poniedziałek, 30 grudnia 2013

Jerzy Robert Nowak, „Czerwone dynastie – Fobie Agnieszki Holland”

Jerzy Robert Nowak, „Czerwone dynastie – Fobie Agnieszki Holland”

Jerzy Robert Nowak, „Czerwone dynastie – Fobie Agnieszki Holland” (artykuł ukazał się na stronie Radia Maryja)

Reżyser filmowa Agnieszka Holland należy do najbardziej
fanatycznych wyrazicielek fobii antyreligijnych i antypatriotycznych.
Łączy je z ciągłym tropieniem antysemityzmu, zajadłą wrogością do
prawicy i grubiańskimi atakami na rządzących dziś polityków PiS. [tekst
pisany był w roku 2007 - red.]

W wywiadach udzielanych przez Holland wciąż spotykamy się z
negatywnymi uogólnieniami na temat Polaków jako Narodu, który jest
rzekomo niedojrzały, antysemicki i ksenofobiczny, przesycony płytką
nierozumną religijnością, etc. etc.

Z
taką werwą karcąca Polaków A. Holland faktycznie kontynuuje metody
fanatycznej agitacji komunistycznej swych rodziców Henryka Hollanda i
Ireny Rybczyńskiej. Ta para stalinowców z zajadłością uczestniczyła w
nagonkach na nonkonformistycznych naukowców, m.in. w haniebnym donosie
na znakomitego polskiego naukowca – profesora Władysława Tatarkiewicza.
Władysław Tatarkiewicz
Władysław Tatarkiewicz
23 grudnia 2006 r. Agnieszka Holland udzieliła obszernego wywiadu
dziennikarzowi “Gazety Wyborczej” Romanowi Pawłowskiemu dla dodatku
“Wysokie Obcasy”. Wywiad zatytułowany eufemicznie “Wszystko o moim ojcu”
stanowił w znaczącej części stek kłamstw na temat ojca A. Holland.
Prawdziwie rzetelny tytuł wywiadu mógłby brzmieć raczej: “Wiele kłamstw
o moim ojcu”. Jaskrawym kłamstwem jest chociażby stwierdzenie
dziennikarza “Wyborczej” R. Pawłowskiego sugerujące, że Henryk Holland
jakoby tylko “Przez chwilę był wierzącym stalinistą (…)”. Otóż
ta rzekomo króciutka “chwila” trwała w życiorysie Hollanda aż
dziewiętnaście lat – od jego związania się w 1934 r. ze zdominowanym
przez stalinistów polskim ruchem komunistycznym aż do jego brutalnego
ataku w 1953 r. na naukowe dokonania nieżyjącego wówczas od wielu lat
słynnego filozofa Kazimierza Twardowskiego.

Wyjątkowo bezczelnym kłamstwem jest stwierdzenie Holland na temat
udziału jej ojca w relacjonowaniu dla Polskiego Radia sfabrykowanego
procesu politycznego László Rajka w 1949 roku. A. Holland stwierdziła,
broniąc zachowania jej ojca: “Wiem od mamy, że doświadczenie tego
procesu było dla niego przełomowe”. Sugerowała w ten sposób, że H.
Holland pod wpływem doświadczeń procesu zmienił się w sposób
“przełomowy”, czyli nabrał głębokiego krytycyzmu wobec stalinizmu.
Prawda była z gruntu odmienna. Właśnie po procesie
L. Rajka w 1949 r. doszło do największych stalinowskich świnień w życiu
H. Hollanda, m.in. do udziału w 1950 r. w podłym donosicielskim liście
otwartym do prof. W. Tatarkiewicza, “zdemaskowaniu” w tymże 1950 r.
jednego ze studentów jako “niebezpiecznego wroga” czy do późniejszego o
trzy lata, brutalnego, paszkwilanckiego ataku H. Hollanda na twórczość prof. K. Twardowskiego (1953 r.).
Stalinowiec Henryk Holland
Cofnijmy się jednak na chwilę do wcześniejszego okresu życia
Henryka Hollanda. Urodził się 8 kwietnia 1920 r. w Warszawie w ubogiej
zasymilowanej rodzinie żydowskiej jako najstarsze dziecko Wiktora
Hollanda i Franciszki z domu Likier.
Według książki Krzysztofa Persaka “Sprawa Henryka Hollanda” (Warszawa, 2006 r., s. 133):

Od
dwunastego do czternastego roku życia Holland należał do lewicowej
syjonistycznej organizacji skautowej Haszomer Hacair, a w 1934 r.
związał się z ruchem komunistycznym, wstępując do Rewolucyjnego Związku
Młodzieży Szkolnej, który był przybudówką Komunistycznego Związku
Młodzieży Polski. Rok później został przyjęty do KZMP.
 (…) Od
jesieni 1936 r. Holland przez pół roku pełnił funkcję łącznika pomiędzy
kierownikiem Centralnej Redakcji Krajowej KPP Abramem Kaganem a redakcją
znajdującego się pod wpływem tej partii jednolitofrontowego ‘Dziennika
Popularnego’ (…).
trybuna-wolnosciPo wybuchu wojny H. Hollandowi udało się przedostać na tereny okupowane przez Związek Sowiecki – do Lwowa. Tam m.in. współpracował z osławioną sowiecką gadzinówką “Czerwonym Sztandarem” i z redakcją “Młodzieży Stalinowskiej”.
W czerwcu 1943 r. wziął udział w pierwszym zjeździe Związku Patriotów
Polskich, powołanego przez Sowietów dla przygotowywania działań na rzecz
późniejszej stalinizacji Polski. 14 czerwca 1943 r. został
przyjęty w stopniu porucznika do dywizji im. Tadeusza Kościuszki. Od
lutego 1944 r. był instruktorem w Wydziale Polityczno-Wychowawczym 2.
dywizji. W listopadzie 1944 r. awansował na kapitana. W grudniu 1944 r.
wstąpił do PPR. Już w kwietniu 1945 r. uzyskał pierwszy bardzo znaczący
awans. Został redaktorem naczelnym tygodnika wspierającego komunistów
pod nazwą “Walka Młodych” wydawanego przez Związek Walki Młodych.
Kierował nim do września 1947 roku. W 1948 r. wybrano go do Rady
Naczelnej i Zarządu Głównego Związku Młodzieży Polskiej. Pod koniec 1948
r. został członkiem komitetu redakcyjnego jednej z najbardziej ponurych
gazet partyjnych sowietyzujących kraj – “Trybuny Wolności”.

Jako wielce zaufany towarzysz został oddelegowany we wrześniu 1949 r. na najsłynniejszy stalinowski proces pokazowy – proces László Rajka na Węgrzech.
Rajk, jeden z najbardziej fanatycznych węgierskich komunistów, był
przez kilka lat ministrem spraw wewnętrznych, zajadle tępiącym
prozachodnich oponentów komunizmu. W partii komunistycznej cieszył się
szczególnie dużą popularnością jako rodzimy Węgier i dlatego był tym
bardziej znienawidzony przez dyktatorsko rządzącą Węgrami żydowską grupę
kierowniczą na czele z Mátyásem Rákosim. Rajka oskarżono o
“antysowiecki nacjonalizm” i “titoizm”, torturami wymuszono na nim
przyznanie się do rzekomych win i powieszono przed oknem celi, w której
siedziała jego żona.

Holland, fanatycznie nastawiony na
rozprawę z “nacjonalistami”, z tym większą lubością relacjonował dla
Polskiego Radia przebieg procesu węgierskiego “nacjonalistycznego
odchyleńca”. Był to jeden z najpodlejszych “wyczynów” w jego życiu.
Warto dodać, że Holland wziął bardzo czynny udział w propagandowej
kampanii przeciw “odchyleniu prawicowo-nacjonalistycznemu” w Polsce. Z
furią atakował Gomułkę (por. K. Persak, op. cit., s. 148).
W roku akademickim 1946/1947 Holland rozpoczął studia filozoficzne na Uniwersytecie Warszawskim, łącząc je z karierą partyjną, pełną oddania stalinowskiej ideologii. Był prawdziwie bezwzględny wobec domniemanych “wrogów ludu”. Krzysztof Persak opisał (op. cit., s. 139), jak to pewnego razu,
kiedy Komitet Uczelniany rozpatrywał
sprawę usunięcia aktywisty, który w ankiecie personalnej zataił, że jego
ojciec był przedwojennym policjantem, Holland powiedział, iż ów student
“jest przykładem niebezpiecznego wroga, który wkradł się w szeregi
naszej partii”, i zaproponował, aby organizacja partyjna
powiadomiła o swojej uchwale władze bezpieczeństwa. Donosicielską
propozycję Hollanda zebrani z Komitetu Uczelnianego zaakceptowali
jednomyślnie
. Nie wiadomo, jaki los spotkał studenta w ten sposób “poleconego” UB.
Leszek Moczulski przypomniał w swej książce “Lustracja” (Warszawa, 2001 r., s. 140), że to właśnie Holland odegrał rolę w jego usunięciu z partii w 1949 roku.
Szczególnie haniebnym epizodem w życiu Hollanda był jego
udział w grupie ośmiu studentów, członków PZPR, którzy wystąpili w marcu
1950 r. z brutalnym, publicznym atakiem i donosem na słynnego filozofa –
profesora Władysława Tatarkiewicza.
Według K. Persaka (op. cit., s. 139),

„studenci
ci wystosowali list otwarty do prof. Tatarkiewicza, protestując
przeciwko rzekomemu dopuszczeniu na prowadzonym przez niego seminarium
do “czysto politycznych wystąpień o charakterze wyraźnie wrogim
budującej socjalizm Polsce” i tolerowaniu ich. Inicjatywa ta,
niewątpliwie inspirowana przez władze partyjne, była zapewne elementem
intrygi prowadzącej do odebrania profesorowi kilka miesięcy później
prawa wykładania i prowadzenia zajęć.
Rybczyńska Irena z córką Agnieszką
Rybczyńska Irena z córką Agnieszką
Wśród ośmiu autorów haniebnego listu otwartego, który
spowodował ostateczne usunięcie prof. W. Tatarkiewicza z uczelni, byli
m.in. Henryk Holland i jego żona Irena Rybczyńska, Bronisław Baczko i
Leszek Kołakowski. Po latach nawet jeden z sygnatariuszy tego listu
otwartego (donosu) Bronisław Baczko uznał zawarte w nim treści za
“groźne i koszmarne bzdury”.

W październiku 1950 r. Holland rozpoczął studia doktoranckie w
Katedrze Historii Filozofii, osławionej “kuźni kadr marksistowskich” –
Instytutu Kształcenia Kadr Naukowych przy KC PZPR. W 1953 r.
publikuje swą najohydniejszą pracę, faktycznie paszkwilancki atak na
niemogącego się bronić, bo nieżyjącego od 1938 r. słynnego filozofa –
profesora Kazimierza Twardowskiego “Legenda o Kazimierzu Twardowskim”.
Zaatakował filozofię prof. Twardowskiego za rzekome “ubóstwo
teoretyczne”, piętnował ją jako filozofię skrajnie obskurancką,
fideistyczną, klechowską”.
Profesora Twardowskiego
nazwał “fideistą zalatującym zakrystią”. Z furią atakował wszystkich
tych, którzy chwalili dokonania naukowe prof. Twardowskiego przed wojną,
“demaskując” ich jako rzekomych “faszystów”.

Według K. Persaka, “pamflet Hollanda, nawet biorąc pod uwagę
ówczesne stalinowskie standardy, ze względu na wyjątkowy brutalny atak
na twórcę szkoły lwowsko-warszawskiej, wzbudził w IKKN pewne
kontrowersje.
Autor posługiwał się wyjątkowo
napastliwym językiem (…)”. Doszło do tego, że w obronie totalnie
niszczonego przez Hollanda dorobku zmarłego filozofa wystąpił w liście
do redakcji “Myśli Filozoficznej” (tam najpierw wydrukowano paszkwil
Hollanda) prof. Tadeusz Kotarbiński. Krytykując pracę Hollanda,
Kotarbiński stwierdził: “Jest to elaborat bezceremonialny. Pełno w nim
chwytów, używanych w niewybrednych kłótniach dla oddania uczuć
lekceważenia, pogardy i szyderstwa. Pozwolono sobie pod adresem
Twardowskiego na wyrażenia skrajnie obelżywe, których nie chcę
przytaczać, aby ich nie wypowiadać ponownie” (K. Persak, op. cit., s.
141).

Ze względu na powszechne oburzenie jadowicie paszkwilancką formą
pracy Hollanda, jakie wyrażano w kręgach naukowych, nawet w
dogmatycznych kręgach marksistowskich uznano za celowe pewne
zdystansowanie się od pamfletu. Zrobił to komitet redakcyjny “Myśli
Filozoficznej” na czele z osławionym inkwizytorem nauki prof. Adamem
Schaffem. Odpowiadając na list prof. T. Kotarbińskiego, zaakcentowano
poparcie “bojowego tonu krytyki”, ale przyznano, że komitet redakcyjny
“rzeczywiście zaniedbał w toku prac redakcyjnych usunięcia z artykułu
pewnych niefortunnych, napisanych przez autora w zapale polemicznym
zwrotów i wyrażeń” (K. Persak, op. cit., s. 141). Co więcej, dyrekcja
IKKN zdecydowała się na udzielenie Hollandowi nagany za “niewłaściwą
postawę partyjną”. Zdaniem K. Persaka, wymierzenie tej kary partyjnej
było “spowodowane wyjątkowym oburzeniem, jakie ta publikacja wywołała w
środowisku naukowym”. Było to prawdziwie szokujące – paszkwil Hollanda
okazał się nazbyt brutalny w stylu nawet jak na atmosferę ówczesnych
stalinowskich czasów!

Nie “wszyscy byli ubrudzeni”
Agnieszce Holland te tak jaskrawe przykłady
stalinowskiego świnienia się jej ojca nie przeszkodziły w skrajnie
kłamliwym wybielaniu jego przeszłości w wywiadzie opublikowanym w
“Wysokich Obcasach” z grudnia 2006 roku. Najwidoczniej liczyła na słabą
pamięć lub nawet totalną ignorancję czytelników. Liczyła słusznie, bo o
ile wiem, przez kilka miesięcy, aż do czasu mego obecnego tekstu, nikt
nie zaprotestował przeciwko jej ordynarnym kłamstwom.
Aby lepiej wybielić przeszłość swego ojca, Agnieszka Holland
użyła starego chwytu różnych dzieci stalinowców. Usilnie stara się
zaakcentować – jak to rzekomo w tamtych czasach niemal “wszyscy byli
ubrudzeni”.
Stwierdza w wywiadzie dla “Wysokich Obcasów”:
“Nie chciałabym, aby to zabrzmiało jak
usprawiedliwienie, ale trudno oceniać wybory moich rodziców bez
uwzględnienia kontekstu historycznego. Komunizm był ideą, która
wstrząsnęła światem i zgarnęła pod swoje skrzydła rzeszę najbardziej
ideowej młodzieży. Dla wielu z nich nie było innej alternatywy dla
faszyzmu. Kto jest bez grzechu, niech rzuci kamieniem. W
polskiej historii było zaledwie kilku ludzi na tyle zdeterminowanych,
obdarzonych tak jasnym widzeniem świata, że mogą być dzisiaj bohaterami
narodowymi bez skazy. Większość ma w sobie ciemną i jasną stronę przez
konieczność dokonywania wyborów w sytuacjach
 z
założenia niejasnych, dramatycznych. Łącznie z budzącymi dziś spory
postaciami, jak Dmowski czy Piłsudski. To dotyczy także świętych, jak
ojciec Maksymilian Kolbe, który z jednej strony, poświęcił się za
człowieka w obozie koncentracyjnym, z drugiej – prowadził przed wojną
antysemickie pismo. Kiedy się popatrzy na Zbigniewa Herberta, który
przez lata był symbolem spiżowego sprzeciwu, i potem przeczyta się, co
tam gadał na rozmowach z ubekami, to się okaże, że ikony nie istnieją
”.
Maksymilian Maria Kolbe
Maksymilian Maria Kolbe
Trudno się nie oburzyć, gdy czyta się, jak Agnieszka Holland
porównuje swego ojca – stalinowskiego fanatyka, niszczącego ludzi, z
postaciami ucieleśniającymi bezgraniczną miłość do swych bliźnich jak
św. Maksymilian Kolbe.
Jakże oburzająca jest próba wybielenia
stalinowca Hollanda poprzez nikczemne oczernianie Zbigniewa Herberta,
poety, który wolał głodować w dobie stalinizmu, niż iść na najmniejszy
nawet ukłon wobec reżimu.
Holland próbowała usprawiedliwić stalinowskie zaangażowanie swoich
rodziców również poprzez staranne obrzucanie błotem II Rzeczypospolitej,
przedstawianie jej w potwornie przyczerniony sposób. Oto jak wygląda
kreślona przez Holland ponura wizja II RP:
“Problem zaangażowania części pokolenia moich rodziców w komunizm
jest tak złożony, że powinniśmy o tym zrobić całą rozmowę. Miało na to
wpływ i uwiedzenie ideą sprawiedliwości społecznej, i
rozczarowanie Polską okresu międzywojennego, która nie stała się
ojczyzną szklanych domów. Demokracja była kulawa, rosły autorytaryzm i
nieudolność rządzących, a z drugiej strony, pojawiło się wykluczenie
inaczej myślących, prześladowanie mniejszości. Młodzież pochodzenia
żydowskiego na co dzień była prześladowana i odtrącona (pałowanie, getta
ławkowe, numerus clausus, ekscesy Młodzieży Wszechpolskiej). Nic
dziwnego, że szukali miejsca w szeregach partii, która głosiła równość
wszystkich ras i dawała wykluczonym poczucie wspólnoty
”.
II Rzeczpospolita ze wszystkimi swoimi błędami i
ograniczeniami była i tak prawdziwą oazą demokracji na tle sowieckiej
krainy gułagów i wielkich czystek.
Tylko ogromna ślepota i
zacietrzewienie mogły decydować o wybraniu stalinowskiej Rosji kosztem
Polski. Dodajmy, że to optowanie na rzecz Związku Sowieckiego za każdym
razem oznaczało równoczesną zdradę Polski, wejście na drogę czerwonej
Targowicy.
Wbrew kłamliwym tłumaczeniom Agnieszki Holland nie ma żadnego
usprawiedliwienia dla wieloletniego związania się jej ojca ze
stalinizmem i szkodzenia przezeń tym wszystkim, których uważał za wrogów
systemu. Pamiętać trzeba jednak, że sam Henryk Holland w końcu zapłacił
bardzo wysoką cenę za swój prokomunistyczny wybór.
Kulisy śmierci H. Hollanda
W 1954 r. Holland przeszedł błyskawiczną ewolucję poglądów
od skrajnego dogmatyzmu do rewizjonizmu. W następnych latach, w czasie
zajadłego konfliktu między frakcjami wewnątrzpartyjnymi “Żydów”
(puławian) i “chamów” (natolińczyków) przyłączył się oczywiście do
frakcji puławian.
Przyjaźnił się z czołowymi przywódcami
puławian, m.in. z L. Kasmanem, A. Starewiczem, A. Alsterem, J.
Finkelszteinem, R. Zambrowskim. 12 listopada 1961 r. doszło do spotkania
H. Hollanda z korespondentem francuskiego “Le Monde” Jeanem Wetzem i
jego żoną.
Zapoczątkowało ono ciąg
wydarzeń, który doprowadził do tragicznej śmierci H. Hollanda. Podczas
spotkania, które odbyło się w mieszkaniu Wetzów, Holland ujawnił
zasłyszane od jednego z działaczy partyjnych rewelacje Nikity
Siergiejewicza Chruszczowa o okolicznościach śmierci Stalina i obalenia
Berii. Holland popełnił ogromną nieostrożność, ponieważ mieszkanie
Wetzów, w którym odbywała się rozmowa, było dobrze “zabezpieczone
radiofonicznie” z pomocą podsłuchu urządzonego przez MSW. Po ogłoszeniu
przez Wetza w “Le Monde” rewelacji zasłyszanych od Hollanda, Władysław
Gomułka wpadł w straszliwą irytację, podsycaną przez sugestie
moczarowców nieznoszących puławian. Gomułkę rozwścieczyła groźba
zarzutów z Moskwy, że z Polski wyciekają na Zachód komunistyczne
tajemnice, takie jak wspomniane zwierzenia Chruszczowa na XXII Zjeździe
Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego o okolicznościach obalenia
Berii.

W rezultacie śledztwa podjętego przez MSW 19 grudnia 1961 r.
aresztowano Hollanda. Holland nie ukrywał faktów i złożył obszerne
zeznanie. Nie spodziewał się sankcji prokuratorskiej, myślał, że może go
spotkać tylko kara partyjna za niedyskrecję. Tym bardziej wstrząsnęła
nim wiadomość, że może grozić mu co najmniej 5 lat więzienia na
podstawie drakońskiego dekretu o stanie wojennym. W takich warunkach
doszło 21 grudnia 1961 r. do samobójczego skoku Hollanda z okna jego
mieszkania podczas rewizji prowadzonej przez SB.

Przez wiele lat toczyły się spory wokół kulisów śmierci Hollanda.
Niektórzy autorzy, tak jak np. Jerzy Eisler, głosili sugestie o
zamordowaniu Hollanda. Badacz IPN Krzysztof Persak jednoznacznie
przekreślił domniemania, w oparciu o materiały MSW, do których dotarł.
Wskazał na złożone przyczyny samobójstwa Hollanda. W opinii Persaka (op.
cit., s. 257): “Niewykluczone, że Holland poczuł się w pewnym
sensie zdradzony przez kierownictwo partii, za której lojalnego członka
nadal się uważał. Jego zachowanie w śledztwie było przejawem dyscypliny
partyjnej, a mimo to został wydany w ręce aparatu bezpieczeństwa.
Zapewne takie potraktowanie boleśnie ubodło też jego ambicję. Był
egocentrykiem, zdaje się, ze skłonnością do narcyzmu. To, że z nim,
starym komunistą i znanym publicystą partyjnym, postąpiono jak ze
zwykłym obywatelem, musiało godzić w jego wysokie poczucie własnej
wartości.

Aresztowanie i zarzut z art. 7 Małego Kodeksu Karnego oznaczały cios w
plany życiowe Hollanda, który w 1962 r. miał wyjechać na atrakcyjne
6-miesięczne stypendium Fundacji Forda. Wszystko to miało teraz zostać
przekreślone. Do tego doszła trudna sytuacja osobista po rozwodzie z I.
Rybczyńską, poczucie osamotnienia i nasilenie choroby nerek”.

*************************

Holland: W Polsce uderza mnie fala niedobrego powietrza. Tusk grzeszy...

 

Mieszkam i pracuję poza Polską. Kiedy przyjeżdżam, uderza mnie fala niedobrego powietrza, coś takiego, jakby w zamkniętym pomieszczeniu ktoś bez przerwy puszczał bąki. Jest coś takiego, że jest duszno - powiedziała w Radiu ZET Agnieszka Holland.
W rozmowie z Moniką Olejnik reżyserka stwierdziła, że największym problemem Polski staje się rozdźwięk między deklaracjami Polaków a rzeczywistością.
- Nie podobają mi się tutaj różne rzeczy: sposób, w jaki funkcjonuje polityka, jak Kościół sobie poczyna, ale najbardziej mi się nie podoba konformizacja społeczeństwa. Choćby z tej ankiety na temat religijności Polaków, którą przeprowadziła "Gazeta Wyborcza", widać, że żyjemy w zakłamaniu. Ludzie co innego mówią, a co innego tak naprawdę robią. I muszę powiedzieć, że ta konformizacja w jakimś sensie jest większa niż za komuny - mówiła Holland.
Ma pani wrażenie, że przyjeżdża pani do ciemnogrodu? - zapytała Monika Olejnik. - Nie lubię tego określenia, bo jest bardzo obraźliwe. Tu jest bardzo duszno - odpowiedziała Holland.
Stwierdziła, że atmosfera w Polsce jest jedną z głównych przyczyn emigracji młodych Polaków. - To jest coś takiego, jak się jest w toksycznej rodzinie. Człowiek kocha tę rodzinę, ale czuje, że nie może się rozwinąć, nie może żyć, nie może odetchnąć pełną piersią. Więc wyjeżdża do innego miasta i tam zakłada swoją rodzinę - powiedziała Holland w Radiu ZET.
Pytana o filozofię rządów Donalda Tuska powiedziała: - Myślę, że premier grzeszy przez zaniechanie, to znaczy premier nie podejmuje czy z jakiejś koniunkturalności, czy z przekonania, czy z... nie podejmuje pewnych tematów, nie mierzy się z pewnymi tematami, ważnymi tematami społecznymi, ideowymi, obyczajowymi, nie mierzy się z rzeczywistością, którą Polacy żyją. On myśli, że oni sobie żyją, a my nie będziemy tutaj tego w ogóle wywlekać na tapetę, bo to zawsze może nas zaprowadzić do jakiegoś rodzaju kłopotów. I lękając się tej konfrontacji na polu, powiedziałabym aksjologicznym, zostawia to pole puste dla najbardziej krzykliwej części prawicy. I ta najbardziej krzykliwa część prawicy, również z dużą częścią Kościoła katolickiego, tą przestrzeń kompletnie zawłaszczyła.
Jachowicz:
Nowy film Agnieszki Holland – „Bąk”. "Gdy reżyserka wpada do Polski
robi głównie za autorytet polityczny i moralny. Tak jak w oskarżaniu
Polaków o konformizm"

"Władze partyjne i SB nie pozwoliłyby sobie na niefrasobliwość,
żeby niepewny element wysyłać do niebezpiecznego gniazda
antysocjalistycznej rewolty. (...) Czyż w drugiej połowie lat 70, kiedy
Holland wystartowała, jako samodzielna reżyserka, można było kręcić
filmy, nie będąc konformistą?".

Janecki:
Gdzie byli Holland, Olbrychski, Zaorski czy Kidawa-Błoński, gdy
narastały agresja i nienawiść, które teraz ich trwożą? Dlaczego udają,
że nie wiedzą, kto w Polsce rządzi?


"Z wypowiedzi znanych reżyserów i zasłużonego aktora można by
sądzić, że nienawiść i totalniactwo zaprowadziły w Polsce jeśli nie
jakieś wredne krasnoludy, to ci, którzy obecnie są politycznie
najsilniejsi, czyli opozycja".

************************


Sukcesy fil…finansowe rodu Hollandów. Przedsiębiorcza rodzina otrzymała blisko 20 mln złotych państwowych dotacji. Pecunia non olet
http://niezlomni.com/?p=5079


OLYMPUS DIGITAL CAMERAKażdy
człowiek pragnie osiągnąć sukces finansowy a niektórzy wybredni chcą to
połączyć z sukcesem artystycznym. A jeśli można robić to w rodzinie, to
jest to niemal ideał. A jeśli, co nie zdarza się niemal nigdy, można
jeszcze przy okazji „zmieniać świat na lepsze, przyczyniać się do
postępu społecznego” – to jest to ideał pełny. I pani Agnieszka
Holland niemal ten ideał osiągnęła. Poczucie, iż w znacznym stopniu
przyczyniamy się do osiągnięcia ideału w życiu chociaż jednej rodziny
winna napawać nas szczęściem.

Tekst pochodzi z bloga „pink panther”
Gdyby ktoś nie wiedział na czym taki ideał polega przybliżmy
sukcesy finansowe pani Agnieszki Holland i jej rodziny z ośmiu lat i
ograniczmy się do tego źródła, które sami tworzymy. Instytutu Sztuki
Filmowej, instytucji budżetowej Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa
Narodowego.

Oto na stronie internetowej Instytutu Sztuki Filmowej podawane są
informacje o dotacjach na „scenariusze, projekty filmowe, filmy
dokumentalne, filmy fabularne”. Wszystko poukładane w tabelkach wszerz i
wzdłuż: latami i nazwiskami.
I serce rośnie, kiedy czyta się, iż czworo członków rodziny
H. uzyskało w latach 2006-2013 łącznie 19.632.353,00 zł. A piąty członek
rodziny –syn, siostrzeniec i brat- Antoni Łazarkiewicz (Komasa
Łazarkiewicz, Anton Gross) : syn, brat, siostrzeniec- też „partycypuje” ‚
w puli” jako „rodzinny kompozytor”.

Pani Agnieszka Holland pozyskała od roku 2006
łącznie 12.099.900 zł , jej córka Katarzyna Adamik – „tylko”
2.558.831,00 zł (nie licząc kwot do podziału za film i serial „Janosik”
tj. ok. ponad 5 mln zł), siostra Magdalena Łazarkiewicz – 2.510.000,00
zł i szwagier Piotr Łazarkiewicz – 2.403.622,00 zł. Wschodzącą gwiazdą w
klanie jest siostrzeniec Antoni, syn pani Magdaleny Łazarkiewicz,
kokieteryjnie dodający sobie do nazwisko „Komasa” , jako szczęśliwy
małżonek panny Komasy, siostry pana reżysera Komasy ( i oczywiście
kompozytor muzyki do jego filmów).
Otóż ten młodzieniec pojawia się na „liście płac” portalu
filmpolski.pl już w roku 1995 – mając lat 15 (słownie: piętnaście) jako
KOMPOZYTOR muzyki filmowej do przedstawienia telewizyjnego TVP, którego
reżyserem jest bodaj troskliwa mama Magdalena Łazarkiewicz.
Jak
genialnym człowiekiem być musiało być to chłopię , skoro w wieku lat 15
zdołało się muzycznie wczuć w perypetie duchowe człowieka, który
patologicznie zdradza żonę i generalnie robi rzeczy, o których w naszych
zacofanych domach przy dzieciach się raczej nie rozmawia. Zanim
osiągnął lat 18, już zdołał skomponować dzieł co najmniej 4, a Telewizja
Polska je zakupiła.
Portal filmpolski.pl jest nieubłagany: pan Antoni Łazarkiewicz jest
godnym następcą Bacha i Chopina: w wieku lat 35 będzie obchodził 20 lat
pracy zawodowej a do dzisiaj film i telewizja zamówiły u niego ( i
zapłaciły) muzykę do 58 dzieł w tym 16 filmów fabularnych, 8 seriali
telewizyjnych i 12 spektakli telewizyjnych. W tym muzykę do wszystkich
„rodzinnych” filmów fabularnych: matki, ciotki, wujka, siostry i
nowo-nabytego szwagra Komasy. Proszę porównać na portalu
filmpolski.pl – filmografię kompozytorów: Kilara, Dębskiego i nie bójmy
się porównań – Pendereckiego…. Sami widzicie.

Mimo tych wszystkich oczywistych sukcesów, które pokornie, choć
poniekąd „bez świadomości” współfinansujemy, dzisiaj jesteśmy szturchani
słownie przez „głowę rodu”. Padają słowa o „dusznej atmosferze”, o
„puszczanych bąkach”. Wyczuwam jakieś rozdrażnienie, jakieś
zniecierpliwienie.
Czyżby chodziło o kilka wniosków o dotacje odkładanych czy wręcz
odrzuconych przez PISF – siostrze Magdalenie? Naprawdę , drodzy koledzy
filmowcy, nie należy mieć węża w kieszeni, kiedy geniusze chcą kręcić.
Czy może raczej o naprawdę dużą naszą gafę towarzysko- finansową,
jaką strzeliliśmy, jak to zacofany ciemnogród w dusznym pokoju. Oto była
okazja wejść do ligi naprawdę światowej i załapać się na naprawdę grubą
kasę a nie te „drobne” z PISF: oto „jakiś ktoś” wymyślił w
przebłysku geniuszu, że należy wystawić w Warszawie prawdziwą operę o
pani Ani Grodzkiej. Już pisało się libretto (pan Pacewicz) ale co
najważniejsze, media podały, że muzykę skomponuje „nasz Antoni”!!!!
Kompozytor pierwszej w świecie opery o transseksualizmie – to jest to.

To jest liga światowa. Oczyma duszy widzę tę operę wystawianą we
wszystkich najważniejszych operach światowych – od Mediolańskiej La
Scali , przez paryską, londyńską aż do Nowego Jorku i Australii. Kto by
się śmiał sprzeciwić. To był projekt na naprawdę dużą kasę i nawet
szansę na uścisk dłoni Obamy. Tymczasem – klapa. Jazgot w
dusznym pomieszczeniu i masowe puszczanie bąków sprzątnęło sprzed nosa,
sorry, uniemożliwiło powstanie arcydzieła na miarę wieków.

Na razie więc, pozostaje Pani Agnieszce skromne i bezpretensjonalne
napomykanie w TVN 24 („Śniadanie mistrzów”) o uzyskaniu statusu
„narodowej artystki Czech” i planie nakręcenia serialu „Dziecko
Rosemary” – w Londynie. Romek jeszcze nie wie. Ale sataniści całego
świata wypromują dzieło na bank.
Oto jest przykład prawdziwie wielkiego sukcesu: filmowego,
finansowego i rodzinnego. Mieliśmy szansę na wspieranie go w kolejnym
pokoleniu, tak jak wspieraliśmy małżonków rodziców: Henryka
Hollanda –politruka Armii Czerwonej- filozofa na UW i pani Holland de
domo Rybczyńskiej – wykuwającej stalinowski komunizm na niwie
dziennikarstwa PRL i jak wspieraliśmy panią Agnieszkę, jej Małżonka pana
Laco Adamika w TVP i Operze Krakowskiej, jej siostrę Magdalenę, jej
szwagra śp. Piotra, jej córkę Kasię, „partnerkę życiową” Kasi – panią
Olgę i siostrzeńca – Antoniego Łazarkiewicza. Potknęliśmy się ewidentnie
„na Antonim” i nie ma na to żadnego usprawiedliwienia.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.