Warszawa, 23 września 2013
Rada Dzielnicy Ursynów
00-777 Warszawa, Al. KEN 61
APEL
Warszawo, czy nie czas spłacić dług?
Za
rok, 1 sierpnia 2014 roku, będziemy obchodzili 70. rocznicę wybuchu
Powstania Warszawskiego. W roku 2014 upłynie też 100 lat od narodzin i
70 lat od śmierci pewnej dzielnej, pięknej i wszechstronnie uzdolnionej
kobiety, która zginęła walcząc o wolność swojego miasta, swojej
Stolicy. Kobieta ta na zawsze już pozostanie dziewczyną. Warszawską
dziewczyną. Nasze Miasto ma wobec niej dług.
Krystyna
Krahelska, urodzona w kresowym, poleskim dworku, śmiertelnie ranna w
pierwszym dniu Powstania. Dziewczyna, która darowała swoją fizyczną
postać Warszawie i stała się jej najpiękniejszym symbolem. Dwukrotnie,
za życia i poprzez śmierć..
Dzięki
Bogu i ludziom nie została zapomniana. Ale miasto, któremu podarowała
się za życia – i któremu ostatecznie podarowała życie – nadal ma wobec
niej wieczyste zobowiązanie. Czas płacić, Warszawo!
Zwracamy
się do Rady Dzielnicy Ursynów – dzielnicy, na terenie której znajduję
się cmentarz na Starym Służewie przy Parafii św. Katarzyny, gdzie
spoczywają prochy Krystyny Krahelskiej – o wnioskowanie do Rady Warszawy
o pośmiertne nadanie Jej, Warszawskiej Syrenie z Powiśla, tytułu
Honorowego Obywatela Warszawy.
Zwracamy
się właśnie do Was, gdyż samorządowe władze Ursynowa o Krystynie
Krahelskiej pamiętały, nadając Jej imię rondu na terenie dzielnicy i
troszcząc się o Jej mogiłę.
Grób
Krystyny Krahelskiej nie został zapomniany dzięki dobrej woli i sercu
wielu ludzi, instytucji i organizacji. Ale poza dniami rocznicowych
obchodów jest codzienność. Panie i Panowie, Radni Ursynowa, pamiętajcie
że kobiety lubią kwiaty. Dlatego prosimy Was również, abyście
wnioskowali do Rady Miasta o podjęcie uchwały zobowiązującej Miasto
Stołeczne Warszawę do wieczystej opieki nad tym grobem.
Maria Marzena Grochowska, honorowa prezes Towarzystwa Przyjaciół Warszawy, autorka biografii Krystyny Krahelskiej, Warszawa
ks. prałat Józef Maj, emerytowany proboszcz parafii Św. Katarzyny na Starym Służewie, Warszawa
ks. kanonik Wojciech Gnidziński, proboszcz parafii Św. Katarzyny na Starym Służewie, Warszawa
prof. dr hab. Jan Żaryn, UKSW, redaktor naczelny miesięcznika „wSieci Historii”, Warszawa
Muzeum Powstania Warszawskiego „zdecydowanie popiera inicjatywę nadania Krystynie Krahelskiej honorowego obywatelstwa m. st. Warszawy. Dyrekcja MPW”.
Jacek Karnowski, redaktor naczelny „wSieci”, Warszawa
Michał Karnowski, publicysta tygodnika „wSieci” i portalu „wPolityce”, Warszawa
t.ł., inicjator apelu, Warszawa
_______________________________________________________
Wszystkich, którzy zechcą poprzeć tę inicjatywę prosimy o nadsyłanie listów i e-maili do Rady Dzielnicy Ursynów.
Adres korespondencyjny: Rada Dzielnicy Ursynów, 00-777 Warszawa, al. KEN 61
Adres e-mailowy do Zespołu Obsługi Rady Dzielnicy Ursynów: zor@ursynow.pl
Uzasadnienie zasług Krystyny Krahelskiej
dla Warszawy, które zostało przesłane Radzie Dzielnicy Ursynów
z okazji zbliżających się dwóch Jej rocznic:
100 – urodzin i 70 - śmierci
Żałuję bardzo, że zbyt późno
- w 1986 r.- zainteresowałam się Krystyną
Krahelską. Jestem wdzięczna
wszystkim, którzy zechcieli
podzielić się ze mną
wspomnieniami o Krystynie, a także żyjącym wówczas członkom rodziny,
przyjaciołom i znajomym, którzy przekazali mi
dokumenty i materiały oraz pamiątki
dotyczące Jej osoby. Dziękuję za
zaufanie i wiarę, że przybliżę ich ukochaną Krystynę
społeczeństwu.
Po otrzymaniu dokumentacji wiele
czasu poświęciłam na chronologiczne jej uporządkowanie i zebranie wspomnień. Wszystkie zgromadzone
dokumenty, rękopisy i pamiątki zostały wielokrotnie, na wystawach wyeksponowane.
Ponadto wspólnie z Bohdanem Grzymałą Siedlec-kim napisałam książkę „Krystyna
Krahelska. Obudźmy jej zamilkły śpiew” w 1996 r. (dostępna czasem tylko w
internecie), wygłosiłam wiele prelekcji i umieszczono mój referat o Krystynie,
jej życiu, twórczości i działalności także wojennej, w książce „Krystyna
Krahelska – duma Polesia, materiały z sesji popularnonaukowej Brześć, 11-14
czerwca 2010 r.”. Była to sesja międzynarodowa.
Krystyny rodzina od wielu pokoleń
była bardzo zaangażowana w działalność niepodległościową, dziadek i jego brat
byli zesłani na Syberię za udział w Powstaniu Styczniowym, rodzice od wczesnych
lat należeli do tajnych kół niepodległościowych, ojciec walczył w I wojnie
światowej i w 1920 r. Pełnił później różnorodne ważne funkcje państwowe. Był
ppłk z wieloma wysokimi odznaczeniami państwowymi. Rodzona siostra ojca Wanda
Krahelska-Filipowiczowa jako 19.letnia dziewczyna rzuciła bombę na rosyjskiego
generała G. Skałona, kata Warszawy.
Krystyna
Krahelska urodziła się 24. marca 1914 r. w Mazurkach na Polesiu. Z 1920 r. zachowały się 2 pokwitowania,
że Krysia i jej młodszy brat -Dan, mając 6 i 5 lat, wzięli u-dział w zbiórce na
Skarb Narodowy i podarowali swoje oszczędności dla wspomożenia Armii Polskiej.
Będąc uczennicą Gimnazjum Koedukacyjnego im. Romualda Traugutta, w Brześciu,
które cieszyło się wysokim poziomem nauczania, założyła drużynę harcerską
„Wilczki”, a na zbiórkach uczyła podopiecznych miłości do Ojczyzny,
przekazywała historię kraju, wiadomości o różnych miastach Polski, szczególnie
o Stolicy. Organizowała samochodem wycieczki terenowe, by pokazać im piękno
przyrody ojczystej i zabytki. Mając ok. 14 lat zaczęła pisać piękne wiersze,
odzwierciedlające Jej wszystkie odczucia – podziwu przyrody, przyjaźni,
patriotyczne m. in. o śmierci Marszałka J. K. Piłsudskiego, o Łazienkach
Królewskich i in.
Krystyna od
1.X.1932 r. zaczęła studiować
geografię i jednocześnie uczęszczać na
wykłady z historii na Uniwersytecie Warszawskim, potem etnografię. Od
początku zamieszkała u ciotki Wandy Krahelskiej-Filipowiczowej, która
przyjaźniła się ze znaną rzeźbiarką Ludwiką Kraskowską-Nitschową. Obie bywały
także częstymi gośćmi w jej domu, który był ośrodkiem światowej kultury, z
czego chętnie korzystała Krystyna. Była tam lubianym gościem w tym artystycznym
i muzykalnym domu, w którym zetknęła się bliżej
z rzeźbą i malarstwem, gdzie proszona o to Krystyna, śpiewała wiele pieśni
patriotycznych i ludowych w 5 językach. Była też zapraszana do Polskiego Radia
w Wilnie, Baranowiczach i Warszawie. W Wilnie śpiewała także w „Środzie
literackiej” w „Celi Konrada”, w murach pobazyliańskich, w dawnych celach
więziennych Filomatów i Filaretów, wśród których był Adam Mickiewicz.
W celu ożywienia życia
kulturalnego w Wilnie organizowano cośrodowe spotkania literackie, muzyczne,
artystyczne i krajoznawcze, na które zapraszano bardzo wybitnych (także zagranicznych) polityków,
profesorów, polskich twórców
kultury, jak m. in.:
Prezydenta prof. I. Mościckiego, Z. Nałkowską, M. Dąbrowską, K.
Iłłakowiczównę, M. Samozwaniec, E. Szelburg-Zarembinę, J. Tuwima, J. Osterwę,
Al. Zelwerowicza, S. Jaracza i in.. Zaproszenie Krystyny, by tam zaśpiewała, było dla Niej wyjątkowym wyróżnieniem. „Kurier Wileński” z 3. 12. 1937 r. podał: „Pani
Krystyna Krahelska odśpiewała szereg piosenek zaściankowych, białoruskich,
ukraińskich oraz huculskich, stwarzając doskonałą atmosferę swym niezawodnym
imitatorstwem specyficznych cech folkloru”. Krystynę urzekło piękno Wilna i
jego zabytków, a przede wszystkich
„Ostra Brama” i znajdujący
się w niej obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej i cmentarz na Rossie,
co utrwaliła w wierszach „Ostra Brama” i „Pogrzeb serca”.
Zapraszana, zaczęła koncertować w wielu
domowych salonach artystycznych zapoznając słuchaczy z polskimi patriotycznymi
pieśniami i piosenkami. Ponieważ miała
wyjątkowe umiejętności muzyczne śpiewała zarówno arie operowe, jak i pieśni,
piosenki artystyczne i ludowe. Julian Pulikowski, kierownik Działu Muzycznego
Biblioteki Narodowej w Warszawie, który współpracował z C.A.F.-em (Centralna
Agencja Fonograficzna), nagrał i skatalogował ok. 20 000 pieśni i melodii
instrumentalnych na tzw. wałkach Edisona. Zachowała się część karty katalogowej
7 wałków nagranych przez Krystynę w ciągu 1 dnia, 17.04.1937 r. zawierających 42 nagrania wokalne
zawierające hipotetycznie Jej 120 „melodii”. [Julian Pulikowski zginął
przy budowie barykady we wrześniu 1944. Niestety
nagrania nie przetrwały. Zbiory C.A.F. wraz ze zbiorami specjalnymi
Biblioteki Uniwersyteckiej i Narodowej
zostały pod-palone przez Brandkommando w październiku 1944.]
Nie tylko
śpiewała ciepłym, czystym, silnym głosem o pięknej barwie, ale też czasem
akompaniowała sobie na skrzypcach lub pianinie. [Aby ocalić od zapomnienia
piosenki śpiewane przez Krystynę prof. Piotr Dyahlik na moją prośbę nagrał
kilkanaście polskich, białoruskich i ukraińskich piosenek zaśpiewanych przez
Janinę Krassowską –wieloletnią przyjaciółkę Krystyny. Te
piosenki obie dziewczyny śpiewały w czasach młodości.
W roku 1936 Zarząd
Miejski Warszawy zajmował się ustaleniem godła miasta. Prezydent Stefan
Starzyński rozmawiał o tym wielokrotnie z Ludwiką
Kraskowską -Nitschową, która uważała, że od wieków symbolem miasta była
Syrena i nie powinno się tego zmieniać. Należy tę legendarną postać przedstawić
jako silną, bohaterską kobietę. Ostatecznie podjęto decyzję budowy pomnika
Syreny Warszawskiej. Prezydent Starzyński znał już wybitne prace tej rzeźbiarki
i będąc w jej pracowni zachwycił się gipsowym odlewem dziewczęcej głowy, do
której pozowała Krystyna Krahelska: „jaka to typowa, polska uroda, pełna wdzięku,
a jednocześnie słowiańskiego charakteru i siły”. Krystyna, znana
rzeźbiarce od lat - wysoka, świetnie zbudowana, o zdecydowanie polskiej
urodzie, jasnowłosa, zielonooka z twarzą o szlachetnych rysach - idealnie pasowała
do wizji silnej, bohaterskiej Syreny, która miała być nie tylko wyobrażeniem
herbu, ale też symbolem niezłomnej obronności miasta - zawsze, tym bardziej w
czasach zagrożenia, jak pod koniec lat 30-tych.
Nitschowa
przygotowała dwa projekty. Pierwszy – 20 m. monumentalny posąg
wykonany z zielonego szkła, umieszczony na filarze pośrodku Wisły. W
dzień wskazywałby poziom wody, w nocy oświetlony reflektorami, stanowiłby atrakcję
Warszawy, a przepływające statki oddawałyby mu honory. Zbyt wysokie koszty
uniemożliwiły realizację tej koncepcji. Drugi projekt, znacznie skromniejszy,
3,75 m., miał stać na lewym brzegu w basenie z fontannami, a na obrzeżu miały
siedzieć dwa piękne orły.
Ludwika
Nitschowa starała się przekonać Krystynę do pozowania, ponieważ widziała w Niej
wewnętrzną siłę. Nie było to łatwe. Zdecydował o tym być może moment w czasie
wstępnej próby, gdy klęczącej Krystynie, rzeźbiarka włożyła do ręki miecz. W
„Dziennikach” w 1937 r. Maria Dąbrowska
wspomina: „...o pierwszej z Poniatowskimi jedziemy do pracowni pani
Kraskowskiej–Nitschowej zobaczyć pomnik Syreny przeznaczony dla Warszawy, ma
stanąć nad Wisłą. Na tle innych pomników Warszawy, owszem korzystnie się
wydaje. Dobra jest twarz, a zwłaszcza uśmiech tragiczno-egipski. Pozowała do tego
pomnika Krysia Krahelska, córka wojewody. Piękna jak Syrena i śpiewa jak
Syrena.” Krystyna zadedykowała rzeźbiarce swój wiersz. Wspólna praca nad rzeźbą
utrwaliła serdeczny, bliski stosunek obu kobiet.
Krystyna wstydziła się pozowania
półnago do tego pomnika, więc ukrywała ten fakt przed wszystkimi.
Na I Ogólnopolskim Salonie Rzeźby
w Instytucie Propagandy Sztuki w Warszawie, przy ul. Królewskiej [tu, gdzie
dziś stoi Hotel Viktoria] 30 kwietnia 1937
roku rzeźbiarka wystawiła dwie rzeźby „Krystyna” 82x57 cm, wykonana w 1936 r., i projekt pomnika „Syrena – godło Warszawy”
375x200 cm, wykonany w 1937 r.
Pomnik – godło Stolicy zawdzięczamy Prezydentowi Warszawy Stefanowi
Starzyńskiemu, który urodził się właśnie na
Powiślu i bardzo pragnął, żeby ta część miasta była piękna. Dla-tego chciał
zrealizować ideę „Frontem do Wisły”.
Z jego polecenia rozpoczęto budowę Wisłostrady, bulwarów, porządkowanie skarpy.
15. sierpnia 1939 r. na
Wybrzeżu Kościuszkowskim, u wylotu ul. Tamka, na lewym brzegu Wisły, przy
pomniku Syreny bez orłów, odlanym w Zakładzie Brązowniczym „Braci Łopieńskich”,
okrytym biało-czerwoną flagą, zebrała się mała ilość osób. Było święto
Żołnierza. [Pani Antonina Bratkowska opowiadała mi, że otrzymała z Koła Rodzin
Wojskowych 36 pułku piechoty Legii Akademickiej zaproszenie na uroczystość odsłonięcia Pomnika Syreny
Warszawskiej. Zdziwił ją brak zapowiedzianej „gali”. Prezydent Stefan
Starzyński spóźnił się, wyglądał na bardzo zmęczonego. Halina Auderska autorka
książki „Miecz Syreny” tak w niej wspominała:
„Najbliżej pomnika stoi rzeźbiarka pani Ludwika Nitschowa, a przy niej Ta, która jej pozowała - Krystyna Krahelska. Obie są blade, bardzo
przejęte i obie nie wiedzą, że wprawdzie flaga opadnie, ale bez odegrania hymnu
czy bodajże jakiegoś marsza i bez uroczystych słów. ... Prezydent Starzyński
ograniczył się do krótkiej wypowiedzi, że – ‘oto
stolicy przybywa jeszcze jeden piękny pomnik’.
Gdy flaga opadła, oczom wszystkich ukazała się młoda kobieta trzymająca w lewej
ręce tarczę, a w prawej – wzniesiony do góry miecz. Warszawska Syrena...Twarzą
zwrócona na północ, szykując się do zadania ciosu niewidzialnemu
wrogowi...” Zaraz po odsłonięciu
Prezydent odjechał. Opis ten potwierdziła osobiście na naszym spotkaniu.]
Był to ostatni pomnik postawiony w Warszawie przed II wojną
światową.
1. września 1939 r. Jan Krahelski z Krystyną odwieźli
zmobilizowanego do wojska Dana na stację kolejową. Pojechał do Lidy, na
lotnisko. Krystyna czuła silną więź z Warszawą –
miastem, w którym spędziła lata studiów. Nic więc dziwnego, że gdy Niemcy 1. września napadli na
Polskę – Jej pierwszym odruchem była decyzja wyjazdu. Musi jechać! Krystyna
tłumaczyła przerażonym rodzicom, że jest to Jej świętym obowiązkiem, bo tam
będzie potrzebna. Jechała w bardzo trudnych warunkach z Mazurek (440 km!) do
Warszawy, będąc przekonaną, że warszawiacy będą się bronić, a ona się przyda,
ponieważ ma harcerskie przeszkolenie sanitarne. Już 4 września była w
Warszawie. Zatrzymała się u ciotki Wandy Filipowiczowej. Natychmiast włączyła
się do pracy – udzielała podstawowej pomocy sanitarnej. Razem z mężczyznami
pomagała odgrzebywać zasypanych, kopała rowy przeciwczołgowe na Pradze. 8
września, po wydaniu przez płk Umiastowskiego
rozkazu (tragicznego w skutkach),
by wszyscy mężczyźni opuścili miasto i udali się na
wschód, opuściła Warszawę. Po drodze przeżyła grozę bombardowania szos i dróg,
po których cofały się, przed szybko posuwający-mi się wojskami niemieckimi,
rozbite polskie oddziały wojskowe i uciekająca ludność cywil-na. Ta wrażliwa dziewczyna,
była teraz bezradna i przerażona, widząc masakrę kobiet, dzieci i starców.
Osiem dni trwała ta tragiczna podróż różnymi środkami lokomocji, a często
pieszo. Z Kowla przyjechała koleją do Baranowicz. 16
września wreszcie dotarła szczęśliwie do do-mu
w Mazurkach. Rodzice ucieszyli się, że wróciła cała i zdrowa. Następnego
dnia – 17. września - dowiedzieli się, że wojska ze
wschodu przekroczyły granicę. Mazurki były tylko 50
km od granicy, dlatego Krahelscy je opuścili pod silną namową rodziny i
sąsiadów, którzy obawiali się o ich życie. Wyjeżdżając
nie przypuszczali, że już nigdy nie zobaczą budowane-go przez tyle lat domu,
ani ziemi, w którą wrastali przez pokolenia. Rodzina Krahelskich za-trzymała się w Grodnie, które było
najważniejszym ośrodkiem obrony, jedynym, który 20 i 21 września się bronił. W
większości obrońcami byli: ludność cywilna, harcerze i młodzież szkolna.
Krystyna udzielała pomocy rannym żołnierzom w grodzieńskim szpitalu, nabywając
praktyki i wciąż niepokojąc się o brata i bliskich. Krahelscy uciekli do
Białegostoku. 22. 09. tu również, po
podpisaniu porozumienia niemiecko-rosyjskiego w Brześciu i ustaleniu nowych
granic, wkraczają wojska rosyjskie. Krystyna postanowiła przedostać się przez
już powstałą granicę do Generalnej Guberni. Udało się. 11. listopada
przekroczyła zieloną granicę. Pojechała do Warszawy. Wtedy rozeszła się plotka,
że Jan Krahelski został zamordowany w swoim majątku. Rodzina odetchnęła z ulgą,
że już nie będzie poszukiwany za działalność niepodległościową i pełnienie
ważnych funkcji państwowych. Jednocześnie
potwierdziło to przypuszczenia, co byłoby, gdyby tam zostali. Jeśliby
ich od razu nie zabito, zostaliby wywiezieni na Syberię, jak gajowy Rusakiewicz
z żoną w ciąży i dwojgiem maleńkich dzieci.
Zamieszkała z
rodzicami w Warszawie, przy ul. Ursynowskiej 24/26, w bardzo trudnych
warunkach. Z notatek Krystyny: „Pewnego
pięknego poranka wynajęli zaciszną (okropną) suterenkę na Mokotowie, rozpoczęli w niej żywot z minimalną ilością
pieniędzy oraz innych doczesnych przedmiotów, za to z dużą dozą optymizmu..
Reprezentują dwa pokolenia. Starsze (w sumie lat 111) egzemplarze - dwa.
Inżynier i doktór. Młodsze – egzemplarz
jeden – magister. Doktór i magister odnowiły „dziurkę” wybieliwszy ją poprostu
– gratów trochę pożyczyła pewna opatrznościowa Irena.. .„Mokotów przygarnął - obcych - jak swoich....jakby się do Wilna rodzonego, czy do Lwowa człowiek dostał... Inna
rzecz, że ludzie na Mokotowie bywają
i ze Lwowa i z Wilna.” Krystyna próbowała wyprzedawać na wsi
resztę rzeczy przy-wiezionych z Mazurek, a nie najkonieczniejszych w Warszawie, by móc za to kupić podstawowe produkty żywnościowe. Nie
przyniosło to zbytnich efektów materialnych, ale wyprawy te dały Jej
chwile wypoczynku i kontaktu z przyrodą. Jednakże każda taka wyprawa groziła
jeżdżącym do Warszawy z towarami ze wsi pobiciem przez niemieckich żandarmów,
zabraniem produktów, wywiezieniem na roboty do Niemiec lub obozu, a nawet
zastrzeleniem na miejscu dla przykładu, w celu zastraszenia innych. Otaczała
rodziców miłością i troską, nazywając ich z czułością „Stare Ptaki”, jakby
dodatkowo wynagradzając im brak Dana, o którym ciągle myśleli i mówili.
Krystyna nie potrafiła biernie czekać na to, co Jej przyniesie los. Wciąż
szukała pracy. W grudniu, z potrzeby duszy, związała się z polskim ruchem
podziemnym i złożyła konspiracyjną przysięgę w ZWZ (Związek Walki Zbrojnej),
[później w AK], przyjęła pseudonim „Danuta”. Zaprzysiężyła
Ją znana Jej od dzieciństwa, przyjaciółka - Basia Poniatowska. Krystyna
aktywnie włączyła się w pracę konspiracyjną: pełniła niebezpieczną
funkcję łączniczki i kurierki specjalnych poruczeń na teren Nowogrodczyzny,
przewoziła amunicję, broń, ukryte szyfry i meldunki, prasę podziemną,
dokumenty, robiła szczegółowe obserwacje ruchów wojsk niemieckich, nie tylko na
terenie Generalnej Gubernii, ale jeździła na Polesie, gdzie mogła być łatwo
rozpoznana, więc każdego dnia ryzykowała życiem.
Na szczęście odwiedziła
Krahelskich przyjaciółka Krystyny Janka Krassowska, i po powrocie do domu
opowiedziała rodzicom. Ojciec Janki nie mógł przyjaciół zostawić w biedzie,
przy-jechał do Warszawy, przekonał i zabrał ich do Pieszej Woli w 1940 r.. Pojechali chętnie, bo-wiem
nigdy nie czuli się w mieście dobrze, a szczególnie w tak „luksusowych”
warunkach. Grzmisław Krassowski i jego syn
Witek byli w konspiracji
i opowiedzieli Krahelskim o za-kopanej broni, (zebranej na polu walki, po
przegranej bitwie 1 października 1939, pod Wytycznem), którą kiedyś przekażą
polskim partyzantom. Prawdopodobnie to było inspiracją do napisania
przez Krystynę tekstu i melodii piosenki „Smutna rzeka”- „Kołysanki o zakopanej
broni.”
[„Smutna rzeka” trafiła nawet do
obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu (przywieziona tam przez dziewczęta po
upadku Powstania Warszawskiego, o czym mówiła mi była 16 letnia wówczas
więźniarka Auschwitz pani Zofia Posmysz
- pisarka). W komentarzu do
zbiorku wierszy Krystyny „Smutna rzeka” Irena Karpińska, koleżanka z
etnografii, która też była w obozie, tak Ją wspomina: „Jej osobowość nie daje
się zamknąć w utarte, konwencjonalne słowa. Była daleka od wszelkiej
sztuczności i koturnów. Opowiadała chętnie o swoich stronach, o ludziach, a
opowieści były przeplatane lokalnymi autentycznymi powiedzeniami, i
pod-chwytliwym, niezawodnym smakiem, jaki tylko może mieć autochton z terenu,
na którym wyrósł. Jej słownik odznaczał się swoistym regionalnym kolorytem.
Posiadała dar bezpośredniej, czujnej obserwacji życia oraz wielką umiejętność
podpatrywania natury... Głęboka uczuciowość, impulsywność i humor wiązały się z
pewną nierównością usposobienia, co zresztą dodawało jej wdzięku i barwy”.]
Krystyna krótko przebywała w
Pieszej Woli, bo w tym majątku zatrzymało się wielu ludzi poszukiwanych przez
gestapo, więc było mało miejsca. Teraz, w połowie 1940 r., zamieszkała w Puławach u swoich 3 babek Czarnockich, które
nazywała grzecznościowo ciociami. Dwie z nich, Zofia i Jadwiga miały bardzo
wysokie wykształcenie zdobyte za granicą i pracowały na stanowiskach badawczych
(uprzednio) Państwowego Instytutu Gospodarstwa Wiejskiego, trzecia, Maryna,
zajmowała się domem oraz gotowaniem obiadów dla pracowników wtedy Instytutu w Rolniczym Zakładzie Badawczym Generalnego Gubernatorstwa w Puławach. Zakład ten był wyjątkową
instytucją naukową, ówczesnym centrum nauk rolniczych, pozostającym w ciągłym
kontakcie z tego typu placówkami naukowymi w kraju i za granicą. Wielu
wybitnych naukowców w kraju i na świecie wywodziło się właśnie z Pu-ław. Nic
więc dziwnego, że niemiecka administracja nie zlikwidowała go, a powołała
(1940-44) niemiecką Naczelną Dyrekcję. Kierownikami wydziałów pozostali dawni
polscy pracownicy. Instytut w 1939 r. znalazł się na linii frontu i poniósł wielkie straty
osobowe. Powstało więc zapotrzebowanie
na przyjęcia nowych pracowników na wolne etaty.
Szanse miała młodzież, którą zatrudniano jako siły pomocnicze, techniczne albo w charakterze
robotników technicznych, żeby ratować ją przed wywiezieniem na przymusowe
roboty do Niemiec lub aresztowaniem. Ok. 80% pracowników działało w różnego
rodzaju komórkach konspiracyjnych: służba radiowa, kolportaż prasy podziemnej,
produkcja broni, produkcja map i ratowanie Żydów. Mimo licznych aresztowań wśród pracowników,
które kończyły się śmiercią w katowni zamku lubelskiego, na Majdanku, czy w
innych obozach koncentracyjnych lub rozstrzeliwań za stacją kolejową,
działalność konspiracyjna nie załamała się. Do takiego ośrodka ruchu oporu
dołączyła Krystyna.
W tym czasie
była w Warszawie i załatwiła
sobie niemieckie zaświadczenie, ważne przez
1941 i 1942 r.,
wydane przez Centralę Gospodarczą Okręgu Warszawskiego stwierdzające, że „pani
Krystyna Krahelska jest uznana za zbieracza ziół
leczniczych oraz przyprawowych i
może się poruszać swobodnie w tym celu.” Przydało się Jej to wielokrotnie do
podróży kurierskich.
Chwali sobie znośne, jak na okupację warunki: „Człowiek
nigdy nie wiedział, ile zdoła
wytrzymać i znieść. Przestrzeń i czas nie dzielą, jest między ludźmi jakieś poczucie bliskości i
dobroci – dające trwać i przetrwać niejedno. Doświadczam tego od początku i
staram się ludziom oddawać i tak idzie”. Wg licznych
listów Edwarda Szanca, który prowadził pracę konspiracyjno-szkoleniową w
Instytucie: „Krystyna była w ‘piątce’ WSK (Wojskowa Służba Kobiet) na kursie
sanitariuszek i obsługi broni. Organizacyjnie przypisana była do Warszawy. Do
Puław przyjechała, kiedy zaczynał Jej się ‘palić grunt pod nogami’ w Warszawie.
Wówczas tu przycupnęła na 2 lata, nie zrywając kontaktu z Warszawą...Po uszy
tkwiła w organizacji. Działalność Jej była powiązana: z kolportażem, wywiadem i
sekcjami bojowymi KEDYWu.” Szanc wprowadzał Ją w problemy konspiracji
Instytutu, rejonu lubelskiego i okolic, współpracował z Nią. Krystyna mieszkała
u ciotek Czarnockich, na I piętrze prawego skrzydła Instytutu. [Jej pobyt
upamiętnia tablica z portretem.]
[Edward Szanc
pisze dalej o paniach Czarnockich: „Dom ten przepełniony był tradycjami wielowiekowych powstań narodowych, konspiracji i bez reszty
oddany tym sprawom, a zawsze otwarty, w każdej porze dnia i nocy dla
potrzebujących pomocy. Także gotowane i wydawane obiady przez Marynę pomagały w
lepszych kontaktach z ludźmi.” Janina Sypniewska, ówczesny pracownik Instytutu,
powiedziała: „Panie Czarnockie współpracowały z oddziała-mi AK, działającymi w
okolicznych lasach. Mieszkanie ich było skrzynką kontaktową na terenie
Instytutu. Krystyna z babkami oraz moja rodzina przygotowywaliśmy paczki dla
polskich jeńców w stalagach i oflagach. Ważną rzeczą dla jeńców był kontakt z
ludźmi w kraju. Dlatego dziewczęta do paczek z żywnością i ciepłą odzieżą
dołączały swoje fotografie i listy, a podopiecznych nazywały „synkami”. Synkiem
Krystyny był Tadeusz Woytowicz. Zachowało się zdjęcie Krystyny, które
ostemplowała cenzura stalagowa na odwrocie. W liście, podała mu swój rysopis,
który świadczył o Jej poczuciu humoru: „blondynka, wysoka, 80 kg żywej wagi,
wygląd z lekka prowincjonalny”. Tadeuszowi udało się uciec z niewoli,
przyjechał w 1941 r. do Warszawy i
spotkali się w kawiarni. Maria Kowalikowa, która była częstym gościem pań
Czarnockich wspomina w liście: „Nikt z nas nie był pewien dnia ani godziny, ale
młodość ma to do siebie, że lekceważy niebezpieczeństwa i pragnie żyć pełną
piersią. Organizowaliśmy po pracy liczne spotkania, podczas których mogliśmy
się dzielić naszymi radościami i różnymi
przeżyciami, porozmawiać na różne tematy, czasem potańczyć i pośpiewać. Zawsze prosiliśmy Krystynę
by nam coś zaśpiewała i Jej występy nas bardzo cieszyły.
Słowa mi się już zatarły, lecz melodia i Jej głos dźwięczy jeszcze w uszach,
czysty, potężny sopran.”].
W czasie okupacji, w Puławach, napisała słowa
i melodie do trzech piosenek wojennych, które były przekazywane anonimowo i
krążyły pod różnymi tytułami: „Smutna
rzeka”-1942, także piosenka na melodię ludową „Kujawiak” lub „Kujawiak
konspiracyjny” lub „Kujawiaczek konspiracyjny” lub „Kujawiak partyzancki”-1942
oraz „W Afryce czy w Europie” lub „Tobruk”.
Ciągle bywała w Warszawie,
ponieważ prawdopodobnie była
kurierką Komendy Głównej
AK. Współpracowała z konspiracyjnym miesięcznikiem „Ziemie Wschodnie
Rzeczypospolitej”. Piosenki wojenne Krystyny powtarzane były anonimowo z ust do
ust. Największe zdeformowania tekstu nastąpiły w Kujawiaku, dopisywano mu
dalsze zwrotki.
Krystyna
odwiedzając w Pieszej Woli rodziców dawała im swoje wiersze i piosenki, ucząc
piosenek na pamięć Jankę i Witka Krassowskich. Przez Witka trafiały one do
Warszawy, stając się z czasem popularnymi anonimowymi pieśniami Polski
Walczącej. Były chętnie śpiewane, gdyż podrywały do walki, pomagały przetrwać,
dając wiarę w zwycięstwo.
W czasie swoich krótkich pobytów w Warszawie odwiedzała m.in.
Ludwikę Nitschową i pod-czas jednej z takich wizyt odbył się konspiracyjny
koncert (a były one surowo zakazane przez okupanta), w którym wzięła udział.
Choć było to ryzykowne, jednak była to wielka ulga psychiczna dla Krystyny i
słuchaczy, którym dodała ducha. Śpiewała także solo na chórze w cza-sie Mszy
Świętej w Kościele Św. Jakuba przy Pl. Narutowicza w Warszawie.
Krystyna wróciła do Warszawy. Dowiedziała się, że ciotka
Wanda Filipowiczowa z dobrą znajomą - Zofią Kossak - działają w AK, starają się
pomagać potrzebującym w zakresie zdobywania pieniędzy i dokumentów. Ratują
kobiety i dzieci z Getta, i chronią je, aby tam nie trafiły. We wrześniu 1942
roku założyły Tymczasowy Komitet Pomocy Żydom im. Kon-rada Żegoty „Żegota”,
który 4. grudnia 1942 roku został przekształcony w Radę Pomocy Żydom przy
Delegacie Rządu RP na Kraj. Przechowują Żydów. Krystyna w miarę swoich
możliwości im pomaga.
Na święta
Bożego Narodzenia pojechała do Pieszej Woli, by spędzić je z rodzicami i
Krassowskimi. Chłopcy z konspiracyjnej harcerskiej organizacji bojowej AK „Baszta”-
chcieli mieć własną piosenkę bojową, o którą poprosił w grudniu 1942 r.
Krystynę Witek Krassowski na
życzenie ich dowódcy – ppor. WP Ludwika Bergera
ps. „Goliat”, „Hardy”, „Michał Hardy”, „Michał”, „Michał Kośmiderski”. Ludwik Berger był harcmistrzem, aktorem
Teatru Re-duta Juliusza Osterwy, reżyserem prowadzącym zajęcia w młodzieżowym
zespole studyjnym „Okop”, organizatorem drużyn
harcerskich na Żoliborzu i
Marymoncie w Warszawie, które
stanowiły zalążek konspiracyjnej, przez niego założonej organizacji bojowej -
najpierw Batalionu Sztabowego KG AK, potem pułku „Baszta”.
Krystyna
napisała wtedy, w czasie świątecznego pobytu w Pieszej Woli, marsz „Hej
chłopcy, bagnet na broń!”. [Wg opowiadania prof. Tadeusza Drewnowskiego: „Byłem
wtedy gościem, w Pieszej Woli i pamiętam, jak Krystyna przy pianinie uporczywie
powtarzając akordy i frazy, komponowała słowa i melodię, i wyśpiewywała na głos
tę piosenkę, która stać się miała jedną z najpopularniejszych piosenek
żołnierskich nie tylko czasu okupacji, śpiewaną przez ludzi, którzy nie mieli
pojęcia, kto ją ułożył....”]
W połowie lutego 1943 r. przy ul. Czarnieckiego 39/41 na
Żoliborzu, w domu Ludwika Bergera, na konspiracyjne spotkanie Krystyna i Janka
Krassowska przygotowały krótki koncert pieśni patriotycznych rozpoczęty
„Bogurodzicą”, zakończony piosenkami Krystyny i nauką nowej bojowej piosenki
napisanej dla „Baszty”. Wszyscy tak długo powtarzali, aż nauczyli się jej na
pamięć – słów i melodii, gdyż tekst pisany mógł być zagrożeniem życia dla posiadającego. Ale słowa były im tak bliskie, że szybko
zostały zapamiętane. [W książce „Powstańczym
szlakiem walczącego Żoliborza”, Bohdana Grzymały-Siedleckiego, który w
koncercie uczestniczył, jest dokładny opis tego koncertu i zachwyt autora nad
kompozytorką. Pisał także, że w innym domu przy Czarnieckiego spotykali się na
„Wieczorach artystycznych”, słuchali muzyki Chopina, recytowali wiersze
wieszczów i swoje. On recytował wiersz własny o Chopinie. Na jedno z takich
spotkań Ludwik Berger przyprowadził starszą koleżankę, harcerkę i poetkę.
„- To Krystyna – Warszawska
Syrena, przedstawił Ją Ludwik, wywołując na Jej twarzy jakby rumieniec
zażenowania. Była to Krystyna Krahelska. Krystyna powiedziała nam jeden ze
swoich wierszy, który zrobił wrażenie tą dziwną, melancholijną nutą:
[O opisanym wyżej koncercie
opowiadał mi również Marek, syn Ludwika Bergera, który ja-ko 7 letnie dziecko
uczestniczył w nim także i pamięta wrażenia do dziś. Wspomina też, że Krystyna
pojawiała się w jego domu na krótko, przekazywali sobie z ojcem jakieś
informacje, z czego wnioskuje, że była też kurierką „Baszty”. Okazało się, że
piosenka ta stała się nieoficjalnym hymnem podziemia i harcerstwa w Warszawie.
Śpiewały ją oddziały powstańcze i partyzanckie
w czasie wojny i Powstania Warszawskiego:]
W pierwszych
dniach kwietnia 1943 r. w Pieszej Woli wydarzyła się
tragedia. Do dworu zgłosiła się grupa dezerterów, mieszanych nacji.
Przyszli po broń, o której swego czasu dowiedział się „Maślanko”, rzekomy
łącznik AK. Wygląd i zachowanie świadczyły o bandyckim charakterze tej grupy.
To sprawiło brak zaufania Grzmisława i Jana, którzy nie wy-dali tej broni (mimo
brutalnego bicia i katowania) ryzykując utratę życia. Tak samo bohatersko
zachowali się gajowy i jego syn – Torbicze. Pobicie Jana było na tyle groźne,
że Krahelski, człowiek potężnej postury – 130 kg, dostał wysokiej temperatury i
trzeba było odwieźć go do szpitala we Włodawie. Grzmisław miał połamane żebra i
silne potłuczenia, lecz życiu jego nie zagrażało niebezpieczeństwo. Do Włodawy
pojechała także żona, Janina, która natychmiast zawiadomiła córkę. Krystyna z
matką w szpitalu na zmianę pielęgnowały skatowanego Jana. Szczęśliwie się
stało, że zatrudniono Ją na etat stały
pielęgniarki szpitalnej. Była wysoko ceniona przez personel i pacjentów.
Najpierw większą część czasu spędzała w szpitalu otaczając ojca najczulszą
opieką. Miał ogromny ropień na pośladku, wciąż niegojący się, pęknięcie kości w
stawie biodrowym i przestrzeloną nogę, co było uciążliwe przy tak dużej wadze.
Matka gotowała dla Jana posiłki, aby się wzmocnił i szybko wrócił do zdrowia.
Gdy ojcu było już lepiej, Krystyna nocami wyjeżdżała
ze szpitala do okolicznych lasów z dr Żochowskim pracującym w
konspiracji. Opatrywała rany partyzantom, a także więźniom – Żydom z Polski i z innych krajów, którzy po buncie uciekli z obozu w Sobiborze. W razie potrzeby nawet
dokonywali trudnych operacji, przy których Krystyna pełniła ważną rolę
instrumentariuszki. Te wyprawy do lasu po godzinie policyjnej groziły również
utratą życia. Jej pobyt we Włodawie trwał 9 miesięcy.
W tym czasie
Krystyna dowiedziała się także o tragicznej śmierci Ludwika Bergera. [23. listopada 1943 r.
(ur. 1911) został zastrzelony w czasie przeprowadzania akcji władz niemieckich
przy ul. Śmiałej 5a na Żoliborzu. Walczył do końca.] Tę wiadomość bardzo mocno
prze-żyła. [Środowiska mokotowskich Oddziałów Powstańczych postanowiły uczcić
65 rocznicę przekształcenia Batalionu Sztabowego KG AK na pułk „Baszta” i
śmierci Ludwika Bergera – organizatora młodzieżowych grup oporu, poprzez
ogłoszenie roku 2008 „Rokiem ‘Baszty’ i Ludwika Bergera.”]
Kochała swoje „Stare Ptaki”, dbała
o nie, rozumiała, że przy niepewnej sytuacji brata-lotnika, ona jest jedyną ich
ostoją. Będąc żołnierzem AK, znając dokładnie aktualną sytuację na froncie,
który zbliża się w kierunku Warszawy, czuła się w obowiązku do niej pojechać.
Była przekonana, że w Stolicy wybuchnie Powstanie, ponieważ warszawiacy nie
będą czekać biernie na wyzwolenie. Wiedziała, że Jej doświadczenie
pielęgniarskie wtedy bardzo się przyda.
W połowie maja 1944 r.
mimo próśb rodziców, których bardzo kochała, z bezpiecznego Krakowa przyjechała
do Warszawy. „Danuta” przed wybuchem Powstania Warszawskiego miała kłopoty z
sercem, była mizerna, gorączkowała po niewyleczonej grypie, co bliskich
niepokoiło. Pierwsze dni poświęciła na nawiązywanie kontaktów, szukanie i
odwiedzanie wszystkich znajomych i bliskich. Mieszkała pod
różnymi adresami, dorywczo
pracowała w szpitalu, na dyżurach i opiekowała się cichociemnymi.
[Edward Szanc – kolega konspiracyjny z Instytutu w Puławach – pisał do mnie:
„Po przyjeździe z lasu na lubelszczyźnie szedłem warszawską ulicą... Ktoś
klepnął mnie z tyłu zdrowo po plecach. Zgiąłem się, obracając szybko. Była to
Krystyna. Ucieszyliśmy się serdecznie, uściskaliśmy się mocno. Pierwsze pytanie
Krystyny było jak zawsze rzeczowe i bardzo bezpośrednie: ‘Głodny jesteś, zjesz coś...i czy masz wszy?’. Krystyna wiedziała, że jestem w oddziale partyzanckim,
i na dalszą metę trudno było ustrzec się tego. ‘Idziemy do mnie’. Mieszkała wówczas przy
ul. Filtrowej 68. Po wypukaniu umownego szyfru, zostaliśmy wpuszczeni do
środka, gdzie już były 3 osoby, 2 panów i 1 pani. Przedstawiła mnie krótko, oni
coś bąknęli pod nosem i znajomość została zawarta. Krystyna szykowała dla mnie
kąpiel, a ja czekając – szybko zorientowałem się, że owi panowie, to skoczkowie
„cichociemni”, którzy przed paru dniami byli zrzuceni na teren
Generalnej Guberni, a
pani jest jedną z „ciotek” tych
spadochroniarzy, którymi się
opiekowały z Krystyną. Obie były ich przewodnikami, zapoznając z
warunkami i otoczeniem oraz atmosferą ulicy i kraju, którego nie znali
zupełnie, pozostając od paru lat w Anglii. Opieka nad nimi była konieczna i
bardzo odpowiedzialna, ale i bardzo niebezpieczna, gdyż owi (ci)...byli nie-ostrożni, brawurowali, nie
zdając sobie sprawy z niebezpieczeństwa, jakie czekało ze strony Niemców,
tropiących ich gorliwie i zagrażających na każdym kroku. Czekając na kąpiel,
uprosiłem Krystynę, aby coś nam zaśpiewała, a ta ściszonym.. ‘mruczandem’
zaczęła śpiewać ...potem głos...brzmiał już
pełną swoją siłą. ...W pewnym momencie
spojrzałem na otwarte okno – podszedłem i wyjrzałem. ... ‘Zatkało’
mnie, ciarki przeszły po skórze. Na dole stała grupka ludzi, ciągle się
zwiększająca, z zadartymi głowami. Zasłuchani w melodie Krystyny, które
docierały do nich z góry i słowa ‘karabin w dłoni i
bagnet na broni’. ...Krystyna milcząc otworzyła wyjście kuchenne, a
stamtąd na strych, którym...po paru sekundach ...towarzystwo ...przedostało się
na inną klatkę schodową i opuściło parami blok, w różnych odstępach czasu ...Z
kąpieli nic nie wyszło – nie ryzykowałem... Było to niestety moje ostatnie
spotkanie z Krystyną.”]
Przez
krótki czas mieszkała także przy ul. Polnej 40, u chorej ciotki Jadwigi Krahelskiej,
sąsiadki Marii Dąbrowskiej. Krystyna musiała zająć się samotną, ciężko chorą
Jadwigą, bo ta zaziębiła się na prowadzonych w szkole zajęciach. Nie zrażały
Jej bardzo trudne warunki życia, martwiła się ciągle o rodzinę.
Słowa ciotki Jadwigi Bury-Zaleskiej:
„Domyślam się, że po różnych próbach wykonywania powierzonych zadań w ruchu
oporu chciała powrócić do tego, co Jej dawało najpełniejsze ‘oddanie siebie’, do pracy sanitarnej: udzielała się
w grodzieńskim szpitalu, przeszła przesz-kolenie w Puławach, praktykę we
Włodawie...Była mizerna, gorączkowała i miała jakiś nie-znany mi dotąd
przepraszający uśmiech, widoczny na ostatniej fotografii. Czekała na swój los,
na wybuch powstania. I myślę, że czuła także jak wielu spośród lotników, że będzie to ‘Jej
ostatni lot’...” Błagała matkę o przyjazd i przywiezienie drobiazgów
potrzebnych do udziału w patrolu. Matka przyjechała na krótko – bo już były
trudności w komunikacji – i widziała się z Krystyną po raz ostatni. Krystyna
spotkała się też z Janką Krassowską, ps. „Jagienka”, którą poprosiła o załatwienie przydziału do bojowego
oddziału, do którego Janka należała -
1108 „Jelenia”. Została przyjęta jako sanitariuszka. Wszyscy
w plutonie ucieszyli się, że będą mieli wykwalifikowaną pielęgniarkę.
W plutonie tym było 44 żołnierzy i
3 sanitariuszki: Krystyna Krahelska, ps. „Danuta”, Janina Krassowska, ps.
„Jagienka”, Halina Irena Krahelska, ps. „Myszka” [przyp. -daleka kuzynka]. 30.
lipca 1944 r. chłopcy z plutonu 1108 „Jelenia” zabrali ze skrytki broń. W ostatniej
chwili dotarł Zygmunt Gebethner ps. „Zygmuntowski”, który przyniósł 2 pistolety
maszynowe – peemy, kupione od Węgrów za skradziony samochód. Dostali rozkaz
przeniesienia się na ul. Słoneczną, w niemieckiej części dzielnicy. Mały 7-letni chłopiec, który był w tym mieszkaniu,
słysząc, że idą bić Niemców, stwierdził kategorycznie: „To ja też idę”. Aby nie
dopuścić do dekonspiracji, aż do momentu ich wyjścia wieczorem, nikogo z
obecnych w mieszkaniu nie wypuszczono. Nastąpił podział grupy. Chłopcy przenieśli
się na Nowogrodzką, a dziewczęta na Marszałkowską 21 m. 12 róg Oleandrów, gdzie
mieściło się dowództwo dywizjonu. Było to mieszkanie profesora Politechniki
Warszawskiej Romana Podoskiego, teścia ppor. „Mistrza” – Władysława Kocha, z-cy
dowódcy plutonu 1108. [Był artystą malarzem, jego obrazy znajdują się w Muzeum
Narodowym w Warszawie. Mieszkanie mieściło się na 6 piętrze domu [który
istnieje, lecz bez górnych dwóch pięter].
[„Myszka”
zapamiętała tę ostatnią, przedpowstaniową
noc:] „Niemal wszyscy prze-czuwali, że noc ta będzie ostatnią już nocą
przed ostatecznym natarciem. Więc nie przychodził sen...Zdecydowałyśmy się
jednak położyć na dużym małżeńskim łożu. Klapnęłyśmy we trzy: Jaśka, Krystyna i
ja... było już chyba po dwunastej. W pewnym momencie ...Krystyna się trochę
uniosła na poduszkach i tak półsiedząc zaczęła śpiewać. Zaczęła nucić cicho
ulubione przez siebie piosenki, jakieś dumki ukraińskie, które uwielbiała i
przepięknie śpiewała, i jakieś dumki
białoruskie i ludowe piosenki polskie....chociaż mówiłyśmy: zaśpiewaj coś ta-kiego naszego, na powstanie,
nie chciała śpiewać żadnych swoich piosenek....pod koniec, właściwie już
byłyśmy półśpiące, zaśpiewała swoją ‘Kołysankę’.
Pamiętam doskonale, jak kończyła prawie mruczando ‘śpij dziecino, śpij żołnierski synu, już niedługo obudzimy broń’. Jeszcze wtedy nie wiedziałyśmy, że ją ‘obudzimy’ następnego dnia... o piątej po
południu. Chociaż śpiewała cicho, to jednak z innych pokoi wyszli państwo
Podoscy, ‘Mistrz’ i inne osoby tam nocujące.
Krystyna jakby ich nie widziała, tak była zatopiona w swoich myślach... Może,
śpiewając piosenki swoich poleskich stron, tam skierowała swoje wspomnienia, a
może podświadomie żegnała się ze swymi rodzinnymi Mazurkami?”
Przez cały okres okupacji pod Pomnikiem Syreny, w każde wielkie
święto narodowe, młodzież składała wiązanki kwiatów, a 31. lipca 1944 r.
pojawił się na cokole napis „Hej chłopcy, bagnet na broń!” jako wezwanie do
boju.
1. sierpnia 1944 kilka godzin
przed Godziną „W” pluton
stawił się w punkcie zbornym przy ul. Polnej 46, w mieszkaniu prof. Rostkowskiego. Rano „Wrzos”- Zbigniew
Wrześniowski, zdolny artysta malarz, studiujący u Wojciecha Gersona, właściciel
rikszy, przywiózł nią broń.
Był ubezpieczany przez
wachm. podchor. Tadeusza Butlera ps.
„Sęp” i przez „Myszkę”. W mieszkaniu
panował gwar i podniecenie w oczekiwaniu na rozkaz. Zakładano biało-czerwone
opaski, przyszywano do czapek i furażerek orzełki, by podkreślić, że w różnych
cywilnych ubraniach są żołnierzami AK i uczestnikami powstania. Rozdano broń,
której niestety nie wystarczyło dla wszystkich. Mieli zaledwie 2 peemy, 11
pistoletów parabellum, granaty i nożyce do cięcia drutu. Resztę miano uzupełnić
bronią zdobytą na wrogu. Sanitariuszki sprawdzały stan apteczek pierwszej
pomocy.
O godz. 17tej, w godz. „W”
wybuchło Powstanie. Pluton wreszcie otrzymał niecierpliwie wyczekiwany rozkaz i
wybiegł do akcji z ul. Polnej 46. Po drodze dołączył do nich
dowódca Karol Wróblewski ps. „Wrona”. Mieli zdobyć z rąk Niemców redakcję
„Nowego Kuriera Warszawskiego” - niemieckiego szmatławca, przy ul.
Marszałkowskiej 3/5, lecz od tyłu zabudowań, od strony ul. Polnej, blisko Pl.
Unii Lubelskiej. „Myszka” wspominała: „Tupot 44 par nóg na schodach, uśmiechy
mieszkańców chwytane w przelocie, czyjeś - ‘Jezus,
Maria! Wojsko Polskie!’ - czyjeś - ‘szczęść Boże!’ i ‘Niech Was Bóg ma w
swojej opiece!’. Skok przez Polną, bieg
dziewcząt na Pole Mokotowskie wzdłuż jezdni, a chłopcy z drużyny wzdłuż ulicy,
pod murami domów. ‘Danuta’ biegła wolniej,
nieco odstawała, była największa, najcięższa i miała niezbyt silne serce”.
Niemców było w budynku bardzo dużo i byli świetnie uzbrojeni w przeciwieństwie
do Polaków, którzy mimo to wierzyli w zwycięstwo. „Zygmuntowski” tak wspomina
pierwsze chwile walki: „gdy dobiegliśmy do bramy
‘Kuriera’, rozcięto siatkę na betonowym murze i łańcuch z kłódką
zamykający bramę. Wbiegłem na podwórze drukarni. Niemcy byli zajęci strzelaniną
od Pl. Unii. Byli zaskoczeni, że zaszliśmy ich od tyłu. Rozpoczęła się
strzelanina, niektórzy Niemcy podnosili ręce do góry. Nagle zaczęły padać
strzały z boku budynku drukarni. Pamiętam, że po chwili strzelałem już
niecelnie. Na dłoniach zobaczyłem krew. Byłem ranny w głowę. Pierwszy przebłysk
świadomości, to chwila opatrunku - robiła go ‘Danuta’ - nasza sanitariuszka”. Gdy trzeba było opatrywać
rannych, „Danuta” myślała tylko o tym, że musi dotrzeć do nich pierwsza, bowiem
była najstarszą z sanitariuszek, z pełnymi kwalifikacjami, dużą praktyką i
chciała jak najdłużej chronić młodsze dziewczęta. Według relacji „Myszki”:
„’Danuta’ pobiegła do rannego w płuco ‘Mistrza’- por.
Władysława Kocha. Odciągnęła go,
Bóg wie w jaki sposób, pod
szopę, która stała w pobliżu, i opatrzyła. Raz jeszcze zawróciła, by dołączyć do
trzeciego rannego. Wtedy właśnie sięgnęła ‘Danutę’ seria z dachu Straży
Pożarnej - 3 kule w płuca. Była, ze względu na dużą sylwetkę, idealnym celem
dla wyborowego strzelca, strzelającego z dachu.” „Jagienka” wspomina: „Podpełzłam do Niej, podpełzł też ‘Wrzos’. Chcieliśmy
opatrzeć Ją na miejscu. Leżąc przy Niej udało się Ją obrócić i założyć pierwszy
prowizoryczny opatrunek. Był bardzo silny ostrzał. Przytomna, świadoma
niebezpieczeństwa, jakie nam grozi,
prosiła ‘Odejdźcie, odsuńcie się, zostawcie
mnie’. Chcieliśmy podciągnąć Ją bodaj pod osłonę rosnących w pobliżu
słoneczników. ‘Wrzos’ uniósł się na łokciu i dostał postrzał kości skroniowej
prawej. Zginął na miejscu.” Wtedy przyszedł rozkaz wycofania się
plutonu, Krystyna została sama, a Jej przyjaciółka
- „Jagienka” przeżyła tragiczną chwilę, gdy posłuszna rozkazowi, musiała
zostawić Krystynę i odejść do następnej akcji. O 21 było
bezpiecznie i patrol zabrał Ją do punk-tu sanitarnego przy Polnej 34. Podjęto próbę operacyjnego
zahamowania krwotoku w klatce piersiowej przez zszycie tętnicy i założenie opatrunku
uciskowego.
[Ze względu na kilka wersji
śmierci Krystyny, poszukiwałam i znalazłam naocznego świadka – dr Marię
Trechcińską, która wtedy była pielęgniarką w szpitalu polowym ul. Polna 34. Wg jej relacji: „wśród
rannych znoszonych z Pola Mokotowskiego, na zasłanym łóżku do prze-wożenia
chorych, leżała młoda kobieta w wieku około 30 lat, blondynka, dobrze
zbudowana. Była ranna w klatkę piersiową i w ciężkim stanie. Rannej już
udzielono pomocy lekarskiej, była już zabandażowana. Dr Barcikowski polecił mi
zrobić Jej zastrzyk dożylny z glukozy. Chociaż stan Jej był ciężki, była
przytomna.
Powiedziała: ‘nazywam się Krystyna Krahelska’.
Zaczęła się agonia, która skończyła się 2. sierpnia śmiercią,
ok. 1 lub 2 w nocy, na skutek
wcześniejszego wykrwawienia. Po śmierci przywiązano Jej do ręki butelkę z
danymi osobowymi. Tymczasowo pochowano
Ją na podwórku sąsiedniego domu przy ul.
Polnej 36. Dobrze zapamiętałam to nazwisko, gdyż skojarzyłam je ze znaną mi
z lekcji historii Krahelską, która rzuciła bombę na gen. Skałona.” Wyżej
wymienione informacje o śmierci Krystyny potwierdziło 3. listopada 1995 r.
Archiwum Biura Informacji i Poszukiwań
przy Zarządzie Głównym Polskiego Czerwonego Krzyża w Warszawie.
Zawsze, gdy mówię o ostatnich
chwilach Krystyny, boję się myśleć, co musi przeżywać czło-wiek świadom
bezpowrotnie uciekającego zeń życia.]
Pierwszą oficjalną informację o śmierci „Danuty” zamieszczono
w powstańczym piśmie „Barykada” nr 2, w formie nekrologu 13 sierpnia 1944 r.
Po
Krystynie ps. „Danuta” został Pomnik Syreny, ozdoba i herb Warszawy,
symbol Miasta Nieujarzmionego
oraz Jej twórczość.
Syrena stała się trwałym symbolem
heroicznej Warszawy. Stała na linii frontu otoczona okopami, w zasiekach z
drutów kolczastych. Pomimo 35 przestrzeleń trwała
na posterunku, dając widzącym Ją
żołnierzom chęci do walki i wiarę w zwycięstwo.
PO WOJNIE
9 kwietnia 1945 r. odbyła się
ekshumacja. Przeniesiono ciało Krystyny do kościoła Zbawiciela. Odbyła się Msza
Św. żałobna, następnie pogrzeb
na Cmentarzu
Służewskim, na Służewie.
W uroczystości brały udział: matka-Janina, prof. Ludwika Nitschowa i przyjaciół-ki Janina Krassowska i Zofia
Olszakowska (ZO). Trumnę zbitą z grubych
bali na platformie wiozły konie. Na trumnie leżał wianek z ulubionych przez
Krysię zawilców, uwity przez mamę.
Matka Krystyny, Janina Krahelska, która
zmarła w 1976 r., w swoim ostatnim wspomnieniu o córce, jakby w obawie, by
sława pośmiertna nie zatarła swoistej, niepowtarzalnej prostoty jej córki,
pisze: „Dookoła Pomnika Syreny Warszawskiej – do którego pozowała moja córka
Krystyna – narosło z czasem wiele legend i apokryfów. Wiążą one, a nawet
utożsamiają Krystynę z Syreną, nadając prawdziwej Krystynie postawę
monumentalną i bohaterską. Krystyna prawdziwa nigdy nie pragnęła być bohaterką,
nigdy nie marzyła o sławie w jakiejkolwiek postaci. Pragnęła
jedynie być we wszystkim sobą i wyśpiewać siebie – od źródeł, od korzeni,
dając ludziom prawdziwe piękno, a
cierpiącym ukojenie. Zginęła nie walcząc lecz spiesząc z pomocą rannemu...”, powiedziała
także: „Jakie to szczęście, że Krystyna,
rażona śmiertelnymi trzema kulami nie padła twarzą na asfalt czy bruk, lecz na
ziemię wśród słoneczników, które tak lubiła... ...Dając...cierpiącym ukojenie,
zginęła nie walcząc, lecz spiesząc z pomocą rannemu...”
[Mamy fotokopię listu, pisanego do
Katarzyny Bartz, maturzystki z Grudziądza, w którym Ludwika Nitschowa pisze:
„wyrzeźbiona przeze mnie twarz Syreny warszawskiej jest twarzą Krystyny
zmonumentalizowaną, aby nie było tak łatwo rozpoznać Krysię chodzącą ulicami,
co by Ją może krępowało. Bo chodziła ulicami warszawskimi prosta, wysoka i ja-
śniejąca
uśmiechem wewnętrznej, młodzieńczej radości i siły, gotowa na wszystko, co
uczci-we, sprawiedliwe i piękne.” Ludwika Nitschowa na życzenie Krystyny
zachowała dyskrecję przez wiele lat i dopiero parę lat po wojnie ujawniła, kto pozował do projektu pomnika.]
Krystyna pośmiertnie została wielokrotnie odznaczona
„za całokształt wyróżniającej
się służby w okresie konspiracji
i poświęcenie w walkach w okresie okupacji i Powstania Warszawskiego”:
v
Złotym
Krzyżem Zasługi z Mieczami od Dowódcy
AK z 2.X.1944 r., nr leg. 33973 wyd.
11.XI.1949 w Londynie – zaświadczenie weryfikacyjne z 6.II.1969;
v
Medalem
Wojska, zarządzeniem z 1.VII 1948, Nr leg. 10904 Londyn 20.VI.1960;
v
Krzyżem
Walecznych;
v
Krzyżem
Armii Krajowej nr leg. I, Londyn 15.VIII.1967 dla upamiętnienia wysiłku
żołnierza Polski Podziemnej w latach 1939-1945 [ps. „Danuta”, przydział -
Sanitariuszka w Oddziale bojowym. Harcerka.
Autorka pieśni żołnierskich AK]; -
nr leg. 33119, Londyn 22. V. 1985;
v
Dyplom odznaki
pamiątkowej 7PU Lubelskich im.
gen. K. Sosnkowskiego dla
ułana ochotnika Krahelska Krystyna
„Danuta” Nr odz. 43/K, Podstawa:
-Rozk. dz. Nr
69/46
v
Pismo z
KOŁA ŻOŁNIERZY 7
PUŁKU UŁANÓW LUBELSKICH
im. gen. K.
SOSNKOWSKIEGO z 58 Firs
Drive, Cranford-Kounslow, Middx. England, 20 maj
1969 r.
„Szanowna
i Droga Pani!
Przesyłam na ręce Pani legitymację Jej córki, Krystyny,
ś.p. pseudonim ‘Danuta’, Złotego Krzyża Zasługi z Mieczami.
S.p. Krystyna, ‘Danuta’ była żołnierzem
plutonu 1108, 3-go szwadronu 7-go Pułku Ułanów Lubelskich im. gen. K.
Sosnkowskiego, kryptonim ’Jeleń’. Ciężko ranna w cza-sie walki na Polu
Mokotowskim w dniu 1 sierpnia 1944 r. zmarła dnia następnego. Odznaczenie tak
dawno zaległe, a tak bardzo należne ś.p. Córce Pani, wspaniałemu bohaterskiemu
żołnierzowi Polski Podziemnej, autorce ‘Powstańczej Marsylianki’ – ‘Hej
chłopcy, bagnet na broń!’ zostało potwierdzone pismem Koła Żołnierzy A.K.,
które również załączam, z okazji uroczystości 50-lecia powstania 7 Pułku Ułanów
Lubelskich. Jej nazwisko, życiorys i fotografia ukażą się wkrótce w wydaniu
książkowym historii tego pułku.
Ś. P. Córka
Pani weszła do ‘Złotej Księgi Pułku’, do szeregów żołnierzy, którzy czynami
i ofiarą życia
gruntowali chwałę bojową Pułku, zdobytą w okresach wojen 1918-1920, 1939,
1940-1945. Niechaj te moje słowa, jednego z najstarszych żyjących żołnierzy
Pułku, a obecnie przewodniczącego Koła Żołnierzy Pułku na emigracji, uzupełnią
hołd, jaki składa Wolna Polska swej Bohaterce Narodowej.
Z wyrazami głębokiego szacunku dla Pani –
Matki, która wychowała i wpoiła w duszę Córki, ś.p. Krystyny, ‘Danuty’ pełnię
cnot Patriotki Polki - pozostaje
/podpis/
Józef Smoleński
Przewodniczący
Zarządu Koła Pułku
Józef
Smoleński generał brygady”
Słowa „Bóg, Honor, Ojczyzna”
nie były dla Krystyny Krahelskiej
pustymi frazesami,
lecz kierunkowskazem w życiu.
Niech twórczość i
dokonania Tej skromnej, bohaterskiej Dziewczyny żyją w tym, co po Niej zostało.
Jest Ona wspaniałym symbolem wszystkich walczących Polek.
[W informacjach i publikacjach podawane są lata 1938 lub 1939 lecz nie ma precyzyjnej wiadomości o dacie
postawienia Pomnika Syreny nad Wisłą tzn. dnia, miesiąca i roku. Dlatego zwracam się do wszystkich o pomoc w ustaleniu daty tego faktu.]
Pani Maria Marzena Grochowska jest współautorką książki "Krystyna Krahelska. Obudzmy Jej zamilkły śpiew", Warszawa 1996.
Archiwalne materiały filmowe w kolorze pochodzące z powstania Warszawskiego podkład muzyczny utwór Nocturne No. 8 in D-flat Major z repertuaru Fryderyka.Chopina
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=DauEEtBcRns
http://niepoprawni.pl/blog/3635/apel-ws-nadania-krystynie-krahelskiej-tytulu-honorowego-obywatela-warszawy
OdpowiedzUsuńhttp://niepoprawni.pl/blog/3635/po-trzykroc-ofiarowala-sie-warszawie
http://niepoprawni.pl/blog/3635/mogila-warszawskiej-syreny
http://niepoprawni.pl/content/krystyna-krahelska-wielka-dama-powstania-warszawskiego
http://blogmedia24.pl/node/64892
http://wpolityce.pl/artykuly/63102-a-zawsze-juz-pozostanie-dziewczyna-warszawska-dziewczyna-nasze-miasto-ma-wobec-niej-dlug-zwracamy-sie-z-apelem-o-nadanie-krystynie-krahelskiej-tytulu-honorowego-obywatela-warszawy