Mało znany list
otwarty Henryka
Zborowskiego z Gdańska.
List otwarty Henryka Zborowskiego ukazał się w dwutygodniku Społeczno
Zawodowym Pracowników Poligrafii NSZZ Solidarność” „Kwadrat” w
Nr 14 wydawanym w dniu 14 X 1981 r. w Szczecinie.
LIST OTWARTY,
do wszystkich członków Niezależnego Samorządnego Związku
Zawodowego „SOLIDARNOŚĆ”, do pracowników Stoczni Gdańskie! im. Lenina, oraz do
Komisji powołanej przez władze „Solidarności” do spraw zbadania rzekomego
strajku w drukarni „Solidarności” w Gdańsku i związanych z nim incydentów.
Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność”,
którego jestem jednym z członków-założycieli w Gdańsku, zapisał w swoim Statucie,
jako pierwszy i nadrzędny cel „ochronę praw, godności i interesów pracowniczych”
(porównaj § 6, p. 8 Statutu). Zarówno w toczącej się dyskusji nad programem jak
i w praktycznej rocznej działalności. „Solidarność” kładzie główny akcent na
realizację tego celu. Niewiele dni temu I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ „Solidarność”
w uchwalonej w pierwszej turze deklaracji określi! jako cel nadrzędny Związku
m.in. „godne warunki życia” oraz „życie wolne od strachu i kłamstwa w
społeczeństwie zorganizowanym demokratycznie i praworządnie”.
A jednak zdarzył
się ostatnio w Gdańsku incydent,
który świadczy o głębokim
rozdźwięku między tymi szczytnymi
hasłami, a ich realizacją. Dotyczy on wprawdzie nielicznej grupy ludzi, ale jest tym jaskrawszy, że zdarzył się w tym samym budynku, w którym rezyduje Lech Wałęsa, że jego sprawcami są ludzie z nowo wybranego kierownictwa Zarządu Regionu Gdańskiego NSZ2 „Solidarność”, że jego bezpośrednim wykonawcą byli
kilkudziesięcioosobowa grupa okrytych
chwałą i cieszących się dotąd
zaufaniem społeczeństwa stoczniowców ze Stoczni Gdańskiej im. Lenina, i że w
końcu stanowi i on groźny precedens dla całego Związku.
Opinię społeczną całego kraju zbulwersowały, komunikaty
telewizyjne „Panoramy Gdańskiej”, Dziennika TV oraz zachodnich radiostacji o
strajku grupy drukarzy w drukarni Zarządu Regionu „Solidarności” w Gdańsku i
o brutalne] ingerencji grupy stoczniowców. Żeby nie było żadnej wątpliwości:
rzecznik prasowy, Zarządu Regionu Gdańskiego dr Brunńe (w nazwisku nad literą e
winien być ptaszek) w swoim wystąpieniu telewizyjnym w „Panoramie” potwierdził
w pełni prawdziwość informacji dziennikarskiej. Co się stało i jak do tego
doszło? Jak to byto możliwe, żeby jedni robotnicy „Solidarnościowcy” wystąpili
z czynną napaścią na drugich robotników, członków tego samego Związku?
Postanowiłem tę sprawę wyjaśnić przede wszystkim jako
członek „Solidarności”, a poza tym z pewnych ważnych dla mnie, a mniej
istotnych dla sprawy przyczyn osobistych. Jest
to dla mnie głównie problem pewnych zasad życiowych, których naruszenie
prowadzi społeczeństwo na groźne manowce, kiedy bowiem większość dzisiejszych
bohaterów ruchu „Solidarności” jeszcze raczkowała albo uczęszczała do
przedszkola, ja już byłem represjonowany, jako działacz związkowy za
przeciwstawianie się zwykłemu draństwu oraz łamaniu prawa i stosowaniu przemocy
wobec pracowników. Młodszym Kolegom związkowcom chciałbym przypomnieć, że naruszenie
zasad demokracji to praworządności legło u podstaw wszystkich naszych
tragicznych polskich miesięcy lat l956, 1970 i l976. Natomiast tym
kilkudziesięciu stoczniowcom, którzy - być może w najlepszej wierze - dali się
wmanipulować do tej haniebnej „akcji” pragnę przypomnieć, że na stosowaniu przemocy i terrorze
pewnych grup społecznych wobec innych grup społecznych wyrósł hitleryzm,
stalinizm i jeszcze parę innych zbrodniczych systemów na świecie, a warto też
przy tej okazji wspomnieć o godnej pogardy roli, jaka odegrały grupy
wymanipulowanych robotników w tłumieniu protestów studenckich w roku 1968 w
Polsce. Takie zachowania nie zyskały nigdy mojej akceptacji, więc i dziś
protestuję przeciw aktom anarchii i terroryzmu w szeregach „Solidarności” i
żądam ukarania winnych tego gorszącego zajścia zgodnie ze Statutem Związku i
prawami tego kraju, bez względu na zajmowane przez sprawców stanowiska i
funkcje w hierarchii „Solidarności”
Wracając do samego wydarzenia ż dnia 15 września 1981 muszę
stwierdzić, że władze Regionu Gdańskiego „Solidarności” dotychczas nie dorosły
do roli pracodawcy w stosunku do owych ok. 150 zatrudnionych przez Region
pracowników. A oto przykłady. W dniu 17.06.1981 r. p. Zdzisław Złotkowski
okazał się na Plenum MKZ winnym dwutygodniowego strajku trzech pracowników radiowęzła
gdańskiego MKZ, gdyż, jako kierownik ani nie chciał ani nie umiał załatwić ich
uzasadnionych żądań dotyczących poprawy skandalicznych warunków pracy
(zainteresowanych szczegółami odsyłam do reportażu red. Tadeusza Woźniaka pod
tytułem „Ścianka” w tygodniku „Czas” z dn. 26.07.1981 roku). Nie spadł mu w
związku z tym ewidentnym przewinieniem urzędniczym nawet włos z głowy (na
marginesie: nazwisko p. Z. Złotkowskiego wystąpi również w następnym
konflikcie pracodawcy z pracownikami tego zakładu) Przewodniczący Zarządu Regionu
Gdańskiego NSZ2 „Solidarność”, który jest nie tylko działaczem związkowym, lecz
także z mocy obowiązujących u nas praw pracodawcą dla wspomnianych
pracowników, nazwał wówczas ich problemy (cytuję za red. T. Woźniakiem r. „Czasu”) „plewami”, „pestkami”, „wygłupianiem”,
a ich samych „ludźmi niepoważnymi”- i o. mały włos nie doszło do zwolnienia
ich z pracy. Reporter m.in. napisał: „Gryzły mnie też wątpliwości, ilu ludzi
musi strajkować, by strajk był strajkiem, a nie nieodpowiedzialnym wybrykiem”.
Z cytowanego wyżej artykułu można
się też dowiedzieć, że już w dniu 14 kwietnia 1981 r. strajkowali pracownicy drukarni,
którzy w ulotce adresowanej do współpracowników gdańskiego MKZ
wówczas pisali: „Zastanówmy się wspólnie,
- jak można poprawić ogólnie złą sytuację nie tylko drukarni, ale i
całego biura”. Cicho było o tym strajku, lecz konflikt pracodawcy z kolejną grupą pracowników - z drukarzami – narastał.
Świadczy o tym dobitnie list dwóch
drukarzy gdańskiego MKZ ogłoszony
w numerze 24/34 z dnia 23.07.1981 r.
czasopisma MKZ w Gdańsku p.t. „Solidarność”,
a adresowany do pracodawcy, czyli do
Zarządu Regionu Gdańskiego „Solidarności”.
W liście tym pracownicy drukarni informują, że Prezydium MZK w marcu 1981 roku nasłało na nich prokuratora (!), który „po wnikliwej
analizie faktów uznał, że
zarzutów (o nadużycia) nie może potwierdzić”. Kiedy mimo to nadał ktoś uparcie
puszczał w obieg pomówienia drukarzy o nadużycia, zaprotestowali oni tym listem pisząc: „Nie było żadnych nadużyć, nikt niczego nie sprzeniewierzył. Czyżbyście nie
wiedzieli, że tego typu zarzuty
należy udowodnić, zanim się je publicznie wypowie? Konieczne jest ostateczne wyjaśnienie sprawy
drukarni (choćby na tych łamach przez nowo wybrane Prezydium. Zamknijcie tę pogmatwana, niepoważną w sumie
historię raz na zawsze. Wymaga
tego nasze (pracowników drukarni) dobre imię. Z niecierpliwością oczekujemy na
taki właśnie finał”. List nosi datę 15.07. 1981 r.
Tymczasem dokładnie w dwa miesiące po tym liście nastąpił „finał”, lecz jakże różny od tego, którego oczekiwali robotnicy drukarze „Solidarności” od swojego pracodawcy - Zarządu Regionu Gdańskiego tejże „Solidarności”. Relacje o zajściu w drukarni są oczywiście różne, w zależności
od tego, czy relacjonujący ten napad był ofiarą napaści, czy też jej sprawcą.
Z grubsza wyglądało to tak. Wobec jaskrawego lekceważenia przez pracodawcę wielokrotnych próśb pracowników drukarni o spotkanie „jak Polak z Polakiem” (a swoją drogą jakże daleko „Solidarność” odbiegła sama od
tego swojego Sierpniowego hasła, drukarze zdecydowali się w poniedziałek, dnia
14.09.1981 na akcję protestacyjną, którą pni sami określają mianem gotowości strajkowej, a strona przeciwna strajkiem. Rzecznik prasowy
Regionu stwierdził jednak w telewizyjnej „Panoramie” autorytatywnie, że -protest ten był legalny
jako uzgodniony z odpowiednimi władzami Związku (przeciwnicy zarzucają jego „nielegalność”). W wyniku stanowczej postawy drukarzy, przedstawiciele Zarządu
Regionu przystąpili w tym samym dniu (14.09.1981 r.) do rozmów z nimi,
w wyniku czego w godzinach wieczornych nastąpiły pewne uzgodnienia. Istnieje
dokładny zapis dźwiękowy tych rozmów. Następnego dnia, to jest we wtorek, dnia
15 września 1981 roku
ranna zmiana drukarni w składzie: mistrz zmianowy i dwóch drukarzy
przystąpiła o godzinie 7.00 do normalnej codziennej pracy (obecni byli także
dwaj szwedzcy specjaliści od maszyn drukarskich wraz z tłumaczką), W momencie
napaści, dokonanej przez grupę stoczniowców około godziny 9-tej, w drukarni „Solidarności” w Gdańsku trwała normalna praca (w ciągu pierwszych godzin
wykonano na dwóch maszynach ok 16 tysięcy egzemplarzy druków zleconych przez
kierownictwo w danym dniu). Od tego momentu wszystko dzieje się tak. jak w
dobrze wyreżyserowanym makabrycznym filmie. W imieniu Zarządu Regionu Gdańskiego
„Solidarności” - pod nieobecność przewodniczącego Wałęsy - prawdopodobnie'
członek Zarządu Regionu p- Andrzej Kozicki wezwał organizację „Solidarności” przy Stoczni
Gdańskiej Im. Lenina do „zrobienia porządku” w drukarni Zarządu
Regionu. Przewodniczący stoczniowej Organizacji Związkowej p. Alojzy Szablewski jak sam oświadczył w dniu
19.9.81 - wydał polecenie, na podstawie którego (w godzinach normalnej pracy)
Stocznię Gdańską opuścił pełen ludzi autokar z „grupą uderzeniową”, która dowodził p. Stanisław Bury, członek
Zarządu Regionu Gdańskiego i delegat na I Krajowy Zjazd Delegatów „Solidarności” z ramienia Stoczni
Gdańskiej, a któremu aktywnie pomagał członek Prezydium Organizacji Związkowej
Stoczni Gdańskiej i jej rzecznik prasowy p. Tomasz Moszczak, jak również m.in. pracownik umysłowy stoczni p. Tadeusz Sułkowski, wydelegowany
jakoby na tę. „akcję” jako fotoreporter (!). Już sam skład kierownictwa „bojówki” wskazuje na rangę,
jaką usiłowano nadać temu „wypadowi”. W lokalu Zarządu Regionu znalazł się też w
trakcie zajścia doradca Zarządu „Solidarności” ksiądz Henryk Jankowski. który - według własnego oświadczenia z dnia 19.09.1981 r. - zamierzał podobno godzić zwaśnione strony (?), z której to roli - jak wykazał
przebieg zajść ~ niezbyt się wywiązał (a może miał być dla inicjatorów zajścia
tylko „wiarygodnym świadkiem”?). Do „silnej grupy” w momencie jej wtargnięcia dołączył p. Andrzej
Kozicki, p. Zdzisław Złotkowski, pracownica umysłowa ZR Celejewska, która w tym
„spontanicznym odruchu gniewa stoczniowców” była dziwnym trafem
„przypadkowo” wyposażona, we wszystkie teczki personalne
drukarzy, która czytywała zgromadzonym naruszając w ten ochrony danych.
Dalszy bieg sprawy w relacji osób pokrzywdzonych był taki, że podjudzani przez A. Kozickiego do agresywnego
zachowania stoczniowcy (w kłębiącym się, tłumie słychać było chwilami – poza wulgarnymi wyzwiskami –
okrzyki w rodzaju „Dajcie im nauczkę”. „Zróbcie szpaler” itp.), przyparli kilku
obecnych w pomieszczeniu drukarzy do ściany, orzekli krótko o ich rzekomej
„winie” nie dają im najmniejszej szansy wytłumaczenia sytuacji oraz – cały czas
„zagrzewani do akcji” przez p. A. Kozickiego
i p. Koszarską (?) – zmusili legendarnych robotników drukarni Zarządu Regionu
do opuszczenia pomieszczenia, w którym pracowali, wygłaszając pod ich adresem
niedwuznaczne pogróżki. Nie wykazali przy tym najmniejszego szacunku dla
siwowłosego mistrza zmianowego p. Kijowskiego, który po tych przejściach
doznał ataku serca i korzysta z dłuższego zwolnienia lekarskiego. Znieważono
również przewodniczącego Komisji Zakładowej „Solidarności" przy Zarządzie
Regionu Gdańskiego „Solidarności" p. Mariusza Muskata, który protestował
przeciwko bezprawnej ingerencji stoczniowców i sposobowi obchodzenia się
„bojówkarzy" z drukarzami. O tym ostatnim fakcie naoczny, choć nie
bezstronny świadek, p. Tomasz Moszczak zawiadomił w mojej obecności
przewodniczącego Alojzego Szablewskiego w dniu 19.09.1981 roku. Jest oczywiste,
że napastnicy oraz różni „rozjemcy" i „życzliwi świadkowie” przedstawiają
zgoła inną wersję wydarzeń w drukarni. Według nich „nic się takiego nie
stało", była to jedynie „przyjacielska rozmowa” stoczniowców z
drukarzami, na dowód czego p. Tomasz
Moszczak wywiesił w gablocie przy bramie nr 2 Stoczni Gdańskiej kilka
zdjęć, na których - według jego własnych słów „widać same uśmiechnięte twarze”.
Kiedy jednak poprosiłem o pokazanie mi
klisz tych zdjęć, których nie wywieszono w gablocie. Ich autor p. Tadeusz
Sułkowski kategorycznie odmówił ich okazania. Jak gdyby tego było mało, po
powrocie do stoczni p. Moszczak zredagował komunikat, w którym niezgodnie z
faktami przedstawił ten bezprzykładny akt anarchii jako rzecz wielce
chwalebną, nadużywając w ten sposób środka masowego przekazu, jakim jest radiowęzeł,
dla wprowadzenia w błąd kilkunastu tysięcy pracowników Stoczni Gdańskiej.
„Dziwnym trafem" zginął zarówno pisany tekst tego komunikatu, jak i jego
nagranie na taśmie magnetofonowej.
Kto chce, niech wierzy, że mobilizuje się i odrywa od pracy
około 50 stoczniowców, którzy w dziesięciokrotnej liczebnej przewadze nad
drukarzami Zarządu Regionu „Solidarności” wpadają na teren cudzego zakładu
pracy tylko po to, żeby z uprzejmym uśmiechem wymienić parę zwrotów
grzecznościowych. Kto chce. niech wierzy też w „spontaniczny odruch oburzenia”
stoczniowców (skąd my to znamy?). Mnie ta awantura pachnie znanymi skądinąd
metodami i kojarzy się nieodparcie ze sprawą Bydgoszczy. Inne są jednak
moralne aspekty tego oburzającego ekscesu w Gdańsku.
Próbuje się też oczerniać drukarzy, że byli oni
rzekom ino nietrzeźwi w czasie
pracy w dniu napadu na nich. Nawet dziecko wie, że taki fakt
trzeba udowodnić kompetentnym
badaniem np. dokonanym przez
placówkę służby zdrowia. Ale abstrahując od tego rodzi się pytanie, dlaczego zarzut ten stawiany jest przez kilku rzekomych świadków
natomiast nie potwierdzają go ani najbardziej kompetentny majster, ani obecni w tym momencie szwedzcy
fachowcy, ani wreszcie załoga Zarządu
Regionu, z którą w liczbie około 100
osób po zajściu drukarze
rozmawiali na ogólnym zebraniu?
Nawet gdyby teoretycznie przyjąć,
że interweniujących stoczniowców wprowadzono w błąd informacją, że w drukarni
„Solidarności” ma miejsce strajk okupacyjny, to kto upoważnił ich do stłumienia
siłą legalnego strajku (którego jak wiemy nie było), wyrzucenia z miejsca
pracy strajkującym robotników nie swojego zakładu pracy i wprowadzenia w ich
miejsce łamistrajków?
Co powiedzielibyście,
Stoczniowcy, gdyby ktoś z Wami tak postąpił? Czy tak wygląda Waszym zdaniem,
robotnicza solidarność, z której wyrósł nasz ruch związkowy'?
Żeby jednak obraz był pełny, należy
dopowiedzieć, na kogo ta „silna
grupa" się porwała.
Od lewej: Stanisław Fudakowski, Tomasz Moszczak......Zdzisław Złotkowski w ciemnej marynarce i z czymś co trzyma na kolanach.
Otóż ci wyrzuceni na bruk przez stoczniowców drukarze byli właśnie tymi samymi (o czym
manipulatorzy tego zajścia dokładnie wiedzieli), którzy w pamiętnym Sierpniu 80
od pierwszych godzin strajku właśnie w Stoczni Gdańskie im. Lenina byli razem
ze stoczniowcami, w ich
drukarni ofiarnie produkowali - wolne słowo. Więcej - kiedy większość
stoczniowców (a może też niejeden z „bohaterów" opisywanej ,,akcji")
siedziała względnie bezpiecznie za murami stoczni, oni narażając się za nich
kolportowali to wolne słowo w kraju, byli zamykani i bici (ich nazwiska bez
trudu można znaleźć w rubryce „Represjonowani" w Strajkowym Biuletynie
Informacyjnym „Solidarność”), a swoim działaniem przełamali blokadę informacyjną
wnosząc poważny wkład w zwycięstwo gdańskiego Sierpnia Oni wreszcie, na
wyraźna prośbę Kierownictwa gdańskiego MKZ, stanęli dla dobra Związku do pracy
i od podstaw stworzyli pierwszą drukarnię „Solidarności”.
Czy to wszystko nic nie znaczy d1a garstki
nieodpowiedzialnych inspiratorów tej awantury, a może po prostu...
prowokatorów?
Chcę postawić zainteresowanym
kilka pytań:
- Kto i przy czyim współudziale nadużył grupy kilkudziesięciu stoczniowców do tej haniebnej akcji i w jakim celu?
- Kto i dlaczego próbował za pomocą kłamstw w audycji przez radiowęzeł oraz tendencyjnie spreparowanego serwisu zdjęć wprowadzić w błąd całą załogę Stoczni Gdańskiej co do celów i przebiegu awanturniczej eskapady, szkalując przy tym drukarzy „Solidarności”?
- Kto i z jakich pobudek podżegał do przestępstwa naruszenia nietykalności cielesnej pracowników ZR „Solidarności” lub jego groźby?
- Kim tak naprawdę są pp. Andrzej Kozicki, Zdzisław Złotkowski i Celejewska oraz jaka rolę odegrali w tym zajściu?
- Kim jest p. Koszarska, jakim prawem znalazła się ona w czasie najścia w drukarni i jaką wyznaczono jej tam rolę?
- Kto jest odpowiedzialny za przerwanie pracy drukarni „Solidarności" za pomocą przemocy oraz za najście na obcy zakład pracy oraz za wyprowadzenie na ulicę prawowitej załogi?
- Komu zależało na tym, żeby skłócić między sobą robotników, członków Jednego Związki i dlaczego?
- Na jakiej podstawie „Solidarność” Stoczni Gdańskiej rości sobie prawo do siania anarchii i uprawiania terroryzmu w postaci sprowadzania swoich „pracowników” w innych zakładach pracy?
- Kto w Zarządzie Regionu Gdańskiego „Solidarności” odpowiada za poważne naruszenie obowiązków pracodawcy w postaci naruszania Prawa Pracy i zasad związkowych w stosunku do zatrudnionych pracowników?
- Dlaczego ks. Henryk Jankowski nie zapobiegł awanturze, skoro w tym celu znalazł się w miejscu „akcji"?
- Dlaczego nie respektowano protestu przewodniczącego Komisji Zakładowej „Solidarności" przy Zarządzie Regionu oraz znieważono go w czasie pełnienia przez niego funkcji związkowej?
Jeszcze wiele pytań się nasuwa,
które wynikają z opisu zajścia, a które zapewne postawią sobie ci, którzy będą
rozliczać jego sprawców. Jedno jest pewne; jeśli „Solidarność" ma
zachować swoją twarz, musi sama niezwłocznie ukrócić samowolę oraz sama
oczyścić się « mętów, nie liczących się ani z prawem ani z moralnością.
Kierownictwo Regionu Gdańskiego
„Solidarności" dopuściło się nadużycia powierzonej mu przez członków
Związku władzy i udzielonego mu zaufania poprzez dopuszczenie do sytuacji, w
której do zatrudnionych pracowników nastąpiło naruszenie przepisów (w formie
zastosowania przemocy oraz naruszenia dobrego imienia), prawa pracy (w postaci
bezprawnego i bezpodstawnego usunięcia z pracy) oraz Statutu i Deklaracji
„Solidarności” (w formie odejścia od obrony praw, godności interesów
pracowniczych, a w miejsce „życia wolnego od strachu i kłamstwa” zastosowano terror i szkalowanie).
W oparciu o § 15 ust. 2 Statutu
NSZZ „Solidarność” („Członka, który... postępuje w sposób nic licujący" z
godnością członka Związku, właściwa komisja może ukarać... w szczególnych
przypadkach pozbawieniem członkostwa”) żądam usunięcia ze Związku inspiratorów,
organizatorów i bezpośrednich wykonawców opisanego incydentu. Żywię przy tym
nadzieję, że „Solidarność” nie powtórzy za władzami prokuratorskimi znanego
chwytu z „niewykryciem
sprawców” lub „brakiem dowodów winy”, bo jeżeli ja jako zwykły członek Związku
byłem w stanie ustalić tyle co opisałem, to chyba - władze „Solidarności” przy
swoich kompetencjach ustalą całą prawdę w tej sprawie i odpowiedzą na postawione
przeze mnie pytania. Rehabilitacja pokrzywdzonych przez „Solidarność” drukarzy
jest dla mnie i i chyba nie tylko dla mnie - miernikiem zgodności słów i czynów
w Związku, z którym się utożsamiam.
I niech nikt na podstawie mojego
listu nie próbuje robić ze mnie wroga „Solidarności”. Daremny to trud, bowiem nie każdy kto piętnuje
draństwo wewnątrz Związku musi być jego wrogiem, tak jak nie każdy, kto uwił
sobie cieple gniazdko w różnego
szczebla władzach „Solidarności" musi być jej przyjacielem.
Henryk Zborowski
Gdańsk
P o s
t s c r i p t u m .
Pewni działacze
„Solidarności" w Stoczni Gdańskiej próbowali wymóc na mnie, żebym
zaniechał dochodzenia prawdy w sprawie opisanego wyżej zajścia, bo „teraz przed
drugą turą Krajowego .Zjazdu Delegatów nie czas na to" Dziwna logika. Czyżby, ich zdaniem, istniał
„lepszy" i „gorszy" czas dla prawdy? Taka filozofia jest filozofią
Kalego. A na zapewnieniu spokoju społecznego w okresie ważnych dla kraju
zjazdów, nasi przodkowie mieli bardziej skuteczny sposób, aniżeli przemilczanie
prawdy. Po prostu „karali na gardle" każdego, kto w czasie miejscu zjazdu
dopuścił się gwałtu. Nic. dodać, nic ująć.
===================================================================
UWAGA!
W moim katalogu znajdują się inne dokumenty
dotyczące strajki drukarzy MKZ oraz list otwarty w wersji oryginalnej, w formie
fotografii strony w gazecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.