumenty dotyczące strajki drukarzy MKZ oraz list otwarty w wersji oryginalnej, w formie fotografii strony w gazecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.