Już na przełomie lat 80. I 90. XX wieku zacząłem
tracić nadzieje i wiarę w sens samotnej walki ze złodziejami, którzy w świetle
jupiterów, szumu kamer i błysków aparatów fotograficznych grabili mienie ogólnonarodowe
Polski bez opamiętania i jakiegokolwiek umiaru.
Ci wszyscy winni sczeznąć z życia publicznego, politycznego, społecznego i z ziemi.
To nad większością z nich nowa Solidarność Czesława Kiszczaka i TW Bolków trzymała swoje ochronne parasole od początku 1989 roku, a przy tym mordując Pierwszą Panienkę Solidarność, której nie pozwolono wyjść z becika i pieluszek.
Nowi dorobkiewicze dorabiali się na likwidacjach i
upadłościach państwowych przedsiębiorstw, nad którymi winni sprawować pieczę,
jako organ założycielsko-właścicielski, którym byli gdańscy, a następnie
pomorscy wojewodowie, którzy jeśli nie przewodzili, to świadomie grabież
umożliwiali i tej powszechnej i wszechobecnej grabieży się nie sprzeciwiali.
Niektórzy „nasi” łajdacy i łobuzy po dziś dzień
uchodzą za wciąż porządnych i uczciwych ludzi, bo ci rzekomo „porządni” i
„uczciwi” są nadal poczytywani za porządnych i uczciwych kolegów z lat
minionych, a tymczasem oni już dawno temu się skurwili i wpadli do dołka, z
którego mnie ma już żadnych dróg wyjścia, bo by zostać kurwą na całe życie
wystarczy raz się skurwić.
Te rzekomo „nasze” kanalie stworzyły sobie
źródełko bogacenia się i bogacili się z premedytacją i z bezwzględnością wykorzystując
każdą nadarzającą się okazję kosztem ludzkiego nieszczęścia i grabionego
państwowego mienia przedsiębiorstw państwowych, które grabili bez opamiętania
razem z komunistami.
Ba, chronili swoimi parasolkami ochronnymi
komunistycznych złodziei, do których się te rzekomo „nasze” mendy się
podczepiali, tak jak gówno przyczepia się do podeszwy buta, i tak by samemu
skorzystać przy okazji grabieży ogólnonarodowego mienia Polaków dokonywanej
przez komunistów.
Przewodniczący nowej magdalekowej i
okrągłostołowej Solidarności Kiszczaka i TW Bolków wchodzili w skład rad
nadzorczych, w których służyli także jawnym zorganizowanym grupom przestępczym
jak i trójmiejskiej mafii pod wodzą herszta od malowania kominów i czyszczenia
świetlików.
Gdy w latach 90. XX wieku walczyłem z trójmiejską
mafią rzekomo „naszych” złodziei to od jednego z „naszych” ministrów
sprawiedliwości usłyszałem słowa, które mnie zmroziły i poczułem się jak
lodowata woda zalewa mnie po czubek mojej głowy, którą miano mi wiele razy
odstrzelić, bo naruszałem błogi spokój trójmiejskiej sitwy w hersztem Maćkiem i
jego koterią różnych „naszych” Donków, Ryśków, Januszów, Jacków i Witków,
Borsuków, Pawłów, Darków, Tomaszów, Marianów, Bogdanów…
Otóż ten minister powiedział wówczas do mnie takie
mniej więcej słowa (niestety nie potrafię ich dziś odnaleźć w Internecie, bo
wcześniej one były na filmie TV na YT), że Magdalenka i Okrągły Stół (OS) się
opłacał, że transformacja ustrojowa się też bardzo opłacała Polsce i Polakom, o
tym, że rozgrabione mienie ogólnonarodowe Polski i Polaków przez Kulczyków,
Krauze, Niemczyckich to też według tego „naszego” ministra sprawiedliwości,
późniejszego prezydenta RP to był też taki mały pikuś, bardzo opłacalny rzekomo
dla Polski i Polaków.
Często myślę ostatnio o tamtej rozmowie o tym
super ekstra geszefcie geszefciarzy komunistycznych i tych rzekomo „naszych”,
bo jestem ciekaw czy podobnie myślałby i mówił o tym on leżąc dziś w sarkofagu
na Wawelu?
Ciekaw jestem bardzo, czy i dziś powiedziałby to
samo o opłacalności transformacji, o Magdalence, o OS, i o rozgrabionym mieniu
Polski i Polaków przez nowopowstałą przy OS złodziejską sitwę przestępczą oraz
bezpiekę cywilną i wojskową, która grabiła pozostając ukrytą w cieniu i za
kotarą?
Gdy przyszedł rok 2005, który przyniósł podwójne
zwycięstwo wyborcze, bo PiS wygrał wybory parlamentarne, a Lech Kaczyński, jako
kandydat PiS wygrał prezydenckie wybory na urząd Prezydenta PR, to spodziewałem
się, ze czerwoni zostaną w końcu odepchnięci raz na zawsze od koryta i trafią
tam gdzie było i jest ich miejsce, do więzień lub na banicję.
Miałem na etapie przedwyborczym obiekcje i
zastrzeżenia, co do polityki PiS, który ciągnął za sobą i za uszy do władzy w
Warszawie łotrzyków i łobuzów umoczonych w totalną grabież mienie państwowego,
które z mocy prawa winni byli strzec pełniąc funkcje rządowe, jak wojewody, czy
samorządowe, jak wiceprzewodniczącego sejmiku wojewódzkiego czy pełnienie najwyższych
funkcji we władzach Gdańska, w których bezpośrednio lub pośrednio ponosili
odpowiedzialność lub sami uczestniczyli w licznych aferach
korupcyjno-łapówkarskich, jak np. afera w GPEC, w której umoczeni byli
prezydent i wiceprezydenci oraz wiceprzewodniczący po. Przewodniczącego Rady
Miasta Gdańska, którą zamiatała pod dywan znany prokurator gdański i późniejszy
minister w rządzie Premiera Jarosława Kaczyńskiego, który jak widzieliśmy na
filmie rozbierał się przez ojcem chrzestnym na 40 piętrze warszawskiego hotelu.
Niestety płonne to były moje nadzieje, bo już
wkrótce okazało się, że PiS do rządu i na najwyższe urzędy w państwie powsadzał
łobuzów i łotrów.
Dla mnie apogeum nastąpiło powołanie łajdaków na
stanowiska członków trójmiejskiej mafii oraz powołanie na stanowisko dyrektora
więziennictwa w Ministerstwie Sprawiedliwości bandyty i kata ze stanu
wojennego, który jako naczelnik Aresztu Śledczego ponosił osobistą
odpowiedzialność na brutalną i krwawą pacyfikację buntu więźniów politycznych w
lipcu 1982 roku.
Płażyński, Borusewicz, Kornatowski, Kaczmarek,
Biegalski, Netzel nigdy nie powinni pełnić jakichkolwiek funkcji w państwie, a
przyczyn mógłbym wymienić bardzo wiele, lecz nikt mnie niereformowalnego
oszołoma nie chciał mnie słuchać, bo zarówno Jarosław Kaczyński jak i Lech
Kaczyński ciągle uważali byłych kolegów za ludzi uczciwych i prawych, gdy
tymczasem ci rzekomo wcześniej uczciwi dawno temu się skurwili.
Ba, niektórzy z nich już na wczesnym etapie pracy
prokuratorskiej, bo już w stanie wojenny, gdy tuszowali sprawę zabójstwa na
komisariacie milicji działacza opozycji, którego nagie zwłoki pogrzebano na
cmentarzu w asyście z późniejszego ministra w rządzie premiera Jarosława
Kaczyńskiego.
Płażyński i Borusewicz byli forsowani przez śp.
Lecha Kaczyńskiego, bo ten tych łotrów uważał wciąż za ludzi porządnych i
prawych, tak jakby nigdy nie czytała artykułów prasowych o ich wyczynach, a
mimo to powołani zostali na najwyższe funkcje w państwie.
Podobnie jak członkowie klanu Kurskich, z Jackiem
Kurskim „kameleon” wielo i mnogo partyjny, który pełnienie funkcji
wiceprzewodniczącego sejmiku wykorzystał do czerpania korzyści osobistych –
leśniczówka „kupiona” za symboliczne grosze.
O Jacku Kurskim swego czasu w roku 2010 pisałem i
mówiłem dla Blogera z Kataryny o Nicku @Stary Obserwator to, co wkrótce stało
się ciałem, że jest to typ człowieka, którzy wcześniej czy później dokona
rokoszu i zdradzi PiS i Jarosława Kaczyńskiego i tak się stało, gdy z innymi
zdrajcami, którzy wykorzystali w bezwzględny sposób naiwność wyborców PiS
odszedł z PiS opluwając przy tym kolegów z PiS i samego naiwnego jego
dobroczyńcę, Jarosława Kaczyńskiego. Mamcia i babcia Kurska podążyła śladami
synka Jacka, że o Jarosławia Kurskim nie będę zbyt wiele pisał, bo wystarczy
wspomnieć tylko o tym, że jest prawą ręką Adama Michnika, co stanowi kwintesencję
całej tej załganej i interesownej rodzinki, która obsadzała i obsadza każde
dostępne pole swojej nie pro publico bono działalności na rzecz swojej
osobistej prywaty.
Podobnie było z żoną Jacka Kurskiego, którą
ulokowała w Agencji Rozwoju Pomorza, która była i jest opanowana przez
trójmiejską mafię od poczęcia, która bogaciła się kosztem likwidowanych
przedsiębiorstw, dla których organem założycielskim i właścicielskim byli
wojewodowie gdańscy, a która żerowała na powierzonym w jej zarząd mieniem
zlikwidowanych przedsiębiorstw państwowych, które dzierżawią mienie, a wpływy z
tytułu dzierżaw przeżerają na swoje wygórowane wynagrodzenia za nic nie
robienie.
Nie było takie postępowanie dla Jacka Kurskiego
dla samego PiS naganne i niemoralne, bo każdy średnio zorientowany wie o ARP
tyle, by wiedzieć, ze jest to jedna z głównych przechowalni trójmiejskich
nieudaczników politycznych, którzy tam znajdowali i znajdują także dziś sobie
miejsce na przetrwanie do kolejnych wyborów na wypasionych i wygórowanych
poborach, niczym ministerialnych.
To tam, Jacek Kurski będąc wiceprzewodniczącym
sejmiku pomorskiego ulokował swoją żonę, którą zwolniono z pracy po tym jak
Jacek Kurski ujawnił tajemnice poliszynela o tym, że dziadek Tuska służył w
wermachcie.
Wówczas Jacek Kurski i jego rodzina oburzali się
na PO, że jego żonę wyrzuca się z przyczyn politycznych męża z pracy, lecz nikt
nie napisał prawdy o braku morale jej męża, który wykorzystała swoją pozycję wicemarszałka
w województwie pomorskim i wsadziła swoją żonę na bardzo intratną finansowo
fuchę od nic nie robienia.
Przykładem dojenia kasy państwowej niech będzie katastrofa
budowlana Zielonej Bramy w Gdańsku, która w związku z brakiem nadzoru budowlanego
oraz środków finansowych na jej remont w końcu się zawaliła. Wówczas okazało
się, że wszystkie wpływy uzyskiwane z dzierżaw były przeżerane przez jej
zarządców, kolesi partyjnych a to z UD, a to z UD, a to z KLD, a to z PO.
Wpływy z dzierżawy Zielonej Bramy były
wielomilionowe, lecz kasa zawsze świeciła pustką, bo ją ogałacali nieudacznicy
z różnych reżimowych partii - jak wyżej.
W końcu to budżet państwa i miasta Gdańska musiał
pokryć całkowite koszty jej odbudowy, bo w przeciwnym razie Zielona Brama po
dziś dzień popadałaby w totalną ruinę szpecąc i zagrażając bezpieczeństwu
turystów odwiedzających Gdańsk w mnogiej liczbie.
Walczyłem z tą sitwa w pojedynkę.
Podobnie jak w opanowanych przez mafię tutejszych
sądach, z którymi nieraz przychodziło mi się procesować, lecz z marnym
skutkiem, bo skoro w procesach z wojewodą gdańskim, rzekomo „naszym”, miałem w
zawsze rozgrzanych i dyspozycyjnych sądach gdańskich po stronie przeciwnej jego
żonę, także w charakterze sędzi, która potrafiła zadbać o interes prawny
swojego męża, tak by mu się żadna krzywda nie stała.
W roku 2014 po raz kolejny moją nadzieję i wiarę w
prowadzoną samotnie walkę z trójmiejska sitwą podważyła jeden z byłych
opozycjonistów, którego dotychczas bardzo ceniłem za jednoznaczną i prawą
publicznie wyrażaną postawę, lecz gdy w jego mailu o tym, że Witold Merkel (dla
jego Witek), brat kolejnego „porządnego” Jacka, że był rzekomo porządnym
człowiekiem i za takiego uważa, to mi ręce opadły, bo jak można było przez 25 z
górą lat nie dostrzec tego, ze tenże rzekomo porządny Witek z grabieży i
niszczenia ogólnonarodowej własności uczynił sobie dochodowe źródło do
bogacenia się kosztem ogółu Polaków.
Jak można widzieć po stronie zła tylko TW Bolka,
Borsuka czy Borowczaka, a nie dostrzegać innego całkiem nie mniejszego zła,
jakie już od pierwszych dni Solidarności oraz stanu wojennego czynili dwaj
bracia Merkel?
Przecież tajemnicą poliszynela było i jest, że
Jacek Merkel „Bankier” i Witold Merkel byli tymi, którzy operowali i
dysponowali dużymi pieniędzmi z tzw. pomocy zachodniej dla Solidarności.
Razem z Borsukiem dysponowali też sprzętem
poligraficznym i radiowym, który rozchodził się podobnie jak pieniądze im tylko
znanymi kanałami dystrybucji, a według mnie sprzęt poligraficzny w dziesiątkach
sztuk był spieniężany w cenie nie mniejszej od 1.500 $ za sztukę.
To z tego powodu Borsuk nie był i nie jest w
stanie rozliczyć się z maszyn poligraficznych, o które dociekają niektórzy z
jego ówczesnych naiwnych i łatwowiernych jego bliskich współpracowników.
Ba, niektórzy z nich są załgani i dwulicowi, bo
poza oczyma Borsuka to na jego psioczą, a gdy ten się pojawia koło nich, to ci
gotowi są nadal lizać mu rowa jak i buty.
Taką sytuację widziałam na własne oczy i ją
sfilmowałem na Westerplatte w dniu 1 września 2014 roku, gdy Czesław Nowak w
rozmowie ze mną dosłownie chwilę wcześniej psioczył na Borsuka i mówił mi ze
uważa go tak jak i ja za zdrajcę i łobuza, gdy ten do nas podszedł to pierwszy
zaczął się łasić i pełzać, a przedtem podając temu łobuzowi rękę na powitanie,
bo nie stać go było na taką jak moja postawę, czyli dwa kroki do tyłu, gdy ten
chciał się ze mną przywitać.
Nie witam się z człowiekiem, który ochraniał
osobiście złodziei mienia państwowego, z którymi walczyłem.
Nie witam się z człowiekiem, który będąc
wiceministrem MSW odgrażał mi się sądem razem ze swoją (rzekomo prawą i
uczynną, a przynajmniej tak postrzeganą, co przez niektórych byłych działaczy,
którzy zapominają jej niepoślednie członkowstwo w dwóch antypolskich partiach,
jakimi były UD i UW, a dziś gdyby żyła byłaby członkiem kolejnej antypolskiej łobuzerki,
jaką jest PO) żoną Aliną Pienkowską, bo jak była radną Miasta Gdańska, to nie
słyszałem by się zamartwiała i troszczyła o kolegów z I Solidarności, bo była
we władzach gdańskich nowej Solidarności Kiszczaka i TW Bolków, na szefa,
której jej męża powołał układ OS, jako zaufanego i sprawdzonego przez bezpiekę Kiszczaka
człowieka, który nadawał się do zamordowania I Solidarności.
Alina Pienkowska była rzekomo przeciwniczką Magdalenki
i OS, lecz jak wiemy nie odmówiła udziału we władzach w nowej Solidarności,
która nie miała nic wspólnego z pierwszą Solidarnością, poza ukradzionym jej
nazwą i logo.
Każdy, kto firmował nową Solidarność Kiszczaka ma
krew na swoich rękach zamordowanej I Solidarności i nic i nikt tej krwi nie
potrafi dziś z ich zbrodniczych rąk zmyć ani Tm bardziej ja nie potrafię
zapomnieć i wymazać z mojej pamięci.
Ponadto, jak można nie dostrzegać po dziś dzień
innych kluczowych faktów historycznych z lat 80. i 90. XX wieku, które nie są
żadną tajemną tajemnicą.
Jak można nie dostrzegać i całkowicie lekceważyć też
i tego, że ponad 20% internowanych w Ośrodku Internowania w Strzebielinku
poszło na współpracę z bezpieką już w pierwszych trzech miesiącach stanu wojennego?
Według mnie podobnie wyglądała sytuacja i w innych
ośrodkach internowania, tak jak np. w ZK Iława, w którym według relacji Mojego
Brata, budowniczego gdańskiego pomnika Poległych Stoczniowców Gdańska w grudniu
1970 roku było wielu chętnych do wyjścia i współpracy.
Niektórzy z tamtejszych internowanych nie ukrywali
się zbytnio z tym i sami wielokrotne prosili o kontakt osobisty z naczelnikiem
ZK jak i z Baśką, co w Moim Bracie wywoływało wstręt i obrzydzenie, a po
wyjściu na wolność oświadczył, że nie ma ochoty na zadawanie się z łobuzami
solidarnościowymi, a szczególnie źle, bardzo źle mi mówił o internowanych tam
działaczach solidarnościowych z warszawki, lecz nie wymienił mi wszystkich
nazwisk łobuzerki poza Geremkiem i Syryjczykiem, o których miała zdanie
najgorsze z najgorszych.
Na niespełna 500 tam internowanych działaczy przez
cały okres funkcjonowania OI Strzebielinek do tego ośrodka trafiło tam już w
dniu 13.12.1981 roku czterech aktywnych TW, którzy zostali zwolnienie oraz
pozyskano w pierwszych miesiącach kolejnych 99 TW, KO, OŹI, że w sumie
przewinęło się przez ten jeden tylko Strzebielinek nie mniej niż 103 różnych TW,
KO i OŹI.
I co się z nimi stało, bo przecież nie wyparowali
i nie wyemigrowali na Marsa lub na inną planetę czy gwiazdę?
Było tam konfitury i konfidentów całkiem sporo.
Ba, oni mogliby się nawet losowo ujawniać po
podaniu komendy do pięciu odlicz, to, ponad co piąty byłby TW coś tam coś tam,
bo tak ich tam było mnogo.
I te TW coś tam coś tam wyszło z internowania i
trafiło, a to na plebanie kościoła Św. Brygidy lub do innych w PRL, w których
mogli się mścić na takich jak piszący te słowa, który on w grudniu 1980 roku
chciał ich razem z pijakami z Tymczasowego Komitetu Założycielskiego wywalić na
zbity pysk za to, że nie złożyli wieńców od Stoczniowców Gdańskiej Stoczni
Remontowej, a to podczas uroczystości odsłonięcia pomnika Poległych
Stoczniowców Gdańska w dniu 16 grudnia 1980 roku, a to w dniu następnym 17
grudnia 1980 roku podczas wmurowaniu kamienia węgielnego pod przyszły pomnik
przy przystanku PKP Gdynia Stocznia.
Zamiast wykonać uchwały TKZ wybrali pijacką
imprezkę na wzór partyjnych towarzyszy z PZPR w stoczniowym Klubie „Akwen”
należącym wówczas do GSR, rezerwując pod tą pijacką orgię małą salkę, którą
zarzygali i zdewastowali.
Podobnie było podczas imprezki andrzejkowej, którą
urządził w swoje imieniny przewodniczący prezydium TKZ GSR Andrzej M. z
członkami prezydium oraz delegatem stoczniowym do MKZ Henrykiem M.
Nie zgorzej było już na początkowym etapie
tworzenia NSZZ Solidarności, gdy hołota zaczęła uprawiać ten sam proceder, jaki
uprawiali wcześniej kacykowie ze stoczniowej PZPR, ZSMP i CRZZ, gdy w dni
powszednie jeździli samochodem służbowym po pijaku po terenie GSR i po kolejne
zaopatrzenie w alkohol, którego zabrakło pijakom z prezydium Tymczasowego
Komitetu Założycielskiego NSZZ Solidarności, GSR.
Jak mi powiedziała prałat śp. Henryk Jankowski w
dniu 25 czerwca 2010 roku, podczas naszej ostatniej rozmowy, gdy się w końcu
pogodziliśmy się po prawie 30 latach, że być może nie znalazłem się z moją
rodziną na liście osób potrzebujących pomocy charytatywnej, tak wówczas, gdy
pozostawałem bez pracy jak i wówczas, gdy zostałem aresztowany i osadzony w
Areszcie Śledczym w Gdańsku, bo ktoś zagiął na mnie parol i nie umieścił mnie
na liście, która stanowiła podstawę do udzielania pomocy więźniom jak i ich
rodzinom.
Podejrzewam o to jednego z byłych członków
prezydium TKZ w GSR, którego nie udało mi się wyrzucić z prezydium razem z
pozostałymi pijaczkami jak i późniejszego internowanego w OI Strzebielinek,
który podczas internowania był hospitalizowany w wejherowskim szpitalu, którego
podejrzewałem i podejrzewam o podjęcie współpracy z bezpieką.
Utwierdza mnie w tym fakt, że ten osobnik był
etatowym pracownikiem gdańskiego zarządu nowej Solidarności Kiszczaka i TW
Bolków, do których powołania dokonywała bezpieka po uprzedniej dokładnej
selekcji członków władza jak i pracowników tej nowej dziwki bezpieki.
Ci, którzy poszli podczas internowania na
współprace z bezpieką trafiali, jako rzekomi więźniowie polityczni i rzekomo
represjonowani do różnych „tajnych” i „podziemnych” struktur solidarnościowych,
różnych szczebli oraz do charytatywnych komisji przy parafialnych, którzy mieli
dostęp do informacji szczególnie interesujących bezpiekę.
Bezpieka w ten prosty sposób pozyskiwała
informacje m.in. o ukrywających się działaczach, którzy nie mieli nic wspólnego
z bezpieką poza tym, że byli tropieni i ścigani przez bezpiekę jak łowna
zwierzyna do odstrzału.
Swego czasu pisałem o dziwnym i masowym zjawisku,
jakie miało miejsce w grudniu 1982 roku z udziałem rzekomo ukrywających się i
ujawniających się jakby na czyjś rozkaz rzekomych działaczy podziemia rzekomo
ściganych i poszukiwanych działaczy rzekomego tajnego podziemia.
Co i rusz ukazywały się w prasie informacje o
ujawnieniu się, a to tego, a to tamtego działacza rzekomo podziemnej
solidarnościowej opozycji, którzy rzekomo się mieli ukrywać przez bezpieka,
która ich rzekomo szukała i ścigała od początku stanu wojennego.
Tymczasem, gdy się ujawnili i zgłosili na MO to
okazało się, że ich nikt nie szukał i nie ścigał, a oni ukrywali się przed
sobą, bo po złożeniu wyjaśnień o powody ukrywania się bez powodu byli zwalniani
do domów.
Najwyraźniej doszło do zmiany polityki WRON jak i
rzekomej podziemnej Solidarności, która się już wówczas dogadywała, co do
przyszłej Magdalenki i okrągłego stołu.
Podobnie ciekawie wygląda według stanu mojej wiedzy
na dziś sytuacja w czasie przygotowań i samych strajków w sierpniu 1988 roku,
które według mojej wiedzy i mojemu instynktowi były wyreżyserowane w MSW przez
bezpiekę od a do z.
Bo jak wytłumaczyć takie fakty jak ten, że strajki
wybuchły i porozumienia zostały zawarte w tych samych miejscach i w tych samych
dniach roku 1988 jak w sierpniu 1980 roku?
Jak wytłumaczyć fakt wymienienie nazwiska Tadeusza
Jedynaka przez Czesława Kiszczaka podczas rozmów w Magdalence, jako przyszłego
uczestnika rozmów przy okrągłym stole z jego powrotem z pół drogi emigracyjnej
do Australii, przedostanie się na teren strajkującej kopalni i wejście z marszu
do komitetu strajkowego kopalni, do której inny TW „Znak” podążyła na rozkaz
oficera prowadzącego z Warszawy i też wszedł do tego samego kopalnianego
komitetu strajkowego w sierpniu, 1988 co emigrant zawrócony w pół drogi?
Skąd Czesław Kiszczak miał taką wiedzę, że Tadeusz
Jedynak zasiądzie przy szykowanym dopiero, co Okrągłym Stole, skoro ten
zdecydował się na emigrację do Australii i był już w drodze?
Dlaczego Czesław Kiszczak właśnie jego imię i
nazwisko wymienia siedząc przy stole, z TW Bolkiem, biskupem Dąbrowskim i
pozostałymi zdrajcami w Magdalence, a czynił to z pełną premedytacją patrząc z
uśmiechem w obiektyw kamery obsługiwanej przez oficera bezpieki?
Dlaczego w końcu Michał Boni nie wzniecał ani nie
próbował organizować strajku dajmy na to w Ursusie, a wybrała się na odległy
Śląsk, skoro Ursus miał pod nosem, gdzie tak aktywnie i na szeroką skalę
działała podziemna mazowiecka Solidarność, która opływała kasą z zachodu i była
naszpikowane bezpieką jak tłuste ziemniaki skwarkami?
Podsumowując muszę napisać o tym, że tych
wszystkich, którzy łajdaków i łotrów uważają za porządnych i uczciwych ludzi
sami przestają być w moich oczach ludźmi prawymi, a tym bardziej ludźmi nie
godnymi bycia moimi znajomymi ani dziś ani w przyszłości.
W myśl zasady, że, z kim zadajesz lub przystajesz
takim samym się stajesz, a ja nie mam zamiaru z nimi ani przystawać ani się tym
bardziej zadawać.
Obibok na własny koszt
PS
Post ten dedykuję Moim Kolegom Stoczniowcom z Gdańskiej Stoczni Remontowej im. Józefa Piłsudskiego, którzy jako nieliczni stanęli po stronie prawdy i zdali wielokrotnie najcięższy życiowy egzamin w 33. rocznicę drugiego strajku w stanie wojennym jaki miał miejsce w dniu 28 grudnia 1981 roku.
Był to kolejny strajk po brutalnej pacyfikacji pierwszego strajku okupacyjnego w GSR jaki miał miejsce w dniach 14 - 16 grudnia 1981 roku.
PAMIĘTAM!
Pamiętam też i te miejsca, w których przez wiele lat byłem z Wami Moi Koledzy.
Wiele mógłbym powiedzieć o widocznych na filmach i fotografiach wykonanych po latach, bo w czerwcu 2010 roku spoza terenu GSR, bo mnie jako elementu wrogiego nie wpuszczono na teren GSR po pacyfikacji w dniu 16.12.1981 r.
Ba, nie przywrócono mnie do pracy po roku 1989, bo rzekomo zagrażałbym zawartym umowom z komunistami - dopełnionej zdradzie przez rzekomo naszych solidarnościowych działaczy, którzy z I Solidarnością jak i tą drugą mieli tylko tyle wspólnego, co zdołali udoić z kasy związkowej i czerpać garściami korzyści materialne z zagranicznej pomocy także w stanie wojennym. Czyli ich przy Solidarności trzymała po prostu zwyczajna złodziejka i osobiste profity z obracania się w solidarnościowym otoczeniu.
Tych łobuzów i łotrów też pamiętam.
Wielokrotny członek Komitetu Strajkowego (1976, 1980, 1981), założyciel Solidarności w GSR, członek Komisji Zakładowej i przewodniczący Komisji Wydziałowej GSR.
Onwk.
PPS
Jak jadę autem, to będąc w okolicach gdańskich stoczni wykonuję fotografie i nagrywam filmy, tak by posiadać własną dokumentację dokonujących się zmian i wyburzeń Stoczni Gdańskiej, które dokonują pojętni uczniowie Jaruzelskiego, Kiszczaka i Rakowskiego.
Filmy wykonałem w dniu 27.12.2014 r. Fotografie w dniu 22.10.2014 roku.
Onwk.
Jak jadę autem, to będąc w okolicach gdańskich stoczni wykonuję fotografie i nagrywam filmy, tak by posiadać własną dokumentację dokonujących się zmian i wyburzeń Stoczni Gdańskiej, które dokonują pojętni uczniowie Jaruzelskiego, Kiszczaka i Rakowskiego.
Filmy wykonałem w dniu 27.12.2014 r. Fotografie w dniu 22.10.2014 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.