środa, 25 września 2013

Apel w/s nadania Krystynie Krahelskiej tytułu Honorowego Obywatela Warszawy










Warszawa, 23 września 2013

                                                                                          Rada Dzielnicy Ursynów
                                                                                         00-777 Warszawa, Al. KEN 61

APEL


Warszawo, czy nie czas spłacić dług?

Za rok, 1 sierpnia 2014 roku, będziemy obchodzili 70. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. W roku 2014 upłynie też 100 lat od narodzin i 70 lat od śmierci pewnej dzielnej, pięknej i wszechstronnie uzdolnionej kobiety, która zginęła walcząc o wolność swojego miasta, swojej Stolicy. Kobieta ta na zawsze już pozostanie dziewczyną. Warszawską dziewczyną. Nasze Miasto ma wobec niej dług.

Krystyna Krahelska, urodzona w kresowym, poleskim dworku, śmiertelnie ranna w pierwszym dniu Powstania. Dziewczyna, która darowała swoją fizyczną postać Warszawie i stała się jej najpiękniejszym symbolem. Dwukrotnie, za życia i poprzez śmierć..

Dzięki Bogu i ludziom nie została zapomniana. Ale miasto, któremu podarowała się za życia – i któremu ostatecznie podarowała życie – nadal ma wobec niej wieczyste zobowiązanie. Czas płacić, Warszawo!

Zwracamy się do Rady Dzielnicy Ursynów – dzielnicy, na terenie której znajduję się cmentarz na Starym Służewie przy Parafii św. Katarzyny, gdzie spoczywają prochy Krystyny Krahelskiej – o wnioskowanie do Rady Warszawy o pośmiertne nadanie Jej, Warszawskiej Syrenie z Powiśla, tytułu Honorowego Obywatela Warszawy.

Zwracamy się właśnie do Was, gdyż samorządowe władze Ursynowa o Krystynie Krahelskiej pamiętały, nadając Jej imię rondu na terenie dzielnicy i troszcząc się o Jej mogiłę.

Grób Krystyny Krahelskiej nie został zapomniany dzięki dobrej woli i sercu wielu ludzi, instytucji i organizacji. Ale poza dniami rocznicowych obchodów jest codzienność. Panie i Panowie, Radni Ursynowa, pamiętajcie że kobiety lubią kwiaty. Dlatego prosimy Was również, abyście wnioskowali do Rady Miasta o podjęcie uchwały zobowiązującej Miasto Stołeczne Warszawę do wieczystej opieki nad tym grobem.

Maria Marzena Grochowska, honorowa prezes Towarzystwa Przyjaciół Warszawy, autorka biografii Krystyny Krahelskiej, Warszawa

ks. prałat Józef Maj, emerytowany proboszcz parafii Św. Katarzyny na Starym Służewie, Warszawa

ks. kanonik Wojciech Gnidziński, proboszcz parafii Św. Katarzyny na Starym Służewie, Warszawa

prof. dr hab. Jan Żaryn, UKSW, redaktor naczelny miesięcznika „wSieci Historii”, Warszawa

Muzeum Powstania Warszawskiego zdecydowanie popiera inicjatywę nadania Krystynie Krahelskiej honorowego obywatelstwa m. st. Warszawy. Dyrekcja MPW”.

Jacek Karnowski, redaktor naczelny „wSieci”, Warszawa

Michał Karnowski, publicysta tygodnika „wSieci” i portalu „wPolityce”, Warszawa

t.ł., inicjator apelu, Warszawa

_______________________________________________________

Wszystkich, którzy zechcą poprzeć tę inicjatywę prosimy o nadsyłanie listów i e-maili do Rady Dzielnicy Ursynów.
Adres korespondencyjny: Rada Dzielnicy Ursynów, 00-777 Warszawa, al. KEN 61
Adres e-mailowy do Zespołu Obsługi Rady Dzielnicy Ursynów: zor@ursynow.pl



Uzasadnienie zasług Krystyny Krahelskiej dla Warszawy, które zostało przesłane Radzie Dzielnicy Ursynów
z okazji zbliżających się dwóch Jej rocznic:
100 – urodzin i 70 - śmierci

           Żałuję bardzo, że zbyt  późno  - w 1986 r.- zainteresowałam  się  Krystyną  Krahelską. Jestem wdzięczna wszystkim,  którzy  zechcieli  podzielić  się  ze mną  wspomnieniami o Krystynie, a także żyjącym wówczas członkom rodziny, przyjaciołom i znajomym, którzy przekazali mi  dokumenty i  materiały oraz  pamiątki  dotyczące  Jej osoby. Dziękuję za zaufanie i  wiarę, że  przybliżę ich ukochaną Krystynę społeczeństwu.
Po otrzymaniu dokumentacji wiele czasu poświęciłam na chronologiczne jej uporządkowanie  i zebranie wspomnień. Wszystkie zgromadzone dokumenty, rękopisy i pamiątki zostały wielokrotnie, na wystawach wyeksponowane. Ponadto wspólnie z Bohdanem Grzymałą Siedlec-kim napisałam książkę „Krystyna Krahelska. Obudźmy jej zamilkły śpiew” w 1996 r. (dostępna czasem tylko w internecie), wygłosiłam wiele prelekcji i umieszczono mój referat o Krystynie, jej życiu, twórczości i działalności także wojennej, w książce „Krystyna Krahelska – duma Polesia, materiały z sesji popularnonaukowej Brześć, 11-14 czerwca 2010 r.”. Była to sesja międzynarodowa.
Krystyny rodzina od wielu pokoleń była bardzo zaangażowana w działalność niepodległościową, dziadek i jego brat byli zesłani na Syberię za udział w Powstaniu Styczniowym, rodzice od wczesnych lat należeli do tajnych kół niepodległościowych, ojciec walczył w I wojnie światowej i w 1920 r. Pełnił później różnorodne ważne funkcje państwowe. Był ppłk z wieloma wysokimi odznaczeniami państwowymi. Rodzona siostra ojca Wanda Krahelska-Filipowiczowa jako 19.letnia dziewczyna rzuciła bombę na rosyjskiego generała G. Skałona, kata Warszawy.
            Krystyna Krahelska urodziła się 24. marca 1914 r. w Mazurkach na Polesiu.  Z  1920 r. zachowały się 2 pokwitowania, że Krysia i jej młodszy brat -Dan, mając 6 i 5 lat, wzięli u-dział w zbiórce na Skarb Narodowy i podarowali swoje oszczędności dla wspomożenia Armii Polskiej. Będąc uczennicą Gimnazjum Koedukacyjnego im. Romualda Traugutta, w Brześciu, które cieszyło się wysokim poziomem nauczania, założyła drużynę harcerską „Wilczki”, a na zbiórkach uczyła podopiecznych miłości do Ojczyzny, przekazywała historię kraju, wiadomości o różnych miastach Polski, szczególnie o Stolicy. Organizowała samochodem wycieczki terenowe, by pokazać im piękno przyrody ojczystej i zabytki. Mając ok. 14 lat zaczęła pisać piękne wiersze, odzwierciedlające Jej wszystkie odczucia – podziwu przyrody, przyjaźni, patriotyczne m. in. o śmierci Marszałka J. K. Piłsudskiego, o Łazienkach Królewskich i in.
Krystyna od 1.X.1932 r. zaczęła studiować geografię i jednocześnie uczęszczać na  wykłady z historii na Uniwersytecie Warszawskim, potem etnografię. Od początku zamieszkała u ciotki Wandy Krahelskiej-Filipowiczowej, która przyjaźniła się ze znaną rzeźbiarką Ludwiką Kraskowską-Nitschową. Obie bywały także częstymi gośćmi w jej domu, który był ośrodkiem światowej kultury, z czego chętnie korzystała Krystyna. Była tam lubianym gościem w tym artystycznym i muzykalnym domu, w którym zetknęła się bliżej z rzeźbą i malarstwem, gdzie proszona o to Krystyna, śpiewała wiele pieśni patriotycznych i ludowych w 5 językach. Była też zapraszana do Polskiego Radia w Wilnie, Baranowiczach i Warszawie. W Wilnie śpiewała także w „Środzie literackiej” w „Celi Konrada”, w murach pobazyliańskich, w dawnych celach więziennych Filomatów i Filaretów, wśród których był Adam Mickiewicz.
W celu ożywienia życia kulturalnego w Wilnie organizowano cośrodowe spotkania literackie, muzyczne, artystyczne i krajoznawcze, na które zapraszano bardzo wybitnych (także zagranicznych)   polityków,  profesorów,  polskich  twórców  kultury,  jak  m. in.:  Prezydenta  prof. I. Mościckiego, Z. Nałkowską, M. Dąbrowską, K. Iłłakowiczównę, M. Samozwaniec, E. Szelburg-Zarembinę, J. Tuwima, J. Osterwę, Al. Zelwerowicza, S. Jaracza i in.. Zaproszenie Krystyny, by tam zaśpiewała, było dla Niej wyjątkowym wyróżnieniem. „Kurier Wileński” z 3. 12. 1937 r. podał: „Pani Krystyna Krahelska odśpiewała szereg piosenek zaściankowych, białoruskich, ukraińskich oraz huculskich, stwarzając doskonałą atmosferę swym niezawodnym imitatorstwem specyficznych cech folkloru”. Krystynę urzekło piękno Wilna i jego zabytków, a przede wszystkich  „Ostra Brama” i  znajdujący się  w niej obraz Matki  Boskiej Ostrobramskiej i cmentarz na Rossie, co utrwaliła w wierszach „Ostra Brama” i „Pogrzeb serca”.
 Zapraszana, zaczęła koncertować w wielu domowych salonach artystycznych zapoznając słuchaczy z polskimi patriotycznymi pieśniami i piosenkami.  Ponieważ miała wyjątkowe umiejętności muzyczne śpiewała zarówno arie operowe, jak i pieśni, piosenki artystyczne i ludowe. Julian Pulikowski, kierownik Działu Muzycznego Biblioteki Narodowej w Warszawie, który współpracował z C.A.F.-em (Centralna Agencja Fonograficzna), nagrał i skatalogował ok. 20 000 pieśni i melodii instrumentalnych na tzw. wałkach Edisona. Zachowała się część karty katalogowej 7 wałków nagranych przez Krystynę w ciągu 1 dnia,  17.04.1937 r. zawierających 42 nagrania wokalne zawierające hipotetycznie Jej 120 „melodii”. [Julian Pulikowski zginął przy budowie barykady we wrześniu 1944. Niestety nagrania nie przetrwały. Zbiory C.A.F. wraz ze zbiorami specjalnymi Biblioteki Uniwersyteckiej i Narodowej zostały pod-palone przez Brandkommando w październiku 1944.]
Nie tylko śpiewała ciepłym, czystym, silnym głosem o pięknej barwie, ale też czasem akompaniowała sobie na skrzypcach lub pianinie. [Aby ocalić od zapomnienia piosenki śpiewane przez Krystynę prof. Piotr Dyahlik na moją prośbę nagrał kilkanaście polskich, białoruskich i ukraińskich piosenek zaśpiewanych przez Janinę Krassowską –wieloletnią przyjaciółkę Krystyny. Te piosenki obie dziewczyny śpiewały w czasach młodości.
W roku 1936 Zarząd Miejski Warszawy zajmował się ustaleniem godła miasta. Prezydent Stefan Starzyński rozmawiał o tym wielokrotnie z Ludwiką Kraskowską -Nitschową, która uważała, że od wieków symbolem miasta była Syrena i nie powinno się tego zmieniać. Należy tę legendarną postać przedstawić jako silną, bohaterską kobietę. Ostatecznie podjęto decyzję budowy pomnika Syreny Warszawskiej. Prezydent Starzyński znał już wybitne prace tej rzeźbiarki i będąc w jej pracowni zachwycił się gipsowym odlewem dziewczęcej głowy, do której pozowała Krystyna Krahelska: jaka to typowa, polska uroda, pełna wdzięku, a jednocześnie słowiańskiego charakteru i siły”. Krystyna, znana rzeźbiarce od lat - wysoka, świetnie zbudowana, o zdecydowanie polskiej urodzie, jasnowłosa, zielonooka z twarzą o szlachetnych rysach - idealnie pasowała do wizji silnej, bohaterskiej Syreny, która miała być nie tylko wyobrażeniem herbu, ale też symbolem niezłomnej obronności miasta - zawsze,  tym bardziej w czasach zagrożenia, jak pod koniec lat 30-tych.
            Nitschowa przygotowała dwa projekty.  Pierwszy – 20 m. monumentalny  posąg  wykonany z zielonego szkła, umieszczony na filarze pośrodku Wisły. W dzień wskazywałby poziom wody, w nocy oświetlony reflektorami, stanowiłby atrakcję Warszawy, a przepływające statki oddawałyby mu honory. Zbyt wysokie koszty uniemożliwiły realizację tej koncepcji. Drugi projekt, znacznie skromniejszy, 3,75 m., miał stać na lewym brzegu w basenie z fontannami, a na obrzeżu miały siedzieć dwa  piękne orły.
Ludwika Nitschowa starała się przekonać Krystynę do pozowania, ponieważ widziała w Niej wewnętrzną siłę. Nie było to łatwe. Zdecydował o tym być może moment w czasie wstępnej próby, gdy klęczącej Krystynie, rzeźbiarka włożyła do ręki miecz. W „Dziennikach” w 1937 r. Maria Dąbrowska wspomina: „...o pierwszej z Poniatowskimi jedziemy do pracowni pani Kraskowskiej–Nitschowej zobaczyć pomnik Syreny przeznaczony dla Warszawy, ma stanąć nad Wisłą. Na tle innych pomników Warszawy, owszem korzystnie się wydaje. Dobra jest twarz, a zwłaszcza uśmiech tragiczno-egipski. Pozowała do tego pomnika Krysia Krahelska, córka wojewody. Piękna jak Syrena i śpiewa jak Syrena.” Krystyna zadedykowała rzeźbiarce swój wiersz. Wspólna praca nad rzeźbą utrwaliła serdeczny, bliski stosunek obu kobiet.
Krystyna wstydziła się pozowania półnago do tego pomnika, więc ukrywała ten fakt przed wszystkimi.
Na I Ogólnopolskim Salonie Rzeźby w Instytucie Propagandy Sztuki w Warszawie, przy ul. Królewskiej [tu, gdzie dziś stoi Hotel Viktoria] 30 kwietnia 1937 roku rzeźbiarka wystawiła dwie rzeźby „Krystyna” 82x57 cm, wykonana w 1936 r., i projekt pomnika „Syrena – godło Warszawy” 375x200 cm, wykonany w 1937 r.
Pomnik – godło Stolicy zawdzięczamy Prezydentowi Warszawy Stefanowi Starzyńskiemu, który urodził się właśnie na Powiślu i bardzo pragnął, żeby ta część miasta była piękna. Dla-tego chciał zrealizować ideę „Frontem do Wisły”. Z jego polecenia rozpoczęto budowę Wisłostrady, bulwarów, porządkowanie skarpy.

            15. sierpnia 1939 r. na Wybrzeżu Kościuszkowskim, u wylotu ul. Tamka, na lewym brzegu Wisły, przy pomniku Syreny bez orłów, odlanym w Zakładzie Brązowniczym „Braci Łopieńskich”, okrytym biało-czerwoną flagą, zebrała się mała ilość osób. Było święto Żołnierza. [Pani Antonina Bratkowska opowiadała mi, że otrzymała z Koła Rodzin Wojskowych 36 pułku piechoty Legii Akademickiej zaproszenie na uroczystość odsłonięcia Pomnika Syreny Warszawskiej. Zdziwił ją brak zapowiedzianej „gali”. Prezydent Stefan Starzyński spóźnił się, wyglądał na bardzo zmęczonego. Halina Auderska autorka książki „Miecz Syreny”  tak w niej wspominała: „Najbliżej pomnika stoi rzeźbiarka pani Ludwika Nitschowa,  a przy niej Ta, która jej pozowała -  Krystyna Krahelska. Obie są blade, bardzo przejęte i obie nie wiedzą, że wprawdzie flaga opadnie, ale bez odegrania hymnu czy bodajże jakiegoś marsza i bez uroczystych słów. ... Prezydent Starzyński ograniczył się do krótkiej wypowiedzi, że – ‘oto stolicy przybywa jeszcze jeden piękny pomnik’. Gdy flaga opadła, oczom wszystkich ukazała się młoda kobieta trzymająca w lewej ręce tarczę, a w prawej – wzniesiony do góry miecz. Warszawska Syrena...Twarzą zwrócona na północ, szykując się do zadania ciosu niewidzialnemu wrogowi...”  Zaraz po odsłonięciu Prezydent odjechał. Opis ten potwierdziła osobiście na naszym spotkaniu.]
Był to ostatni pomnik postawiony w Warszawie przed II wojną światową.
1. września 1939 r. Jan Krahelski z Krystyną odwieźli zmobilizowanego do wojska Dana na stację kolejową. Pojechał do Lidy, na lotnisko. Krystyna czuła silną więź z Warszawą – miastem, w którym spędziła lata studiów. Nic więc dziwnego, że gdy Niemcy 1. września napadli na Polskę – Jej pierwszym odruchem była decyzja wyjazdu. Musi jechać! Krystyna tłumaczyła przerażonym rodzicom, że jest to Jej świętym obowiązkiem, bo tam będzie potrzebna. Jechała w bardzo trudnych warunkach z Mazurek (440 km!) do Warszawy, będąc przekonaną, że warszawiacy będą się bronić, a ona się przyda, ponieważ ma harcerskie przeszkolenie sanitarne. Już 4 września była w Warszawie. Zatrzymała się u ciotki Wandy Filipowiczowej. Natychmiast włączyła się do pracy – udzielała podstawowej pomocy sanitarnej. Razem z mężczyznami pomagała odgrzebywać zasypanych, kopała rowy przeciwczołgowe na Pradze. 8 września, po wydaniu przez płk Umiastowskiego  rozkazu  (tragicznego w skutkach), by  wszyscy  mężczyźni opuścili miasto i udali się na wschód, opuściła Warszawę. Po drodze przeżyła grozę bombardowania szos i dróg, po których cofały się, przed szybko posuwający-mi się wojskami niemieckimi, rozbite polskie oddziały wojskowe i uciekająca ludność cywil-na. Ta wrażliwa dziewczyna, była teraz bezradna i przerażona, widząc masakrę kobiet, dzieci i starców. Osiem dni trwała ta tragiczna podróż różnymi środkami lokomocji, a często pieszo. Z Kowla przyjechała koleją do Baranowicz. 16 września wreszcie dotarła szczęśliwie do do-mu w Mazurkach. Rodzice ucieszyli się, że wróciła cała i zdrowa. Następnego dnia – 17.  września - dowiedzieli się, że wojska ze wschodu przekroczyły granicę. Mazurki były tylko 50 km od granicy, dlatego Krahelscy je opuścili pod silną namową rodziny i sąsiadów, którzy obawiali się o ich życie. Wyjeżdżając nie przypuszczali, że już nigdy nie zobaczą budowane-go przez tyle lat domu, ani ziemi, w którą wrastali przez pokolenia. Rodzina Krahelskich  za-trzymała się w Grodnie, które było najważniejszym ośrodkiem obrony, jedynym, który 20 i 21 września się bronił. W większości obrońcami byli: ludność cywilna, harcerze i młodzież szkolna. Krystyna udzielała pomocy rannym żołnierzom w grodzieńskim szpitalu, nabywając praktyki i wciąż niepokojąc się o brata i bliskich. Krahelscy uciekli do Białegostoku. 22. 09.  tu również, po podpisaniu porozumienia niemiecko-rosyjskiego w Brześciu i ustaleniu nowych granic, wkraczają wojska rosyjskie. Krystyna postanowiła przedostać się przez już powstałą granicę do Generalnej Guberni. Udało się. 11. listopada przekroczyła zieloną granicę. Pojechała do Warszawy. Wtedy rozeszła się plotka, że Jan Krahelski został zamordowany w swoim majątku. Rodzina odetchnęła z ulgą, że już nie będzie poszukiwany za działalność niepodległościową i pełnienie ważnych funkcji państwowych. Jednocześnie  potwierdziło to przypuszczenia, co byłoby, gdyby tam zostali. Jeśliby ich od razu nie zabito, zostaliby wywiezieni na Syberię, jak gajowy Rusakiewicz z żoną w ciąży i dwojgiem maleńkich dzieci.
Zamieszkała z rodzicami w Warszawie, przy ul. Ursynowskiej 24/26, w bardzo trudnych warunkach. Z notatek Krystyny: „Pewnego pięknego poranka wynajęli zaciszną (okropną) suterenkę na Mokotowie, rozpoczęli w niej żywot z minimalną ilością pieniędzy oraz innych doczesnych przedmiotów, za to z dużą dozą optymizmu.. Reprezentują dwa pokolenia. Starsze (w sumie lat 111) egzemplarze - dwa. Inżynier i doktór. Młodsze –  egzemplarz jeden – magister. Doktór i magister odnowiły „dziurkę” wybieliwszy ją poprostu – gratów trochę pożyczyła pewna opatrznościowa Irena.. .„Mokotów przygarnął - obcych - jak swoich....jakby się do Wilna rodzonego, czy do Lwowa człowiek dostał... Inna rzecz, że ludzie na Mokotowie bywają i ze Lwowa i z Wilna.”  Krystyna próbowała wyprzedawać na wsi resztę rzeczy przy-wiezionych z Mazurek, a nie najkonieczniejszych w Warszawie, by móc za to kupić podstawowe produkty żywnościowe. Nie przyniosło to zbytnich efektów materialnych, ale wyprawy te dały Jej chwile wypoczynku i kontaktu z przyrodą. Jednakże każda taka wyprawa groziła jeżdżącym do Warszawy z towarami ze wsi pobiciem przez niemieckich żandarmów, zabraniem produktów, wywiezieniem na roboty do Niemiec lub obozu, a nawet zastrzeleniem na miejscu dla przykładu, w celu zastraszenia innych. Otaczała rodziców miłością i troską, nazywając ich z czułością „Stare Ptaki”, jakby dodatkowo wynagradzając im brak Dana, o którym ciągle myśleli i mówili. Krystyna nie potrafiła biernie czekać na to, co Jej przyniesie los. Wciąż szukała pracy. W grudniu, z potrzeby duszy, związała się z polskim ruchem podziemnym i złożyła konspiracyjną przysięgę w ZWZ (Związek Walki Zbrojnej), [później w AK], przyjęła pseudonim „Danuta”. Zaprzysiężyła Ją znana Jej od dzieciństwa, przyjaciółka - Basia Poniatowska. Krystyna aktywnie włączyła się w pracę konspiracyjną: pełniła niebezpieczną funkcję łączniczki i kurierki specjalnych poruczeń na teren Nowogrodczyzny, przewoziła amunicję, broń, ukryte szyfry i meldunki, prasę podziemną, dokumenty, robiła szczegółowe obserwacje ruchów wojsk niemieckich, nie tylko na terenie Generalnej Gubernii, ale jeździła na Polesie, gdzie mogła być łatwo rozpoznana, więc każdego dnia ryzykowała życiem.
Na szczęście odwiedziła Krahelskich przyjaciółka Krystyny Janka Krassowska, i po powrocie do domu opowiedziała rodzicom. Ojciec Janki nie mógł przyjaciół zostawić w biedzie, przy-jechał do Warszawy, przekonał i zabrał ich do Pieszej Woli w 1940 r.. Pojechali chętnie, bo-wiem nigdy nie czuli się w mieście dobrze, a szczególnie w tak „luksusowych” warunkach. Grzmisław Krassowski i jego syn Witek  byli w konspiracji i opowiedzieli Krahelskim o za-kopanej broni, (zebranej na polu walki, po przegranej bitwie 1 października 1939, pod Wytycznem), którą kiedyś przekażą polskim partyzantom. Prawdopodobnie to było inspiracją do napisania przez Krystynę tekstu i melodii piosenki „Smutna rzeka”- „Kołysanki o zakopanej broni.”
[„Smutna rzeka” trafiła nawet do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu (przywieziona tam przez dziewczęta po upadku Powstania Warszawskiego, o czym mówiła mi była 16 letnia wówczas więźniarka Auschwitz  pani Zofia Posmysz - pisarka). W komentarzu do  zbiorku wierszy Krystyny „Smutna rzeka” Irena Karpińska, koleżanka z etnografii, która też była w obozie, tak Ją wspomina: „Jej osobowość nie daje się zamknąć w utarte, konwencjonalne słowa. Była daleka od wszelkiej sztuczności i koturnów. Opowiadała chętnie o swoich stronach, o ludziach, a opowieści były przeplatane lokalnymi autentycznymi powiedzeniami, i pod-chwytliwym, niezawodnym smakiem, jaki tylko może mieć autochton z terenu, na którym wyrósł. Jej słownik odznaczał się swoistym regionalnym kolorytem. Posiadała dar bezpośredniej, czujnej obserwacji życia oraz wielką umiejętność podpatrywania natury... Głęboka uczuciowość, impulsywność i humor wiązały się z pewną nierównością usposobienia, co zresztą dodawało jej wdzięku i barwy”.]
Krystyna krótko przebywała w Pieszej Woli, bo w tym majątku zatrzymało się wielu ludzi poszukiwanych przez gestapo, więc było mało miejsca. Teraz, w połowie 1940 r., zamieszkała w Puławach u swoich 3 babek Czarnockich, które nazywała grzecznościowo ciociami. Dwie z nich, Zofia i Jadwiga miały bardzo wysokie wykształcenie zdobyte za granicą i pracowały na stanowiskach badawczych (uprzednio) Państwowego Instytutu Gospodarstwa Wiejskiego, trzecia, Maryna, zajmowała się domem oraz gotowaniem obiadów dla pracowników wtedy Instytutu w Rolniczym Zakładzie Badawczym Generalnego Gubernatorstwa  w Puławach. Zakład ten był wyjątkową instytucją naukową, ówczesnym centrum nauk rolniczych, pozostającym w ciągłym kontakcie z tego typu placówkami naukowymi w kraju i za granicą. Wielu wybitnych naukowców w kraju i na świecie wywodziło się właśnie z Pu-ław. Nic więc dziwnego, że niemiecka administracja nie zlikwidowała go, a powołała (1940-44) niemiecką Naczelną Dyrekcję. Kierownikami wydziałów pozostali dawni polscy pracownicy. Instytut w 1939 r. znalazł się na linii frontu i poniósł wielkie straty osobowe.  Powstało więc zapotrzebowanie na przyjęcia nowych pracowników na wolne etaty. Szanse miała młodzież, którą zatrudniano jako siły pomocnicze, techniczne albo w charakterze robotników technicznych, żeby ratować ją przed wywiezieniem na przymusowe roboty do Niemiec lub aresztowaniem. Ok. 80% pracowników działało w różnego rodzaju komórkach konspiracyjnych: służba radiowa, kolportaż prasy podziemnej, produkcja broni, produkcja map i ratowanie Żydów.  Mimo licznych aresztowań wśród pracowników, które kończyły się śmiercią w katowni zamku lubelskiego, na Majdanku, czy w innych obozach koncentracyjnych lub rozstrzeliwań za stacją kolejową, działalność konspiracyjna nie załamała się. Do takiego ośrodka ruchu oporu dołączyła Krystyna.
W tym czasie była w  Warszawie i  załatwiła  sobie  niemieckie  zaświadczenie, ważne  przez
1941 i 1942 r., wydane przez Centralę Gospodarczą Okręgu Warszawskiego stwierdzające, że „pani Krystyna Krahelska jest uznana za zbieracza ziół leczniczych  oraz przyprawowych i może się poruszać swobodnie w tym celu.” Przydało się Jej to wielokrotnie do podróży kurierskich.
Chwali sobie znośne, jak na okupację warunki: „Człowiek  nigdy nie wiedział, ile zdoła  wytrzymać i  znieść.  Przestrzeń i czas nie dzielą, jest między ludźmi jakieś poczucie bliskości i dobroci – dające trwać i przetrwać niejedno. Doświadczam tego od początku i staram się ludziom oddawać i tak idzie”. Wg licznych listów Edwarda Szanca, który prowadził pracę konspiracyjno-szkoleniową w Instytucie: „Krystyna była w ‘piątce’ WSK (Wojskowa Służba Kobiet) na kursie sanitariuszek i obsługi broni. Organizacyjnie przypisana była do Warszawy. Do Puław przyjechała, kiedy zaczynał Jej się ‘palić grunt pod nogami’ w Warszawie. Wówczas tu przycupnęła na 2 lata, nie zrywając kontaktu z Warszawą...Po uszy tkwiła w organizacji. Działalność Jej była powiązana: z kolportażem, wywiadem i sekcjami bojowymi KEDYWu.” Szanc wprowadzał Ją w problemy konspiracji Instytutu, rejonu lubelskiego i okolic, współpracował z Nią. Krystyna mieszkała u ciotek Czarnockich, na I piętrze prawego skrzydła Instytutu. [Jej pobyt upamiętnia tablica z portretem.]                                    
[Edward Szanc pisze dalej o paniach Czarnockich: „Dom ten przepełniony był tradycjami wielowiekowych powstań narodowych, konspiracji i bez reszty oddany tym sprawom, a zawsze otwarty, w każdej porze dnia i nocy dla potrzebujących pomocy. Także gotowane i wydawane obiady przez Marynę pomagały w lepszych kontaktach z ludźmi.” Janina Sypniewska, ówczesny pracownik Instytutu, powiedziała: „Panie Czarnockie współpracowały z oddziała-mi AK, działającymi w okolicznych lasach. Mieszkanie ich było skrzynką kontaktową na terenie Instytutu. Krystyna z babkami oraz moja rodzina przygotowywaliśmy paczki dla polskich jeńców w stalagach i oflagach. Ważną rzeczą dla jeńców był kontakt z ludźmi w kraju. Dlatego dziewczęta do paczek z żywnością i ciepłą odzieżą dołączały swoje fotografie i listy, a podopiecznych nazywały „synkami”. Synkiem Krystyny był Tadeusz Woytowicz. Zachowało się zdjęcie Krystyny, które ostemplowała cenzura stalagowa na odwrocie. W liście, podała mu swój rysopis, który świadczył o Jej poczuciu humoru: „blondynka, wysoka, 80 kg żywej wagi, wygląd z lekka prowincjonalny”. Tadeuszowi udało się uciec z niewoli, przyjechał w 1941 r. do Warszawy i spotkali się w kawiarni. Maria Kowalikowa, która była częstym gościem pań Czarnockich wspomina w liście: „Nikt z nas nie był pewien dnia ani godziny, ale młodość ma to do siebie, że lekceważy niebezpieczeństwa i pragnie żyć pełną piersią. Organizowaliśmy po pracy liczne spotkania, podczas których mogliśmy się dzielić naszymi radościami i różnymi przeżyciami, porozmawiać na różne tematy, czasem potańczyć i pośpiewać. Zawsze prosiliśmy Krystynę by nam coś zaśpiewała i Jej występy nas bardzo cieszyły. Słowa mi się już zatarły, lecz melodia i Jej głos dźwięczy jeszcze w uszach, czysty, potężny sopran.”].
 W czasie okupacji, w Puławach, napisała słowa i melodie do trzech piosenek wojennych, które były przekazywane anonimowo i krążyły pod różnymi tytułami: „Smutna rzeka”-1942, także piosenka na melodię ludową „Kujawiak” lub „Kujawiak konspiracyjny” lub „Kujawiaczek konspiracyjny” lub „Kujawiak partyzancki”-1942  oraz „W Afryce czy w Europie lub „Tobruk”.
Ciągle bywała w Warszawie, ponieważ prawdopodobnie była  kurierką  Komendy  Głównej  AK. Współpracowała z konspiracyjnym miesięcznikiem „Ziemie Wschodnie Rzeczypospolitej”. Piosenki wojenne Krystyny powtarzane były anonimowo z ust do ust. Największe zdeformowania tekstu nastąpiły w Kujawiaku, dopisywano mu dalsze zwrotki.

Krystyna odwiedzając w Pieszej Woli rodziców dawała im swoje wiersze i piosenki, ucząc piosenek na pamięć Jankę i Witka Krassowskich. Przez Witka trafiały one do Warszawy, stając się z czasem popularnymi anonimowymi pieśniami Polski Walczącej. Były chętnie śpiewane, gdyż podrywały do walki, pomagały przetrwać, dając wiarę w zwycięstwo.
W czasie swoich krótkich pobytów w Warszawie odwiedzała m.in. Ludwikę Nitschową i pod-czas jednej z takich wizyt odbył się konspiracyjny koncert (a były one surowo zakazane przez okupanta), w którym wzięła udział. Choć było to ryzykowne, jednak była to wielka ulga psychiczna dla Krystyny i słuchaczy, którym dodała ducha. Śpiewała także solo na chórze w cza-sie Mszy Świętej w Kościele Św. Jakuba przy Pl. Narutowicza w Warszawie.
Krystyna wróciła do Warszawy. Dowiedziała się, że ciotka Wanda Filipowiczowa z dobrą znajomą - Zofią Kossak - działają w AK, starają się pomagać potrzebującym w zakresie zdobywania pieniędzy i dokumentów. Ratują kobiety i dzieci z Getta, i chronią je, aby tam nie trafiły. We wrześniu 1942 roku założyły Tymczasowy Komitet Pomocy Żydom im. Kon-rada Żegoty „Żegota”, który 4. grudnia 1942 roku został przekształcony w Radę Pomocy Żydom przy Delegacie Rządu RP na Kraj. Przechowują Żydów. Krystyna w miarę swoich możliwości im pomaga.
Na święta Bożego Narodzenia pojechała do Pieszej Woli, by spędzić je z rodzicami i Krassowskimi. Chłopcy z konspiracyjnej harcerskiej organizacji bojowej AK „Baszta”- chcieli mieć własną piosenkę bojową, o którą poprosił w grudniu 1942 r. Krystynę Witek Krassowski na  życzenie  ich  dowódcy – ppor. WP Ludwika  Bergera  ps. „Goliat”, „Hardy”, „Michał Hardy”, „Michał”, „Michał Kośmiderski”. Ludwik Berger był harcmistrzem, aktorem Teatru Re-duta Juliusza Osterwy, reżyserem prowadzącym zajęcia w młodzieżowym zespole studyjnym „Okop”, organizatorem drużyn  harcerskich  na  Żoliborzu i  Marymoncie w  Warszawie, które stanowiły zalążek konspiracyjnej, przez niego założonej organizacji bojowej - najpierw Batalionu Sztabowego KG AK, potem pułku „Baszta”.
Krystyna napisała wtedy, w czasie świątecznego pobytu w Pieszej Woli, marsz „Hej chłopcy, bagnet na broń!”. [Wg opowiadania prof. Tadeusza Drewnowskiego: „Byłem wtedy gościem, w Pieszej Woli i pamiętam, jak Krystyna przy pianinie uporczywie powtarzając akordy i frazy, komponowała słowa i melodię, i wyśpiewywała na głos tę piosenkę, która stać się miała jedną z najpopularniejszych piosenek żołnierskich nie tylko czasu okupacji, śpiewaną przez ludzi, którzy nie mieli pojęcia, kto ją ułożył....”]
W połowie lutego 1943 r. przy ul. Czarnieckiego 39/41 na Żoliborzu, w domu Ludwika Bergera, na konspiracyjne spotkanie Krystyna i Janka Krassowska przygotowały krótki koncert pieśni patriotycznych rozpoczęty „Bogurodzicą”, zakończony piosenkami Krystyny i nauką nowej bojowej piosenki napisanej dla „Baszty”. Wszyscy tak długo powtarzali, aż nauczyli się jej na pamięć – słów i melodii, gdyż tekst pisany mógł być zagrożeniem życia dla posiadającego. Ale słowa były im tak bliskie, że szybko zostały zapamiętane. [W książce „Powstańczym szlakiem walczącego Żoliborza”, Bohdana Grzymały-Siedleckiego, który w koncercie uczestniczył, jest dokładny opis tego koncertu i zachwyt autora nad kompozytorką. Pisał także, że w innym domu przy Czarnieckiego spotykali się na „Wieczorach artystycznych”, słuchali muzyki Chopina, recytowali wiersze wieszczów i swoje. On recytował wiersz własny o Chopinie. Na jedno z takich spotkań Ludwik Berger przyprowadził starszą koleżankę, harcerkę i poetkę.
„- To Krystyna – Warszawska Syrena, przedstawił Ją Ludwik, wywołując na Jej twarzy jakby rumieniec zażenowania. Była to Krystyna Krahelska. Krystyna powiedziała nam jeden ze swoich wierszy, który zrobił wrażenie tą dziwną, melancholijną nutą:

[O opisanym wyżej koncercie opowiadał mi również Marek, syn Ludwika Bergera, który ja-ko 7 letnie dziecko uczestniczył w nim także i pamięta wrażenia do dziś. Wspomina też, że Krystyna pojawiała się w jego domu na krótko, przekazywali sobie z ojcem jakieś informacje, z czego wnioskuje, że była też kurierką „Baszty”. Okazało się, że piosenka ta stała się nieoficjalnym hymnem podziemia i harcerstwa w Warszawie. Śpiewały ją oddziały powstańcze i  partyzanckie w czasie wojny i Powstania Warszawskiego:]
W pierwszych dniach kwietnia 1943 r. w Pieszej Woli wydarzyła się tragedia. Do dworu zgłosiła się grupa dezerterów, mieszanych nacji. Przyszli po broń, o której swego czasu dowiedział się „Maślanko”, rzekomy łącznik AK. Wygląd i zachowanie świadczyły o bandyckim charakterze tej grupy. To sprawiło brak zaufania Grzmisława i Jana, którzy nie wy-dali tej broni (mimo brutalnego bicia i katowania) ryzykując utratę życia. Tak samo bohatersko zachowali się gajowy i jego syn – Torbicze. Pobicie Jana było na tyle groźne, że Krahelski, człowiek potężnej postury – 130 kg, dostał wysokiej temperatury i trzeba było odwieźć go do szpitala we Włodawie. Grzmisław miał połamane żebra i silne potłuczenia, lecz życiu jego nie zagrażało niebezpieczeństwo. Do Włodawy pojechała także żona, Janina, która natychmiast zawiadomiła córkę. Krystyna z matką w szpitalu na zmianę pielęgnowały skatowanego Jana. Szczęśliwie się stało, że zatrudniono Ją na etat stały pielęgniarki szpitalnej. Była wysoko ceniona przez personel i pacjentów. Najpierw większą część czasu spędzała w szpitalu otaczając ojca najczulszą opieką. Miał ogromny ropień na pośladku, wciąż niegojący się, pęknięcie kości w stawie biodrowym i przestrzeloną nogę, co było uciążliwe przy tak dużej wadze. Matka gotowała dla Jana posiłki, aby się wzmocnił i szybko wrócił do zdrowia. Gdy ojcu było już lepiej, Krystyna nocami wyjeżdżała ze szpitala do okolicznych lasów z dr Żochowskim pracującym w konspiracji. Opatrywała rany partyzantom, a także więźniom – Żydom z Polski i z innych krajów, którzy po buncie uciekli z obozu w Sobiborze. W razie potrzeby nawet dokonywali trudnych operacji, przy których Krystyna pełniła ważną rolę instrumentariuszki. Te wyprawy do lasu po godzinie policyjnej groziły również utratą życia. Jej pobyt we Włodawie trwał 9 miesięcy.
W tym czasie Krystyna dowiedziała się także o tragicznej śmierci Ludwika Bergera. [23. listopada 1943 r. (ur. 1911) został zastrzelony w czasie przeprowadzania akcji władz niemieckich przy ul. Śmiałej 5a na Żoliborzu. Walczył do końca.] Tę wiadomość bardzo mocno prze-żyła. [Środowiska mokotowskich Oddziałów Powstańczych postanowiły uczcić 65 rocznicę przekształcenia Batalionu Sztabowego KG AK na pułk „Baszta” i śmierci Ludwika Bergera – organizatora młodzieżowych grup oporu, poprzez ogłoszenie roku 2008 „Rokiem ‘Baszty’ i Ludwika Bergera.”]
Kochała swoje „Stare Ptaki”, dbała o nie, rozumiała, że przy niepewnej sytuacji brata-lotnika, ona jest jedyną ich ostoją. Będąc żołnierzem AK, znając dokładnie aktualną sytuację na froncie, który zbliża się w kierunku Warszawy, czuła się w obowiązku do niej pojechać. Była przekonana, że w Stolicy wybuchnie Powstanie, ponieważ warszawiacy nie będą czekać biernie na wyzwolenie. Wiedziała, że Jej doświadczenie pielęgniarskie wtedy bardzo się przyda.
W połowie maja 1944 r. mimo próśb rodziców, których bardzo kochała, z bezpiecznego Krakowa przyjechała do Warszawy. „Danuta” przed wybuchem Powstania Warszawskiego miała kłopoty z sercem, była mizerna, gorączkowała po niewyleczonej grypie, co bliskich niepokoiło. Pierwsze dni poświęciła na nawiązywanie kontaktów, szukanie i odwiedzanie wszystkich znajomych i bliskich. Mieszkała  pod  różnymi  adresami,  dorywczo  pracowała w szpitalu, na dyżurach i opiekowała się cichociemnymi. [Edward Szanc – kolega konspiracyjny z Instytutu w Puławach – pisał do mnie: „Po przyjeździe z lasu na lubelszczyźnie szedłem warszawską ulicą... Ktoś klepnął mnie z tyłu zdrowo po plecach. Zgiąłem się, obracając szybko. Była to Krystyna. Ucieszyliśmy się serdecznie, uściskaliśmy się mocno. Pierwsze pytanie Krystyny było jak zawsze rzeczowe i bardzo bezpośrednie: ‘Głodny jesteś, zjesz coś...i czy masz wszy?’. Krystyna wiedziała, że jestem w oddziale partyzanckim, i na dalszą metę trudno było ustrzec się tego. ‘Idziemy do mnie’. Mieszkała wówczas przy ul. Filtrowej 68. Po wypukaniu umownego szyfru, zostaliśmy wpuszczeni do środka, gdzie już były 3 osoby, 2 panów i 1 pani. Przedstawiła mnie krótko, oni coś bąknęli pod nosem i znajomość została zawarta. Krystyna szykowała dla mnie kąpiel, a ja czekając – szybko zorientowałem się, że owi panowie, to skoczkowie „cichociemni”, którzy przed paru dniami byli zrzuceni na teren Generalnej  Guberni,  a  pani  jest jedną z „ciotek”  tych  spadochroniarzy,  którymi  się  opiekowały z Krystyną. Obie były ich przewodnikami, zapoznając z warunkami i otoczeniem oraz atmosferą ulicy i kraju, którego nie znali zupełnie, pozostając od paru lat w Anglii. Opieka nad nimi była konieczna i bardzo odpowiedzialna, ale i bardzo niebezpieczna, gdyż owi  (ci)...byli nie-ostrożni, brawurowali, nie zdając sobie sprawy z niebezpieczeństwa, jakie czekało ze strony Niemców, tropiących ich gorliwie i zagrażających na każdym kroku. Czekając na kąpiel, uprosiłem Krystynę, aby coś nam zaśpiewała, a ta ściszonym.. ‘mruczandem’ zaczęła śpiewać ...potem głos...brzmiał już pełną swoją siłą.  ...W pewnym momencie spojrzałem na otwarte okno – podszedłem i wyjrzałem.  ... ‘Zatkało’ mnie, ciarki przeszły po skórze. Na dole stała grupka ludzi, ciągle się zwiększająca, z zadartymi głowami. Zasłuchani w melodie Krystyny, które docierały do nich z góry i słowa ‘karabin w dłoni i bagnet na broni’. ...Krystyna milcząc otworzyła wyjście kuchenne, a stamtąd na strych, którym...po paru sekundach ...towarzystwo ...przedostało się na inną klatkę schodową i opuściło parami blok, w różnych odstępach czasu ...Z kąpieli nic nie wyszło – nie ryzykowałem... Było to niestety moje ostatnie spotkanie z Krystyną.”]
            Przez krótki czas mieszkała także przy ul. Polnej 40, u chorej ciotki Jadwigi Krahelskiej, sąsiadki Marii Dąbrowskiej. Krystyna musiała zająć się samotną, ciężko chorą Jadwigą, bo ta zaziębiła się na prowadzonych w szkole zajęciach. Nie zrażały Jej bardzo trudne warunki życia, martwiła się ciągle o rodzinę.
Słowa ciotki Jadwigi Bury-Zaleskiej: „Domyślam się, że po różnych próbach wykonywania powierzonych zadań w ruchu oporu chciała powrócić do tego, co Jej dawało najpełniejsze ‘oddanie siebie’, do pracy sanitarnej: udzielała się w grodzieńskim szpitalu, przeszła przesz-kolenie w Puławach, praktykę we Włodawie...Była mizerna, gorączkowała i miała jakiś nie-znany mi dotąd przepraszający uśmiech, widoczny na ostatniej fotografii. Czekała na swój los, na wybuch powstania. I myślę, że czuła także jak wielu spośród lotników, że będzie to ‘Jej ostatni lot’...” Błagała matkę o przyjazd i przywiezienie drobiazgów potrzebnych do udziału w patrolu. Matka przyjechała na krótko – bo już były trudności w komunikacji – i widziała się z Krystyną po raz ostatni. Krystyna spotkała się też z Janką Krassowską, ps. „Jagienka”, którą poprosiła o załatwienie przydziału do bojowego oddziału, do którego Janka należała - 1108  „Jelenia”.  Została przyjęta jako sanitariuszka. Wszyscy w plutonie ucieszyli się, że będą mieli wykwalifikowaną pielęgniarkę.
W plutonie tym było 44 żołnierzy i 3 sanitariuszki: Krystyna Krahelska, ps. „Danuta”, Janina Krassowska, ps. „Jagienka”, Halina Irena Krahelska, ps. „Myszka” [przyp. -daleka kuzynka]. 30. lipca 1944 r. chłopcy z plutonu 1108 „Jelenia” zabrali ze skrytki broń. W ostatniej chwili dotarł Zygmunt Gebethner ps. „Zygmuntowski”, który przyniósł 2 pistolety maszynowe – peemy, kupione od Węgrów za skradziony samochód. Dostali rozkaz przeniesienia się na ul. Słoneczną, w niemieckiej części dzielnicy. Mały 7-letni chłopiec, który był w tym mieszkaniu, słysząc, że idą bić Niemców, stwierdził kategorycznie: „To ja też idę”. Aby nie dopuścić do dekonspiracji, aż do momentu ich wyjścia wieczorem, nikogo z obecnych w mieszkaniu nie wypuszczono. Nastąpił podział grupy. Chłopcy przenieśli się na Nowogrodzką, a dziewczęta na Marszałkowską 21 m. 12 róg Oleandrów, gdzie mieściło się dowództwo dywizjonu. Było to mieszkanie profesora Politechniki Warszawskiej Romana Podoskiego, teścia ppor. „Mistrza” – Władysława Kocha, z-cy dowódcy plutonu 1108. [Był artystą malarzem, jego obrazy znajdują się w Muzeum Narodowym w Warszawie. Mieszkanie mieściło się na 6 piętrze domu [który istnieje, lecz bez górnych dwóch pięter].
            [„Myszka” zapamiętała tę ostatnią, przedpowstaniową  noc:] „Niemal wszyscy prze-czuwali, że noc ta będzie ostatnią już nocą przed ostatecznym natarciem. Więc nie przychodził sen...Zdecydowałyśmy się jednak położyć na dużym małżeńskim łożu. Klapnęłyśmy we trzy: Jaśka, Krystyna i ja... było już chyba po dwunastej. W pewnym momencie ...Krystyna się trochę uniosła na poduszkach i tak półsiedząc zaczęła śpiewać. Zaczęła nucić cicho ulubione przez siebie piosenki, jakieś dumki ukraińskie, które uwielbiała i przepięknie śpiewała, i jakieś dumki białoruskie i ludowe piosenki polskie....chociaż mówiłyśmy:  zaśpiewaj coś ta-kiego naszego, na powstanie, nie chciała śpiewać żadnych swoich piosenek....pod koniec, właściwie już byłyśmy półśpiące, zaśpiewała swoją ‘Kołysankę’. Pamiętam doskonale, jak kończyła prawie mruczando ‘śpij dziecino, śpij żołnierski synu, już niedługo obudzimy broń. Jeszcze wtedy nie wiedziałyśmy, że ją ‘obudzimy’ następnego dnia... o piątej po południu. Chociaż śpiewała cicho, to jednak z innych pokoi wyszli państwo Podoscy, ‘Mistrz’ i inne osoby tam nocujące. Krystyna jakby ich nie widziała, tak była zatopiona w swoich myślach... Może, śpiewając piosenki swoich poleskich stron, tam skierowała swoje wspomnienia, a może podświadomie żegnała się ze swymi rodzinnymi Mazurkami?”

Przez cały okres okupacji pod Pomnikiem Syreny, w każde wielkie święto narodowe, młodzież składała wiązanki kwiatów, a 31. lipca 1944 r. pojawił się na cokole napis „Hej chłopcy, bagnet na broń!” jako wezwanie do boju.
        1. sierpnia 1944 kilka godzin przed Godziną „W” pluton  stawił się w punkcie zbornym przy ul. Polnej 46, w mieszkaniu prof. Rostkowskiego. Rano „Wrzos”- Zbigniew Wrześniowski, zdolny artysta malarz, studiujący u Wojciecha Gersona, właściciel rikszy, przywiózł  nią  broń.  Był  ubezpieczany  przez  wachm. podchor. Tadeusza  Butlera  ps.  „Sęp” i przez „Myszkę”. W mieszkaniu panował gwar i podniecenie w oczekiwaniu na rozkaz. Zakładano biało-czerwone opaski, przyszywano do czapek i furażerek orzełki, by podkreślić, że w różnych cywilnych ubraniach są żołnierzami AK i uczestnikami powstania. Rozdano broń, której niestety nie wystarczyło dla wszystkich. Mieli zaledwie 2 peemy, 11 pistoletów parabellum, granaty i nożyce do cięcia drutu. Resztę miano uzupełnić bronią zdobytą na wrogu. Sanitariuszki sprawdzały stan apteczek pierwszej pomocy.
O godz. 17tej, w godz. „W” wybuchło Powstanie. Pluton wreszcie otrzymał niecierpliwie wyczekiwany rozkaz i wybiegł do akcji z ul. Polnej 46. Po drodze dołączył do nich dowódca Karol Wróblewski ps. „Wrona”. Mieli zdobyć z rąk Niemców redakcję „Nowego Kuriera Warszawskiego” - niemieckiego szmatławca, przy ul. Marszałkowskiej 3/5, lecz od tyłu zabudowań, od strony ul. Polnej, blisko Pl. Unii Lubelskiej. „Myszka” wspominała: „Tupot 44 par nóg na schodach, uśmiechy mieszkańców chwytane w przelocie, czyjeś - ‘Jezus, Maria! Wojsko Polskie!’ - czyjeś - ‘szczęść Boże!’ i ‘Niech Was Bóg ma w swojej opiece!’. Skok przez Polną, bieg dziewcząt na Pole Mokotowskie wzdłuż jezdni, a chłopcy z drużyny wzdłuż ulicy, pod murami domów. ‘Danuta’ biegła wolniej, nieco odstawała, była największa, najcięższa i miała niezbyt silne serce”. Niemców było w budynku bardzo dużo i byli świetnie uzbrojeni w przeciwieństwie do Polaków, którzy mimo to wierzyli w zwycięstwo. „Zygmuntowski” tak wspomina pierwsze chwile walki: „gdy dobiegliśmy do bramy ‘Kuriera’, rozcięto siatkę na betonowym murze i łańcuch z kłódką zamykający bramę. Wbiegłem na podwórze drukarni. Niemcy byli zajęci strzelaniną od Pl. Unii. Byli zaskoczeni, że zaszliśmy ich od tyłu. Rozpoczęła się strzelanina, niektórzy Niemcy podnosili ręce do góry. Nagle zaczęły padać strzały z boku budynku drukarni. Pamiętam, że po chwili strzelałem już niecelnie. Na dłoniach zobaczyłem krew. Byłem ranny w głowę. Pierwszy przebłysk świadomości, to chwila opatrunku - robiła go ‘Danuta’ - nasza sanitariuszka”. Gdy trzeba było opatrywać rannych, „Danuta” myślała tylko o tym, że musi dotrzeć do nich pierwsza, bowiem była najstarszą z sanitariuszek, z pełnymi kwalifikacjami, dużą praktyką i chciała jak najdłużej chronić młodsze dziewczęta. Według relacji „Myszki”: „’Danuta’ pobiegła do rannego w płuco ‘Mistrza’- por. Władysława  Kocha. Odciągnęła  go,  Bóg  wie w jaki sposób, pod szopę, która  stała w pobliżu, i opatrzyła. Raz jeszcze zawróciła, by dołączyć do trzeciego rannego. Wtedy właśnie sięgnęła ‘Danutę’ seria z dachu Straży Pożarnej - 3 kule w płuca. Była, ze względu na dużą sylwetkę, idealnym celem dla wyborowego strzelca, strzelającego z dachu.” „Jagienka” wspomina: Podpełzłam do Niej, podpełzł też ‘Wrzos’. Chcieliśmy opatrzeć Ją na miejscu. Leżąc przy Niej udało się Ją obrócić i założyć pierwszy prowizoryczny opatrunek. Był bardzo silny ostrzał. Przytomna, świadoma niebezpieczeństwa, jakie nam grozi,  prosiła  ‘Odejdźcie, odsuńcie się, zostawcie mnie’. Chcieliśmy podciągnąć Ją bodaj pod osłonę rosnących w pobliżu słoneczników. ‘Wrzos’ uniósł się na łokciu i dostał postrzał kości skroniowej prawej. Zginął na miejscu.” Wtedy przyszedł rozkaz wycofania się plutonu, Krystyna została sama, a Jej przyjaciółka - „Jagienka” przeżyła tragiczną chwilę, gdy posłuszna rozkazowi, musiała zostawić Krystynę i odejść do następnej akcji. O 21 było bezpiecznie i patrol zabrał Ją do punk-tu sanitarnego przy Polnej 34. Podjęto próbę operacyjnego zahamowania krwotoku w klatce piersiowej przez zszycie tętnicy i założenie opatrunku uciskowego.
[Ze względu na kilka wersji śmierci Krystyny, poszukiwałam i znalazłam naocznego świadka – dr Marię Trechcińską, która wtedy była pielęgniarką w szpitalu polowym ul. Polna 34. Wg jej relacji: „wśród rannych znoszonych z Pola Mokotowskiego, na zasłanym łóżku do prze-wożenia chorych, leżała młoda kobieta w wieku około 30 lat, blondynka, dobrze zbudowana. Była ranna w klatkę piersiową i w ciężkim stanie. Rannej już udzielono pomocy lekarskiej, była już zabandażowana. Dr Barcikowski polecił mi zrobić Jej zastrzyk dożylny z glukozy. Chociaż stan Jej był ciężki, była  przytomna.  Powiedziała: nazywam się Krystyna Krahelska’. Zaczęła  się agonia, która skończyła się 2. sierpnia śmiercią, ok. 1 lub 2 w nocy, na skutek wcześniejszego wykrwawienia. Po śmierci przywiązano Jej do ręki butelkę z danymi osobowymi. Tymczasowo pochowano Ją na podwórku sąsiedniego domu przy ul. Polnej 36. Dobrze zapamiętałam to nazwisko, gdyż skojarzyłam je ze znaną mi z lekcji historii Krahelską, która rzuciła bombę na gen. Skałona.” Wyżej wymienione informacje o śmierci Krystyny potwierdziło 3. listopada 1995 r. Archiwum  Biura Informacji i Poszukiwań przy Zarządzie Głównym Polskiego Czerwonego Krzyża w Warszawie.
Zawsze, gdy mówię o ostatnich chwilach Krystyny, boję się myśleć, co musi przeżywać czło-wiek świadom bezpowrotnie uciekającego zeń życia.]
Pierwszą oficjalną informację o śmierci „Danuty” zamieszczono w powstańczym piśmie „Barykada” nr 2, w formie nekrologu 13 sierpnia 1944 r.
            Po Krystynie ps. „Danuta” został Pomnik Syreny, ozdoba i herb Warszawy,
symbol Miasta Nieujarzmionego
oraz Jej twórczość.

Syrena stała się trwałym symbolem heroicznej Warszawy. Stała na linii frontu otoczona okopami, w zasiekach z drutów kolczastych.  Pomimo 35 przestrzeleń  trwała na posterunku, dając widzącym Ją żołnierzom chęci do walki i wiarę w zwycięstwo.

PO WOJNIE
9 kwietnia 1945 r. odbyła się ekshumacja. Przeniesiono ciało Krystyny do kościoła Zbawiciela. Odbyła się Msza Św. żałobna,  następnie  pogrzeb  na  Cmentarzu  Służewskim, na Służewie. W uroczystości brały udział: matka-Janina, prof. Ludwika Nitschowa i  przyjaciół-ki Janina Krassowska i Zofia Olszakowska (ZO). Trumnę zbitą z grubych bali na platformie wiozły konie. Na trumnie leżał wianek z ulubionych przez Krysię zawilców, uwity przez mamę.
Matka Krystyny, Janina Krahelska, która zmarła w 1976 r., w swoim ostatnim wspomnieniu o córce, jakby w obawie, by sława pośmiertna nie zatarła swoistej, niepowtarzalnej prostoty jej córki, pisze:Dookoła Pomnika Syreny Warszawskiej – do którego pozowała moja córka Krystyna – narosło z czasem wiele legend i apokryfów. Wiążą one, a nawet utożsamiają Krystynę z Syreną, nadając prawdziwej Krystynie postawę monumentalną i bohaterską. Krystyna prawdziwa nigdy nie pragnęła być bohaterką, nigdy nie marzyła o sławie w jakiejkolwiek postaci. Pragnęła jedynie być we wszystkim sobą i wyśpiewać siebie – od źródeł,  od korzeni,  dając ludziom prawdziwe piękno,  a cierpiącym ukojenie. Zginęła nie walcząc lecz spiesząc z pomocą rannemu...”, powiedziała także: „Jakie to szczęście, że Krystyna, rażona śmiertelnymi trzema kulami nie padła twarzą na asfalt czy bruk, lecz na ziemię wśród słoneczników, które tak lubiła... ...Dając...cierpiącym ukojenie, zginęła nie walcząc, lecz spiesząc z pomocą rannemu...”
[Mamy fotokopię listu, pisanego do Katarzyny Bartz, maturzystki z Grudziądza, w którym Ludwika Nitschowa pisze: „wyrzeźbiona przeze mnie twarz Syreny warszawskiej jest twarzą Krystyny zmonumentalizowaną, aby nie było tak łatwo rozpoznać Krysię chodzącą ulicami, co by Ją może krępowało. Bo chodziła ulicami warszawskimi prosta, wysoka i ja-
śniejąca uśmiechem wewnętrznej, młodzieńczej radości i siły, gotowa na wszystko, co uczci-we, sprawiedliwe i piękne.” Ludwika Nitschowa na życzenie Krystyny zachowała dyskrecję przez wiele lat i dopiero parę lat po wojnie ujawniła, kto pozował do projektu pomnika.]
Krystyna  pośmiertnie została wielokrotnie odznaczona
„za całokształt  wyróżniającej się służby  w okresie konspiracji
i poświęcenie w walkach w okresie okupacji i Powstania Warszawskiego”:
v    Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami od Dowódcy AK z  2.X.1944 r., nr leg. 33973 wyd. 11.XI.1949 w Londynie – zaświadczenie weryfikacyjne z 6.II.1969;
v    Medalem Wojska, zarządzeniem z 1.VII 1948, Nr leg. 10904  Londyn 20.VI.1960;
v    Krzyżem Walecznych;
v    Krzyżem Armii Krajowej nr leg. I, Londyn 15.VIII.1967 dla upamiętnienia wysiłku żołnierza Polski Podziemnej w latach 1939-1945 [ps. „Danuta”, przydział - Sanitariuszka w Oddziale bojowym. Harcerka. Autorka pieśni żołnierskich AK]; - nr leg. 33119, Londyn 22. V. 1985;
v    Dyplom  odznaki  pamiątkowej  7PU Lubelskich  im.  gen. K. Sosnkowskiego  dla
      ułana ochotnika Krahelska Krystyna „Danuta” Nr odz. 43/K, Podstawa: -Rozk. dz. Nr   
      69/46
v    Pismo z  KOŁA  ŻOŁNIERZY  7  PUŁKU  UŁANÓW  LUBELSKICH  im.  gen. K.
      SOSNKOWSKIEGO z 58 Firs Drive, Cranford-Kounslow, Middx. England, 20 maj  
      1969 r.
                  „Szanowna i Droga Pani!
      Przesyłam na ręce Pani legitymację Jej córki, Krystyny, ś.p. pseudonim ‘Danuta’, Złotego Krzyża Zasługi z Mieczami.
      S.p. Krystyna, ‘Danuta’ była żołnierzem plutonu 1108, 3-go szwadronu 7-go Pułku Ułanów Lubelskich im. gen. K. Sosnkowskiego, kryptonim ’Jeleń’. Ciężko ranna w cza-sie walki na Polu Mokotowskim w dniu 1 sierpnia 1944 r. zmarła dnia następnego. Odznaczenie tak dawno zaległe, a tak bardzo należne ś.p. Córce Pani, wspaniałemu bohaterskiemu żołnierzowi Polski Podziemnej, autorce ‘Powstańczej Marsylianki’ – ‘Hej chłopcy, bagnet na broń!’ zostało potwierdzone pismem Koła Żołnierzy A.K., które również załączam, z okazji uroczystości 50-lecia powstania 7 Pułku Ułanów Lubelskich. Jej nazwisko, życiorys i fotografia ukażą się wkrótce w wydaniu książkowym historii tego pułku.
Ś. P. Córka Pani weszła do ‘Złotej Księgi Pułku’, do szeregów żołnierzy, którzy czynami
i ofiarą życia gruntowali chwałę bojową Pułku, zdobytą w okresach wojen 1918-1920, 1939, 1940-1945. Niechaj te moje słowa, jednego z najstarszych żyjących żołnierzy Pułku, a obecnie przewodniczącego Koła Żołnierzy Pułku na emigracji, uzupełnią hołd, jaki składa Wolna Polska swej Bohaterce Narodowej.
      Z wyrazami głębokiego szacunku dla Pani – Matki, która wychowała i wpoiła w duszę Córki, ś.p. Krystyny, ‘Danuty’ pełnię cnot Patriotki Polki - pozostaje
                                                                                  /podpis/           Józef Smoleński
                                                                                  Przewodniczący Zarządu Koła Pułku
                                                                                  Józef Smoleński generał brygady”

Słowa „Bóg, Honor, Ojczyzna” nie były dla Krystyny Krahelskiej  pustymi frazesami,
 lecz kierunkowskazem w życiu.

Niech twórczość i dokonania Tej skromnej, bohaterskiej Dziewczyny żyją w tym, co po Niej zostało. Jest Ona wspaniałym symbolem wszystkich walczących Polek.


[W informacjach i publikacjach podawane są lata 1938 lub 1939 lecz nie ma precyzyjnej wiadomości o dacie postawienia Pomnika Syreny nad Wisłą tzn. dnia, miesiąca i roku. Dlatego zwracam się do wszystkich o pomoc w ustaleniu daty tego faktu.]


Autorem uzasadnienia jest Pani Maria Marzena Grochowska.

Pani Maria Marzena Grochowska jest współautorką książki "Krystyna Krahelska. Obudzmy Jej zamilkły śpiew", Warszawa 1996.

 POWSTANIE WARSZAWSKIE w pieśni i piosence Soliści, chór i orkiestra Reprezentacyjnego Zespołu Artystycznego WP Chór i Orkiestra Polskiego Radia Czerwone Gitary Orkiestra Uliczna z Chmielnej Mieczysław Fogg Kazimierz Pustelak Józef Sojka Józef Wojtan Dorota Osińska Maciej Balcar Andrzej Rybiński Tadeusz Woźniakowski. Słowa napisała Krystyna Krahelska.

2 komentarze:

  1. Archiwalne materiały filmowe w kolorze pochodzące z powstania Warszawskiego podkład muzyczny utwór Nocturne No. 8 in D-flat Major z repertuaru Fryderyka.Chopina

    https://www.youtube.com/watch?v=DauEEtBcRns

    OdpowiedzUsuń
  2. http://niepoprawni.pl/blog/3635/apel-ws-nadania-krystynie-krahelskiej-tytulu-honorowego-obywatela-warszawy

    http://niepoprawni.pl/blog/3635/po-trzykroc-ofiarowala-sie-warszawie

    http://niepoprawni.pl/blog/3635/mogila-warszawskiej-syreny

    http://niepoprawni.pl/content/krystyna-krahelska-wielka-dama-powstania-warszawskiego

    http://blogmedia24.pl/node/64892

    http://wpolityce.pl/artykuly/63102-a-zawsze-juz-pozostanie-dziewczyna-warszawska-dziewczyna-nasze-miasto-ma-wobec-niej-dlug-zwracamy-sie-z-apelem-o-nadanie-krystynie-krahelskiej-tytulu-honorowego-obywatela-warszawy

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.