piątek, 7 listopada 2014

Zaklinanie rzeczywistości i historii

Działacze WZZW i Solidarności będący na emigracji są całkowicie niezorientowani w tym wszystkim, co było i jest z PRL Bis.
Jak wracają, to pierwsze kroki kierują do byłych swoich rzekomych kolegów, którzy okazali się zdrajcami i zaprzańcami, a przy tym wyświadczając nieświadomie lub z premedytacją usługi – vide Andrzej Rozpłochowski czy Lech Zborowski, który przez całe lata był lokajem Borsuka, który lokował go w kolejnych trzech melinach eSBeczych u TW coś tam coś tam.
Poczynając od pierwszej meliny drukarzy przy ulicy Rzeźnickiej w Gdańsku w mieszkaniu służbowym przy Muzeum Narodowym i kolejnym na starówce chyba przy ulicy Szerokiej lub Św. Ducha.
Andrzej Rozpłochowski, tak jak Michnik wybaczył Kiszczakowi, Jaruzelskiemu, tak on wybaczył swojemu ojcu z UB i swojej żonie TW coś tam coś tam, która donosiła nie tylko na jego, jako męża, ale i na wszystkich, z którymi się zetknęła będąc żoną prominentnego działacza I Solidarności – KK i Regionu śląskiego.
Tadeusz Jedynak, o którym w Magdalence tak ciepło i życzliwie wypowiadał się Kiszczak, można to zobaczyć i usłyszeć na filmie nagranym przez SB w Magdalence, który tak jak TW Znak, Michał Boni znalazł się w Komitecie Strajkowym w kopalni ot tak rzekomo bez przyczyny i bez skierowania na ten sam front walki bezpieki Kiszczaka.
Tadeusz Jedynak został nawet wezwany będąc już w połowie drogi na emigrację do Australii.
Na rozkaz Kiszczaka wróciła do PRL, przedostał się jak i kurdupel TW Znak niezauważenie przez płot, niczym TW Bolek i zagnieździć się, jako rzekomy działacz solidarności i antykomunista w tamtejszym komitecie kopalnianym w sierpniu 1988 roku, by zakończyć strajk na wezwanie TW Bolka w dniu 3 września 1988 roku w tym samy miejscu i w tym samym miesiącu jak w roku 1980.
Mało, kto wie o tym, że strajki w sierpniu i wrześniu 1988 roku miały miejsce w tych samych miejscach jak w roku 1980 i zakończone w tych samych dniach.
Nie chce mi się pisać o sprawach oczywistych dla każdego, kto potrafi sam czytać ze zrozumieniem i wyciągać z tego, co przeczyta, zobaczy, usłyszy logiczne i celne wnioski.

Weźmy trzy panie z Solidarności, a w tym dwie, które rzekomo by się dziś bezgranicznie wspierały.

Gdy tymczasem prawda jest brutalna i zgoła całkiem inna, bo Alina Pienkowska (tak Pienkowska, bo tak brzmi prawidłowo nazwisko Aliny, a nie jak się utarło dotychczas Pieńkowska, jak choćby czyni to niedoinformowani redaktorzy Encyklopedii Solidarności (ES) – dowód w linku: http://www.encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=Alina_Pie%C5%84kowska ), to choć rzekomo była przeciwna udziałowi w OS, to jednak wraz ze swoim mężem Borsukiem, którego Kiszczak i TW Bolek namaścili na szefa TZR Gdańskiego w 1989 roku rozpoczęła mord na Pierwszej Solidarności tworząc nową namiastkę Solidarności tworzonej przez Kiszczaka i aparat bezpieczeństwa PRL.

Laurkę do ES napisała sam o sobie zainteresowania, czyli Alina Pienkowska, w której czytamy takie oto niedorzeczności o tej rzekomej przeciwniczce Magdalenki i OS oraz osobie, która dziś rzekomo wspierałaby śp. Annę Walentynowicz.

Żal, że nie czyniła tego jak mogła za życia, bo teraz to można gdybać także i to, że dziś Alina Pienkowska byłaby członkiem lub i znanym działaczem Platformy Obywatelskiej, tak jak wcześniej była prominentnym członkiem Unii Demokratycznej i Unii Wolności aż do swojej śmierci. Bo nie słyszałem by się z UW kiedykolwiek pożegnała za swojego życia.
Czyli była członkiem dwóch partii zawzięcie zwalczających Solidarność – w tym szczególnie działaczy Pierwszej Solidarności, do których należeli, jako małżonkowie, rzekomo działacze Solidarności.
Mogła pomóc za życia śp. Annie Walentynowicz, lecz Alina Pienkowska była całkowicie uległa mężowi i wolała trzymać z łachudrami i łobuzami poczynając od 1989 roku i trwając przy nich do ostatniego swojego tchnienia.
Tak, więc to, co napisał Lech Zborowski jest jego domniemaniem nieopartym na żadnych zaistniałych czy istniejących faktach w przeszłości.
Są to jedynie pobożne życzenia i pomysły samego Lecha Zborowskiego, który nie wiedzieć, czemu pomija tak znaczące fakty z życia Aliny Pieńkowskiej, jakie były z jej osobistym udziałem poczynając od roku 1989 oraz tego, że była żoną Borsuka i przynależała do dwóch antypolskich partii UD i UW oraz to, że razem z TW Bolkiem i swoim mężem Borsukiem będąc we władza nowej Solidarności wzięła udział w zamordowaniu Pierwszej Solidarności w ramach tworzonej nowej, lecz z gruntu fałszywą jej ikony, falsyfikatu i to pod auspicjami i patronatem samego Czesława Kiszczaka.
Dziwi, lecz nie za bardzo taki ogląd wydarzeń minionych przez Lecha Zborowskiego, a za razem nie dziwi, skoro Lech Zborowski w dalszym ciągu łobuzów, zdrajców, zaprzańców i pospolitych złodziei z sitwy III RP ma za solidnych i uczciwych - według jego mniemania - przyjaciół z dawnych lat opozycji, bo jakoś umknęły w tych opiniach fakty jak i to, że ci ludzie dziś są całkiem innymi osobowościami od tych, jakie poznał ponad ćwierć wieku wstecz.


Nie było obu paniom po drodze poczynając od 1989 roku i nie zmienią już tego jakiekolwiek życzeniowe wywody czynione publiczne przez Lecha Zborowskiego ani nikogo innego.
To, co napisał Lech Zborowski w swoim artykule, nie ma nic wspólnego z faktami i zaistniałymi w przeszłości relacjami wzajemnymi między oby tymi paniami po roku 1989.
Według mnie zarówno Borsuk jak i jego żona unikali i wyrzekali się zażyłości i bliskiej znajomości z „oszołomką” i „prostaczką”, na której temat razem z TW Bolkiem i fanatycznymi lokajami typu Borowczak rozsiewali plotki o „alkoholiczce” i „stoczniowej meliniarze” handlującej alkoholem na terenie SG im. Lenina, która rzekomo melinę miała w kabinie stoczniowej suwnicy.
Borsuk i Alina Pienkowska i Anna Walentynowicz, t były dwa całkiem inne i nieprzystające do siebie światy i nie ma, co zaklinać tej brutalnej prawdy.
No chyba, ze przez ocean wzrok się i słuch, co po niektórym poprawia, ze to zauważają, czego ja i mi podobni nie zauważali z całkiem bliska.
Ponadto, Borsuk, znaczy Bogdan Borusewicz i mąż Aliny Pienkowskiej nie miał formalnego prawa zostać nawet szeregowym członkiem jakiegokolwiek związku zawodowego w myśl obowiązującej ustawy o związkach zawodowych czy też Statutu Solidarności tak tej pierwszej jak i tek eSBeczej, Kiszczaka i TW Bolka.

Ba, nawet do OPZZ by nie został przyjęty, bo nie był pracownikiem, rencistą czy emerytem.
Co Alina Pienkowska sama o sobie napisała w Encyklopedii Solidarności?

A no coś takiego, cytują:
14 VIII 1980 przekazała do Radia Wolna Europa postulaty strajkujących stoczniowców i apel o pomoc żywnościową, przewodnicząca KS w stoczniowej przychodni, członek Prezydium MKS w SG, 16 VIII 1980 po podpisaniu przez Lecha Wałęsę porozumienia z dyrekcją Stoczni i ogłoszeniu zakończenia strajku zatrzymywała przy bramie nr 3 (z Anną Walentynowicz) wychodzących ze Stoczni robotników, aby kontynuowali strajk solidarnościowy z innymi zakładami Trójmiasta, w wyniku, czego część załogi SG pozostała na terenie Stoczni. 16/17 VIII 1980 współredagowała 21 postulatów, autorka postulatu 16. dot. służby zdrowia, sygnatariuszka Porozumień Sierpniowych; od IX 1980 w „S”; przewodnicząca KZ w stoczniowej przychodni, członek Prezydium MKZ Gdańsk; w XI 1980 przewodnicząca KS Służby Zdrowia podczas strajku w Urzędzie Wojewódzkim w Gdańsku, od jesieni przewodnicząca Krajowej Sekcji Służby Zdrowia „S”. W VII 1981 delegat na WZD Regionu Gdańskiego, członek PPrezydium, ZR 29 XI 1981 w proteście przeciw metodom kierowania Związkiem przez L. Wałęsę odeszła z ZR.
13 XII 1981 internowana w Ośr. Odosobnienia w Strzebielinku, następnie w Gdańsku, Bydgoszczy-Fordonie i Gołdapi, zwolniona w VII 1982. Od VIII współpracowniczka RKK Gdańsk, organizowała mieszkania dla działaczy podziemia (z Haliną Szumiało i Romaną Zawitkowską). W 1986 współorganizatorka Fundacji Społecznej „S”. Od XII 1986 w składzie Komisji Interwencji i Praworządności „S” (kierowanej przez Zofię i Zbigniewa Romaszewskich). W V 1988 wspomagała strajk w SG, w VIII 1988 uczestniczka strajku w SG, członek Prezydium MKS.
W 1989 odmówiła udziału w obradach Okrągłego Stołu. 1989-1990 członek TZR „S” Gdańsk, 1990-1992 delegat na WZD Regionu Gdańskiego, członek ZR, do 1991 w Prezydium ZR, delegat na KZD, członek KK. 1991-1993 senator RP z listy „S”. Od 1993 w UD, UW. 1998-2002 radna Miasta Gdańsk z listy UW.
Honorowy Obywatel Miasta Gdańska (2000), odznaczona pośmiertnie Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski (2006).
18 VIII 1978 – 5 VIII 1982 rozpracowywana przez Wydz. IIIA KW MO w Gdańsku w ramach SOR krypt. Pielęgniarka.”
Koniec cytatu za:



I jak to z tym nie chceniem brania udziału w OS było z Aliną Pienkowską?
Wypadałoby dociec, od kiedy była przeciwnikiem a od kiedy była jego gorącym zwolennikiem i orędowniczką.
Inną ciekawostką są takie oto znane już publicznie fakty jak to, że w Strzebielinu ponad 20% tam internowanych poszło na współpracę z bezpieką PRL w różnych charakterze.

Skoro ktoś wychodzi z internowania na wolność w dniu 22 lipca 1982 roku, a już w miesiącu sierpniu 1982 roku przestaje być rzekomo w kręgu osób zainteresowanych bezpieki, to musi być coś na rzeczy, a przynajmniej jak tak uważałem i uważam.
Tym bardziej, że rozpracowywanie w ramach SOR krypt. „Pielęgniarka” zakończono w dniu 5 sierpnia 1982 roku.
Czyż to nie jest i ciekawe, a zarazem wymowne, żeby nie rzec podejrzane i bardzo wątpliwe?


Np. Witold Merkel dla Lecha Zborowskiego „serdeczny i sympatyczny kolega Witek” jawi się, jako fajny i solidny kolega, którego on bardzo dobrze znał i zna po dziś dzień i nie dał mi wiary moim relacjom o jego wyczynach, jako likwidatora polskich przedsiębiorstw państwowych w woj. gdańskim i pomorskim, gdy był człowiekiem trójmiejskiej mafii, bandy rozkradającej dorobek wielu pokoleń Polaków.
Tak jak jego brat Jacek i wielu innych rzekomo „naszych” prywatyzatorów oraz hersztów trójmiejskich na urzędach wojewodów, prezydentów i burmistrzów miast pod wodzą Maćka Pierwszego Przerwy rozgrabili mienie ogólnonarodowe.
Jest to dowód na to, że ci będący na emigracji nie potrafią prawidłowo ocenić ludzi tu i teraz żyjących, jak i nie potrafią prawidłowo ocenić wydarzeń tak z przeszłości jak i bieżących, bo są oderwani od rzeczywistości i żyją medialną papką podaną im na odległość przez media jak i przez załganych ich kolegów, którzy się tu uświnili po sam świński ryj.
Oburzeni i akademicy, tak z jednej i z drugiej strony zawiśli w czasach Pierwszej Solidarności i najwyżej kilka pierwszych lat po wprowadzeniu stanu wojennego, a ich walka i udział w życiu społecznym polega od roku 1989 na braniu udziału w akademiach rocznicowych i opowiadaniu tego samego w kółko niczym zdarte płyty winylowe, które skrzeczą i szumią niestrawną treścią.
Wszyscy oni już się wypalili i wystrzelali z tego wszystkiego, co wiedzieli lub zasłyszeli od innych i dziś poszukują by przeżyć każdego, kto by im przekazał nowe nieznane publicznie fakty z przeszłości.
M.in., dlatego otrzymałem kilka propozycji od byłych działaczy do wzięcia udziału w wydaniu wspólnych książek, w których byłby cały rozdział do mojej wyłącznej dyspozycji.
Ba, nawet są gotowi pokryć wszelkie koszty wydawnicze wynikłe z ich druku i dystrybucji.
Ala cóż począć, skoro niektórzy z nich potrafią na akademiach opowiadać o strajku w grudniu 1981 roku w gdańskich stoczniach, jako rzekomo jego uczestnicy, w strajkach, w którym oni w ogóle nie uczestniczyli choćby przez jedną sekundę, bo od północy lub przed ich wybuchł w dniu 14.12.1981 r. w gdańskich stoczniach oni już byli internowani, a więc z oczywistych względów nie mogli być uczestnikami strajku ani tym bardzie brutalnej pacyfikacji, jaka miała miejsce w dniu 16 grudnia 1981 roku.
Mogę zaś z całą powagą i stanowczością potwierdzić, że w strajku brał udział Antoni Macierewicz, z którym pod konwojem oddziału ZOMO w jednej dwójce zostaliśmy doprowadzeni z terenu Naszej GSR do Sali BHP Stoczni Gdańskiej im. Lenina, gdzie został w mojej obecności zatrzymany i wyprowadzony z dużej sali do mniejszego pomieszczenia obok.
Antoni szedł w mojej czapce futrzanej, którą posiadam, jako eksponat do dziś w moich zbiorach archiwalnych ze stanu wojennego pierwszej Solidarności oraz periodyki sprzed sierpnia 1980 roku jak np. wydawnictwa KOR.

Kolejna pani, która po naszej rozmowie przeprowadzonej w dniu 17 października 2014 roku objawiła się nadętą i zadufaną w sonie i swojej wyjątkowości osobą jest Joanna Duda-Gwiazda, z którą w przyszłości nie chcę mieć już cokolwiek wspólnego, bo straciła w moich oczach dotychczasową atencję i uszanowanie.




Od 1962 do 1968 należała do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.

Wynika z tego, że należała do opcji żydowskiej w PZPR, która przegrała walkę o przywództwo w partii i PRL po zajściach marcowych w 1968 roku.
Czerpała profity przynależności do PZPR tuż po ukończeniu studiów, bo w 1963 ukończyła studia na Wydziale Budowy Okrętów Politechniki Gdańskiej – specjalność maszyny i siłownie okrętowe.
Od tego też roku 1963 i po rocznym stażu w PZPR do roku 1965 była głównym technologiem, a nie szeregowym pracownikiem w Stoczni Jachtowej w Gdańsk.
Tym bardziej, że nie miała żadnej praktyki zawodowej, bo najwidoczniej była bardzo aktywną towarzyską w PZPR już na Politechnice Gdańskiej.

W VIII 1980 uczestniczka strajku w Stoczni Gdańskiej im. Lenina, członek Prezydium MKS, współautorka 21 postulatów strajkowych; od IX 1980 w „S” w CTO, członek Prezydium MKZ Gdańsk, rzecznik prasowy; redaktor niezależnego tygodnika „Solidarność”, pisma MKZ Gdańsk, następnie Regionu Gdańskiego; w VII 1981 delegat na I WZD Regionu Gdańskiego, członek ZR, 29 XI 1981 odwołana z ZR.
13 XII 1981 internowana w Ośr. Odosobnienia w Strzebielinku, AŚ w Gdańsku, Bydgoszczy-Fordonie, Gołdapi i Darłówku, zwolniona w VII 1982. Po wyjściu ponownie zatrudniona w CTO.
Nie każdego taki przywilej kopnął spośród tych działaczy stoczniowych, którzy byli członkami komitetów strajkowych tak w sierpniu 1980 r. czy w grudniu 1981 r. oraz tych, którzy pełnili funkcje związkowe w Solidarności.
Mi na ten przykład nie było dane już po rzekomym obaleniu komunizmu w 1989 roku wrócić do Gdańskiej Stoczni Remontowej im. Józefa Piłsudskiego, z której zostałem zwolniony po brutalnej pacyfikacji w dniu 16 grudnia 1981 roku i po drugim strajku w dniu 28 grudnia 1981 roku.
Decyzja negatywna tzw. Komisji Pojednawczej była uzasadniona m.in. tym, że moja osoba zagrażałaby zawartym porozumieniom przy okrągłym kanciastym stole.
Tymczasem posiadam pisemną opinię o przebiegu pracy w Stoczni remontowej, w której jak wół jest napisane, że zostałem zwolniony z pracy za działalność w okresie legalnej działalności Solidarności pełniąc funkcje członka Komisji Zakładowej oraz przewodniczącego Komisji Wydziałowej w Gdańskiej Stoczni Remontowej im. Józefa Piłsudskiego.
To było nieistotne dla także solidarnościowych przedstawicieli w tzw. Komisji Pojednawczej, która mój wniosek o przywrócenie do pracy zaopiniowała negatywne, bo byłem przeciwnikiem Magdalenki i OS.
Gdybym był żydkiem to z całą pewnością nie spotkały mnie te wszelkie represje i szykany, jakie mnie spotkały w rzekomo wolnej i rzekomo niepodległej Polsce pod mianem III RP, czyli PRL kontynuacja, która była i jest jak niczym filmowy matriks.

I jeszcze jedna uwaga świadcząca, że Joanna Duda-Gwiazda należy do nacji wy.ranej, to to, że od razu po urodzeniu kończyła studia, tak jakby nie chodziła, do jakiejkolwiek szkoły w PRL-owskim kibucu.
Dowód:
Proszę prześledzić życiorysy Michników, Kuroni, Geremków, Smolarów, Wielowieyskich i inszych żydowskich patriotów, rzekomo polskich, a okaże się, że te jabłka spadły z tej samej żydowskiej korzennej dzikiej jabłonki.

Trzecią z pań była śp. Anna Walentynowicz, która też ma, co by nie napisać zszargany wcześniejszy życiorys, co, do którego jakoś nikt się nie czepia, a przecież też należała do sitwy herszta o kryptonimie TW Bolek.



Spośród pań, które wymieniam, miałem i mam uszanowanie tylko dla jednej z nich, a tą panią była i jest śp. Anna Walentynowicz, która czasami niepotrzebnie dawała się wpuszczać w pokrzywy i osty fałszywym podpowiadaczo-doradzaczom, którzy przy okazji chcieli coś dla siebie przy okazji ugrać o ile było to im wygodne.
By po cynicznym wykorzystaniu tej starszej pani opluć ją i pomówić o najprzeróżniejsze niedorzeczności i bezeceństwa.
Ba, była dworką w dworze TW Bolka jak i chrzestną potomka tegoż samego TW Bolka, z czego wówczas była bardzo bardzo dumna.
Dopiero w późniejszym okresie się z TW Bolkiem poprztykali i pożarli, a wówczas stali się ogniem i wodą.
Podobnie była z Krzysztofem Wyszkowskim i wieloma innymi, którzy aportowali i chadzali w procesjach z darami na urodzinki TW Bolka.

Dla których TW Bolek stał się wrogiem i niewdzięcznikiem dopiero wówczas, gdy furtka wejściowa do rezydencji TW Bolka przy ulicy Polanki w Gdańsku okazała się zamknięta.
Tak to leciało z większością dzisiejszych jego najzajadlejszych wrogów, którzy dziś grają kolejną rolę swojego życia pod mianem rzekomo „oburzonych” - o dziwo oburzonych na to, co sami poczynając od Magdalenki i OS wystroili Nam Polakom wespół z komunistycznymi zbrodniarzami i zdrajcami, nad którymi w wielomilionowej liczbie trzymali swoje parasolki ochronne, a przy tym niszcząc, szykanując i poddając różnym represjom przeciwnikom Magdalenki, OS i TW Bolków, Borsuków, Borowczaków, Lewandowskich, Merkli, Strzyżewiczów, Bogdanów Olszewskich, Płażyńskich, Tusków, mnogich Rybickich z Aramami i Ickami włącznie.
Taj już jest, że pejsate nie zauważają u swoich obrzezanych pobratymców z pejsami i pochwami w poprzek tego, co z taką lubością i łatwością dostrzegają u innych nacji.
Dal nich to pejsaty złodziej i oszust, który okrada i oszukuje gojów to jest najuczciwszy i najbardziej prawy pejsaty godny uszanowania i nagród wszelakich, bo okradał i oszukiwał prawie zwierzęta, gojów.

Pomijam dwie inne znane panie jak Alinę Kowalczyk czy Henrykę Krzywonos, bo jedna i druga były naiwnymi i fanatycznymi służkami TW Bolka, z tym, że pierwsza dziś jest w tzw. „oburzonych” a druga w kamaryli TW Bolka, Bolków i Borsuków.
Alina Kowalczyk, to nawet widziała w czasie grudniowego strajku w stanie wojennym widziała minimum siedem, a nawet osiem razy więcej strajkujących gdańskich stoczniowców w Stoczni Gdańskiej im. Lenina nić widzieli ich liczbę członkowie komitetu strajkowego GSR, którego miałem przyjemność być jednym z jego członków.
Cóż począć, skoro 25 lat z okładem organizowali sami dla siebie akademie i spędy solidarnościowych rocznic.
Ba, brali, jako autorytety w nich osobisty udziału.
I po coraz liczniejszych akademiach rocznicowych nakręcili swoją spiralę wyobraźni chcąc zaistnienie i zaimponować ciągle nowymi rewelacjami, to nic, że oderwanymi do rzeczywistości. Lecz kto by dociekał tak nieistotnych faktów, które wygłaszają wszak „niekwestionowane autorytety” solidarnościowe i przeciwnicy TW Bolka.

Każdą taką papkę lemingi łykną bez popijania choćby wodą źródlaną, choć w między casze zostali napojeni pomyjami i gnojówką lub breją z kałuży.

Wszak oni już sobie ugruntowali pozycję rzekomych nieomylnych i jedynych autorytetów od historii solidarnościowej niczym TW Bolek i jego koteria.

Każdy kto zabiegał o odznaczenie jak i ten co je odebrał nie jest żadnym dla mnie autorytetem, bo przyjął odznaczenie w uznaniu swoich zasług w przegraniu walki Pierwszej Solidarności o Wolną Suwerenną i Niepodległa Polskę.
Tym bardziej, że walka o Wolną Polskę nie jest zakończona po dzień dzisiejszy, a więc za co te odznaczenia, za ustanowienie i kontynuację PRL Bis pod nazwą III RP?

2 komentarze:

  1. Bloger i komentator oraz wieloletni kolega @jazgdyni vel. Janusza Kamińskiego dziś o tym gdyńskim kłamcy, łajdaku, mitomanie od martyrologii rodzinnej (syn tytana pracy na rzecz PRL i LWP, dekownika i budowniczego PRL), chamie, człowieku bez zdolności honorowych, złodzieju mojej tożsamości internetowej napisał że nadto to był też czerwoną świnią, bo był w PZPR.

    Cytuję za @lju:


    lju: MS, fajnie że jesteś - a ty co sądzisz o zakazaniu uczczenia pamięci o Rotmistrzu Pileckim przez ukraińskie władze? Mam nadzieje, że napiszesz coś własnego w tej kwestii, bo oskarżano cię dość często o plagiat... Napisz mi gdzie widzisz sowietów, masz na myśli Jazgota, który powtarza brednie Senyszyn? Był w PZPR, to w sumie wyjaśnia "jego" poglądy.

    Źródło: http://niepoprawni.pl/shoutbox

    ©: autor tekstu w serwisie Niepoprawni.pl | Dziękujemy! :). <- Bądź uczciwy, nie kasuj informacji o źródle - blogerzy piszą za darmo, szanuj ich pracę.

    Ta czerwona świnie jest kolegą klubowym Lecha Zborowskiego, bo do klubu łajdaczych spadów dołączył składając publiczną deklaracje na Nasze Blogi, a ponadto zdradzając i denuncjując mnie tej gdyńskiej kanalii, co każdy może przeczytać w opublikowanej radosnej twórczości konfidenta z Gdyni, który zadenuncjował publicznie konfidenta z Bostonu.

    Dowód na to, że Lech Zborowski w maili mnie zdradziła i na mnie zakablował nie pytany do czerwonej świni z Gdyni:

    http://niepoprawni.pl/blog/jazgdyni/obibok-na-wlasny-koszt-koledzy-sie-go-bali

    http://obiboknawlasnykosz.blogspot.com/

    Lech Zborowski poza tym jest kłamcą, manipulantem, dezinformatorem, paszkwilantem, człowiekiem bez zdolności honorowych, którzy poważył się swoje łgarstwa i paszkwile podeprzeć trumną Mojej zmarłej śp. mamy z która raczyła sobie tańczyć na Nasze Blogi i mnie Jej trumną okładać dla uwiarygodnienia swojego załganego paszkwilu nie godnego istoty ludzkiej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja mama zmarła w dwa dni po opublikowaniu tekstu o zakłamywaczach historii i prawdy, a mimo to rzekomy "wybitny działacz WZZW" podpisujący się jako "Lech Zborowski" i legandujący się na prawego i uczciwego człowieka okazał się po prostu łajdakiem, kłamcą, manipulantem, dezinformatorem, paszkwilantem, który poważył się do uwiarygodnienia swojego ohydnego paszkwilu wyciągnąć trumnę Mojej zmarłej śp. Mamy.
    Ba, poczynił zarzut, ze nie mam klasy, bo rzekomo tekst o zakłamywaczach zamieściłem tuż po śmierci Mojej śp. Mamy, gdy tymczasem było wręcz odwrotnie, o czym każdy może się sam przekonać i wydać właściwą opinię o legendującycm się łajdaku, który ponadto okazał się zwyczajną qrwą , bo konfidentem.

    Tekst o zakłamywaczach był opublikowany w dniu 7 listopada 2014 roku.
    Teks informujący o śmierci Mojej śp. Mamy jak widać był/jest z 9 listopada 2014 r.

    Tak łajdak z Bostonu łgał publicznie mnie pomawiając o najohydniejsze przymioty charakteru, gdy tymczasem sam okazał się tancerzem z trumnami osób zmarłych, których wyciąga mimo tego, że zmarli nie mieli nic a nic wspólnego z zaistniałą sytuacją - moją publikacją.
    Tak zachowują się jedynie hieny cmentarne i kanalie najgorszego sortu, bo człowiek uczciwy, prawy i honorowy na to by się nie poważył.
    Tymczasem ten się okazał także konfidentem (muszę zajrzeć do archiwów IPN, bo być może ta konfitura na mnie donosiła już wcześniej, bo w stanie wojennym i szukał mnie razem z SB jako Mieszko II?), który nie pytany społecznie donosi i sprzedaje innych, którzy mu nieopatrznie zaufali i którzy wcześniej niezasłużenie jak widać otaczali ich nieuzasadnioną niczym atencją.

    Cwel się publicznie przecwelił z pomocą kolegi konfidenta z Gdyni.

    Kto się z kim zadaje ;ub zadawał, takim smrodem na całe życie trąca.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.