Moja Wnuczka bardzo przeżyła opowiedzianą jej tragiczną historię zamordowanej Inki i innych zamordowanych polskich Patriotach, tak bardzo, że kilka godzin po powrocie do mieszkania wciąż wracała do tematu Inki.
Zresztą nagrałem ją i na cmentarzu i w mieszkaniu, co po montażu zostanie upublicznione na moim kanale YT, na który serdecznie zapraszam wszystkich zainteresowanych.
Spacerując wirtualnie po wirtualnej galaktyce i po tym jak już Moja Wnuczka usnęła po bardzo ciężkim i forsownym dla niej jak i dla mnie dniu, trafiłem na komentarz, który cytuję w całości, bo komentarz w dużej mierze pokrywa się z moimi opiniami:
max jamnicki 2015-02-27 [19:40]
No dobrze, a jak już wygramy w końcu wybory, to
broń patriotom zostanie rozdana...? Nie bedzie.... I dalej ci sami
będą sądzić, pisać i kręcić....filmy oczywiście. Wychodzi na to, że tak
naprawde do końca to wierzyć można tylko tym... co już nie żyją, co
zostali pomordowani.... Tylko ci nie zdradzą.... I ja tak zresztą
czynię. Tylko im wierzę, tylko oni mnie mobilizują, gdy mi się nie
chce.... Jako naród już dawno mamy przetrącony kręgosłup, przerwany
rdzeń kręgowy... .No, może trzyma się na kilku nitkach. Teraz to już
tylko chodzi o to, by próbować więcej tych nitek powiązać, tchnąć w nie
jakoś życie. Ale próbować działac trzeba, dla NICH i tych w gruncie
rzeczy niewielu młodych, którzy chcą prawdziwie powalczyć. Bo ich też
szkoda zostawić bez wsparcia...Ale możliwości niewiele... przewaga
tamtych jak 1000 do 1. Pieniądze, media, urzędy. Dla mnie to już tylko
tak bardziej o honor chodzi, "żeby sobie nie myśleli..." No i Wyklęci.
To jest jak wezwanie zza grobu. Tego wybaczyć nie można NIGDY.
Źródło: http://naszeblogi.pl/53026-zolnierze-wykleci-prawdziwie-wolni-polacy
Kilka moich fotografii z dnia 27 lutego 2014 roku.
Moja Wnuczka nad symbolicznym grobem INKI.
Moja Wnuczka nad symbolicznym grobem INKI.
Warta honorowa przy pomniku na Kwaterze Nr 14 Cmentarza Garnizonowego.
Warta honorowa Mojej Wnuczki przy symbolicznych grobach Inki.i Zagończyka.
Warta honorowa Mojej Wnuczki przy symbolicznych grobach Inki.i Zagończyka.
Nowe flagi na symboliczne groby Inki i Zagończyka.
Zainstalowane nowe flagi na drzewach po lewej stronie Kwatery Nr 14.
Warta honorowa pod tablicami pamiątkowymi na murze gdańskiego więzienia, w którym zamordowano m.in. Inkę, Zagończyka i por. mar. Adama Dedio stracony 14 kwietnia 1947 r.
Symboliczny grób śp. Adama Dedio, por. marynarki zamordowanego w dniu 14 kwietnia 1947 r. w gdańskim więzieniu.
Warta honorowa przy pomniku Polskiego Państwa Podziemnego w Gdańsku.
Warta honorowa przy pomniku Gdańskich Harcerek i Harcerzy w Gdańsku.
Album z fotografiami z dnia 27 lutego 2015 roku: KLIK!
CHWAŁA BOHATEROM!
CZEŚĆ ICH WIECZNEJ PAMIĘCI!
Obibok na własny koszt
PS
Z wielkim wstrętem i z pogardą przeczytałem martyrologiczno-mitomański tekst gdyńskiego łajdaka, pod którym kretyni i idioci nie wiedzący nawet o tym kim byli "Żołnierze Wyklęci" poczęli wpadać w fanatyczny zachwyty i cmokania, a tymczasem z mitomańsko-megalomańskiej bajeczki jawi się obraz dekownika, który nie był żadnym "Żołnierzem Wyklętym", lecz kimś kto postanowił przystosować się do narzuconego siłą przez komunistycznych okupantów prawa.
Najwyraźniej z nielicznymi wyjątkami komentatorzy cmokerzy nie nawet wiedzą o jakich "Żołnierzy Wyklętych" chodziło i chodzi, bo nie znają w ogóle Ich definicji choćby tylko z Wiki, a brzmi ona tak:
Liczbę członków wszystkich organizacji i grup konspiracyjnych szacuje się na 120-180 tysięcy osób[1].
[…]
Uczestnicy ruchu partyzanckiego określani są jako „żołnierze wyklęci”, „żołnierze drugiej konspiracji” czy jako „żołnierze niezłomni”. W czasach PRL ogół jednostek antykomunistycznych określany był jako reakcyjne podziemie. Określenie „żołnierze wyklęci” powstało w 1993 – użyto go pierwszy raz w tytule wystawy Żołnierze Wyklęci – antykomunistyczne podziemie zbrojne po 1944 r., organizowanej przez Ligę Republikańską na Uniwersytecie Warszawskim[4]. Jego autorem był Leszek Żebrowski[5]. Stanowi ono bezpośrednie odwołanie do listu otrzymanego przez wdowę po jednym z żołnierzy podziemia, w którym, zawiadamiając o wykonaniu wyroku śmierci na jej mężu, dowódca jednostki wojskowej pisze o nim: wieczna hańba i nienawiść naszych żołnierzy i oficerów towarzyszy mu i poza grób. Każdy, kto czuje w sobie polską krew, przeklina go – niech więc wyrzeknie się go własna jego żona i dziecko[6]. Termin „żołnierze wyklęci” upowszechnił Jerzy Ślaski, publikując książkę o takim tytule[7].
W walkach podziemia z władzą zginęło około 15 tys. ludzi, w tym około 7 tys. członków podziemia[8
Jak to się mam do twierdzeń martyrologicznego
mitomana zawartych w jego tekście o rzekomym ojcu, jako „Żołnierzu Wyklętym”?
Ano ni jak, bo jego ojciec z tego, co sam napisał
nigdy nie był „Żołnierzem Wyklętym”, co najwyżej ukrywającym się dekownikiem,
który wybrał spokojne i bezpieczne życie w Gdyni i służył systemowi, którego
praw przestrzegał, a nawet go budował jak możemy przeczytać m.in. w Dzienniku
Bałtyckim i na portalu Nasze Miasto.
Pozwolę przywołać komentarze kłamcy z Gdyni, w
których posunął się do insynuacji o swojej matce jakoby była więźniarką w
Oświęcimiu (Oświęcimiu, bo tak pisał w oryginale ten rzekomy polski patriota,
„konserwatysta prawicowy” – zapewne taki sam jak ojciec, rzekomo „Żołnierz
Wyklęty”).
O kuzynach matki rozstrzelanych na początku wojny
w lasach piaśnickich.
O ojcu, który rzekomo należał do „bandy leśnej”
Majora Łupaszki, o czym chyba zapomniał napisać pisząc tekst o ojcu, jako o
rzekomym żołnierzu Wyklętym, który wybrał święty spokój i przestrzeganie
okupacyjnego prawa przywleczonego na bagnetach i ruskich czołgach.
Jako ranna osoba biorąca udział w wydarzeniach
grudniowych 1970 roku, uczestnik strajku w czerwcu 1976 roku oraz niepośledni
uczestnik – straż porządkowa - strajku w sierpnia 1980 roku oraz
współorganizator – członek komitetu strajkowego - strajku okupacyjnego w stanie
wojennym, właściciel prywatnej tajnej drukarni na gdańskiej Oruni piszący, kserujący,
powielający i kolportujący ulotki na gdańskiej starówce swojego autorstwa oraz
przedruki innych ulotek, które wpadały w moje ręce mógłbym wiele napisać o
gdańskiej opozycji konstruktywnej oraz o ludziach, którzy w niej brali udział,
którzy dziś pokazali swoją prawdziwą łajdacką w większości twarz, z którymi nie
mam przyjemności utrzymywać jakichkolwiek kontaktów.
Napisze tylko tak o tych wydarzeniach, w których
brałem osobisty udział, że jak czytałem różne rewelacje mitomana z Gdyni, który
w miarę serwowania swoich kłamstw nabierał coraz większego apetytu do tego by
swoim załganym farszem nadziewać wszystko, co tylko się da i tak powstawały
kolejne martyrologiczne i pseudobohaterskie wcielenia tego gdyńskiego łgarza,
który tak się rozochociła swoją nadętą megalomanią, że pycha przed nim na wiorsty zaczęła
nie chodzić, lecz biegać sprintem.
Ale ja dziś nie o tym zamierzam pisać, a wiec
wracam do tematu „Żołnierzy Wyklętych”, o których raczył popełnić kolejny tekst
rodzinny beneficjent z czasów PRL, a zarazem marynarski przemytnik kontrabandy
i cinkciarz, który wykorzystywał przymusowa sytuację większości Polaków
zamkniętych w obozie pod szyldem PRL, który jego ojciec, a jednocześnie „tytan
pracy” na rzecz PRL i LWP, jak raczył o nim mówić jego syn, który swoim pasożytniczym
trybem życia w czasach PRL raczył się też sam publicznie pochwalić.
Bardzo trafny komentarz pod tekstem o marynarzu i
cinkciarzu zawisł pod tekstem na Nasze Blogi, który pozwolę zacytować w
całości:
Oona
2014-01-11 [21:47]
Szanowny Panie,
Zdaje sie ze ma pan wielka ochote zajac miejsce Seawolfa i wydaje sie panu iz panskie opowiesci sa barwne i ciekawe. Panski styl i opis zycia marynarskiego kojarzy mi sie z kims kto za “zaslugi” w glebi ladu zostal nagrodzony praca w polskiej flocie; wszystko to brzmi jak opowiesci prowincjusza probujacego nadąc swoje mocno nadwatlone ego. Jesli pan wogole plywal to zastanawia mnie na jakim stanowisku? Byl pan nawigatorem, mechanikiem, elektrykiem czy tez chlopakiem hotelowym? A moze przy okazji bycia ciesla okretowym pelnil pan glowne obowiazki w POP? Z panskiej notki “O sobie” trudno sie polapac co pan dokladnie robil na statku. Najwyrazniej mial pan niezle uklady skoro plywanie bylo tylko i wylacznie dodatkiem do szmuglowania i handlu.
Zdaje sie ze ma pan wielka ochote zajac miejsce Seawolfa i wydaje sie panu iz panskie opowiesci sa barwne i ciekawe. Panski styl i opis zycia marynarskiego kojarzy mi sie z kims kto za “zaslugi” w glebi ladu zostal nagrodzony praca w polskiej flocie; wszystko to brzmi jak opowiesci prowincjusza probujacego nadąc swoje mocno nadwatlone ego. Jesli pan wogole plywal to zastanawia mnie na jakim stanowisku? Byl pan nawigatorem, mechanikiem, elektrykiem czy tez chlopakiem hotelowym? A moze przy okazji bycia ciesla okretowym pelnil pan glowne obowiazki w POP? Z panskiej notki “O sobie” trudno sie polapac co pan dokladnie robil na statku. Najwyrazniej mial pan niezle uklady skoro plywanie bylo tylko i wylacznie dodatkiem do szmuglowania i handlu.
Miesacami w domu to nie bylo
rybakow a jak pan dobrze wie rybak to nie marynarz. Nieczesto sie zdarzalo by
statki PZM’u czy tez PLO mialy bardzo dalekie rejsy trwajce miesiacami. Zas
rejsy na statkch rybackich ze wzgledow oczywistych byly bardzo dlugie. Ale jak
pisalam wyzej, “rybak to nie marynarz” jak to sie dawniej w Polsce mowilo.
Pisze pan “…zarobione 75$ marynarz inwestował w zakup 75 butelek wódki w Peweksie lub Baltonie. Sobie tylko znanym sposobem przewoził to przez bramy portowe na statek i tam w specjalnej kryjówce ukrywał…”. Doprawdy?! Przewozil przez brame i jako sie to udawalo?! Zapomnial pan dodac ze do takiego procederu byli dopuszeni “wybrani” czyli płotki wsrod calej masy dzieci resortowych. Bez układow z celnikami takie cos nigdy nie przechodzilo. Przyzwoitego marynarza na taki proceder nie było stac w obawie przed utrata pracy. Najczesciej kupowało sie kilkanasie butelek whiskey w kantynie u ochmistrza i sprzedawalo sie gdzie sie dało poza Polska. Popularną i calkowicie legalną procedura bylo tez kupownie Jhonny Walker’a w sklepie Baltony i natychmiastowe sprzedawanie w skupie obok.
Zas panskie stwierdzenie ze “…. za komuny, marynarz, czytaj przemytnik, całe swoje pracowite życie poświęcał przerzucaniu towarów przez granice, walce z socjalistycznym system ekonomii, organizowaniem zabezpieczaniem i pomnażaniem dochodu. Praca zawodowa była tylko koniecznym dodatkiem” i “za komuny życie marynarza to była ciężka przemytnicza praca” jest najzwyczajniej oczernianiem prawdzywych marynarzy i z zawodow przez nich wykonywanych.
Pisze pan “…zarobione 75$ marynarz inwestował w zakup 75 butelek wódki w Peweksie lub Baltonie. Sobie tylko znanym sposobem przewoził to przez bramy portowe na statek i tam w specjalnej kryjówce ukrywał…”. Doprawdy?! Przewozil przez brame i jako sie to udawalo?! Zapomnial pan dodac ze do takiego procederu byli dopuszeni “wybrani” czyli płotki wsrod calej masy dzieci resortowych. Bez układow z celnikami takie cos nigdy nie przechodzilo. Przyzwoitego marynarza na taki proceder nie było stac w obawie przed utrata pracy. Najczesciej kupowało sie kilkanasie butelek whiskey w kantynie u ochmistrza i sprzedawalo sie gdzie sie dało poza Polska. Popularną i calkowicie legalną procedura bylo tez kupownie Jhonny Walker’a w sklepie Baltony i natychmiastowe sprzedawanie w skupie obok.
Zas panskie stwierdzenie ze “…. za komuny, marynarz, czytaj przemytnik, całe swoje pracowite życie poświęcał przerzucaniu towarów przez granice, walce z socjalistycznym system ekonomii, organizowaniem zabezpieczaniem i pomnażaniem dochodu. Praca zawodowa była tylko koniecznym dodatkiem” i “za komuny życie marynarza to była ciężka przemytnicza praca” jest najzwyczajniej oczernianiem prawdzywych marynarzy i z zawodow przez nich wykonywanych.
Reszta „moralnych” pasożytów i klakierów,
najwidoczniej podobnie „moralnych” komentatorów klaskała i cmokała z zachwytu
nad zaradnością i chciwością gdyńskiego marynarza „patrioty”.
Ba, to nie ofiary stanu wojennego W. Jaruzelskiego
były dla gdyńskiego beneficjenta i marynarskiego pasożyta były najważniejsze,
lecz ukrócenie jego procederu przemytniczego, bo jak sam napisać stracił przez
to 10 najlepszych lat w kontrabandzie i w cinkciarstwie.
Podobnie ma pretensję do L. Balcerowicza, którego
obwinia o to, że o mało nie został bankrutem, bo jego dolary w końcu wróciły do
realnego poziomu siły nabywczej pieniądza, a nie spekulacyjnej i
marynarsko-cinkciarskiej, o której działalności był raczył napisać gdyński
mitoman, któremu nawet światek przestępczo-mafijny nie był obcy, bo i o tym
zdążył się z rozpędu pochwalić. Cmokierzy są po prostu parweniuszami. Wystarczy
im sypnąć koralikami.
Nie darem towarzysza I sekretarza Edwarda Gierka
onegdaj wychwalał, bo ten był ludzki chłop ze „Śląska” dała zarobić na
kontrabandzie, rybakom, a i górnikom w pierwszej kolejności.
Ba, nawet lokalny odpustowy bard z Gdyni wpadł
ostatnio we wspominki o towarzyszu Edwardzie „Ludzkim” Gierku, który też dawał
zarobić jarmarcznym muzykantom szczególnie na Śląsku w ludowe i hucznie
świętowane coroczne Barburki.
No i popatrz ta ludziska, że też dziś to wszystko
się uje…o a mimo to większość głosuje na tych, co im prąd życiowy ukradli i
zrobili z nich żebraków i biedaków.
Zostały jedynie wspominki „Ludzkiego”.
Gdy przeczytałem tekst i komentarze łajdaka
korzennego z Gdyni o ojcu rzekomym „Żołnierzy Wyklętym”, to ogarnęła mnie jakaś
wewnętrzna litość i uszanowanie dla pokoju Jego Duszy i dla Jego pamięci
szarganej po śmierci przez Jego syna, który miast uszanowania pogrąża z każdym
swoim tekstem opinie o swoim zmarłym ojcu miast pochylić się nad Jego pamięcią
i nie wywlekać w przestrzeń publiczną faktów niezbyt według mnie chwalebnych.
Tym bardziej nie należało i nie należy brnąć w
dalsze kłamstwa, których już dość dużo wytworzył na temat swojego ojca, o
którym mówił, że był „tytanem pracy” w PRL, który stroił od podstawa jak i
stroiciela potęgi Ludowego Wojska Polskiego – tylko z nazwy polskiego, do
których w imieniu komunistycznego reżimu dokonywał oczywistej branki - Polaków.
Cytuję
za łajzą gdyńską:
"jazgdyni 2014-01-03 [22:30]
I znowu kulą w płot!!!
gdybyś pan był z Pomorza, albo Grodzieńszczyzny, to wiedziałbys pan co nieco więcej.
Panie... przejedź się do Piaśnicy - tam są krewni mojej żony. A jedź pan do Oświęcimia (moja matka) i do Grodna (moj ojciec) zainteresuj sie "bandą" Łupaszki, to bedziemy mogli sobie pogadać.
http://naszeblogi.pl/morecomments/43297/11
http://obiboknawlasnykoszt.blogspot.com/2014/03/jak-honorowy-prawy-gawrion-wydutka.html
"jazgdyni 2014-01-03 [22:30]
I znowu kulą w płot!!!
gdybyś pan był z Pomorza, albo Grodzieńszczyzny, to wiedziałbys pan co nieco więcej.
Panie... przejedź się do Piaśnicy - tam są krewni mojej żony. A jedź pan do Oświęcimia (moja matka) i do Grodna (moj ojciec) zainteresuj sie "bandą" Łupaszki, to bedziemy mogli sobie pogadać.
http://naszeblogi.pl/morecomments/43297/11
http://obiboknawlasnykoszt.blogspot.com/2014/03/jak-honorowy-prawy-gawrion-wydutka.html
Moja mama mieszkała w czasie okupacji tuż pod Auschwitz.
Może
dlatego ja się bardziej obawiam i wprost czuje wstręt, do systematycznie i
biurokratycznie mordujących Niemców.
A może to przez
rodzinę ojca?
Jak ruskie wpadły do Grodna i po 17 września (wkrótce rocznica
okrągła) i wymordowały resztę rodziny, zgodnie z przygotowanymi przez agentów
papierami?
Źródło: http://niepoprawni.pl/blog/6063/rzez-polakow-rozkaz-jezowa-cz2
Źródło: http://niepoprawni.pl/blog/6063/rzez-polakow-rozkaz-jezowa-cz2
(Raz zginęli w rzekomym
mordzie ruskich sołdatów w Grodnie, to znów zginęli w tragicznym wypadku, tak
jak w artykule w Nasze Miasto i Dzienniku Bałtyckim – Onwk.)
Przemawia
też za tym jeden fakt. Tata mój, już wówczas dziadek, był do szaleństwa
zakochany w swojej jedynej wnuczce.
Tuż po śmierci dziadka, mała, zaledwie pięcioletnia córeczka zapytała mnie raz: - Tatusiu, czy my się tak na prawdę nazywamy, bo dziadek mi opowiadał, że mamy inne nazwisko?
Teraz, gdy o tym myślę, już niczego nie jestem pewien.
Jak przeżył mój ojciec te potworne łapanki i polowania na Żołnierzy Wyklętych?
Jak mu się udało?
To proste, jako mądry człowiek, skutecznie pozacierał za sobą ślady (no...prawie) i rozpoczął życie w całkowitej konspiracji.
Kontynuował nadal, czego się nauczył w czasach okupacji i partyzantki.
Tak widocznie zdecydował.
Że jest na terytorium wroga, że nie ma szans na wyzwolenie, że trzeba przetrwać i starać się wieść uczciwe i prawdziwe życie.
Do tego, by było bezpiecznie, by nie narażać siebie i swojej malutkiej rodziny, całe swe burzliwe życie do czasów gdańskich, trzymał w ścisłej tajemnicy.
(Wszak do gdańska trafił jako kawaler bez zobowiązań rodzinnych, a z jego matką, która była brzemienną jego ojciec wziął ślub w 1949 roku, i na świat przyszła pasożytniczy marynarski przemytnik kontrabandy i cinkciarz. - Onwk)
Nie wiedzieliśmy dosłownie nic, jakby się dopiero urodził w Gdańskiej Akademii Medycznej i wziął ślub z mamą w kościółku na Mickiewicza we Wrzeszczu.
Tuż po śmierci dziadka, mała, zaledwie pięcioletnia córeczka zapytała mnie raz: - Tatusiu, czy my się tak na prawdę nazywamy, bo dziadek mi opowiadał, że mamy inne nazwisko?
Teraz, gdy o tym myślę, już niczego nie jestem pewien.
Jak przeżył mój ojciec te potworne łapanki i polowania na Żołnierzy Wyklętych?
Jak mu się udało?
To proste, jako mądry człowiek, skutecznie pozacierał za sobą ślady (no...prawie) i rozpoczął życie w całkowitej konspiracji.
Kontynuował nadal, czego się nauczył w czasach okupacji i partyzantki.
Tak widocznie zdecydował.
Że jest na terytorium wroga, że nie ma szans na wyzwolenie, że trzeba przetrwać i starać się wieść uczciwe i prawdziwe życie.
Do tego, by było bezpiecznie, by nie narażać siebie i swojej malutkiej rodziny, całe swe burzliwe życie do czasów gdańskich, trzymał w ścisłej tajemnicy.
(Wszak do gdańska trafił jako kawaler bez zobowiązań rodzinnych, a z jego matką, która była brzemienną jego ojciec wziął ślub w 1949 roku, i na świat przyszła pasożytniczy marynarski przemytnik kontrabandy i cinkciarz. - Onwk)
Nie wiedzieliśmy dosłownie nic, jakby się dopiero urodził w Gdańskiej Akademii Medycznej i wziął ślub z mamą w kościółku na Mickiewicza we Wrzeszczu.
(Kościół przy ulicy Mickiewicza w Gdańsku Wrzeszczu od zawsze był liberalnym kościołem. – Onwk.)
Jedyne, na co sobie pozwalał, to opowieść, że cała jego rodzina została wyrżnięta po napaści 17 września 1939 w Grodnie.
Nie miał więc już nikogo.
Teraz wiem, że dosyć wcześnie został sierotą.
Rodzice jego, czyli moi dziadkowie zginęli w tragicznym wypadku.
(Raz zginęli w rzekomym mordzie ruskich sołdatów w Grodnie, to znów zginęli w tragicznym wypadku, tak jak w artykule w Nasze Miasto i Dzienniku Bałtyckim – Onwk.)
Wychowywał go stryj – sławny pilot i as przestworzy, również postać niezwykle tragiczna, odpowiednia na zupełnie odrębną opowieść. [XXX]
A kto jeszcze tam był z rodziny ojca, tego się już nigdy nie dowiem.
Tym bardziej, że to dzisiaj Białoruś i przekonałem się, że są oni bardzo niechętni w pomocy w odnajdywaniu polskich rodzin i każą sobie za to słono płacić (urząd w Grodnie, za same rozpoczęcie poszukiwań w aktach notarialnych, bez gwarancji sukcesu, zażyczył sobie 200 euro na rękę).
Tak więc zapłatą za bezpieczeństwo i względny dobrobyt rodziny było ścisłe zablokowanie mojej proweniencji ze strony ojca.
Niewątpliwie cierpiał z tego powodu, jednakże był człowiekiem twardym i bardzo zdyscyplinowanym.
Czasami tylko jakieś zagubione zdjęcie w przedwojennym oficerskim mundurze wysokiej rangi i z orderami, schowane w książce, wywoływało pewne zaciekawienie, choć jako mały chłopak, przekonany byłem, że to mój tata.
Pełna izolacja informacyjna, konspiracja aż do śmierci.
Niemalże sycylijska omerta...
Czy taki właśnie był los wielu Żołnierzy Wyklętych, którzy zdecydowali się przeżyć normalne życie?
Źródło: http://niepoprawni.pl/blog/jazgdyni/zolnierz-wyklety-ktory-przezyl
I komentarze pod:
Profesor „Flaszeczka z nocnego” i beneficjent ze świętych akademickich
krów, które w przeciwieństwie do nie świętych, to one doją, a nie ich, bo nie
każdy jak widać może być z układu jak on.
Krzysztof Pasie... 2015-02-27 [12:03]
"Świetny
krakowski bloger, doktor Krzysztof Pasierbiewicz, napisał krótką notkę o tragicznym
dzieciństwie i utracie swojego ojca, bestialsko zamordowanego przez
komunistyczną bezpiekę.
Czego się doczekał? Podłych komentarzy wykpiwających jego tekst, czyli jego traumę i tragiczne wspomnienia. To już doprawdy zbydlęcenie. Szczególnie, że jednym z wykpiwających jest były komunistyczny aparatczyk z profesorskim tytułem..."
------------------------------------
Ja bym jeszcze dodał: "wyróżniony za całokształt najbardziej prestiżową w środowisku akademickim nagrodą "Nobel Naukowy 2013" - dwieście tysięcy złotych na rękę.
Pozdrawiam Panie Januszu serdecznie.
Czego się doczekał? Podłych komentarzy wykpiwających jego tekst, czyli jego traumę i tragiczne wspomnienia. To już doprawdy zbydlęcenie. Szczególnie, że jednym z wykpiwających jest były komunistyczny aparatczyk z profesorskim tytułem..."
------------------------------------
Ja bym jeszcze dodał: "wyróżniony za całokształt najbardziej prestiżową w środowisku akademickim nagrodą "Nobel Naukowy 2013" - dwieście tysięcy złotych na rękę.
Pozdrawiam Panie Januszu serdecznie.
Lech Kurowski 2015-02-26 [17:55]
Zadziwia mnie pan, panie
jazgdyni. W jednej z ostatnich notek piszę pan o swoim ojcu, że wchodził
uśmiechnięty na komisariat i zmieniał decyzję UB w czasach stalinowskiego
terroru, milicjanci byli mu bliscy i słuchali się go bardziej niż przełożonych,
dzisiaj zaś, że był człowiekiem o zmienionym nazwisku, Idą był może (?), piszę
pan o jego walce z komuną, czy ma pan czytelników za idiotów? Ja znałem kilku
walczących z komuną, ich życie wyglądało zupełnie inaczej, życie ich dzieci
też, nie pozwalano im studiować, opuszczać kraju, a pana życie wygląda tak...
resortowo na tym tle. Czy pan się aby tutaj nie uwiarygadnia? Jeśli tak, musi
się pan bardziej starać, bo sprzeczne opowieści dziwnej treści temu nie
służą... i dlaczego pana, samozwańczego "wojownika", nigdy nie
widziano na smolenskiej miesięcznicy, czy na wiecach poparcia Ukraińców? Byłem
na większości, nigdy pana nie widziałem! Tego pana nauczyli na Neonie?
Wykorzystywać zmarłych, nawet rodziców? Ja w tym pańskim tekście dostrzegłem
pomieszanie wspaniałej notki Pana Pasierbewicza z wysławianą przez pana gn/Idą,
jednak ani pan nie dorównuje wspomnianemu publicyście, ani też drugiej Idy z
siebie pan nie zrobisz. Wczoraj wychwalał pan Wolińską, dzisiaj jej ofiary?
jazgdyni
2015-02-26 [20:49]
Pan
jest albo młody, albo bardzo nierozumny.
Czy pan wie, że lekarz w tamtych czasach, szczególnie na przedmieściach, to był ktoś? Nie wie pan. To panu powiem. Dziecku dzielnicowego milicjanta ojciec uratował życie, gdy to dusiło się na koklusz, stosując tracheotomię, czyli przecięcie tchawicy, co w tamtych czasach nawet w szpitalach nie było rutynowo stosowane. To dziecko i nie tylko one jest wdzięczne do końca życia
Nie odróżnia pan zwykłej milicji od SB? Widocznie nie. To była przepaść.
Jak pan dobrze czytał mój wpis z dzieciństwa, to przeczyta pan, że mnie zgarnął (gówniarza) SBek, dlatego, że nienawidził ojca. A potem, dozgonnie wdzięczny milicjant mnie wypuścił. Miałem wtedy może 10 lat, więc było to chyba w 1960 roku.
Ojciec nigdy nie awansował, nie został dyrektorem szpitala, choć go praktycznie prowadził. Był raczej elementem wątpliwym.Niegodnym zaufania. Cżesto musiał się spowiadać w UB.
Żył, jak żył, pracując 11 godzin na dobę.
Dlaczego ja miałem pewność, że najpierw odezwie się jakiś śledczy, albo klasyczna menda, który w taki sposób stara się zrekompensować swoje zasrane życie nieudacznika?
Gdyby pan tylko trochę chciały być uczciwy, toby sobie pan wyszukał potrzebne i potwierdzone fakty. Niestety nie - pan woli chamsko atakować, zgodnie ze swoim agenturalnym poleceniem, lub też bezmiarem swojej głupoty.
Wypad stąd
Czy pan wie, że lekarz w tamtych czasach, szczególnie na przedmieściach, to był ktoś? Nie wie pan. To panu powiem. Dziecku dzielnicowego milicjanta ojciec uratował życie, gdy to dusiło się na koklusz, stosując tracheotomię, czyli przecięcie tchawicy, co w tamtych czasach nawet w szpitalach nie było rutynowo stosowane. To dziecko i nie tylko one jest wdzięczne do końca życia
Nie odróżnia pan zwykłej milicji od SB? Widocznie nie. To była przepaść.
Jak pan dobrze czytał mój wpis z dzieciństwa, to przeczyta pan, że mnie zgarnął (gówniarza) SBek, dlatego, że nienawidził ojca. A potem, dozgonnie wdzięczny milicjant mnie wypuścił. Miałem wtedy może 10 lat, więc było to chyba w 1960 roku.
Ojciec nigdy nie awansował, nie został dyrektorem szpitala, choć go praktycznie prowadził. Był raczej elementem wątpliwym.Niegodnym zaufania. Cżesto musiał się spowiadać w UB.
Żył, jak żył, pracując 11 godzin na dobę.
Dlaczego ja miałem pewność, że najpierw odezwie się jakiś śledczy, albo klasyczna menda, który w taki sposób stara się zrekompensować swoje zasrane życie nieudacznika?
Gdyby pan tylko trochę chciały być uczciwy, toby sobie pan wyszukał potrzebne i potwierdzone fakty. Niestety nie - pan woli chamsko atakować, zgodnie ze swoim agenturalnym poleceniem, lub też bezmiarem swojej głupoty.
Wypad stąd
Z tego co on obecnie napisał w tekście i komentarzach jasno wynika, że jego ojciec nie był "Żołnierzem Wyklętym", lecz dekownikiem, który patrzył tylko jak się bezpiecznie i dobrze urządzić w PRL i przy PZPR, ba, przy Ludowym Wojsku Polskim, do którego dokonywał branek jak do rosyjskiej carskiej armii.
Ciekaw jestem kogo to była fotografia w oficerskim
mundurze wysokiej rangi była w książce, skoro nie był to jego ojciec i być może
nikt z jego rodziny?
Mam złe skojarzenia z fotografiami obcych ludzi, a
już w mundurach przedwojennych u kogoś, kto postanowił przestrzegać
obowiązującego prawa i żyć w zgodzie z ustrojem komunistycznym, w którym taka
fotografia mogła być realnym zagrożeniem nie tylko dla posiadacza takiej
fotografii co dla osoby widocznej na fotografii.
No i na koniec rarytas, bo coś o mnie osobiście,
chociaż jak nie byłem „Żołnierzem Wyklętym”, a jedynie opiekuję się ich nie
tylko gdańskimi grobami.
Cytuję za martyrologicznym mitomanem z Gdyni:
jazgdyni
2015-02-26 [21:34]
Niezależni!
Wcale nie chciałem opublikować tego wpisu. Długo się wstrzymywałem. I dobrze wiedziałem, że zaraz zlecą się mendy, jak muchy do gówna.
Lecz w końcu musiałem tu zrobić. Jak już w osobnym felietonie pisałem jest bydlak, który produkuje świńskie paszkwile na mój temat i temat mojej rodziny.
Mimo tego, ze ojciec mój w starej Gdyni jest postacią powszechnie znaną i szanowaną. Tablicę mu miasto i wdzięczni pacjenci ufundowali dopiero w 2010 roku. Za życia nie dostał nawet najmniejszego medalu. Żadnych ulg i przywilejów. Tylko praca i praca.
Muszę się bronić przed tym bydlakiem. Google ani mysli go zablokować, lub dostarczyć IP, bym mógł go sądowo ścigać. Bo przecież jest demokracja i wolność słowa.
Lecz, jak tylko przejdę na emeryturę, na stałe osiądę w mojej Gdyni, to znajdę drania. Odszczeka każde kłamstwo i z osobna zje każdą literę swoich paszkiwli.
Nie powinno być w społeczeństwa miejsca dla schizofrenicznych, oszalałych komunistycznych agentów. A że to właśnie taki typ, potwierdził mi nawet wybitny działacz WZZW (niestety, też nie zna prawdziwych danych)
Jaruzelski uciekł spod stryczka... Ale może jeszcze parę drani wyłapiemy.
Ps. Bohaterami to mogli być i walczyć z komuną, Michnik i Kuroń, resortowe dzieci.
Wcale nie chciałem opublikować tego wpisu. Długo się wstrzymywałem. I dobrze wiedziałem, że zaraz zlecą się mendy, jak muchy do gówna.
Lecz w końcu musiałem tu zrobić. Jak już w osobnym felietonie pisałem jest bydlak, który produkuje świńskie paszkwile na mój temat i temat mojej rodziny.
Mimo tego, ze ojciec mój w starej Gdyni jest postacią powszechnie znaną i szanowaną. Tablicę mu miasto i wdzięczni pacjenci ufundowali dopiero w 2010 roku. Za życia nie dostał nawet najmniejszego medalu. Żadnych ulg i przywilejów. Tylko praca i praca.
Muszę się bronić przed tym bydlakiem. Google ani mysli go zablokować, lub dostarczyć IP, bym mógł go sądowo ścigać. Bo przecież jest demokracja i wolność słowa.
Lecz, jak tylko przejdę na emeryturę, na stałe osiądę w mojej Gdyni, to znajdę drania. Odszczeka każde kłamstwo i z osobna zje każdą literę swoich paszkiwli.
Nie powinno być w społeczeństwa miejsca dla schizofrenicznych, oszalałych komunistycznych agentów. A że to właśnie taki typ, potwierdził mi nawet wybitny działacz WZZW (niestety, też nie zna prawdziwych danych)
Jaruzelski uciekł spod stryczka... Ale może jeszcze parę drani wyłapiemy.
jazgdyni 2015-02-26 [21:20]
Kto panu powiedział, że po wojnie mój ojciec otwarcie walczył z komuną i robił z siebie bohatera?!
Jak napisałem - głupi nie był? Miał umrzeć nie wiadomo już za co i skazać rodzinę na nędzę?
No niech pan się tylko chwilę zastanowi.
Ps. Bohaterami to mogli być i walczyć z komuną, Michnik i Kuroń, resortowe dzieci.
jazgdyni 2015-02-27 [07:35]
Masz rację - ja jestem za łagodny.
Pamiętaj - Dopóty dzban wodę nosi ...
Ale są ludzie, profesjonalni ludzie, którzy aż się palą by sobie porozmawiać.
Pamiętaj - Dopóty dzban wodę nosi ...
Żałosne i śmieszne zarazem, prawda?
Podobne jak komentatorzy, którzy łykają jak gęsi
papkę, bo nawet nie dostrzegają w tym co pisze gdyński martyrologiczny mitoman
tego, że z samej definicji przytoczonej wyżej za Wiki i z tego co raczył
napisać konfabulowant z Gdyni sam o swoim ojcu „tytanie pracy”, który
rzeczywiście był nim, lecz na rzecz Polski Ludowej i LWP (sam podaje linki o
tytanicznej pracy na rzecz PRL i LWP), której wszelkich praw postanowił
przestrzegać po wojnie i jak widać przestrzegał do końca żywota.
Obibok na własny koszt
PS
Jak zwykle moja dedykacja muzyczna dla "wybitnego działacza", a z całą pewnością dla konfidenta, któremu ksywy i nazwiska same wypadają z pyska.
Jak zwykle moja dedykacja muzyczna dla "wybitnego działacza", a z całą pewnością dla konfidenta, któremu ksywy i nazwiska same wypadają z pyska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.